lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji z działu Warhammer (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-warhammer/)
-   -   Stary, gdzie mój okręt?! (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-warhammer/4887-stary-gdzie-moj-okret.html)

Maciass0 12-04-2008 10:50

Jack widząc jak elf zaczyna swoje przeszukiwanie zameczku w celu rozwoju swojej wiedzy sam również spróbował coś zrobić zanim wyruszą na statek. Poszedł do "kuźni" gdyż zobaczył człowieka pracującego w środku swymi wielkimi mięśniami. Miał zamiar sprzedać kolczugę, która będzie mu wadziła na statku gdzie potrzeba szybkości.

- Witajcie pracujący człeku, mam dla was ofertę, praktycznie nie do odrzucenia. Oto mam tą na sobie kolczugę, którą chcę wam sprzedać. - Po czym zaczął ją z siebie zdejmować. Po chwili miał ją w rękach - Panie ta kolczuga ma około 16 tysięcy kółek, robiłem ją ręcznie a rdza wda się za jakieś dziesięć lat. Mój drogi kowalu, ciężko pracujący...

- Dobra panie, pokaż - przerwał kowali i podszedł zobaczyć kolczugę wziął ją w swoje spracowane ręce - Dobry wyrób, prawie mistrzowski.

"Co za typek, toż to przecież znaleziona gdzieś kolczuga" - pomyślał Jack

- Dam ci za nią pięćdziesiąt koron- powiedział kowal

- Pięćdziesiąt !! - krzyknął Jack

- No dobra dobra wiem, to dam ci siedemdziesiąt

Jack praktycznie zaczął się krztusić bo nigdy tyle nie miał złota w sakiewce.
- Siedemdziesiąt, toż..

Kowal mu przerwał i sam zaczął mówić:
- Moja ostateczna oferta to 80 koron a dorzucę do tego jeszcze skórzany kaftan i nogawice od znajomego garbarza.

"Trzeba to zakończyć jak najszybciej" - pomyślał Jack
- Zgoda - powiedział Seahawk

Dokonano transakcji a po chwili Jack stał o parę kilo lżejszy z dużą kwotą pieniędzy w sakiewce. Postanowił coś z tym zrobić, ale to potem, musiał się nacieszyć kwotą sprzedaży jaką otrzymał. To była jego pierwsza tak duża oferta.

Następnie zobaczył stajnie gdzie pracowali służący. Wspomniał swój żywot, jak on, też młody jak tamci opiekował się końmi królewskimi. Była to ciężka, czasami śmierdząca robota. Bez ulgi i żadnych nagród. Kupa, siano, czyszczenie koni. Jack machnął ręką i odrzucił myśli w dal. Teraz liczy się tylko nowa misja i znalezienie ojca. Być może znajdzie go na morzu. Odwrócił się do towarzyszy.

"Czy spędzę z nimi reszte życia?" - pomyślał

Potem ruszył pozwiedzać zameczek i chciał kupić sobie trochę błyskotek na palce, parę pierścionków pasujących do jego kapelusza i czerwonej opaski na czole. Chciał pytać się ludzi co sądzą o ich władcy. Zbierał informację

Darnock 12-04-2008 21:23

Cóż, stryj jak zawsze pomyślał o wszystkim. Lecz, Albrecht nie miał, ani czasu, ani chęci włóczyć się za "najmitami".

Szybko zawołał dwóch pachołków i kazał im się "zająć" panami. Gdyby stało się coś dziwnego, natychmiast by o tym wiedział. Zresztą, to była standardowa procedura. I jasnym było, że elfy nie chadzają takimi samymi drogami co ludzie.

Tymczasem udał się do prywatnych komnat, a właściwie do swojego pokoju. Wbrew wielu plotkom, które oczywiście znał, wcale nie miał więcej miejsca niż reszta sierżantów twierdzy, a nawet podejrzewał że ma go mniej.
Kazał sobie przygotować kąpiel i jakąś strawę, nie zdążył zjeść śniadania i odczuwał powoli głód.
Zaczął się też przygotowywać do drogi, swoją kolczą zbroję kazał wypucować już wcześniej, i powoli zaczął tego żałować. Kto się spodziewał że przyjdzie mu podróżować statkiem. Za to zdążono już wypucować mu pistolety i naostrzyć miecz, szpadę, a nawet lewak. Cóż, przynajmniej broń ma w gotowości.

Gdy nadszedł czas zszedł na dół, by wysłuchać co jeszcze stryj ma im do przekazania.

Cedryk 15-04-2008 20:20

Sigfryd L'Domeneck dość długą chwilę zastanawiał się.

„Czyż można poznać innego człowieka. Nie. Jak dotąd Elfy były zawsze dla mnie bardziej ludzcy od ludzi. No oczywiście są też przeklęci, Druchii ale z pewnością on do nich nie należy.”

- Tak, panie mogę zaręczyć za niego. Jest on wyznawcą Mananna. Lecz i ja ma w takim razie pytanie Panie. Czy celem tej wyprawy jest wywołanie walki pomiędzy morskimi elfami, a ludźmi, bo jeśli tak, nie mogę się zgodzić, aby jakikolwiek z wyznawców Mananna maczał w tym palce. Elfy są jak ludzie zdarzają się wśród nich jednostki występne, ale więcej jest ich wśród ludzi. Istnieje tylko jeden naród elfów czarnych, ale one tak daleko się nie zapędzają. Chociaż nie wykluczam, iż jakiś pojedynczy statek korsarski Druchii zapędził się tak daleko. Wiedz jednak, iż pomiędzy morskimi elfami, a nimi istnieje wielowiekowa nienawiść.

Poczym spojrzał na władykę tak jakby wzrok mógł przenikać wszelkie intencje ludzkie.

Następnie zabrał się za rysowanie mapy morskiej na podstawie map posiadanych i dostarczonych. Szło mu to dość sprawnie, ale nadal potrzebował informacji pilota znającego najbliższe wody. Do tej pory pracowali wraz z Arturem w ciszy. Podniósł głowę i rozejrzał się po salce.

- Coś długo nie ma tego pilota nie sądzisz, bez jego informacji dalej nie ruszymy z mapami. – zwrócił się do drugiego nawigatora zarazem i sternika.

Atanael 20-04-2008 11:03

Arthur przeglądając dokładnie mapy, co jakiś czas w ciszy wskazując tylko coś Sigfrydowi, który rysował mapy, sam robił luźne notatki, które niewielu nawigatora mogły pomóc, jednak dla Arthura były dokładnym rozrysowaniem wszystkich informacji z danych map, łącznie z wątpliwościami. Notatki był przygotowane, do korzystania z nich w roli właśnie sternika, i nadal wymagały pomocy nawigatora, którym Arthur był z wykształcenia, więc nie miewał problemów z samodzielnym kierowaniem statku. Arhtur zatrzymał swoją prace i spojrzał z podziwem na kapłana, sam stracił już pomysły co i jak rozrysować, potrzebował pomocy pilota, a kapłan wciąż coś robił na swych mapach. Niezdziwiony słowami kapłana pokiwał lekko głową.
-Przydało by się kilka dokładniejszych informacji, przynajmniej o pobliskich wodach.
Powiedział spoglądając wzrokiem po porozkładanych na stole mapach.

Bulny 20-04-2008 15:56

Liliwander

- Czekaj leśny bracie... - powiedział niziołek, uśmiechając się. Jak każdy przedstawiciel swojej rasy był niski, miał kręcone brązowe włosy i piegi na twarzy. Nie był jednak tak pulchny jak reszta jego krewniaków. Szybko pobiegł do stajni każąc na siebie czekać. Po chwili zobaczyłeś, że wraca z dużą torbą. Zaczął w niej gmerać, po czym wyciągnął dość dużą sakwę. Przeszukiwał torbę jeszcze przez chwilę, a uśmiech na jego twarzy ciągle rósł.
- Nareszcie! - wykrzyknął wyciągając małą, pustą sakiewkę. Potem szybko wziął z większej garść ubitego i wysuszonego ziela i przesypał je do mniejsze j, ładnie ją zawiązując.
- Nawet mnie nie obrażaj pytając czy możesz odkupić. Masz tu tytoniu na dziesięć bić. Resztę rzeczywiście już sprzedam, gdyż mało mi zostało, a sam wiesz że takie specjały nie są tanie. - rzekł z udanym oburzeniem, które potem przeszło w normalniejszy ton.
- A co do niechęci do twej rasy. Widzisz nie wszyscy tutaj tak mają, ale Ci starsi pamiętają jeszcze napady elfów po śmierci Stortebeckera. Skoro podróżujesz po tych rejonach, to pewnie już słyszałeś o nim co nieco. Mówi się, że nasz kochany banita skumał się z leśnym ludem, by wspólnie zrobić coś z tutejszą władzą. Ile w tym prawdy, tego nie wiem. Tak na prawdę jestem tutaj od niedawna.

Jack

Pierścionki i biżuteria niestety są tutaj towarem luksusowym. Szczególnie dla ludzi takich jak ty, czyli włóczących się po kraju w poszukiwaniu zajęcia. Choć nie było tutaj typowego straganu z biżuterią, to jednak było miejsce, gdzie przeważnie stali kupcy ze swoimi towarami, które mieli zamiar sprzedawać ludziom pracującym w posiadłości. Stojąc tak nieopodal bramy wjazdowej ujrzałeś człowieka wjeżdżającego właśnie konno w obręb murów twierdzy, razem z dwoma pachołkami. Ludzie wyglądali na żeglarzy, a tego na koniu chyba rozpoznawałeś. Czy to nie ten kapitan, którego pytałeś parę dni temu o pracę? Tak, to najwyraźniej on. Wtedy skacowany i przygnębiony, a teraz znowu jechał z wypiętą piersią. Od razu widać było, że to ktoś ważny. Piękny, kapitański kapelusz, zakrywający zadbane, kręcone, czarne włosy spięte w ogon. Długi błękitny płaszcz ze złotymi nićmi i zdobieniami. Drogie spodnie, oraz piękny rumak. Najwyraźniej człowiek znowu dostał dobrą posadę. Nietrudno było się też domyślić, że była to posada na statu von Valenrooda.

Albrecht

Relaksacyjna kąpiel dodała Ci sił i poprawiła samopoczucie. Strawa również była dobra. Twój stryj nigdy nie sępił grosza na posiłek dla swych żołdaków. Przecież każdy wie, że dobrze odżywiony żołnierz może dużą więcej niż wychudzony kościotrup. Nie wszystko było jednak tak pięknie jak miało być. Jak zwykle ktoś musiał Ci przerwać delektowanie się zamkowym jedzeniem. Był to Olaf. Wpadł do twej komnaty nieco zdyszany mówiąc:
- Panie. Mangus Wiederhorst przybył, a twój stryj właśnie odbywa drzemkę. Wysłał już swego pachołka, by pomógł panu L'Domeneckowi w mapach i sam gdzieś poszedł. Co robić panie?
Życie bratanka kogoś ważnego jest ciężkie. Zawsze było tak, że jeżeli stryj nie miał na coś czasu, cała służba leciała do Ciebie by pytać co robić...

Sigfryd i Arthur

Żmudne nanoszenie poprawek na mapy mogłoby znudzić normalnego żeglarza, ale nie was. Dla was było to chyba jednym z ciekawszych zadań pod słońcem. No może poza samym żeglowaniem. Strażnicy stojący w pomieszczeniu przez większość czasu przypatrywali się waszej pracy, a po jakimś czasie pozwolili sobie nawet na troszeczkę większe wyluzowanie. Po chwili jednak błogi spokój pracy zakłóciło pukanie do drzwi. Nim ktokolwiek zdążył powiedzieć "wejść", do środka weszło dwóch mężczyzn. Jeden z nich wyglądał na bardzo dzianego. Piękne stroje, zadbana skóra i włosy, oraz połyskująca w słońcu szpada przy boku wskazywały na to, że nie był to byle jaki majtek, a ktoś ważny. Wszedł do pomieszczenia prostując się niemal tak, jakby połknął kij od szczotki. Wypinał dumnie swą pierś i pokazywał ładne zęby. Szybkim, pewnym krokiem podszedł do stolika i wyciągając rękę rzekł:
- Witam panowie. Nazywam się Mangus Wiederhorst i jestem kapitanem statku, na który zostaliście najęci. A to mój pomocnik Anders Kolnen. - po czym wskazał na mężczyznę, który wszedł za nim.
- On pomoże wam sporządzić mapy.
Pomocnik kapitana był jego zupełnym przeciwieństwem. Niski, krótko ostrzyżony blondyn podszedł do was niepewnym krokiem. Choć nie był przestraszony, wyglądał nieco nieswojo. Miał krótko przystrzyżoną fryzurę, nieco podstarzałe już rysy twarzy. Był niski i nie ubierał się tak jak mocodawca. Wyglądał, można by powiedzieć, bardzo zwyczajnie.

Maciass0 20-04-2008 17:48

Jack widząc jak postać na koniu wjeżdża na posiadłość pracodawcy Seahawk spiął się i ruszył w stronę głównych budynków aby zobaczyć kto to taki przyjechał. Kiedyś już Jack go widział, ale praktycznie jak przez mgłę, bo wtedy widocznie pił i odurzony umysł mógł mało zapamiętywać. Zaczął biec, po drodze mijał Lilawandera, który handlował z niziołkiem więc powiedział podbiegając do elfa:

- Mój drogi leśny bracie, pójdźmy do środka zobaczyć co się dzieje i kto to zawitał na tym koniu, pewnie jakiś nadziany koleś. - Jack nie mógł sobie przypomnieć kto to taki - Pewnie Sigfryd już ukończył sprawę z mapami i będziemy mogli ruszać w morze.

Nie czekając na elfa Jack ruszył w stronę głównego budynku zameczku z którego wcześniej wychodzili w poszukiwaniu swoich towarzyszy którzy się rozbiegli po całej posiadłości.

Darnock 20-04-2008 19:04

Albrecht był wściekły, ktoś przerwał mu posiłek, a wyraźnie zakazał sobie przerywać w czasie posiłku. Gdyby nie siedział to by na pewno kopnął pachołka. I tylko to dało mu czas na wyrzucenie z siebie informacji:
-Wiederhorst!!! Przecież miał się pojawić za tydzień.-widocznie ktoś już mu przekazał wiadomość pomyślał-Trudno, ja go muszę przyjąć. A ty powiadom Gotfrieda, że ma przekazać wiadomość o przybyciu kapitana baronowi, zaraz po tym jak się obudzi. Pan nie lubi zbyt długo czekać.

Gdy tylko pacholik wyszedł, ubrał się i zszedł na dół. W duchu był wściekły na kapitana i służbę. Co oni sobie myślą. Mam prawo do odpoczynku. Gdy zszedł zauważył że kapitan sobie sam nieźle poradził. Widocznie, jakiś rozumniejszy służący zaprowadził go już tutaj. Wykonał sztywny wojskowy ukłon w jego stronę, jego pomocnika nawet nie zauważając i powiedział:
-Witam herr Wiederhorst, niestety stryj nie może na razie pana przyjąć. Ale widzę że sobie pan poradził. Pewnie panów nie przedstawiono sobie, to jest kapłan Mannana, Sigfryd L'Domeneck-powiedział wskazując na Sigfryda-A to nasz nawigator, zwie się...-to była kolejna osoba której imienia za nic nie mógł zapamiętać, po chwili dodał-Lepiej będzie jak sam się przedstawi. Pozwolą panowie że nie będe wam przeszkadzał, jestem tylko prostym żołnierzem.-powiedział z udawaną skromnością-I nie moim zadaniem jest znać się na nawigacji. Mam nadzieję że wkrótce się zobaczymy.

Cedryk 22-04-2008 18:27

Kapłan spojrzał na rycerza niechętnie.
„On miałby przewodzić nam. Nie dorósł jeszcze. Jedynie, co mógłbym mu powierzyć to dowodzenie armią ołowianych żołnierzyków. Mlekosys pieprzony. Nawet rang nie potrafi zapamiętać.”

- Dziękuję Albrechcie za wstępne przedstawienie. – zwrócił się do kapitana Sigfryd, ściskając podaną rękę.
- Jak już wiesz panie jestem kapłanem, a dokładniej jego Wybrańcem, jeśli się orientujesz w strukturze kultu Mananna. Dodam, iż z Zakonu Albatrosa, który szczyci się najlepszymi nawigatorami. W tym rejsie oprócz zwykłej posługi będę sprawował funkcję nawigatora. – po tych słowach wskazał ręką na Arthur’a Valdor’a.

- Przedstawiam ci panie Mangusie, Arthur Valdor, również nawigator, w rejsie tym zgodził się zająć mniej eksponowaną pozycję, ale również niezwykle ważną sternika.

Po tych słowach spojrzał na człowieka, który towarzyszył kapitanowi.

- Mniemam, iż on to jest tym pilotem, który zna się na okolicznych wodach, bo jakoś nie znam funkcji pomocnik, czyli czym się zajmuje czyszczeniem butów, jest służącym.

Następnie Sigfryd pochylił się nad mapą, którą kreślił.

- Już wiem, iż wejście do Marienburga się zmieniło, sam to zaznaczyłem gdy wchodziłem z „Połykającym Fale”, gdzie nasz statek stoi na kotwicy i jak tam się zmieniło, możesz mi to miejsce wskazać na mapie. – powiedział do człowieczka czyniąc zachęcający gest dłonią.

Eliasz 23-04-2008 10:29

- Dziękuję Ci przyjacielu – elf z wdzięcznością przyjął podarek od halflinga i nie tracąc specjalnie czasu nabił fajkę i zaczął kosztować nowego tytoniu. Halflińskie ziele lekko gryzło w gardło, lecz waniliowo – miodny smak jaki rozpływał się po gardle, ustach i płucach był tego wart. Opowieść dotycząca banity także wnosiła coś nowego – „Skoro leśne elfy stają po jego stronie w całej tej sprawie musi leżeć o wiele więcej. Leśniaki nie opuściłyby własnych siedzib, aby wtrącać się w sprawy ludzkie…chyba, że sytuacja był wyjątkowa.”

Elf poświęcił nowemu znajomemu resztę czasu. Chciał jakoś mu pomóc, odwdzięczyć się za dar – jednak nic takiego przy sobie nie miał, postanowił ofiarować mu coś równie cennego – czas maga.
Po pewnym czasie do dwójki rozmawiających w najlepsze nie-ludzi podszedł Jack. Rozmowa tyczyła się sposobów gotowania potraw morskich – więc dotyczyła spraw leżących w kręgu zainteresowania halflinga i morskiego elfa.

- Mój drogi leśny bracie, pójdźmy do środka zobaczyć co się dzieje i kto to zawitał na tym koniu, pewnie jakiś nadziany koleś. - Jack nie mógł sobie przypomnieć kto to taki - Pewnie Sigfryd już ukończył sprawę z mapami i będziemy mogli ruszać w morze.

Nie czekając na elfa Jack ruszył w stronę głównego budynku zameczku z którego wcześniej wychodzili.

- No cóż – odezwał się do halflinga, lecz patrząc w stronę oddalającego się Jacka – no to idźcie.
Później zaśmiał się z własnego żartu z miejsca się jednak nie ruszając. Dobrze wiedział – gdyż sam zajmował się nawigacją, że poprawianie map to czasochłonne zajęcie, które musi być wykonane z właściwą precyzją. Drobny ruch piórem nie w tą stronę i statek mógł znaleźć się na rafach. Postanowił poczekać, aż po niego przyjdą, chyba że trwałoby to nad wyraz długo.

Atanael 25-04-2008 10:13

Arthur zmierzył wzrokiem obu przybyłych. Sam za młodu, nim opuścił rodzinę, był oherbiony z każdej strony. Nie było to w tym momencie prawie wcale istotne, ważne, że Valdor miał niejako jakieś pojęcie o dworskim zachowaniu... Wstał i ukłonił się delikatnie gdy osobnicy podeszli. Następnie skinął jedynie głową, gdy kapłan go przedstawił. Został zepchnięty do roli "Ja jestem xxx a on jest ze mną" ale przywykł do tego w swoim życiu. Usiadł ponownie na krześle i pozwolił kapłanowi załatwić wszystko z pilotem, sam przeszedł do rozrysowania mapy okolicznego nieba. Jest to wielce przydatne w żegludze, a nie zapowiadało się na to, żeby takowe posiadano. Zresztą w imperium takie mapy nie mają zbyt długich terminów ważności.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 09:37.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172