lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji z dziaÅ‚u Warhammer (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-warhammer/)
-   -   [warhammer] Proroczy Sen (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-warhammer/5158-warhammer-proroczy-sen.html)

Mortarel 14-03-2008 20:11

Zdążyliście już ochłonąć po tym dziwnym i nietypowym śnie. Siedząc w lesie, w środku nocy, wesoło wpatrywaliście się w płomyki ogniska rozpalonego przez Gilesa. Santiago i Leonard rozmawiali razem z dala od was, przez ciemność lasu nie widzieliście ich niemal wcale, jednak oni mogli was zobaczyć, jako że byliście oświetleni światłem ogniska.

Rozdzieliliście między siebie warty, najlepszym wyborem byłoby teraz pójście spać. Jeszcze tylko ostatnie dogadanie szczegółów związanych z pełnieniem straży i momentem pobudki, dzieliło was od wypoczynku.

Momentalnie jednak zerwał się silny wiatr, wy, jako skryci między drzewami nie odczuwaliście tego. Jednak wystarczyło spojrzeć w górę, aby dostrzec korony drzew, które niemal kołysały się smagane wietrzyskiem.
Właśnie wtedy, siedzący pod sosną Garnir zawył z bólu. Każdy, kto go usłyszał zwrócił się w jego kierunku z niemałą zgroza i ciekawością. Jednak po chwili zgroza ta zamieniła się w szczery śmiech. Okazało się, bowiem, że sporej wielkości szyszka urwana z gałęzi siłą powiewu nieszczęśliwie spadła na sam czubek głowy krasnoluda.

Ci, którzy znali się, choć trochę na pogodzie, wiedzieli, że taki wiatr wiejący w stronę gór sprowadza zwykle chmury. Mogło to zapowiadać ulewę. Jednak póki, co nie warto się tym zrażać. Najważniejsze to ustalić teraz trasę dalszej wędrówki i plany odnośnie podróży. Może warto byłoby wysłać kogoś na zwiad z samego rana, żeby wybrał najdogodniejszą trasę. Nie wiadomo było bowiem, dokąd dokładnie zaprowadzi was trakt. Chociaż zapewne jego koniec znajdował się u podnóża Gór Szarych.

Wszystkie te sprawy wymagały uzgodnienia, aby wybrać jak najlepszą opcję. A nigdzie indziej, jak przy ognisku obozowym, tak dobrze nie omawia się tego typu spraw

Ghuntar 14-03-2008 21:04

Santiago nie był zadowolony z wylanego napoju. Spojrzał na Leonarda i odpowiedział.

-Consentimiento, ale tylko ten raz, piłeś już la hoy beber więc nic Ci nie będzie. Ale jeśli jutro krasnolud przyrządzi baber a Ty nie wypijesz, powiem mu, że go wylałeś. Ale teraz podzielę się z tobą tym.

Esrtalijczyk wskazał palcem na dzbanek piwa, przechylił spory łyk trunku i podał Leonardowi.

-Napij siÄ™, bueno zimne i gorzkawe. Heh

Santiago usiadł koło Leonarda i spojrzał w niebo.

-Spójrz, będzie lało, wieje strasznie. Ja także nie jestem szlachcicem, i chyba nie chciał bym być. Jeśli miał bym dar a luz takim nadętym pajacem...

Santiago nie dokończył, zacisnął pięści tak mocno, ze strzeliły kości.

-Wiesz a veces tener que lepiej niż niejeden z tych pyszaÅ‚kowatych cymbałów z tÃ-tulo. Familia posiadaÅ‚a kilka sklepów, depósito w porcie i galeon. Padre widziaÅ‚ we mnie nastÄ™pcÄ™, gdyby nie ten szuja Hektor, alcohólico i oszust pewnie tuliÅ‚ bym sÅ‚odkie cuerpo Catalina. Nigdzie nie widziaÅ‚em równie piÄ™knej kobiety, ach te oczy

Na twarzy szermierza pojawił się błogi uśmiech. Chwilę tak siedział w bezruchu po czym zaczął mówić dalej.

-Hektor celos tego, że zwracaÅ‚a uwagÄ™ na mnie, a gardziÅ‚a jego tÃ-tulo, zazdroÅ›ciÅ‚ padres fortuny, dobrze prosperujÄ…cych sklepów, wyobraź sobie, że ten reptiles oskarżyÅ‚ ich o handlowanie z przestÄ™pcami. Nie muszÄ™ Ci hablar co byÅ‚o dalej. kiedyÅ› znajdÄ™ sposób i equipo, z którymi wrócÄ™ do Magrity i prometer wyrwÄ™ mu ten reptileso jÄ™zor.

Cedryk 15-03-2008 17:52

Giles przez dłuższą chwilę milczał zanim przemyślał wszystko.
„Wszelkie prace, jakie miaÅ‚abym wykonywać sÄ… zbyt uwÅ‚aczajÄ…ce dla rycerza, a widzÄ™, iż tu wszyscy sÄ… przesiÄ…kniÄ™ci nowymi ideami z Imperium, tam to nazywajÄ… to jakoÅ› tak dziwnie. Nieważne wszak musze siÄ™ zajmować Blanszardem, co mi szkodzi zajmować siÄ™ również tymi szkapami, które dostaliÅ›my od elfów, jak widzÄ™ nie potrafiÄ… siÄ™ nimi za dobrze opiekować i szybko by popadaÅ‚y przy takiej opiece”.

- Joseph i ja wybierzemy siÄ™ jutro przepatrzyć szlak przed nami. Garnir jak teraz mamy jechać, opowiedz coÅ› o drodze przed nami. Poszukamy najlepszego szlaku takiego, którym wóz przejedzie. Wy tym czasie zwiniecie obozowisko i przyszykujecie strawÄ™. BÄ™dÄ™ siÄ™ zajmowaÅ‚ koÅ„mi, bo widzÄ™, iż żaden z was nie ma do tego potrzebnej wiedzy i tak bÄ™dzie cudem, jeÅ›li uda mi siÄ™ te chabety utrzymać przy życiu. SwojÄ… drogÄ… byÅ‚y to chyba najgorsze konie LeÅ›nego Ludu. W kucharzeniu jestem sÅ‚aby wiec lepiej, aby ktoÅ› inny siÄ™ tym zajmowaÅ‚. Szkoda, że nie ma z nami, jakiego nizioÅ‚ka to wspaniali kucharze. – po tych sÅ‚owach wszyscy usÅ‚yszeli jak z rozrzewnienia przeÅ‚yka Å›linkÄ™.
Giles czuł się bezpieczny w samym środku Lasu Loren, wiedział wszak, iż żadne ohydztwo nie podejdzie do nich, tak blisko siedzib Leśnych Ludzi.
W pobliżu słychach było poruszanie krzaków spowodowane przez Wilka i co poniektórzy mogli zobaczyć błyskające w blasku ogniska jego oczy.

- Dzisiaj nie będzie więcej czasu niż na trzy warty. Ten, kto będzie maił ostatnią obudzi mnie i Josepha dwie małe klepsydry przed końcem swojej warty. - po tych słowach wyjął z bagażu małą klepsydrę z bardzo grubego szkła.
- Cztery obroty tej tego urządzenia dają jedna Klepsydrę, jeden obrót to Mała Klepsydra.
Warta więc trwać będzie przez osiem obrotów klepsydry.

Maciass0 15-03-2008 20:56



PÅ‚onie ognisko i szumiÄ… knieje
krasnolud jest wśród nas
opowiada starodawne dzieje,
bohaterski wskrzesza czas.

O walkach znad kresowych stanic
O obrońcach naszych krasnoludzkich granic
A ponad nami wiatr szumny wieje
i kamienny huczy głaz.

Już do odwrotu głos trąbki wzywa,
alarmujÄ…c ze wszech stron
Wstaje wiara w ordynku szczęśliwa.
Serca bijÄ… w zgodny ton.

Każda twarz się uniesieniem płoni
Każdy laskę krzepko dzierży w dłoni
A z młodzieńczej się piersi wyrywa
pieśń potężna pieśń jak dzwon.

Garnir zaczął śpiewać lekkim głosem, pieśń miała nastrój melancholijny i smutny. Gdy skończył powiedział:
- To zacna pieśń o walce krasnoludów z goblinami wiele lat temu w Górach Krańca Świata. Duma i walka o władzę zgubiła klany krasnoludzkie. Te czasy nie mogą się powtórzyć, dlatego dzięki wam musimy uratować mój Dom.....

Przerwał na chwilę dając czas na zrozumienie pieśni i jego słów.
Gdy wszyscy byli przy ognisku:
- Niechaj pokój i zgoda nastaną w naszym kręgu a ogień i amulet będa świadkami znaku przysięgi. Przysięgam, że nic nie spotka was złego póki ja sam nie zginę, ogień i ziemia moimi świadkami.- mówiąc to przyłożył rękę do piersi i uderzył 3 razy i czekał na resztę czy pójdą za jego przykładem.
Garnir patrzył na nich wzrokiem spokojnym i pragnącym potwierdzenia przysięgi. Nie chciał być zignorowany przez nikogo...

***
Ała, przeklęty las, wolałbym żeby na głowę spadł mi głaz niż takie... takie... elfie- powiedział z bólem gdy szyszunia spadła mu na głowę a potem wybuchł śmiechem gdy zażartował o elfach

***
- Drogi Gilesie, jesteśmy teraz w lesie i nie wiem dokładnie gdzie jesteśmy, ale gdy dojdziemy do ukochanych gór, powiem wam z zamkniętymi oczami gdzie pójść. Tylko węch mojego domu poniesie mnie do niego. Karak-Norn powracam!- dał akcent na ostatnie słowa. - HEJ!- krzyknął z przytupnięciem nogi.
-Na zwiady jeno ja się nadaję, bo do tego mnie wyszkolono, mości Gilesie pójdę z wami- dodał

A potem zjadł część prowiantu i wypił przy tym trochę piwa a potem zasnął snem głębokim

Kerm 15-03-2008 20:57

"Czy szyszka, która spadła wprost na głowę Garnira to przypadek?" - pomyślał Joseph. - "A może jakieś ostrzeżenie?"
Nie warto było sie nad tym zbyt długo zastanawiać, toteż Joseph dość szybko porzucił jałowe rozmyślania.
Gorszy od hipotetycznych niebezpieczeństw był w tej chwili wiejący od gór wiatr, który zwiastował ulewę i to niezgorszą. Podróż w deszczu to jeden z mniej przyjemnych elementów składowych każdej przygody.
Joseph spojrzał w stronę koni pociągowych. Nie było wcale tak źle, jak to określał Giles. Konie wyglądały dobrze, a on sam, wraz z Abrahimem zajęli się nimi odpowiednio. Być może Abrahim nie był świetnym woźnicą, ale na koniach się znał. Pewnie nie raz zajmował się tymi zwierzętami. Ale skoro Giles postanowił się nimi opiekować, tym lepiej. W drużynie każdy powinien mieć jakieś zajęcie, niech więc robi to, na czym zna się najlepiej.
"Niziołek faktycznie by się przydał. Ale Abrahim jest niezły, a dla nizołka musielibyśmy mieć drugi wóz pełen zapasów" - skomentował wypowiedź Gilesa na temat kucharzenia. - "I ciekawe, komu się przydał wykład na temat klepsydry?" - rozejrzał się dokoła.
Przyrząd często używany w wojsku, wśród zwykłych poszukiwaczy przygód był równie rzadko spotykany. Większość poszukiwaczy przygód miała czas niejako we krwi.
- Warto by zobaczyć, czy elfy nie dorzuciły jakiejś płachty, która by ochroniła zapasy przed ulewą - powiedział, gdy Giles skończył mówić. - Gdyby miało lunąć - spojrzał na targane wiatrem wierzchołki drzew - byłoby jak znalazł. Szkoda też, że nie możemy z tego wehikułu zrobić porządnego wozu kupieckiego. Podróż byłaby przyjemniejsza.
Odwrócił się do rycerza.
- Skoro tylko trzy warty, to będę drugi i obudzę Abrahima.
Po chwili dodał:
- Co prawda jak na razie powinniśmy być bezpieczni, ale nigdy nie wiadomo. Elfy wszak mówiły, że w ich Lesie zaczęły się pojawiać wpływy Chaosu. A więc jak na wojnie - uśmiechnął się - broń pod ręką i spać z jednym okiem otwartym.

Marchosias 15-03-2008 21:50

Leonard z uśmiechem przyjął kufel od Santiego i zaczerpnął z niego duży łyki.
*Co za świństwo...*
Wysłuchał opowieści Estalijczyka, po czym oddał mu pojemnik.
-Nie dla mnie takie rzeczy, wolÄ™... - zastanawiaÅ‚ siÄ™, czy warto mówić o takich rzeczach, to jakby kopać pod samym sobÄ… dół – Jak to widzisz? Chcesz mierzyć siÄ™ z, jak domniemam, szlachcicem? Na jego trenie?
Constantine wybuchnął śmiechem
-Widzę, że nie tylko ja tu jestem szalony!

-Robi siÄ™ już ciemno, a pogoda nie zdaje siÄ™ być przychylnÄ… – spojrzaÅ‚ w niebo – Wracajmy do obozu – wstaÅ‚, otrzepujÄ…c siÄ™ z ziemi i liÅ›ci, które osiadÅ‚y na jego ubraniu – Podeprzyj mnie, bÄ™dÄ™ udawaÅ‚, że wziÄ…Å‚em ten nektar boskich elfów.

W obozie nie działo się nic interesującego, nie z perspektywy Leonarda. Widać było tylko kontury zarysowane czerwienią ognia.

Bulny 15-03-2008 21:50

Abrahim pokiwał głową w geście pokazującym iż zgadza się ze słowami towarzyszy.
- Dobrze, będę pilnował czasu, jak własnego wielbłąda - rzekł przypatrując się klepsydrze.

Gdy na głowę krasnoluda spadła szyszka z drzewa, pod którym siedział, czarnoskóry uśmiechnął się rozbawiony, choć potem jego mina zrzedła. Ten wiatr mocno zaniepokoił człowieka. To normalne, że o tej porze roku wieją silne wiatry, aczkolwiek taka pogoda pierwszej nocy podróży nie wróży nic dobrego.

Człowiek nie zignorował przysięgi Garnira, i również uderzył się trzy razy w piersi, potem pomagając Johannowi zakładać płachtę na zapasy. Potem znowu siadł przy palenisku.

- Radziłbym mieć oczy dookoła głowy towarzysze. Ta pogoda dość mocno mnie niepokoi. - Przemówił Arab. - Aaa... I gdy będziecie szli na zwiad postarajcie się poszukać dogodnej drogi, aby jechać w bliskim sąsiedztwie rzeki. Nie będziemy wtedy musieli dużo łazić, aby uzupełnić zapasy - dokończył pijąc wodę ze swojego bukłaka, po czym zmęczony ułożył się na derce, aby potem w lekkich, związanych z pogodą, trudnościach pogrążyć się we śnie.

Cedryk 15-03-2008 23:05

Giles ze zdumieniem przysłuchiwał się deklaracji krasnoluda, potwierdzonej przez Abrahim.

- Przyjmuję twoje przyrzeczenie. Sam zaś ślubuję, iż nie cofnę się przed niczym, z czym przyjdzie nam się zmierzyć i nie podam tyłów, chociażby miałby to być najgorszy z demonów.

Poczym zamyślił się dłużej nie wiedząc jak odpowiedzieć brodaczowi.

- Słyszałem, iż wy krasnoludzi nie jeździcie konno. Myślałem zaś o szybkim konnym patrolu, w ten sposób większy obszar drogi zdołamy przepatrzeć.

Ghuntar 16-03-2008 09:06

Santiago wrócił do obozu, wraz z Leonardem, jeszcze po drodze tak by inni nie słyszeli powiedział mu

-Ale pamiętaj, tylko uno, gdyż wypiłeś już swą porcję, jeśli jutro zrobisz jakiś número, obiecuję, że bez wahania Cię zwiążę i powiem reszcie, że zawiodłeś me confianza. A powiem Ci amigo, że zyskać confianza Estalijano to trudna i zarazem przydatna arte.

Podeszli do reszty drużyny gdy Giles kończył mówić coś o krasnoludach nie jeżdżących konno, Santiago przechylił głowę, zmarszczył brwi, wszak w szkole na lekcjach geografii podróżnik Estalijski Roberto Diarez opowiadał o krasnoludach jeżdżących na kucach, lub specjalnie hodowanej rasie koni krzyżowanej z kucami, w celu uzyskania koni prawie tak samo silnych lecz w odpowiednio mniejszym rozmiarze. Santiago nie chciał wyjść na zarozumialca, więc nie odzywał się, w tym temacie mógł oprzeć się jedynie na opowiadaniach nauczyciela. Przechylił dzbanek i wypił kilka potężnych łyków piwa. Spojrzał na dno i dostrzegł, że to koniec na dzisiaj, nie chciał się upijać, mogła go czekać jeszcze warta dzisiaj w nocy. Wyciągnął z wozu jeden z koców zarzucił na plecy i owinął się nim, następnie usiadł przy arabie i zapytał.

-Abrahimie czy coś ważnego nas ominęło?
[i ciszej tak by Leonard nie mógł usłyszeć]
-Dopilnuj by Leonard wypił jutro kolejną porcję beber.

Uśmiechnął się przyjaźnie i wrzucił do ognia kilka kawałków drzewa.

Mortarel 16-03-2008 10:39


Ogień przyjemnie grzał (piwo też). Rozmawialiście jeszcze chwile, ale chcąc nie chcąc sen was zmorzył. Giles nawiązał jeszcze do wypowiedzi krasnoluda, ale nie usłyszał odpowiedzi. Dobiegło go tylko głębokie chrapanie Garnira. Chyba jednak to był najlepszy moment na sen. Jutro trzeba będzie rano wstać. Posnęliście wszyscy kamiennym snem. Jako pierwszy wartę objął Giles, następnie zmienił go Joseph, aby w końcu, jako ostatni czuwał Abrahim.

Wszyscy posnÄ™li gÅ‚Ä™bokim snem…

Giles

SiedziaÅ‚eÅ› przy ognisku, od czasu do czasu zerkajÄ…c na klepsydrÄ™. NasÅ‚uchiwaÅ‚eÅ› odgÅ‚osów lasu, starajÄ…c siÄ™ wypatrzeć czy coÅ› nie krąży przypadkiem wÅ›ród drzew…
Oczy zaczynały ci się lekko kleić, ale przetarłeś je szybkim ruchem dłoni. Aby nie dopadała Cie senność postanowiłeś okrążyć wasz wóz, żeby sprawdzić czy aby wszystko z nim w porządku.
Kiedy już wracaÅ‚eÅ› zdawaÅ‚o ci siÄ™, że coÅ› przebiegÅ‚o za twoimi plecami. UsÅ‚yszaÅ‚eÅ› chrzÄ™st Å‚amanej gaÅ‚Ä™zi. ObróciÅ‚eÅ› siÄ™, ale niczego nie dojrzaÅ‚eÅ›. WróciÅ‚eÅ› siÄ™ do ognia, dorzucajÄ…c do niego drwa…
Ósmy obrót klepsydry, nareszcie koniec warty, czas budzić Josepha a samemu iść spać…

Joseph

Pełniłeś swoją wartę, jako drugi. Byłeś trochę zmęczony, ale nie było to dla ciebie nowością. Co dwa obroty klepsydry robiłeś obchód wokół polanki, na której się rozbiliście. Nasłuchiwałeś przy tym odgłosów lasu. Wydawało ci się, że słyszysz jakieś śmiechy w oddali, pomyślałeś jednak, że zmęczony umysł płata ci figle.
Warta dobiegła końca, zbudziłeś, więc Abrahima, sam kładąc się, aby złapać jeszcze trochę snu.

Abrahim

Rozpocząłeś swoją wartę. Pierwsze, co zacząłeś przyglądać się ciekawie klepsydrze. Widziałeś już wiele z nich, ale i tak zawsze interesowały cię urządzenia mierzące upływ czasu. Czy piaskowe czy wodne, czy też słoneczne lub nawet mechaniczne. Zawsze budziły twoje zainteresowanie. Warta była spokojna, niebo powoli zaczęło przechodzić z koloru ciemnej nocy do odcieni szarości. Zwierzęta żyjące nocnym życiem, zaczynały schodzić się do swych legowisk.
Słońce powoli zaczynało wschodzić, zobaczyłeś, że do końca warty zostały tylko dwie klepsydry. Obudziłeś, więc Josepha i Gilesa.

Leonardo i Garnir spali wciąż smacznie. Santiago natomiast wyklinał przez sen Hektora, raz nawet machnął w powietrzu ręką, jakby chciał zadać pchnięcie bronią. Lekko komiczny widok, jednak zapewne Santiago przeżywał bardzo ważne chwile w swoim śnie.


Joseph i Giles

Słonko niedługo wzejdzie. Trzeba wyruszyć w drogę. Ważne zadanie- przepatrzenie szlaku przed wami. Dodatkowo stwarza okazję do wymiany kilku zdań na osobności. Nakarmiliście konie, poprawiliście ich uprzęże, oraz siodła. Wyruszyliście na zwiad. Droga póki co biegła na wschód.

Powietrze było wilgotne, niebo zachmurzone. Kiedy tylko pierwsze promienie słońca dosięgły lasu, poczęła wznosić się gęsta mgła. Zniknęliście w niej pędząc swe konie traktem.


Abrahim

Zbudziłeś śpiących kompanów. Z nietęgimi minami przecierali oczy, wciąż jeszcze zaspani. Ziewali głęboko, ale cóż trzeba było wstawać.
W oczekiwaniu na powrót Josepha i Gilesa musieliście zwinąć obozowisko i zatroszczyć się o posiłek.

Santiago, Leonard i Garnir

Siedzieliście głodni na swoim kocu, chyba najlepszą rzeczą pod słońcem byłoby teraz pyszne śniadanko i kufel grzanego piwa na rozgrzewkę. Nie ma rady, musicie zająć się obowiązkami, aby jak najszybciej uwinąć się ze zwinięciem obozu.


Leonard (dodatkowo)

Jak zawsze rano udałeś się w miejsce, w które nawet król chodzi piechotą. Kiedy tak stałeś sobie za krzaczkiem ujrzałeś bardzo zachęcający widok, mianowicie mała polanka przed tobą usłana była krzaczkami poziomek, w pewnej odległości zauważyłeś nawet jagody. Pora była letnia, więc nic dziwnego, że takowe owoce rosną i to w dużej ilości. Byłeś mile zaskoczony swoim odkryciem. Zawsze może to być jakiś słodki dodatek do śniadania.



Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 19:22.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172