lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Sesje RPG - DnD (http://lastinn.info/sesje-rpg-dnd/)
-   -   [PF1e][SoP] Gniew Burzy (http://lastinn.info/sesje-rpg-dnd/20252-pf1e-sop-gniew-burzy.html)

Sindarin 20-12-2023 11:05

Zgodnie z sugestią Amosa, bohaterowie postanowili poczekać na odpływ, by nie ryzykować pływania w ryzykownych wodach przybrzeżnych. Poza tym, była to dobra wymówka by zwyczajnie usiąść na plaży i odpocząć parę godzin, korzystając z przyjemnej temperatury, miłego w dotyku piasku i ciepłej wody, podziwiając jednocześnie burzowy spektakl rozgrywający się na horyzoncie. Dało im to też czas, by z bezpiecznej odległości obserwować statek, na którym nie działo się w tym czasie absolutnie nic. Jedynymi dochodzącymi zeń dźwiękami było wymieszane z odgłosem morskich fal skrzypienie drewna i pojedyncze stukoty, zapewne zwisających na resztkach lin kawałków drewna. W tym miejscu morze pozostawało spokojne, chociaż Jin miał wrażenie, że kilka razy dostrzegł w wodzie błysk czegoś, co nie było jedynie grzbietem fali…

Słońce rozpoczęło już swój codzienny marsz ku zachodowi, gdy morze cofnęło się na tyle, by Amos mógł uznać przejście za bezpieczne. Wrak statku także osiadł nieco na kamieniach i przechylił się nieznacznie, wciąż otoczony grobową ciszą. Zbierając się bez pośpiechu z piasku, bohaterowie w końcu ruszyli w jego stronę, wkraczając w wodę, której poziom opadł na tyle, że w najgłębszym miejscu sięgała zaledwie do kolan. Była wyjątkowo ciepła, dlatego przejście tych kilkudziesięciu metrów było wręcz przyjemnym doświadczeniem, acz Edward z pewnym niepokojem zauważył, że brakuje w niej kolorowych rybek, od których w tej okolicy powinno się wręcz roić.

Gdy w końcu dotarli do wraku, jasnym stało się, że Kobaltowe Oko odbyło już swoją ostatnią podróż. W burcie od strony morza ziała, niewidoczna z brzegu, ogromna dziura, w której spokojnie zmieściłby się cały wóz konny. Sięgała niemal od stępki statku do górnego pokładu, przez co można było zobaczyć praktycznie cały przekrój jego wnętrza, także doszczętnie zdewastowanego. Deski kolejnych pokładów były pogruchotane, tak jak i ściany pomiędzy kolejnymi pomieszczeniami – wyglądało to tak, jakby statek zderzył się z jakąś masywną przeszkodą. Zod jednak miał co do tego pewne wątpliwości. W niektórych miejscach drewno nie wyglądało na zmiażdżone, czego można byłoby się spodziewać po uderzeniu w skały, a pocięte, niczym masywnymi ostrzami. Ponadto, w niektórych miejscach ściany wydawały się nieco osmolone. Te zniszczenia nie wydawały mu się jedynie efektem miotania się statku po rozszalałym morzu…

Korzystając z wyrwy jako wygodnego wejścia, bohaterowie rozpoczęli eksplorację wnętrza. Zgodnie z ponurymi przypuszczeniami, nie napotkali nikogo żywego – cała załoga albo zginęła, albo zaginęła. Co do kilku osób mogli mieć pewność, gdyż w paru kajutach, najbardziej oddalonych od dziury, znaleźli zwłoki osób, które zginęły na skutek potężnego uderzenia, zapewne podczas sztormu. Co do pozostałych, ich los pozostawał tajemnicą, chociaż ślady krwi w niektórych miejscach pod pokładem były niepokojącymi oznakami. O dziwo, spora część ładunku przetrwała: brakowało większości prowiantu, ale materiały budowlane i ekwipaże były tylko częściowo poniszczone.

psionik 03-01-2024 21:14

Dobrze, że wszyscy poczekali na odpływ. Amos mógł w spokoju umrzeć i narodzić się na nowo, przezwyciężając olbrzymi ból głowy i kaca. Gdy morze ustąpiło, zdjął buty, podwinął spodnie i ruszył przodem ciesząc się z ciepłej wody przepływającej wokół nóg. Jedyne, co drażniło go, to smutny widok statku. Gdy przekroczył rozbitą burtę zaraz ubrał się i wyciągnął szablę. Okazała, lśniła w zachodzących promieniach słonecznych. To prezent od Zoda, który przekuł zdobyczny miecz w coś bardziej poręcznego, możliwego do użytku. Wydawało się, że magiczne ostrze przecina promienie słoneczne jeśli skierować je pod odpowiednim kątem. Zapewne nie była to prawda, ale piratowi to nie przeszkadzało. Mając drugą rękę wolną, ruszył do przodu kierując się ku górze statku.
- Sprawdźmy w pierwszej kolejności kabiny, zobaczmy dziennik pokładowy i sprawdźmy, czy załoga nie zostawiła po sobie jakiś ciekawych przedmiotów. - dodał. Ślady krwi były niepokojące. Co prawda mogli zginąć w trakcie sztormu, ich ciała mogła porwać burza, ale wtedy woda wgryzłaby się w pokładowe deski i śladów krwi nie byłoby tak dużo.
- Może ich zwłoki porwały jakieś podniebne bestie? Syreny? Harpie? Może smoki? - ostatnie rzucił nieco ironicznie rzucając spojrzenie na Edwarda. Sprawa wyglądała poważnie i tę zagadkę należało rozwikłać, zanim będą mogli poczuć się tu pewnie.
- Zabezpieczmy statek, potem zajmiemy się zabezpieczenim ładunku i korzystając z przypływu przeciągniemy go na brzeg. Tam powinno się udać go ukryć przy skałach i rano wrócić po ludzi do przeniesienia go do HP. - zaproponował.
Spojrzał na niebo w poszukiwaniu wskazówek pogodowych, oraz sprawdzając, czy nic z nieba nie zaatakuje ich znienacka i ruszył po dziennik pokładowy.

Zaalaos 04-01-2024 18:36

Alchemik skorzystał z chwilowej przerwy w akcji zrzucając z pleców pakunki. Z jednej strony był nieznacznie zirytowany marnotrastwem energii, którą wykorzystał do roztoczenia defensywnej aury nad sojusznikami, z drugiej ciężko było mu się kłócić z rozsądkiem Amosa. Jakby nie patrzeć ten był ekspertem, a Jin ledwie dyletantem w sferze morza. Odświeżające uczucie.

Gdy w końcu wody ustąpiły i drużyna ruszyła w kierunku wraku Jin czuł znaczny niepokój. Coś było nie tak… Bardzo nie tak. Może to jakiś ruch między falami na granicy pola widzenia. Może zwyczajne przeładowanie związane z ostatnimi dniami przygód. A może faktycznie coś było na rzeczy.

Pierwsze potwierdzenie swoich podejrzeń znaleźli szybko. Dziura w statku nie była naturalna. O tyle o ile samo zmiażdżenie dało się wytłumaczyć łatwo - zderzeniem z skałami, pocięte deski już trudniej - atakiem złowrogiego gigantycznego kraba, to już osmalenie desek… Atakiem ognistego gigantycznego kraba? Na morzu?

Wszystko wskazywało na to że było to dzieło istot inteligentnych. I do podobnego wniosku jak widać doszedł Amos.

- Zgadzam sie, zabezpieczmy statek i sprawdźmy dzienniki pokładowe. Ale myślę raczej że to dzieło czegoś inteligentnego i pływającego w wodzie, nie latającego. Jak czekaliśmy na odpływ widziałem coś między falami. Podejrzewam że jak nadejdzie przypływ to coś pojawi się ponownie.

Alchemik wyjął z bandoliera swój nowozdobyty notes, wciąż pachnący świeżością.
- Ocenię zwłoki i ślady krwi. Moża uda mi znaleźć jeszcze jakieś podpowiedzi. - powiedział i zaczął zapisywać wcześniejsze obserwacje.

EdwardDragon 10-01-2024 13:07

Edward na początku stał niezręcznie zastanawiając się co powinien zrobić w trakcie postoju jako że nie czuł się specjalnie zmęczony, aż ciągnęło go do działania. Po chwili jednak w końcu się poddał i przysiadł zaczynając sobie wyobrażać epicką walkę statku ze smokiem licząc że tak szybciej czas przeleci.

Zadziałało jako że im się obejrzał drużyna zaczęła się zbierać. Droga na wrak statku była dziwnym przeżyciem. Z jednej strony szło się całkiem przyjemnie, jednak z drugiej byliśmy przy skupisku trupów i braku fauny która wszędzie tu była obecna. Zupełnie tak jakbyśmy wkroczyli na teren jakiegoś drapieżnika nieświadomi bycia jego kolejnymi ofiarami..

Po ujrzeniu drugiej strony wyobraźnia maga zaczynała wręcz szaleć gdy rozglądał się zniszczeniach. Tyle ciał, czy ktoś przeżył? Czy zginęli już wcześniej czy jeszcze żyli i była szansa ich ocalić gdybyśmy przyszli tu wcześniej? Czy naprawdę smok zaatakował ten okręt? Tak wiele pytań, a Amos tylko dorzucał oliwy do ognia.. gdy tylko wypowiedział słowo "smok" i spojrzał na Edwarda ten błyskawicznie zwrócił się w jego stronę odwzajemniając spojrzenie, jednak znacznie bardziej poważne.
-Tak, taka skala zniszczeń? Jakie stworzenie mogłoby spowodować takie obrażenia takiej wielkości? Zdecydowanie nie wykluczałbym smoka. Pamiętacie jak się poznawaliśmy na łódce jeszcze? I wspominaliśmy z Jinem o tym że pobieraliśmy nauki w tej samej akademi? Magnimarskiej. Tak się skłąda że legenda o założycielu miasta jest całkiem ciekawa. Stoi tam latarnia Wyrmwatch wybudowana na cześć Alcaydiana Indrosa który poświęcił się walcząc właśnie tam z Vydrarch, smokiem morskim. Chociaż wydaje mi się że one nie zionęły wrzątkiem? Za to smokożółwie podobno mogły. To bardzo ciekawe tematy, jednak jeśli to rzeczywiście coś takiego, lub coś chociaż tego pokroju załatwiło tak ten okręt to nie wiem czy powinniśmy tu długo zabawić.. chociaż to że w sumei większość towaru poza jedzeniem może sugerować że jednak ktoś przeżył? Albo to ukradł? W każdym razie ten brak małych zwierząt sprawia że czuje się jakbyśmy weszli na teren wielkiego drapieżnika i niezbyt mi się to podoba..
Po zdecydowanie zbyt długiej wypowiedzi mag starał się pomagać reszcie chociaż jego myśli bez przerwy zbaczały na wiadomy temat..

Po bliższemu przyjrzeniu się zniszczeniom i ranom na ciałach Edward zwrócił się raz jeszcze do Amosa.
-Patrz Amos, chyba nawet trafiłeś.. a przynajmniej byłeś dosyć blisko. Jestem prawie przekonany że jestem pewny że te ślady pasują do opisów tego jak wyglądają ślady Drake'ów! Nie są tak przerażające jak smoki ale wciąż potrafią być groźne, zwłaszcza w większych ilościach.. bo tak się składa że te lubią się zbierać w grupy i razem polować, potrafią być straszna zmorą choćby rybaków..
Mag przysunął się do jednego ze śladów po pazurach w desce pokładu i wygiął palec tak by wyglądał jak pazur przejeżdżając po nim.
-Albo już oszalałem.. ale jestem prawie pewien że jeszcze nie..

Arvelus 11-01-2024 14:18

Nie minęło pół godziny czekania, a Zod siedział już przy ognisku z garem wiszącym na improwizowanym z większych gałęzi trójnogu nad płomieniem i gotował “małe co nieco”. Szykowało się parę godzin czekania, więc stwierdził, że zjedzą szybszy obiad i tym razem będzie można się do niego trochę bardziej przyłożyć. Suszone paski mięsa nigdy nie będą tak smaczne jak mogłyby być, ale przy odpowiednim przygotowaniu mogą przynajmniej udawać przedniejsze potrawy.

Uwijał się szybko i… znacznie zgrabniej niż zwykle wyglądał poza walką. Ruchy nie były wyćwiczone jak machnięcia toporem, nie były precyzyjne jak ruchy tarczy ale wyraźnie wiedział co robi, miał cel i wypunktowany w głowie plan jak do niego dojść.

Suszone mięso, pokrojona marchew, seler i w drobna kostkę ziemniaki. Do tego kilka różnych przypraw i odrobina mąki dla zagęszczenia. W godzinę miał gotową gęstą pseudo-potrawkę zagryzaną chlebem, który jeszcze nie zdążył się zestarzeć odkąd opuścili Pridon’s Hearth.

Nic wybitnego, ale dużo lepsze niż nieprzygotowane racje podróżne.


Okręt był przygnębiający. Nie licząc nawet utraconych żyć. Coś się tu skończyło i nigdy nie powróci do tego świata. Coś przeminęło i zostało utracone na zawsze.
- Tak, LUDZIE przeminęli… - rzucił do siebie z wyrzutem gdy był sam, ganiąc się za cenienie okrętu nad życiami - co z tobą nie tak?!

- Ktoś powinien wyznaczyć miejsce gdzie zabezpieczymy ładunek. Tak aby nie został on przypadkiem znaleziony przez rozsądny czas. To nie moja para butów… - rzucił w eter przez chwilę gdy cała drużyna była w pobliżu. Potem zabrał się do ciężkiej roboty. Potwierdzono już, że na samym wraku nie ma zagrożeń to zaczął nosić ładunek z głębin okrętu na wygodne miejsce do późniejszego spławienia go na brzeg, tak jak Amos obmyślił.

Sindarin 15-01-2024 11:24

Kajuta kapitańska, w której Amos szukał dziennika pokładowego, była w dużym nieładzie, czego akurat się spodziewał – podczas sztormów wszystko, co nie było przybite do ścian i podłogi latało po całych pomieszczeniach, załoganci także. Paradoksalnie przebywanie w takim czasie pod pokładem potrafiło być bardziej niebezpieczne niż narażanie się na gniew żywiołów na zewnątrz. A blizny po nadzianiu się na hak od lampy czy trafieniu przez rozpędzony nocnik kapitana potrafiły prześladować marynarza całą karierę… Dziennik na szczęście siedział grzecznie w zamkniętej na klucz szufladzie biurka, półork musiał się tylko uporać po swojemu z zamkiem. Przy okazji w jego ręce wpadł całkiem ciekawy łup: nie tylko skrzynia z wypłatami dla załogi, ale także porozrzucany na podłodze zestaw szachowy. Zebranie całości zajęło chwilę, ale było warto, w końcu każda figurka została pięknie wyrzeźbiona w kości słoniowej i komplet mógł być wart grubsze pieniądze.

Badanie zwłok dało Jinowi dość jasny obraz wydarzeń. Resztki ciał w okolicach wyrwy w burcie nosiły na sobie ślady masywnych zębów, połączone dodatkowo z niewielkimi śladami przypaleń, które nekrochemik rozpoznał raczej jako związane z energią elektryczną niż ogniem. Pierwsze skojarzenie poszło oczywiście w kierunku Dzieci Bagien, ale rozstaw szczęk był zdecydowanie zbyt wielki, by mogło być to dzieło jaszczuroludzi. To, lub byli w znacznie większych tarapatach niż dotąd myśleli… Dwóch załogantów znalezionych nieco dalej od wyrwy i pokładu miało zupełnie inny zestaw obrażeń – tłuczone, ze złamaniem kręgosłupa lub karku jako przyczyną śmierci, niewątpliwie były to ofiary samego sztormu. Nie mógł nie myśleć o ironii losu, znajdując przy nich mikstury leczące oraz umożliwiające oddychanie pod wodą, dowody dbałości kapitana o swoich ludzi.

Edward wraz z Zodem ruszyli w stronę dolnych pokładów, by upewnić się, czy nie czyhają na nich żadne zagrożenia. Nic takiego tam nie znaleźli, ładownie pełne były jedynie skrzyń i wody. Był to jasny dowód, że statek nie został zaatakowany przez jakiekolwiek humanoidy, a raczej jakieś dzikie bestie. Sam ładunek był w niezłym stanie, i o ile na pierwszy rzut oka nie był czymś wyjątkowo wartościowym, w obecnej sytuacji był dla Pridon’s Hearth niemal bezcenny. Sterty solidnych dębowych desek, gwoździe, kołki, liny, narzędzia – musiała tu być przynajmniej tona porządnej jakości materiałów budowlanych. Dostarczenie ich do kolonii zapowiadało się na wyzwanie, ale w pełni opłacalne i warte wysiłku. Najpierw jednak musieli wynieść je na zewnątrz, by dalej nie moczyły się w morskiej wodzie.

***

Zbliżała się już wieczorna szarówka, gdy bohaterowie w końcu mogli usiąść na pokładzie i odpocząć. Obok nich piętrzyła się sterta skrzyń i innego ładunku, przykryta skrupulatnie resztkami żagli. Pozostawało jeszcze w jakiś sposób przenieść je na brzeg i dostarczyć do Pridon’s Hearth – albo przynajmniej zlecić całe to dźwiganie kolonistom. Najpierw jednak trzeba się było zająć niepokojącymi śladami dostrzeżonymi przez Jina i Edwarda. Okolica ewidentnie nie była bezpieczna, a podejrzenia maga co do obecności smoczydła na tych terenach niespecjalnie ich uspakajały.
Tym bardziej, że niespodziewanie w pełni się potwierdziły.


Wraz ze zbliżającym się przypływem, bohaterowie usłyszeli nagle głośny plusk wody koło statku, a zaraz potem świst skrzydeł. Ledwie zerwali się na nogi, a zza burty z mrożącym krew w żyłach rykiem wystrzelił kilkumetrowy, wężowaty kształt, unosząc się na smukłych, łuskowatych skrzydłach nad pokładem. Bestia miała w sobie tyle samo smoka, co węża morskiego z marynarskich opowiadań – długi, wijący się tułów, potężne tylne nogi ze szponami połączonymi błoną pławną oraz prawdziwie smoczy łeb z najeżoną zębami paszczą. Jej łuski mieniły się olśniewającymi odcieniami turkusu i błękitu, służąc zapewne za doskonały kamuflaż w tutejszych wodach.


Morskie smoczydło ryknęło raz jeszcze, a po jego skórze zaczęły przebiegać malutkie błyskawice. Zanim którykolwiek z bohaterów zdołał zareagować, bluznęło w nich istnym piorunem kulistym, który poraził Zoda, przeskakując następnie na wszystkich pozostałych. Nie czekając na reakcję, bestia rzuciła się do ataku!

Sindarin 02-02-2024 07:30

Edward był porażony podwójnie, raz przez prąd i ponownie przez dostrzeżenie tego co je wywołało. Otrząsnął się szybko z porażenia biorąc głęboki oddech.
-To.. to jest przecież Morskie smoczydło! Jak już widać zieje prądem ale też razi jak gryzie, uważajcie bo potrafi być niespodziewanie szybkie!
Mag wyrzucił z siebie słowa z widoczną mieszanką strachu i ekscytacji smoczą istotą która ich zaatakowała. Po tych słowach niemal natychmiast rozpoczął inkantacje eksplozywnej sfery – smok machnął skrzydłem i uchylił się przed wybuchem energii, nie unikając jednak lekkiego poturbowania.
Alchemik stęknął ciężko gdy elektryczność przebiegła przez jego ciało. Z sztywnymi dłońmi zaczął przetrząsać zawartość swojego bandoleria, aż jego palce natrafiły na znajomy kształt. Z impetem cisnął kryształowym przedmiotem o deski pokładu. Klejnot rozpadł się na tysiąc malutkich odłamków, które wystrzeliły we wszystkich kierunkach, by w końcu zawisnąć w powietrzu, roztaczając między nimi ochronną aurę.
Amos spojrzał gniewnie na swój pistolet, po który już miał sięgać. Broń miała zasięg splunięcia, więc półork warknął tylko i cofnął się, szukając osłony za masztem. Dobywszy nowej szabli, czekał, aż potwór się do nich zbliży. Ten załopotał skrzydłami i pomknął w stronę pokładu i stojącego najbliżej Zoda. Przeleciał nad wojownikiem, próbując zacisnąć iskrzące elektrycznością szczęki na jego ciele, ale ciężka zbroja wytrzymała to uderzenie. Besta zwinnie przemknęła nad drugą burtę, daleko poza zasięgiem półorka, zakręcając niemal w miejscu. Zod zaklął pod nosem cicho, ale za to szpetnie. Wyrównał się z Amosem, opuścił topór w pozycji do bardzo niewygodnego cięcie w górę i czekał… musiał, bo smokowaty był zbyt wysoko nad nimi. Podobnie poczynił jego towarzysz, wyczekując z szablą gotową do ciosu.
Również Edward, chcąc wyczekać lepszej sytuacji do rzucenie zaklęcia chwilowo schował się za masztem korzystając z sytuacji by obejrzeć smoka w ruchu.

Nekrochemista z zmrużonymi oczyma obserwował latającego gada. Nazwanie go smokiem było równie zasadnicze jak nazwanie kot domowego tygrysem. Odpiął od pasa worek alchemicznego kleju i zebrał się do rzutu.
- Nie musimy kończyć tego rozlewem krwi! - zawołał Jin w pięknym, uniwersyteckim Smoczym - Odstąp, powiedz czego chcesz i znajdziemy wspólnie rozwiązanie!
- Chcę waszej krwi! - ryknął smok, kalecząc zgłoski swej ojczystej mowy. Zawrócił niemal w miejscu i pomknął w stronę uczonego, by ułamek sekundy później zostać trafionym przygotowanym przez niego pakunkiem.
Torba mazi rozbryznęła się po łuskowatym cielsku, zlepiając skrzydła i sprawiając, że gad wyrżnął o pokład, łamiąc deski burty. Na to tylko czekali Amos i Zod. Półork sprawnym cięciem wbił się między łuski, powodując obfite krwawienie, a jego towarzysz nie próbował nawet bawić się w subtelności, tnąc toporzyskiem tak, by odciąć cały płat twardej skóry. Poślizgnął się jednak, a bestia wywinęła się od uderzenia, jednocześnie sięgając paszczą do Jina. Szczęki zacisnęły się na ciele nekrochemika z ogromną mocą i nie odpuszczały - drobnym pocieszeniem był fakt, że klejnot zadziałał i iskrzące na około błyskawice nie czyniły mu żadnej krzywdy. Nekromanta zawył z bólu, a łzy napłynęły mu do oczu, zamazując świat dookoła. Nawet jeśli siła ciosu była zmniejszona to uczucie zębów zatapiających się w ciele było niemal nie do zniesienia. Jedyna zaletą było to że nie krwawił… Jego trollowy wywar działał. Na razie.

Amos nie tracił czasu, był już niemal w bitewnym transie. Delikatnym, niemal czułym cięciem otworzył kolejną mocno krwawiącą ranę na łuskowatym ciele, by sekundę później uderzyć z morderczą siłą. Nie przerywał na tym, podcinając bestię i rzucając ją na deski pokładu.
Edward teraz gdy smok już został przez Jina i Amosa uziemiony uznał że to czas by spróbować go nieco dłużej utrzymać na pokładzie w zasięgu wojowników. Wychylił się wypowiadając inkantację po czym rzucił zaklęcie chcąc spróbować związać bestię z pokładem kryształem, ale ta jedna wywinęła się, unikając wybuchu. Z tego co czytał smoczydła nie były zbyt skłonne do ugadywania się zwłaszcza ze swoimi ofiarami. Ludzie w osadzie zapewne także specjalnie zadowoleni takimi ugodami by nie byli. Mag spodziewał się że reszta drużyny też nie będzie tym specjalnie zainteresowana jednak widząc jak Jin podjął próbę komunikacji samemu nabrał nadziei na to że może będzie szansa się dogadać? Większość tej nadziei niemal natychmiast przeminęła jednak gdy usłyszał odpowiedź smoka, mimo to zostało jej na tyle by spróbować rozmowy.. czy może i w agresji tego smoczydła znajduje się jakieś drugie dno?
-Dlaczego chcesz naszej krwi smoku!? Co cię tak rozzłościło?
Odpowiedzią był jedynie gniewny syk - smocza paszcza wciąż była zaciśnięta na Jinie. Ten nie próbował nawet walczyć z zaciskającymi się szczękami. Nie miał najmniejszych szans. Starał się zignorować pękającą i zszywającą się skórę, kości które były łamane i które zrastały się w ułamku sekundy. Stawy wypadające z panewek, by po chwili wrócić na miejsce. Wyjąc złapał flakon leczniczego napoju swojego autorstwa i wepchnął w siebie napój, zmuszając żołądek by go nie zwrócić. Poczuł jak jego ciało zamyka swe rany, ale ból był przeraźliwy.
Zod warknął zadowolony rozpoczynając swoją standardową kombinację, wrażając w bok trzonek topora i szybko zawracając obrót broni by spuścić wielką głowicę na łopatkę bestii. Inteligentna czy nie… tutaj walczyli o życie.

Ciężko ranne, powalone na pokład smoczydło nie odpuszczało nawet na moment. Wciąż trzymało Jina, jednocześnie próbując smagnąć go ogonem niczym biczem. Nekrochemik zdołał się jakoś przed nim uchylić, ale w tym momencie poczuł, jak smocze zęby wbijają się w jego ciało, a następnie wyrywają się wraz z kawałami tkanki.
Edward w wirze walki nie dosłyszał co smoczydło odpowiedziało gdy gryzło Jina więc spróbował dopytać w smoczym.
-Co mówiłeś?
Po pytaniu widząc że reszta towarzyszy stara się utrzymać smoka w miejscu próbuje raz jeszcze pokryć go kryształem. Stwór mimo kiepskiego stanu zdołał się częściowo uchylić, tylko część ostrych krawędzi rozorała jego bok. Wtedy jednak padł ofiarą Amosa – półork zasypał go istnym gradem cięć i ciosów, poruszając się z niemal nadnaturalną prędkością i siłą. Po tej serii bestia wydawał się już bliska wyzionięcia ducha.
W końcu uwolniony z smoczych szczęk Jin zatoczył się w tył, w ostatniej chwili uciekając przed kolejnym ugryzieniem. Przetarł twarz z łez, odzyskując klarowność widzenia.
- Obszar. Słabość. Panika! - wyskandował w mieszaninie smoczego i piekielnego, wlewając w słowa strach który krążył jego żyłami. Z desek pokładu wystrzelił ku górze kościany totem, zalewający gada uczuciem skrajnego przerażenia.

Smok był w tarapatach i wszyscy to widzieli, ze smokiem prawdopodobnie na czele. W sieci, powalony, ranny, przestraszony.. wszystko to razem składało się na ten jeden moment. Na otwarcie którego Zod potrzebował. Topór tak wielki, że trzeźwo myśląca osoba raczej wręczyła by go do ręki ogrowi spadł łukową trajektorią wysoko z góry jak gilotyna, wbijając się głęboko… przebijając się przez łuskę, skórę, rozłupując kark i wrzynając się głęboko w potężne mięśnie szyi aż do połowy jej grubości. Ciało smoka zwiotczało, Zod pozwolił upadającej bestii wyrwać sobie topór z rąk i jeszcze przez kilka krótkich chwil obserwował jak szczęki próbowały chłapać, gdy krew wylewała się spomiędzy nich ciurkiem a przerażone oczy coraz wolniej latały z jednej strony na drugą, rozpaczliwie szukając jakiegoś ratunku, który już nie mógł nadejść.

Zaalaos 09-02-2024 16:35

Gdy jego towarzysze kończyli masakrować gada, Jin zajęty był badaniem samego siebie. Ból szybko mijał. Jego nowy wytwór składał rany w ekstremalnym tempie, do uzyskania którego kapłan zapewne potrzebowałby znacznej łaski swojego boga. A jemu wystarczała siła własnego umysłu.

Gdy uznał że nic mu nie grozi otarł ponownie twarz. Podszedł do zwłok smoczydła i położył na nich dłonie.

- Życie. Śmierć. Odwrócenie. - wyskandował wyzwalając puls nekrotycznej energii, a ciało zadrgało. Mięśnie napięły się, ale energia szybko z nich uleciała. Jin czuł jak dusza smoczydła z nim walczy. Nie miał dość siły by ją zmusić do służby i równocześnie napełniać ciało mocą. Ale to się szybko zmieni.

- Jesteście cali? - spytał retorycznie, skupiając się na towarzyszach. Szybki rzut oka potwierdził że nie byli ranni. Pojedyncze oparzenia wywołane przez elektryczność dawno się zagoiły. - Widzę że mój nowy wytwór działa. Gdybyście zauważyli jakieś niepożądane efekty dajcie znać. Nudności, wymioty, zawroty głowy, skóra pokrywająca się łuską… - zaczął wyliczać -... ale ryzyko jest raczej niskie.

Nekromanta skupił ponownie uwagę na zwłokach. Przez chwilę na nie patrzył, jakby coś szacował nim się odezwał.
- Proponuję go oskórować. Nie jest to prawdziwy smok, ale łuski mogą posłużyć do wytworzenia pancerza. A organy wewnętrzne przydadzą mi się do tynktur. Jestem też ciekaw w jakim mechanizmie generował elektryczność. A kości... Domyślacie się do czego są mi potrzebne.

EdwardDragon 10-02-2024 13:02

Smoczydło padło, walka się skończyła jednak tym razem Edward nie czuł takiej satysfakcji ze zwycięstwa. Nie dość ze samemu nic praktycznie nie zrobił to widok przerażonej istoty pogrążonej pod gradem ciosów. Mag stał jeszcze przez chwilę spoglądając na bestię. Widząc podchodzącego do smoczydła Jina domyślał się już co alchemik miał w planach. Bił się ze sobą przez chwilę w myślach o to czy powinien się wtrącić? Jednak biorąc pod uwagę sytuację w końcu porzucił te rozważania, w końcu smoczydło już nie żyje, teraz może jedynie pomóc im w poszerzeniu wiedzy i walce z jaszczurami. Może w ten sposób więcej żyć zostanie ocalonych niż straconych? Czarodziej był pewien że te rozważania będą zaprzątać mu myśli przez wiele dni.

W końcu mag podszedł zaraz obok Jina by przykucnąć przy ciele potwora który chwilę temu jeszcze próbował ich zabić i postawił mu na pysku dłoń. Powoli zamknął oczy cicho wzdychając.
-Być może po śmierci zaznasz nieco więcej spokoju niż za życia..
Odprawił w myślach krótką modlitwę do Apsu, po czym wstał odsuwając się od ciała.
-Jednak coś smoczego udało nam się spotkać.. Tak, materiały nawet z smoczydła potrafią być przydatne i cenne, przydadzą. Uczyłem się dość sporo o smoczej anatomii więc może będę w tej kwestii przydatny. Przypuszczam ze ci ludzie mieli pecha i wpłynęli na teren jego leża. Chciałbym skorzystać z różdżki i przeszukać podwodne tereny w okolicy gdy będziecie przenosić zapasy na ląd. Może uda nam się znaleźć jego leże i ukryte jakieś świecidełka, czy może nawet jaja.. choć nie liczyłbym na zbyt wiele. W porównaniu do smoków smoczydła uważają za skarby często nawet zwykłe śmieci.. a teren na jakim mógł się usiadowić też jest całkiem nie mały..

Arvelus 10-02-2024 17:44


Zod przysiadł na schodkach prowadzących na… wyższy pokład? Amos by użył poprawnej nazwy, ale dla diablęcia to było półpiętro, czy może antresola pokładowa i kropka. Usiadł aby złapać oddech. To była szybka walka. Bestia zaatakowała. Zrobiła dużo hałasu. Bestia zginęła. Był… pod wrażeniem sprawności zespołu. Smokowaty został poskładany jak prosiak w czasie uboju.

Wstał, położył rękę na ramieniu zmarkotniałego Edwarda i “wstrząsnął” nim w przyjacielskim geście. On lubił smoki. Nawet próbował z nim rozmawiać w czasie. Prawdopodobnie nie myślał o nim jak Zod per “bestia”, ale przypisywał mu więcej… człowieczeństwa. Mógł zrozumieć… ale mógł też się mylić i wszelkie zgadywanki na temat niepociesznej minu maga mogły mieć tyle wspólnego z prawdą co obietnica szarlatanów proponujących grę w kości w zaułkach portowych.

Zod odczekał chwilę dając i Jinowi i Edwardowi czas, po czym wreszcie podszedł do truchła, nogą odgiął straszliwą ranę karku i wyciągnął z niej swój topór.

- Sama czaszka też może być warta parędziesiąt złociszy. Jakbym miał karczmę to z wielką radością bym powiesił ją nad ladą i wymyślił kilka historii o tym jak został on pokonany - spod maski wydobył się barytonowy chichot.

- Ok, wszyscy cali, to świetnie. Amos, ile mamy czasu do przypływu? Musimy się spieszyć z noszeniem, czy mamy zapas?


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 07:54.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172