Zdążyliście już ochłonąć po tym dziwnym i nietypowym śnie. Siedząc w lesie, w środku nocy, wesoło wpatrywaliście się w płomyki ogniska rozpalonego przez Gilesa. Santiago i Leonard rozmawiali razem z dala od was, przez ciemność lasu nie widzieliście ich niemal wcale, jednak oni mogli was zobaczyć, jako że byliście oświetleni światłem ogniska. Rozdzieliliście między siebie warty, najlepszym wyborem byłoby teraz pójście spać. Jeszcze tylko ostatnie dogadanie szczegółów związanych z pełnieniem straży i momentem pobudki, dzieliło was od wypoczynku. Momentalnie jednak zerwał się silny wiatr, wy, jako skryci między drzewami nie odczuwaliście tego. Jednak wystarczyło spojrzeć w górę, aby dostrzec korony drzew, które niemal kołysały się smagane wietrzyskiem. Właśnie wtedy, siedzący pod sosną Garnir zawył z bólu. Każdy, kto go usłyszał zwrócił się w jego kierunku z niemałą zgroza i ciekawością. Jednak po chwili zgroza ta zamieniła się w szczery śmiech. Okazało się, bowiem, że sporej wielkości szyszka urwana z gałęzi siłą powiewu nieszczęśliwie spadła na sam czubek głowy krasnoluda. Ci, którzy znali się, choć trochę na pogodzie, wiedzieli, że taki wiatr wiejący w stronę gór sprowadza zwykle chmury. Mogło to zapowiadać ulewę. Jednak póki, co nie warto się tym zrażać. Najważniejsze to ustalić teraz trasę dalszej wędrówki i plany odnośnie podróży. Może warto byłoby wysłać kogoś na zwiad z samego rana, żeby wybrał najdogodniejszą trasę. Nie wiadomo było bowiem, dokąd dokładnie zaprowadzi was trakt. Chociaż zapewne jego koniec znajdował się u podnóża Gór Szarych. Wszystkie te sprawy wymagały uzgodnienia, aby wybrać jak najlepszą opcję. A nigdzie indziej, jak przy ognisku obozowym, tak dobrze nie omawia się tego typu spraw |
Santiago nie byÅ‚ zadowolony z wylanego napoju. SpojrzaÅ‚ na Leonarda i odpowiedziaÅ‚. -Consentimiento, ale tylko ten raz, piÅ‚eÅ› już la hoy beber wiÄ™c nic Ci nie bÄ™dzie. Ale jeÅ›li jutro krasnolud przyrzÄ…dzi baber a Ty nie wypijesz, powiem mu, że go wylaÅ‚eÅ›. Ale teraz podzielÄ™ siÄ™ z tobÄ… tym. Esrtalijczyk wskazaÅ‚ palcem na dzbanek piwa, przechyliÅ‚ spory Å‚yk trunku i podaÅ‚ Leonardowi. -Napij siÄ™, bueno zimne i gorzkawe. Heh Santiago usiadÅ‚ koÅ‚o Leonarda i spojrzaÅ‚ w niebo. -Spójrz, bÄ™dzie laÅ‚o, wieje strasznie. Ja także nie jestem szlachcicem, i chyba nie chciaÅ‚ bym być. JeÅ›li miaÅ‚ bym dar a luz takim nadÄ™tym pajacem... Santiago nie dokoÅ„czyÅ‚, zacisnÄ…Å‚ pięści tak mocno, ze strzeliÅ‚y koÅ›ci. -Wiesz a veces tener que lepiej niż niejeden z tych pyszaÅ‚kowatych cymbałów z tÃ-tulo. Familia posiadaÅ‚a kilka sklepów, depósito w porcie i galeon. Padre widziaÅ‚ we mnie nastÄ™pcÄ™, gdyby nie ten szuja Hektor, alcohólico i oszust pewnie tuliÅ‚ bym sÅ‚odkie cuerpo Catalina. Nigdzie nie widziaÅ‚em równie piÄ™knej kobiety, ach te oczy Na twarzy szermierza pojawiÅ‚ siÄ™ bÅ‚ogi uÅ›miech. ChwilÄ™ tak siedziaÅ‚ w bezruchu po czym zaczÄ…Å‚ mówić dalej. -Hektor celos tego, że zwracaÅ‚a uwagÄ™ na mnie, a gardziÅ‚a jego tÃ-tulo, zazdroÅ›ciÅ‚ padres fortuny, dobrze prosperujÄ…cych sklepów, wyobraź sobie, że ten reptiles oskarżyÅ‚ ich o handlowanie z przestÄ™pcami. Nie muszÄ™ Ci hablar co byÅ‚o dalej. kiedyÅ› znajdÄ™ sposób i equipo, z którymi wrócÄ™ do Magrity i prometer wyrwÄ™ mu ten reptileso jÄ™zor. |
Giles przez dÅ‚uższÄ… chwilÄ™ milczaÅ‚ zanim przemyÅ›laÅ‚ wszystko. „Wszelkie prace, jakie miaÅ‚abym wykonywać sÄ… zbyt uwÅ‚aczajÄ…ce dla rycerza, a widzÄ™, iż tu wszyscy sÄ… przesiÄ…kniÄ™ci nowymi ideami z Imperium, tam to nazywajÄ… to jakoÅ› tak dziwnie. Nieważne wszak musze siÄ™ zajmować Blanszardem, co mi szkodzi zajmować siÄ™ również tymi szkapami, które dostaliÅ›my od elfów, jak widzÄ™ nie potrafiÄ… siÄ™ nimi za dobrze opiekować i szybko by popadaÅ‚y przy takiej opiece”. - Joseph i ja wybierzemy siÄ™ jutro przepatrzyć szlak przed nami. Garnir jak teraz mamy jechać, opowiedz coÅ› o drodze przed nami. Poszukamy najlepszego szlaku takiego, którym wóz przejedzie. Wy tym czasie zwiniecie obozowisko i przyszykujecie strawÄ™. BÄ™dÄ™ siÄ™ zajmowaÅ‚ koÅ„mi, bo widzÄ™, iż żaden z was nie ma do tego potrzebnej wiedzy i tak bÄ™dzie cudem, jeÅ›li uda mi siÄ™ te chabety utrzymać przy życiu. SwojÄ… drogÄ… byÅ‚y to chyba najgorsze konie LeÅ›nego Ludu. W kucharzeniu jestem sÅ‚aby wiec lepiej, aby ktoÅ› inny siÄ™ tym zajmowaÅ‚. Szkoda, że nie ma z nami, jakiego nizioÅ‚ka to wspaniali kucharze. – po tych sÅ‚owach wszyscy usÅ‚yszeli jak z rozrzewnienia przeÅ‚yka Å›linkÄ™. Giles czuÅ‚ siÄ™ bezpieczny w samym Å›rodku Lasu Loren, wiedziaÅ‚ wszak, iż żadne ohydztwo nie podejdzie do nich, tak blisko siedzib LeÅ›nych Ludzi. W pobliżu sÅ‚ychach byÅ‚o poruszanie krzaków spowodowane przez Wilka i co poniektórzy mogli zobaczyć bÅ‚yskajÄ…ce w blasku ogniska jego oczy. - Dzisiaj nie bÄ™dzie wiÄ™cej czasu niż na trzy warty. Ten, kto bÄ™dzie maiÅ‚ ostatniÄ… obudzi mnie i Josepha dwie maÅ‚e klepsydry przed koÅ„cem swojej warty. - po tych sÅ‚owach wyjÄ…Å‚ z bagażu maÅ‚Ä… klepsydrÄ™ z bardzo grubego szkÅ‚a. - Cztery obroty tej tego urzÄ…dzenia dajÄ… jedna KlepsydrÄ™, jeden obrót to MaÅ‚a Klepsydra. Warta wiÄ™c trwać bÄ™dzie przez osiem obrotów klepsydry. |
Płonie ognisko i szumią knieje krasnolud jest wśród nas opowiada starodawne dzieje, bohaterski wskrzesza czas. O walkach znad kresowych stanic O obrońcach naszych krasnoludzkich granic A ponad nami wiatr szumny wieje i kamienny huczy głaz. Już do odwrotu głos trąbki wzywa, alarmując ze wszech stron Wstaje wiara w ordynku szczęśliwa. Serca biją w zgodny ton. Każda twarz się uniesieniem płoni Każdy laskę krzepko dzierży w dłoni A z młodzieńczej się piersi wyrywa pieśń potężna pieśń jak dzwon. Garnir zaczął śpiewać lekkim głosem, pieśń miała nastrój melancholijny i smutny. Gdy skończył powiedział: - To zacna pieśń o walce krasnoludów z goblinami wiele lat temu w Górach Krańca Świata. Duma i walka o władzę zgubiła klany krasnoludzkie. Te czasy nie mogą się powtórzyć, dlatego dzięki wam musimy uratować mój Dom..... Przerwał na chwilę dając czas na zrozumienie pieśni i jego słów. Gdy wszyscy byli przy ognisku: - Niechaj pokój i zgoda nastaną w naszym kręgu a ogień i amulet będa świadkami znaku przysięgi. Przysięgam, że nic nie spotka was złego póki ja sam nie zginę, ogień i ziemia moimi świadkami.- mówiąc to przyłożył rękę do piersi i uderzył 3 razy i czekał na resztę czy pójdą za jego przykładem. Garnir patrzył na nich wzrokiem spokojnym i pragnącym potwierdzenia przysięgi. Nie chciał być zignorowany przez nikogo... *** Ała, przeklęty las, wolałbym żeby na głowę spadł mi głaz niż takie... takie... elfie- powiedział z bólem gdy szyszunia spadła mu na głowę a potem wybuchł śmiechem gdy zażartował o elfach *** - Drogi Gilesie, jesteśmy teraz w lesie i nie wiem dokładnie gdzie jesteśmy, ale gdy dojdziemy do ukochanych gór, powiem wam z zamkniętymi oczami gdzie pójść. Tylko węch mojego domu poniesie mnie do niego. Karak-Norn powracam!- dał akcent na ostatnie słowa. - HEJ!- krzyknął z przytupnięciem nogi. -Na zwiady jeno ja się nadaję, bo do tego mnie wyszkolono, mości Gilesie pójdę z wami- dodał A potem zjadł część prowiantu i wypił przy tym trochę piwa a potem zasnął snem głębokim |
"Czy szyszka, która spadła wprost na głowę Garnira to przypadek?" - pomyślał Joseph. - "A może jakieś ostrzeżenie?" Nie warto było sie nad tym zbyt długo zastanawiać, toteż Joseph dość szybko porzucił jałowe rozmyślania. Gorszy od hipotetycznych niebezpieczeństw był w tej chwili wiejący od gór wiatr, który zwiastował ulewę i to niezgorszą. Podróż w deszczu to jeden z mniej przyjemnych elementów składowych każdej przygody. Joseph spojrzał w stronę koni pociągowych. Nie było wcale tak źle, jak to określał Giles. Konie wyglądały dobrze, a on sam, wraz z Abrahimem zajęli się nimi odpowiednio. Być może Abrahim nie był świetnym woźnicą, ale na koniach się znał. Pewnie nie raz zajmował się tymi zwierzętami. Ale skoro Giles postanowił się nimi opiekować, tym lepiej. W drużynie każdy powinien mieć jakieś zajęcie, niech więc robi to, na czym zna się najlepiej. "Niziołek faktycznie by się przydał. Ale Abrahim jest niezły, a dla nizołka musielibyśmy mieć drugi wóz pełen zapasów" - skomentował wypowiedź Gilesa na temat kucharzenia. - "I ciekawe, komu się przydał wykład na temat klepsydry?" - rozejrzał się dokoła. Przyrząd często używany w wojsku, wśród zwykłych poszukiwaczy przygód był równie rzadko spotykany. Większość poszukiwaczy przygód miała czas niejako we krwi. - Warto by zobaczyć, czy elfy nie dorzuciły jakiejś płachty, która by ochroniła zapasy przed ulewą - powiedział, gdy Giles skończył mówić. - Gdyby miało lunąć - spojrzał na targane wiatrem wierzchołki drzew - byłoby jak znalazł. Szkoda też, że nie możemy z tego wehikułu zrobić porządnego wozu kupieckiego. Podróż byłaby przyjemniejsza. Odwrócił się do rycerza. - Skoro tylko trzy warty, to będę drugi i obudzę Abrahima. Po chwili dodał: - Co prawda jak na razie powinniśmy być bezpieczni, ale nigdy nie wiadomo. Elfy wszak mówiły, że w ich Lesie zaczęły się pojawiać wpływy Chaosu. A więc jak na wojnie - uśmiechnął się - broń pod ręką i spać z jednym okiem otwartym. |
Leonard z uÅ›miechem przyjÄ…Å‚ kufel od Santiego i zaczerpnÄ…Å‚ z niego duży Å‚yki. *Co za Å›wiÅ„stwo...* WysÅ‚uchaÅ‚ opowieÅ›ci Estalijczyka, po czym oddaÅ‚ mu pojemnik. -Nie dla mnie takie rzeczy, wolÄ™... - zastanawiaÅ‚ siÄ™, czy warto mówić o takich rzeczach, to jakby kopać pod samym sobÄ… dół – Jak to widzisz? Chcesz mierzyć siÄ™ z, jak domniemam, szlachcicem? Na jego trenie? Constantine wybuchnÄ…Å‚ Å›miechem -WidzÄ™, że nie tylko ja tu jestem szalony! -Robi siÄ™ już ciemno, a pogoda nie zdaje siÄ™ być przychylnÄ… – spojrzaÅ‚ w niebo – Wracajmy do obozu – wstaÅ‚, otrzepujÄ…c siÄ™ z ziemi i liÅ›ci, które osiadÅ‚y na jego ubraniu – Podeprzyj mnie, bÄ™dÄ™ udawaÅ‚, że wziÄ…Å‚em ten nektar boskich elfów. W obozie nie dziaÅ‚o siÄ™ nic interesujÄ…cego, nie z perspektywy Leonarda. Widać byÅ‚o tylko kontury zarysowane czerwieniÄ… ognia. |
Abrahim pokiwał głową w geście pokazującym iż zgadza się ze słowami towarzyszy. - Dobrze, będę pilnował czasu, jak własnego wielbłąda - rzekł przypatrując się klepsydrze. Gdy na głowę krasnoluda spadła szyszka z drzewa, pod którym siedział, czarnoskóry uśmiechnął się rozbawiony, choć potem jego mina zrzedła. Ten wiatr mocno zaniepokoił człowieka. To normalne, że o tej porze roku wieją silne wiatry, aczkolwiek taka pogoda pierwszej nocy podróży nie wróży nic dobrego. Człowiek nie zignorował przysięgi Garnira, i również uderzył się trzy razy w piersi, potem pomagając Johannowi zakładać płachtę na zapasy. Potem znowu siadł przy palenisku. - Radziłbym mieć oczy dookoła głowy towarzysze. Ta pogoda dość mocno mnie niepokoi. - Przemówił Arab. - Aaa... I gdy będziecie szli na zwiad postarajcie się poszukać dogodnej drogi, aby jechać w bliskim sąsiedztwie rzeki. Nie będziemy wtedy musieli dużo łazić, aby uzupełnić zapasy - dokończył pijąc wodę ze swojego bukłaka, po czym zmęczony ułożył się na derce, aby potem w lekkich, związanych z pogodą, trudnościach pogrążyć się we śnie. |
Giles ze zdumieniem przysłuchiwał się deklaracji krasnoluda, potwierdzonej przez Abrahim. - Przyjmuję twoje przyrzeczenie. Sam zaś ślubuję, iż nie cofnę się przed niczym, z czym przyjdzie nam się zmierzyć i nie podam tyłów, chociażby miałby to być najgorszy z demonów. Poczym zamyślił się dłużej nie wiedząc jak odpowiedzieć brodaczowi. - Słyszałem, iż wy krasnoludzi nie jeździcie konno. Myślałem zaś o szybkim konnym patrolu, w ten sposób większy obszar drogi zdołamy przepatrzeć. |
Santiago wrócił do obozu, wraz z Leonardem, jeszcze po drodze tak by inni nie słyszeli powiedział mu -Ale pamiętaj, tylko uno, gdyż wypiłeś już swą porcję, jeśli jutro zrobisz jakiś número, obiecuję, że bez wahania Cię zwiążę i powiem reszcie, że zawiodłeś me confianza. A powiem Ci amigo, że zyskać confianza Estalijano to trudna i zarazem przydatna arte. Podeszli do reszty drużyny gdy Giles kończył mówić coś o krasnoludach nie jeżdżących konno, Santiago przechylił głowę, zmarszczył brwi, wszak w szkole na lekcjach geografii podróżnik Estalijski Roberto Diarez opowiadał o krasnoludach jeżdżących na kucach, lub specjalnie hodowanej rasie koni krzyżowanej z kucami, w celu uzyskania koni prawie tak samo silnych lecz w odpowiednio mniejszym rozmiarze. Santiago nie chciał wyjść na zarozumialca, więc nie odzywał się, w tym temacie mógł oprzeć się jedynie na opowiadaniach nauczyciela. Przechylił dzbanek i wypił kilka potężnych łyków piwa. Spojrzał na dno i dostrzegł, że to koniec na dzisiaj, nie chciał się upijać, mogła go czekać jeszcze warta dzisiaj w nocy. Wyciągnął z wozu jeden z koców zarzucił na plecy i owinął się nim, następnie usiadł przy arabie i zapytał. -Abrahimie czy coś ważnego nas ominęło? [i ciszej tak by Leonard nie mógł usłyszeć] -Dopilnuj by Leonard wypił jutro kolejną porcję beber. Uśmiechnął się przyjaźnie i wrzucił do ognia kilka kawałków drzewa. |
OgieÅ„ przyjemnie grzaÅ‚ (piwo też). RozmawialiÅ›cie jeszcze chwile, ale chcÄ…c nie chcÄ…c sen was zmorzyÅ‚. Giles nawiÄ…zaÅ‚ jeszcze do wypowiedzi krasnoluda, ale nie usÅ‚yszaÅ‚ odpowiedzi. DobiegÅ‚o go tylko gÅ‚Ä™bokie chrapanie Garnira. Chyba jednak to byÅ‚ najlepszy moment na sen. Jutro trzeba bÄ™dzie rano wstać. PosnÄ™liÅ›cie wszyscy kamiennym snem. Jako pierwszy wartÄ™ objÄ…Å‚ Giles, nastÄ™pnie zmieniÅ‚ go Joseph, aby w koÅ„cu, jako ostatni czuwaÅ‚ Abrahim. Wszyscy posnÄ™li gÅ‚Ä™bokim snem… Giles SiedziaÅ‚eÅ› przy ognisku, od czasu do czasu zerkajÄ…c na klepsydrÄ™. NasÅ‚uchiwaÅ‚eÅ› odgÅ‚osów lasu, starajÄ…c siÄ™ wypatrzeć czy coÅ› nie krąży przypadkiem wÅ›ród drzew… Oczy zaczynaÅ‚y ci siÄ™ lekko kleić, ale przetarÅ‚eÅ› je szybkim ruchem dÅ‚oni. Aby nie dopadaÅ‚a Cie senność postanowiÅ‚eÅ› okrążyć wasz wóz, żeby sprawdzić czy aby wszystko z nim w porzÄ…dku. Kiedy już wracaÅ‚eÅ› zdawaÅ‚o ci siÄ™, że coÅ› przebiegÅ‚o za twoimi plecami. UsÅ‚yszaÅ‚eÅ› chrzÄ™st Å‚amanej gaÅ‚Ä™zi. ObróciÅ‚eÅ› siÄ™, ale niczego nie dojrzaÅ‚eÅ›. WróciÅ‚eÅ› siÄ™ do ognia, dorzucajÄ…c do niego drwa… Ósmy obrót klepsydry, nareszcie koniec warty, czas budzić Josepha a samemu iść spać… Joseph PeÅ‚niÅ‚eÅ› swojÄ… wartÄ™, jako drugi. ByÅ‚eÅ› trochÄ™ zmÄ™czony, ale nie byÅ‚o to dla ciebie nowoÅ›ciÄ…. Co dwa obroty klepsydry robiÅ‚eÅ› obchód wokół polanki, na której siÄ™ rozbiliÅ›cie. NasÅ‚uchiwaÅ‚eÅ› przy tym odgÅ‚osów lasu. WydawaÅ‚o ci siÄ™, że sÅ‚yszysz jakieÅ› Å›miechy w oddali, pomyÅ›laÅ‚eÅ› jednak, że zmÄ™czony umysÅ‚ pÅ‚ata ci figle. Warta dobiegÅ‚a koÅ„ca, zbudziÅ‚eÅ›, wiÄ™c Abrahima, sam kÅ‚adÄ…c siÄ™, aby zÅ‚apać jeszcze trochÄ™ snu. Abrahim RozpoczÄ…Å‚eÅ› swojÄ… wartÄ™. Pierwsze, co zaczÄ…Å‚eÅ› przyglÄ…dać siÄ™ ciekawie klepsydrze. WidziaÅ‚eÅ› już wiele z nich, ale i tak zawsze interesowaÅ‚y ciÄ™ urzÄ…dzenia mierzÄ…ce upÅ‚yw czasu. Czy piaskowe czy wodne, czy też sÅ‚oneczne lub nawet mechaniczne. Zawsze budziÅ‚y twoje zainteresowanie. Warta byÅ‚a spokojna, niebo powoli zaczęło przechodzić z koloru ciemnej nocy do odcieni szaroÅ›ci. ZwierzÄ™ta żyjÄ…ce nocnym życiem, zaczynaÅ‚y schodzić siÄ™ do swych legowisk. SÅ‚oÅ„ce powoli zaczynaÅ‚o wschodzić, zobaczyÅ‚eÅ›, że do koÅ„ca warty zostaÅ‚y tylko dwie klepsydry. ObudziÅ‚eÅ›, wiÄ™c Josepha i Gilesa. Leonardo i Garnir spali wciąż smacznie. Santiago natomiast wyklinaÅ‚ przez sen Hektora, raz nawet machnÄ…Å‚ w powietrzu rÄ™kÄ…, jakby chciaÅ‚ zadać pchniÄ™cie broniÄ…. Lekko komiczny widok, jednak zapewne Santiago przeżywaÅ‚ bardzo ważne chwile w swoim Å›nie. Joseph i Giles SÅ‚onko niedÅ‚ugo wzejdzie. Trzeba wyruszyć w drogÄ™. Ważne zadanie- przepatrzenie szlaku przed wami. Dodatkowo stwarza okazjÄ™ do wymiany kilku zdaÅ„ na osobnoÅ›ci. NakarmiliÅ›cie konie, poprawiliÅ›cie ich uprzęże, oraz siodÅ‚a. WyruszyliÅ›cie na zwiad. Droga póki co biegÅ‚a na wschód. Powietrze byÅ‚o wilgotne, niebo zachmurzone. Kiedy tylko pierwsze promienie sÅ‚oÅ„ca dosiÄ™gÅ‚y lasu, poczęła wznosić siÄ™ gÄ™sta mgÅ‚a. ZniknÄ™liÅ›cie w niej pÄ™dzÄ…c swe konie traktem. Abrahim ZbudziÅ‚eÅ› Å›piÄ…cych kompanów. Z nietÄ™gimi minami przecierali oczy, wciąż jeszcze zaspani. Ziewali gÅ‚Ä™boko, ale cóż trzeba byÅ‚o wstawać. W oczekiwaniu na powrót Josepha i Gilesa musieliÅ›cie zwinąć obozowisko i zatroszczyć siÄ™ o posiÅ‚ek. Santiago, Leonard i Garnir SiedzieliÅ›cie gÅ‚odni na swoim kocu, chyba najlepszÄ… rzeczÄ… pod sÅ‚oÅ„cem byÅ‚oby teraz pyszne Å›niadanko i kufel grzanego piwa na rozgrzewkÄ™. Nie ma rady, musicie zająć siÄ™ obowiÄ…zkami, aby jak najszybciej uwinąć siÄ™ ze zwiniÄ™ciem obozu. Leonard (dodatkowo) Jak zawsze rano udaÅ‚eÅ› siÄ™ w miejsce, w które nawet król chodzi piechotÄ…. Kiedy tak staÅ‚eÅ› sobie za krzaczkiem ujrzaÅ‚eÅ› bardzo zachÄ™cajÄ…cy widok, mianowicie maÅ‚a polanka przed tobÄ… usÅ‚ana byÅ‚a krzaczkami poziomek, w pewnej odlegÅ‚oÅ›ci zauważyÅ‚eÅ› nawet jagody. Pora byÅ‚a letnia, wiÄ™c nic dziwnego, że takowe owoce rosnÄ… i to w dużej iloÅ›ci. ByÅ‚eÅ› mile zaskoczony swoim odkryciem. Zawsze może to być jakiÅ› sÅ‚odki dodatek do Å›niadania. |
Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 19:22. |
Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0