lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji z działu Warhammer (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-warhammer/)
-   -   "Ścieżki Potępionych" Akt 1 Popioły Middenheim (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-warhammer/6956-sciezki-potepionych-akt-1-popioly-middenheim.html)

xeper 09-05-2010 15:52

- Ty głupcze, nie podchodź z ogniem... - chciał powiedzieć ostlandczyk, jednak nie zdążył. Potężna eksplozja wstrząsnęła kanałem. Huk, wzmożony echem ogłuszył na kilka minut a fala gorącego, cuchnącego powietrza powaliła na ziemię. W ostatniej chwili Varl złapał się wystającej kamiennej płyty, dzięki czemu uniknął zanurzenia się w mazi płynącej obok. Gdy się ocknął leżał w zupełnej ciemności. Ciszę jaka zapadła po wybuchu przerywały teraz tylko ciche jęki i przekleństwa jego towarzyszy. W końcu ktoś zapalił pochodnię. Był to Mablung. W świetle łuczywa okazało się, że dwóch mężczyzn stojących najbliżej zgromadzonego gazu, nie żyje. Ciała Gustava i niedawno spotkanego Bugga, który stał się przyczyną nieszczęścia powoli dryfowały w gównie.
- Ze mną wszystko dobrze... - odpowiedział Gotfrydowi, Varl. - Jeno w uszach mi okrutnie dzwoni...
- Niechaj bramy Ogrodów Morra będą dla Was otwarte
- dodał, patrząc na odpływające zwłoki. Wykonał znak komety. - I radujcie się w obliczu Sigmara. Amen.

Tonk, ich niewydarzony przewodnik, orzekł w swoim, niezbyt dla innych zrozumiałym dialekcie, że gazu już nie ma. Ruszyli dalej, podążając w głąb systemu kanałów, za wciąż widocznym na posadzce tropem. Varl był zmęczony, nie wiedział ile czasu spędzili w zabójczych tunelach, ani jaka pora dnia jest teraz na zewnątrz. Zastanawiał się co zrobi, jak wyjdzie na zewnątrz i doszedł do wniosku, że niechybnie uda się do łaźni a potem do jakiejść karczmy. Kiszki grały mu marsza. Z rozmyślań wyrwał go stłumiony okrzyk jednego z towarzyszy, który wskazywał na coś w głębi tunelu. Varl spojrzał i dostrzegł bladą plamkę, która powiększała się z każdym przebytym krokiem. „A więc to wyjście. A zatem jesteśmy u celu. Tylko gdzie ono prowadzi? I czy nadal będziemy mogli podążać śladem zabójcy?” - zastanawiał się.

Owalny wylot tunelu przegradzała masywna krata, na której gromadziły się wszelakie, zbyt duże aby przepłynąć między prętami, nieczystości. Wyglądało na to, że krata zamocowana jest na stałe i nie ma możliwości jej uchylenia. W niedużej odleglości od kraty, w bocznej ścianie korytarza zionęła dziura. „A więc tędy droga...” - Varl zajrzał do środka, podobnie jak pozostali członkowie grupy. To co zobaczył wstrząsnęło nim do głębi. W głębi stał jakiś humanoidalny potwór. Wyglądał na zwierzoczłeka, jednak był mniejszy i nie miał rogów ani racic. Przypominał wielkiego, stojącego na dwóch nogach, odzianego w łachmany, szczura. „Skaven! Prawdziwy skaven! Niemożliwe! Przecież one nie istnieją. Ale w takim razie co tam stoi?”

Cofnęli się na bezpieczną odległość aby opracować plan działania w obliczu wroga. Varl właściwie nie miał żadnych pomysłów więc chętnie przystał na propozycję Gotfryda, aby skavena ubić z kuszy.

- Wartałoby zabrać jakieś trofeum z niego, gdy już będzie martwy - powiedział. - Przecie nikt, jeśli nie będziemy mieć dowodu, nie uwierzy...

Noraku 27-08-2010 03:04

Noc na szczęście minęła spokojnie. Po gorącej kąpieli sen uczucie lekkiej ulgi opadło wszystkich. Udało się im odkryć kto zabijał i położyć kres kolejnym zabójstwom. Pokonali mityczne skaveny i wyszli z tego prawie bez szwanku. Niestety nie znaleźli ikony ale mogli spokojnie zostawić jej odnalezienie w rękach straży. Małym problemem były te dziwne napaści na Gnordiego i śmierć Scharma, ale teraz nie kłopotali sobie tym głowy. Z poczuciem dobrze wykonanego obowiązku, wszyscy zasnęli twardym snem. Łóżka nie były wcale lepsze od tych w celi, ale nie obchodziło ich to. Teraz byli w stanie zasnąć nawet na szkle. Potrzebowali trochę oddechu i odpoczynku. Wypełnili zadanie zlecone kapłanów i władze miasta . Czarne czasy odchodziły z powrotem na mroźne pustkowia Północy. Już jutro będą mogli przygotowywać się do wyruszenia we własną drogę. Kontynuować misje, prywatne wendetty i podróżować bez większego celu tam gdzie poniesie ich wzrok.

Sen przynosił im ukojenie. Pojawiały się w nim wydarzenia z przeszłości, twarze dawnych wrogów ale również możliwe przyszłe przygody. Jedne miłe, inne mroczne ale zawsze ciekawe i ekscytujące. Rano pozostaną tylko mglistym wspomnieniem, nocną marą.. poza jednym. Umysł Martina przez krótką chwilę nie spał tej nocy. Coś nawiedziło jego świadomość na ułamek sekundy pokazując mu obraz pewnej dziwnej czaszki ze świecącymi oczodołami i rogami. Tylko mag zapamiętał co mu się śniło tej nocy, gdyż dziwny przedmiot nie chciał wyjść mu z głowy. Pamiętał, że we śnie słyszał jakiś głos i coś się działo, ale tego nie mógł sobie przypomnieć. Pozostała tylko czaszka.
Wszyscy obudzili się rześcy i wypoczęci. Kiedy zajadali skromne śniadanie, dostali informację od kapitana, że wysłany patrol odkrył leże skavenów i zabezpieczył ten teren oraz przetransportował ciało Gruba do kaplicy Morra by pochowano go zgodnie z obrządkiem. Oprócz wiadomości Gotfryd, Varl i Mablung otrzymali 70 sztuk złota za zabicie skavenów, po 10 sztuk za głowę, do podziału według własnego uznania. Reszta dnia należała do nich. Miasto stało przed nimi otworem a sakiewki pełne były brzęczących monet. Pozostało tylko pomyśleć gdzie teraz skierować kroki w tym mrocznym świece. Podróżować razem czy rozdzielić się i nigdy więcej nie spotkać?


KONIEC CZĘŚCI I

Kerm 29-08-2010 22:43

Udało się.
Przynajmniej częściowo...
Gotfryd, któremu nie od razu chciało się wstawać z łóżka, rozpatrywał zdarzenia, z którymi mieli się przyjemność zetknąć podczas poprzedniego dnia.
Wędrówkę przez kanały, śmierć Gustava, Bugga, Tonka, walka ze skavenami.
Odnalezienie ramy, do nie dawna stanowiącej fragment ikony.
Czy odszukanie i zabicie zabójcy ojca Mortena, bo z pewnością był nim zabity skaven, zamykało sprawę? Dla nich chyba tak. Oni odnaleźli trop, wskazali go straży miejskiej, ciąg dalszy należał do kapitana i jego ludzi. Ich czwórka nie miała tu nic do szukania - strażnicy mieli o wiele większe możliwości, niż mała grupka obcych w tym mieście.

Oczywiście można było spróbować tu zostać. Dzień, dwa, trzy... aż skończy się otrzymane od ojca Mortena złoto. I co dalej?
Trzeba będzie się rozejrzeć za jakąś robotą.
A zatem - zostać w mieście i dołączyć do jakiejś karawany, czy też wyjechać od razu i szukać szczęścia poza murami miasta?

Jeszcze podczas posiłku zastanawiał się nad planami na przyszłość. Nawet pieniądze - nagroda za zabicie skavenów - nie potrafiła wpłynąć na ostateczną decyzję.
Ze stołu nie zniknęło jeszcze konsumowane przez wszystkich śniadanie, gdy Gotfryd postanowił się dowiedzieć, co ma zamiar dalej robić reszta kompanii.
- Co teraz planujecie? - spytał. - Zostajecie tu dłużej, czy też ruszacie zaraz w świat w interesach, po nowe przygody lub godziwy zarobek?

xeper 30-08-2010 10:17

Noc Varlowi minęła niemal spokojnie. Umyty i odświeżony, a przede wszystkim najedzony udał się na spoczynek. Szybko zapadł w sen. Nie zdążył nawet zanalizować lub przemyśleć wydarzeń jakże owocnego dnia. Spał snem kamiennym do momentu, w którym pojawiły się koszmary. Wspomnienia z dzieciństwa wróciły. Znów był w płonącym domu, znów słyszał krzyki gwałconej przez kislevitów matki. Krzyknął przez sen i mimowolnie chwycił wiszący na szyi czarny wisiorek. Przed oczami pojawiły mu się twarze towarzyszy ojca. Jeden po drugim, wyzywali go i śmiali się z niego. Ale przecież większość z nich już nie żyła. Twarze spływały krwią, poza jedną. Jeden z nich wciąż chodził po ziemi. Jeden uniknął kary. Siergiej Kovalow musiał umrzeć. Jak najszybciej...

Rano wstał, obmył twarz w misce zimnej wody i podjął decyzję. Sen nie pozostawiał żadnych wątpliwości. Musiał wyruszyć do Kisleva, aby odnaleźć Siergieja. Pieniądze miał. Teraz gdy wykonał zadanie dla Straży Miejskiej nic go nie trzymało w Middenheim. Czasy stawały się nieco spokojniejsze, nawałnica wojenna ustała, życie wracało do normy. Na pewno bez problemów znajdzie pracę i popłynie na północ.

Przy śniadaniu nie odzywał się zbyt wiele, co chwila ściskając kurczowo zawieszony na szyi wisior. Jedyne co pozostało mu po bestialsko zabitej rodzinie. Wiedział, że tak musi być, że trzeba opuścić kompanię i udać się na łowy. Ludzkie łowy.
- Mnie trzeba do Kisleva i to bystro - odpowiedział pytającemu o plany, najemnikowi. - Sprawy nie cierpiące zwłoki tam na mnie czekają. Już dziś poszukam roboty na rzece. Zbyt dużo czasu zmarnowałem tutaj, goniąc za skavenami...

Matyjasz 30-08-2010 12:52

To nie była dobra noc dla młodego adepta sztuk tajemnych. Oczekiwanie na to czy krasnolud przeżyje, reszta drużyny powróci dodatkowo męczyły już zmęczonego człowieka. Z entuzjazmem przyjął fakt, że to koniec, że można nareszcie odpocząć. Zasnął niemal natychmiast.
Okrutny los, który go dopadł wśród murów Middenheim nawet w śnie nie odstępował go na krok. Koszmar rozgrywał się w jego głowie drwiąc z zdrowego rozsądku. Tańczące cienie i zmory wirowały wśród ciemności wraz z stworzeniami pozbawionymi logiki, nie pasującymi do świata. Wszystko obracało się wokół centralnego obiektu rogatej czaszki o ognistych oczodołach, przedmiot wwiercał się w sam umysł nie pozwalał o sobie zapomnieć.
Martin obudził się w środku nocy. Leżał na łóżku zawieszony między dwoma wyborami, z których żaden nie był dobry. Zasnąć i narazić się na powrót koszmaru, czy czuwać i nie zaznać odpoczynku. Racjonalny wybór został odsunięty mimo woli znów zapadł w sen. Tym razem przynoszący ukojenie, bez żadnej wizji.
Ranek przyniósł zapomnienie straszliwego przeżycia, wszystko rozpłynęło się w pamięci jedynie czaszka pozostała. Wyrazistość snu nie pozostawiała złudzeń, to prawdopodobnie było więcej niż zwykły sen. Pytaniem gnębiącym go rano było, co to znaczyło? Jego wczorajsze przypuszczenia zdawały się potwierdzać, to miasto będzie osią czegoś ważnego w czym przypisano mu jakąś rolę. Tylko jaką i czy chciał ją odegrać?
Gotfryd uświadomił mu kolejny fakt, to koniec mógł wyjechać. Stanąć przeciw losowi i uciec póki jeszcze może. Rozsądek to nakazywał, ale on był czarodziejem i spadkobiercą tradycji i dobrego imienia swojego rodu. Jeżeli teraz ucieknie, to choć nikt nie będzie wiedział, on sam sobie nie wybaczy. Musiał zostać, choć powodu nie zamierzał podać. Kto wie może reszta też ma przewidzianą rolę, a nie starczy im woli by zostać wiedząc to? Także mógł się mylić, na co szczerze liczył.
-Ja zostaję. Jakoś nie mogę wyjechać, zostawiliśmy w mieście trupa naszego towarzysza broni z podróży i nie wiemy nic o mordercy. Wypada choć spróbować to sprawdzić. Dla tych co chcą zostać nawet nie ma innego wyjścia. Każdy z was widział Gnordiego, jego rany. Gdyby nie był tak dobrym wojownikiem i nie miał szczęścia nie przeżyłby. Wątpię żeby to był zwykły napad w celu rabunku. Kto na miłość Sigmara napada na zabójcę troli? Ktoś nam życzy źle, nam bo jesteśmy rozpoznawani jako grupa. Więc ten kto zostanie albo uprzedzi cios albo będzie na niego biernie czekać. Taka jest moja opinia.

Ghosd 01-09-2010 14:57

Gnordiego przez długi czas po zaśnięciu męczyły nocne mary i koszmary. Spał niespokojnie, do świtu, zbudził go na krótko zew koguta. Coś skojarzył a propos znaku jakim jest być obudzonym przez koguta, jednak nie był w stanie pozbierać myśli. Ponowne zapadł w sen, tym razem nieco przyjemniejszy, o latach spędzonych w Karaz-a-Karak, gdzie ojciec uczył go rzemiosła, przypominał sobie swoją pierwszą walkę. Zaraz potem mroczniejsze nawiedziły go sny, o skavenach, opowieści innych krasnoludów i walka ze szczurzym plugastwem. Mnóstwo znaków, chorób i śmierci w ciemnościach.

Zabójca otworzył oczy dopiero gdy inni zajadali smaczne śniadanie i naradzali się w sprawie dalszych poczynań. Gnordi zasłyszał coś o martwych siedmiu szczuroludziach. Chciał coś powiedzieć, jednak gardło miał tak wysuszone, że nie dał rady. Zerknął na swoje rany, widział nieco zakrzepłej krwi, jednak opatrunki były solidnie założone i spełniały swoje zadanie. Zobaczył dzban na stoliku obok swojego leżyska i sięgnął po niego łapczywie roztrzęsioną dłonią. Wziął dwa spore hausty wody, oblewając się przy tym obficie.

Poleżał jeszcze chwilę i zaczął się chwiejnie podnosić, podpierając się słabymi rękoma. Ruszył powoli do jadalni, coraz wyraźniej słysząc przebiegającą rozmowę. Zatrzymał się na chwilę, oparł się o ścianę, odetchnął głębiej i poszedł dalej. Jego towarzysze byli zdziwieni nagłym pojawieniem się Zabójcy, który tylko spojrzał im stanowczym wzrokiem w oczy, czym zaniechał próbom pomocy. Usiadł powoli przy stole przysłuchując się mówiącym i nakładając sobie niewielką porcję jedzenia.

Przemyślał to co powiedzieli i dodał:
-Ja postanawiam zostać tutaj, w mieście, po pierwsze po to, żeby dorwać skurwysyna, który ostatniej nocy mi umknął... eee, tak w ogóle to ile czasu minęło odkąd śpię?-powiedział krasnolud, który nie miał pojęcia, czy przeleżał noc, dwie, czy może tydzień.
-Poza tym, w Middenheim musi być więcej skavenów niż tylko 7, to mogła być grupka zwiadowców, czy może banda dezerterów. Skoro są w mieście to muszą być ich tu setki! Jeżeli nie tysiące!-powiedział, po czym odkaszlnął kilkakrotnie, przypomniał swoje doświadczenia w walce ze szczuroludźmi, którzy zawsze byli bardzo liczni, nie ważne gdzie się pojawiali, a Gnordi za nic w świecie nie oddałby takiej szansy na dopełnienie swojego losu i przeżycie takich walk jakie dopiero mogą nastąpić.

Matyjasz 02-09-2010 22:52

-Jak na rany jakie odniosłeś spałeś bardzo krótko, od wczorajszego wieczora. Dobry pomysł by szukać tego człowieka. Tylko jak go znaleźć? W Middenheim mieszka tysiące ludzi. Mam pewien pomysł, jednak nie mogę wykonać go sam, nie brak mi odwagi ale nie jestem szaleńcem. Otóż wszystkie problemy wiążą się z jednym przybytkiem "Ostatnią Kroplą" i jej rejonami. Ktoś tam musi coś wiedzieć. Oczywiście za pewną cenę. Przypuszczam, że glejt od kapitana byłby dobrą zapłatą, a raczej informacje jakie moglibyśmy posiadać.
Przez chwilę wpatrywał się w talerz.
-Jednak nie pójdę tam sam. Potrzebowałbym waszej pomocy. Jeżeli moglibyście zaczekać z wyjazdem do jutra. W grupie będziemy bezpieczni.
-Swoją drogą Gotfrydzie, skoro sam zadałeś pytanie, co osobiście planujesz?

Kerm 04-09-2010 13:52

Jak to zwykle bywało, pytanie było bardzo proste, natomiast odpowiedź na nie nie była zbyt łatwa. Problem polegał na tym, że Gotfryd nie miał pojęcia, ani co chciałby teraz robić, ani co też zrobić powinien.
Spojrzał na pytającego i uśmiechnął się nieco krzywo.
- Jest nas trochę za mało, jak na zmierzenie się z hordami skavenów, które niewątpliwie dziesiątkami i setkami zamieszkują tunele pod miastem. Tak samo zastanawiam się, czy czasem nie jest nas zbyt mało, by zmierzyć się z tymi, co zaatakowali Gnordiego. I my, z Varlem i Mablungiem, że pokonaliśmy skaveny, i ty - spojrzał na krasnoluda - że przeżyłeś. Drugi raz może się nas to szczęście opuścić, dlatego też trzeba dokładnie zaplanować każdy nasz krok i nad każdym się zastanowić.
- W mieście nie trzyma mnie nic, prócz tych dwóch zagadek, niekoniecznie ze sobą związanych. Można tej sprawie poświęcić dzień lub dwa... Jeśli tak bardzo cię lubią - Gotfryd skinął głową w stronę krasnoluda - to spróbują jeszcze raz. Jeżeli chcesz się bawić w żywy cel i ryzykować śmierć od ukradkiem wystrzelonego bełtu, to możemy spróbować. Pokręcimy się koło "Ostatniej Kropli", Martin spróbuje wykonać swój plan, chociaż stale nie wiem, jak chcesz kogoś przekonać do mówienia...
- Ikona jest zdecydowanie poza naszym zasięgiem
- mówił dalej. - Nie jesteśmy w stanie odszukać zleceniodawcy tych skavenów, bo przecież oni nie zrobili tego dla jakichś własnych celów. Ktoś musiał ich wynająć.
- Pytanie zatem brzmi - Czy warto zostawać w mieście parę dni i czekać, aż rozwiązanie w końcu wpadnie nam w ręce, czy też od razu wyjechać. Wolałbym to drugie, ale rozumiem cię, Gnordi. Jeśli się zdecydujecie, to zostanę. Parę dni
- podkreślił. - Ale, ponieważ nie możemy siedzieć całą wieczność kapitanowi na karku, trzeba będzie znaleźć jakieś lokum. Jakąś tanią i spokojną gospodę. Może kapitan coś nam polecić kogoś, kto wynajmie nam pokój.

Matyjasz 07-09-2010 14:54

-Informacje można prawdopodobnie kupić, albo zmusić kogoś do powiedzenia. Planuje dowiedzieć się kto jest stałym bywalcem i był wczoraj wieczorem. Potem można mu dać coś za wskazanie kto rozkazał iść za Gnordim, jeżeli nie będzie chciał powiedzieć to można zaczekać aż wyjdzie i groźbą wyłudzić.
Przez chwilę zastanowił się nad tym co powiedział. Groźba kłóciła się z swoistym kodeksem postępowania.
Jeżeli nie będzie innego wyboru, to trzeba.
-Tak podejrzewam, że zleceniodawca siedział wtedy w knajpie, inaczej jak dowiedziałby się, że krasnolud tam jest? Najpierw musimy podjąć środki ostrożności żeby nas za łatwo nie rozpoznano, szczególnie ja muszę zmienić tradycyjne szaty na coś nie rzucającego się w oczy.
-Jest też wyjście szalone. Niezwykle niebezpieczne
Wskazał na zabójcę.
-On wchodzi do karczmy i patrzymy co się dzieje. Choć wątpię na jakieś działania wewnątrz to po wyjściu z pewnością sprowokuje to kogoś ruch. Potem trzeba zamiast zabić jak wczoraj, złapać i przesłuchać.
-Oczywiście ani tego planu, ani tego sam nie wykonam, więc decyzja jest wasza.

Ghosd 08-09-2010 21:07

Gnordi powoli przełykał kolejne, niewielkie kęsy pożywienia słuchając w milczeniu rozmowy. Myślał o osiłkach, którzy go napadli i doszedł do tego samego wniosku co Martin, najlepszy trop to gospoda. Jego umysł drążył też temat skavenów, tego problemu nie można było zostawić samemu sobie, ot tak, tylko... co by zrobić w tej sprawie? Nakłonić kapitana do wzmożonych patroli przez całe kanały? Wyprawa ich nędznej grupki nic by nie przyniosła, prócz walki i śmierci będąc skąpanym we krwi własnej i wroga, ta myśl nieco rozchmurzyła krasnoluda, będącego dotąd w paskudnym nastroju.

-Hmm, więc wydaje mi się, że "Ostatnia Kropla" rzeczywiście będzie dobrym rozwiązaniem jeśli chodzi o tych chłystków, którzy na nas polują. Kiepsko jednak widzi mi się ponowne przyjście tam samemu, jako przynęta. Wątpię żeby byli tak głupi i dali się nabrać na taki fortel po ostatniej walce, w której... dostałem nieco po tłustym dupsku. Poza tym wolę zginąć w walce z hordą szczurów niż być zabitym przez chędożoną strzałę cholernego tchórza!- Zabójca zastanawiał się jeszcze przez chwilę, po czym rzekł - Najlepiej by było popytać, jednak nie może tego robić nikt kto był wcześniej z nami, w czasie turnieju chociażby. Potem w razie potrzeby pobawimy się w kotka i myszkę, jednak trzeba też przekonać kapitana do podjęcia kroków co do szczuroludzi, póki co przychodzi mi tylko do głowy pomysł z przetrząsaniem kanałów od stóp do głów, co może być teraz niemożliwe.- Gnordi przystopował, po czym zaśmiał się i dodał, spoglądając na Varla i Gotfryda -Można też wykurzyć je za pomocą ognia, słyszałem, że sporo gazu się zgromadziło tam na dole...


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 18:26.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172