Czas spędzony na statku dłużył się nekromancie niemiłosiernie. Pracy było dużo, w dodatku fizycznej, co było najbardziej znienawidzoną formą aktywności w jego życiu, jakkolwiek znał jej zyski i zalety. Nieumarły którego z pomocą drużyny pozyskał nie nadawał się do delikatnej i precyzyjnej pracy przenoszenia i zabezpieczania materiałów, a zwłoki załogi… Cóż, Jin czuł pokusę by ich wskrzesić i ułatwić sobie pracę, ale udało mu się na tym impulsem zapanować. Zawsze pracował tylko z nieinteligentynim istotami, albo tymi które próbowały go zabić. Było to w jego mniemaniu sprawiedliwe… I miał nadzieję że nie przyciągnie w ten sposób uwagi Bladej Pani, czy jakiegokolwiek innego bóstwa. Z pewnością byli nekromanci bardziej godni uwagi bóstw obrabowanych z dusz.
***
Podróż przez dżunglę z każdym dniem stawała się coraz prostsza. Nekrochemista czuł jak rośnie jego siła i umiejętności. Teraz wędrował w przyjemnym, chłodzącym oparze otaczającym jego ciało. Drogę przed nim torowali krzepcy towarzysze, a w wyjątkowych sytuacjach “wypluwał” swojego smoczego sługę by ten poradził sobie z największymi z obalonych przez burze drzew. Było to w pewnym sensie przyjemne.
Czuł też jak natura tętni życiem. Ciągły cykl wzrostu, śmierci i rozkładu. I gdzieś w tym cyklu wcinać mógł się on. Na każdym etapie. Mógł powstrzymać śmierć. Zatrzymac rozkład. Zamrozić wzrost. Ale nie potrafił zmienić biegu koła, tylko wepchnąć swoją rękę w szprychy. Może z czasem nauczy się odwrócić jego bieg. Ale na chwilę obecną był prawdziwie szczęśliwy ogromem wiedzy jaką nabywał. Mądre księgi były dobrą bazą, ale tylko z samodzielnej obserwacji i eksperymentów płynęło zrozumienie.
***
Gdy ponownie odwiedzili ruiny Jin czuł się niepewnie. Obawiał się że nieumarli znowu powstaną, ale na całe szczęście ta obawa się nie zrealizowała.
Tablice zostały przez nich sprawnie zestawione na ziemię, a smok swoją tytaniczną siłą wyniósł tablice na powierzchnię. Potrzebował wielu kursów, za każdym razem biorąc tylko jedną tablicę, z Jinem wydającym bardzo precyzyjne komendy jak i co istota ma robić. Pozbawiony intelektu nieumarły wymagał takiego stałego i żmudnego nadzoru, jakkolwiek wciąż było to o wiele prostsze i szybsze niż gdyby próbowali z towarzyszami te artefakty wyciągnąć na powierzchnię własnymi siłami.
Już na stałym terenie, daleko nad poziomem morza z pomocą towarzyszy spreparowali prosty plecako-wózek, który założyli smoczydłu na grzbiet. Włożyli do wnętrza tablice, poodzielane od siebie grubymy warstwami sprężystych, gigantycznych liści amortyzującymi uderzenia i chroniącymi przed otarciami. Na całość Jin narzucił żaglowe płótno, zrabowane z zniszczonego statku Galiusa, tak że spod niego nic nie wystawało.
Całą drogę powrotną nekromanta szedł obok swojego tworu, wydając ciche komendy, pilnując bezpieczeństwa transportu i co najważniejsze podtrzymując magię. Dopiero gdy byli relatywnie blisko miasta zdemontowali “transport”, Jin zassał smoczydło do swego wnętrza, a ostatnie kilometry pokonali wioząc tablice w wypożyczonym z miasta wózkiem.
***
W tawernie jak zawsze było gwarno, a na stole który zajmowali było dość jedzenia i napitku dla wszystkich. Jin czuł że to ich ostatnia szansa na odpoczynek, nim rzucą wyzwanie jaszczuroludziom w centrum ich terenów. Na stole był też potężny mieszek, z którego bogactwo niemal się wylewało i trzeba było coś z tym zrobić.
- Trzy tysiące osiemset czterdzieści trzy żagle. Dość gotówki aby osiąść na swoim spłachetku ziemi i przeżyć resztę życia w relatywnym komforcie… ale proponuję to zainwestować. W nas. Ja jestem na chwilę obecną usatysfakcjonowany… - powiedział nekromanta ręką poprawiając podarowaną przez niziołki opaskę
-... lecz nasze szanse wzrosną jeśli kupimy lepszy ekwipunek. Panowie może macie jakieś zapotrzebowania?