lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Sesje RPG - Fantasy (http://lastinn.info/sesje-rpg-fantasy/)
-   -   [TES] Pieśń Czerwonych Piasków (http://lastinn.info/sesje-rpg-fantasy/20468-tes-piesn-czerwonych-piaskow.html)

Ketharian 17-05-2024 16:17

Korytarz ewakuacyjny, noc 21/22 Pierwszego Siewu 2E 581

Mechaniczny strażnik poruszał się z mrożącą krew w żyłach gracją, balansując bez najmniejszego trudu na szczycie dwemerytowej sfery. Minorne słyszała rytmiczny szczęk i turkot kół zębatych i przekładni odpowiadających za utrzymywanie konstruktu w ruchu, nie potrafiąc sobie w pełni wyobrazić pełnego obrazu tej misternej konstrukcji.

Będący integralną częścią kończyny miecz strażnika przeciął powietrze i spadł na grzbiet jednego z pogrążonych w głębokim śnie jaszczurów. Wykonana z krasnoludzkiego metalu broń była niebywale ostra, ale piaskożery nie bez powodu uchodziły w legendach koczowników za stwory zrodzone z kamieni. Miecz strażnika wgryzł się w kościany pancerz na grzbiecie bestii, częściowo go rozrąbał sięgając ukrytej poniżej miękkiej tkanki, ale koniec końców zatrzymał się grzęznąć w kostnych płytkach drapieżnika.

Piaskożer zaryczał ogłuszająco, otworzył szeroko swoje gadzie ślepia dźgnięty impulsem bólu dość silnym, aby prymitywny mózg zwierzęcia w jednej chwili uwolnił się z okowów alchemicznej śpiączki.

Stojąca w górze schodów Minorne czekała w perfekcyjnym bezruchu na tę właśnie chwilę, wstrzymując oddech niczym doświadczony poławiacz pereł i plotąc w myślach pierwsze sekwencje inkantacji. Płynąca przez jej ciało magiczna esencja budziła przyjemne mrowienie, podnosiła drobniutkie włoski na złocistej skórze przedramion elfki.

Okrągłe oczy piaskożera zapłonęły nienaturalną czerwoną poświatą, niemalże wylewającą się poza rozszerzone ślepia. Zwierzę ryknęło ponownie, a potem okręciło się z zawrotną szybkością wokół siebie uderzając w podstawę dwemerskiego strażnika bokiem swojego masywnego łba.

Konstrukt wydawał się ważyć tyle, co obaj orsimerscy bracia krwi razem wzięci, ale impet uderzenia był wystarczająco silny, aby wewnętrzny żyroskop automatona nie zdołał utrzymać mechanicznego balansu. Sfera przechyliła się mocno w bok, a jej druga kończyna - dzierżąca okrągłą tarczę - oparła się o kamienną posadzkę komnaty.

Ciasną przestrzenią wstrząsnął drugi ryk.

Minorne ze Zmierzchu schodziła środkiem schodów z gracją tancerki, długie palce jej opuszczonych wzdłuż ciała rąk powleczone były ciemnoczerwonymi płomykami takiego samego światła jakie jarzyło się w ślepiach obu piaskożerów. Druga z bestii runęła w sukurs pierwszej, staranowała dwemerskiego strażnika pośrodku zgrzytu i huku gniecionego metalu. Ranny zwierz podniósl się pozbawionym gibkości ruchem na tylne łapy, przednie opuścił w dół miażdżąc dolną część korpusu oraz podstawę automatonu.

Wyciekający z pękniętej konstrukcji olej rozlał się coraz szerszą plamą po posadzkę, oblepiając łapy ślizgających się na nim piaskożerów. Porykujące gniewnie stwory kręciły się przez chwilę na wszystkie strony, napędzane zaklęciem, które wyzwoliło w ich drapieżnych umysłach dziki zwierzęcy szał.

Dziesięć uderzeń serca później broczący posoką pierwszy piaskożer zerwał się bez ostrzeżenia do galopu i pognał w głąb podziemi ciągnąc za sobą drugie zwierzę.

Altmerka wsłuchiwała się przez chwilę w cichnący odgłos porykiwań i tupotu łap, wpatrując się jednocześnie w wejście do korytarza ewakuacyjnego.

Droga na zewnątrz Bhtzarku stała przed nią otworem.

Jak już wspomniałem wcześniej, dobry pomysł i bardzo dobra realizacja. Gratki.


Nanatar 17-05-2024 20:27

Drugie wrota enklawy, noc 21/22 Pierwszego Siewu 2E 581

W istocie skonfundowało znalezisko Khajiita, który nawet wyczuwszy wpierw truchło, wciąż fortelu upatrywał. Prędko jednak w prawdzie się utwierdził, co miało dwojakie konsekwencje. Jedno, że opętał go dar prekognicji i niedługo oszaleje od wizji przyszłości, ale drugie, że wyjdzie z twierdzy żywy. Żywy, choć szalony nie podobało się Khajiitowi. Inne musiało być wytłumaczenie.

Widząc redgarda zwłoki rabującego ustąpił mu łupu pierwszego, dla pewności na zwłoki obcego khajiita psiknął wyraźnie, oznaczając jako zdobycz. Chwilę tylko żałował May, że nie zjadł jąder onego, ale czas naglił stado ratować, on wszak miał wyjść żywy, ale wizje nic o kompanach nie opowiadały. Równo w czasie napiął na łuk cięciwę i zmysły. Powietrze zadrgało na wibrysach, popieściło zapachami, w ciszy głosami zaklętymi uwodziło.

Chrapnął I'ne odpowiedź Nazzowi.

Z łukiem w dwa susy prędkie skoczył za plecy towarzyszy przy bramie.

- Bez bum, bum. - warknął - cofną się w cień.

Z kołczana wyjął specjalną strzałę zakończoną gwizdkiem. Między plecami osadzonych nisko sylwetek May widział wkraczający na most rój. Napiął lekko skręcając cięciwę, wyczekał na powiew i puścił strzałę lewym górnym łukiem, tak by gwizd zbliżył się do roju od wiatru i poprowadził ku przeciwległym wrotom.

Zaraz później strzelec ukrył się w cieniu.

Pierwszy test na percepcje, dwa kolejne na strzał, z ew. przerzutem.
Nazzowi odpowie co poczuł jak dostanie na ten temat wiedzę.
May spróbuje zdezorientować maszyny strzałą z gwizdkiem.


Ketharian 21-05-2024 09:43

Druga część enklawy, noc 21/22 Pierwszego Siewu 2E 581

Nazz doskoczył do wnęki skrywającej dwa leżące obok siebie trupy, zalał je poświatą latającego obok głowy świetlika. Za jego plecami zaskrzypiał naciągany pośpiesznie łuk, w powietrzu rozległ się przeraźliwy gwizd jednej z dziwacznych strzał khajiita, ale Cień nie oglądał się za siebie. Zamiast tego odwrócił na plecy jedne ze zwłok i zmarszczył czoło próbując zrozumieć, co widzi.

Obaj martwi mężczyźni byli Nordami, zdradzała to budowa ich ciał, rysy twarzy, jasna barwa włosów i zdobienia na metalowych napierśnikach. Jeden przygniatał swoim torsem ciężki topór, a jego gardło ziało poszarpaną dziurą przywodzącą na myśl rany zadane przez jakieś oszalałe zwierzę. Drugi, nie dzierżący w skórzanej rękawicy żadnego oręża, miał rozchlastaną w poprzek twarz; tak głęboko, że stracił od zadanego dziwną bronią ciosu oboje oczu. Jego zbroja była pokryta skorupą zaschniętej krwi na boku, nieco poniżej pachy, pod którą najpewniej wbito mu ostrze, które poharatało płuca i serce.

Khajiit znajdował się kilka kroków dalej, leżał na boku zwinięty w kłębek. Miał kruczoczarną sierść i zielone ślepia, szeroko otwarte, powleczone szklistą mgłą śmierci. Długi prosty miecz o rzeźbionym jelcu - typowy nordzki tvegget - tkwił głęboko w podbrzuszu czarnego drapieżcy, przebijał na wylot jego pięknie tłoczoną skórznię i ukryte pod zbroją muskularne cielsko.

Nazz uniósł się z kucek, obejrzał na dwóch Nordów we wnęce, kiwnął głową do siebie samego. Ponad pchającymi do wrót jakieś regały mistrzami miecza stanęła kolejna śpiewająca strzała Ine Maya, ale bystre oczy Redgarda dostrzegły, że szaleńczo przebierające odnóżami pająki były już na wyciągnięcie ręki od wejścia do drugiej części enklawy.

Chociaż dwaj Nordowie zginęli od pazurów khajiita, jeden z nich zdołał śmiertelnie zranić czarnego drapieżcę, przebił go tveggetem na wylot. Rozumny kot najwyraźniej zdołał odsunąć się od swoich przeciwników, odwlókł się w głąb tonącej w półmroku auli, gdzie po chwili wyzionął ducha. Cień widział zbyt wiele morderczych potyczek w zaułkach Kowadła, aby nie zrozumieć, do czego we wnęce doszło, chociaż do ukończenia łamigłówki brakowało mu jeszcze jednego: motywu.

- Trzymać szyk! - od strony otwartych na oścież wrót dobiegł ryk jednego z orsimerów.

Nazz przeskoczył ponad trupami Nordów, naprędce odnotowując w pamięci, że żadne zwłoki nie miały charakterystycznych tatuaży ani kościanych naszyjników znalezionych w pustynnej kotlinie po rozprawie z goblinami. Kimkolwiek byli tropieni przez najemników Neramo intruzi, raczej nie mieli nic wspólnego z grupą zmarłych na pustyni.

Wnęka wychodziła na wnętrze auli, majestatycznie wykutej we wnętrzu góry. Umieszczone w wielu miejscach dwemerskie gazowe latarnie pulsowały ciepłą poświatą płomieni rozświetlających rozległą przestrzeń sali. Droga biegnąca od mostu opadała zakosami poprzez środek sztucznej groty, otoczona kamiennymi platformami, cokołami i galeriami stanowiącymi przejścia do pomieszczeń wykutych w głębi masywu. Odlane z krasnoludzkiego metalu posągi spozierały z wysokości podestów na zamarłego w bezruchu Nazza, próbującego pojąć, na co właściwie spogląda.

Czwarty ludzki kształt leżał poniżej wnęki, po przeciwnej stronie opadającej łagodnie w dół drogi. Ukryty w półmroku nie zdradzał oczom Cienia zbyt wielu szczegółów, ale jego całkowity i nienaturalny bezruch dowodził tego, że oddał ostatni dech podobnie jak trójka jego kompanów. Słaby blask gazowych latarni odbijał się okazjonalnie w metalu pancerza i w ostrzu upuszczonego na drogę miecza, ale uwaga Redgarda zaprzątnięta została w mgnieniu oka czymś innym niźli tylko widokiem trupa.

- Oż kurwości…

Górujące na licznych platformach kształty częściowo nikły w ciemnościach podziemi, lecz nawet słabe światło latarni odkrywało dostatecznie wiele, aby zdumiony Nazz zrozumiał, że spogląda na coś absolutnie niezwykłego.

GreK 22-05-2024 06:18



Już przy pierwszej konfrontacji ze strażnikami nekropolii, przed bramą, w głowie Nazza pojawiło się jedno natrętne pytanie. Jak? Pytanie tłukło się pod czaszką tępym, regularnym bólem. Pragnął zatrzymać się, zapalić, pomyśleć, lecz sytuacja temu nie sprzyjała. Walczył z sobą by nie sięgnąć do popielnika, nie uśmierzyć bólu gorzkim smakiem zioła, lecz nie chciał przytępiać swoich zmysłów. Więc jednostajny, drażniący ból pulsował coraz mocniej.

Jak?

Jak? pozostał niezauważony?

Jak?

Jak? zamknął bramę?

Jak?

Intruzi mieli lepszą od nich wiedzę na temat Bhtzarku. Jak? to możliwe? Przynajmniej jeśli chodzi o sposób omijania przeszkód - poprawił się w myślach widząc kamienną twarz Bladego. Wszystko przez to, że pognano ich jak bydło do wnętrza podziemi i nie dano czasu na rekonesans.
Intruzi zaś albo wiedzieli Jak? albo mieli ze sobą coś co sprawiało, że automatony Dwemerów brały ich za swoich. Jak? Artefakt. To mogło być logiczne wytłumaczenie. Intruzi mieli ze sobą coś, co sprawiało, że byli niewidoczni dla strażników a przejścia przez wrota nie były dla nich problemem.

Słysząc warknięcia orsimerskich braci, przygotowania do obrony Nazz już wiedział Jak! Wiedział, że broniąc przejścia mogą co najwyżej odwlec chwilę gdy zostaną rozniesieni na strzępy. Tak! Jedynym wyjściem było iść dalej, w głąb budowli, lub Tak!, przejęcie artefaktu!

Dopadając trupów warknął Ogoniastemu
- Ktoś uciekł?

Już widział ich obrażenia. Porezali się. Kłótnia o łup? Tak! To było aż nadto oczywiste. Dwie wrogie grupy? Tak! Tak!

Rozchlastane gardło, rozpłatana twarz, metal w brzuchu. Tak!

Sierściuch chrapnął odpowiedź. Cień podążył za wskazaniem łapy.

Skrobanie metalowych odnóży.

- Trzyyyymać szyk!

Tak!

Łupanie pod czaszką. Nazz przeskakuje nad trupami łowiąc śpiew Khajitowych strzał. Aula otwiera się przed nim nagle. Pulsowanie dwemerskich latarni stara się zgrać z pulsowaniem bólu.

Mignięcie - Tak! - mignięcie mignięcie - Tak! - mignięcie - Tak!

Redgard z Anvill zastygł na początku opadającej zakosami drogi niepewny co widzi w rozchybotanym świetle latarni.

Mignięcie - Tak! - mignięcie mignięcie - Tak! - mignięcie - Tak!

- Oż kurwości...

Tak!

Wiedział już, że natrafili na to, czego wszyscy szukali.

Tak!

Nie rozumiał tego w pełni, może Blady, Tak!, Blady będzie w stanie wyjaśnić, jeśli tylko przeżyją, jeśli znajdzie artefakt. Tak!

Zbiegł drogą w dół, starając się oderwać wzrok, skupić na celu, na czwartym intruzie, który znalazł Tak! i skonał.

Artefakt! Tak! Najpierw artefakt. Musiał go znależć, później będzie czas...

Pochylił się nad trupem. Światło ciągle pulsowało przeganiając się z łupaniem w głowie.

Mignięcie - Tak! - mignięcie mignięcie - Tak! - mignięcie - Tak!


Ketharian 22-05-2024 14:14

Druga część enklawy, noc 21/22 Pierwszego Siewu 2E 581

Nazz znał wiele legend o Głębinowych Elfach i w każdej z nich poczytne miejsce zajmowały opowieści o metalurgicznym kunszcie Dwemerów, o ich niezwykłych budowlach oraz równie niesamowitych wynalazkach - magicznych, mechanicznych oraz hybrydach obojga rodzajów. Już spotkanie z pająkami udowodniło Cieniowi, że w tych wyśmiewanych czasem przez ignorantów legendach było wręcz zbyt wiele prawdy, a widok kształtów na platformach dodatkowo owo przeświadczenie pogłębił.

Były to machiny różnego rozmiaru i kształtu, jedne zdolne pomieścić w swoim wnętrzu dwudziestu dorosłych mężczyzn, inne dwustu; stojące na teleskopowych łapach, obłe bądź kanciaste, obwieszone przyciągającymi wzrok kształtami ogromnych balist. Chociaż żadne dwie nie wyglądały identycznie, wszystkie łączył jeden wspólny element konstrukcyjny.

Wszystkie miały skrzydła niczym monstrualne metalowe ważki. Ustawione na kwadratowych platformach niczym muzealne eksponaty na okazałej królewskiej wystawie, górowały ponad klękającym u boku czwartego trupa Redgardem.

Ogromne ogniwa łańcuchów biegły w górę z narożników każdej platformy, znikały gdzieś w ciemnościach sklepienia sztucznej groty, aby powrócić z powrotem w dół ku równie ogromnym sylwetom mechanicznych olbrzymów klęczących na dnie auli, dzierżących końce łańcuchów w swoich monstrualnych rękach. Tkwiąc w bezruchu z pochylonymi ku posadzce głowami, człekokształtne kolosy przypominały pogrążonych we śnie gigantów z zamierzchłej przeszłości Nirnu.

Czwarty człowiek nie pochodził ze Skyrimu. Miał ogorzałą od słońca twarz, wąskie oczy i trzymane w miejscu opaską ciemne włosy południowca, najpewniej Nibenejczyka. Okryty nabijaną mosiężnymi guzami skórznią i stalowym napierśnikiem, na poły leżał, na poły opierał się plecami i głową o krawężnik rampy, wpatrzony gdzieś w przestrzeń szeroko otwartymi szklistymi oczami. Życie uszło z niego przez rozdarty pazurami bok szyi, chociaż oblepiona grubą skorupą krwi prawą dłoń zdradzała, że do końca próbował zatrzymać śmiercionośny krwotok.

Czarny khajiit okazał się prawdziwą machiną do siania śmierci, skoro zdołał zabić lub śmiertelnie zranić trzech ludzkich przeciwników.

Nazz zatrzymał spojrzenie na piersi trupa szukając wzrokiem znajomego kościanego naszyjnika, ale zamiast niego ujrzał zawieszony na szyi Nibenejczyka podłużny przedmiot o dziwnym wyglądzie. Noszony na grubym żelaznym łańcuszku, ale wykonany z dwemerytu, inkrustowany zielonymi klejnotami i pokryty grawerunkiem Głębinowych Elfów, obiekt ten przypominał masywną różdżkę i serce Nazza zabiło w rytmie niewiarygodnej ekscytacji na ów widok - Redgard pewien był bowiem, że intruzi zdołali dotrzeć tak daleko wyłącznie dzięki magii bądź posiadaniu jakiegoś specyficznego artefaktu.

Martwy Nibenejczyk nie trzymał artefaktu, wolną ręką przyciskał w zamian do piersi kilka dużych metalowych cylindrów z nakręcanymi na gwint wieczkami, również wykonanych z dwemerytu i sprawiających wrażenie tub na dokumenty. Jego szkliste oczy spoglądały na klęczącego nad ciałem Nazza z wyrazem niemego wyrzutu, zastygłego w ostatnich chwilach życia w rysach twarzy zmarłego.


Wejście na most, noc 21/22 Pierwszego Siewu 2E 581

Gwiżdżąca strzała przemknęła ponad głową Yareda, przecięła pustą przestrzeń ponad szerokim mostem znikając w ciemnościach gorącej ciepłej nocy. Pozornie niepowstrzymana fala metalowych korpusów i odnóży skotlowała się na chwilę, gdy niektóre konstrukty zwolniły próbując zidentyfikować niecodzienny dźwięk, a inne zderzyły się z nimi napierając od tyłu na pierwsze szeregi. Ine May naciągnął pośpiesznie łuk, sięgnął do kołczanu po następny pocisk.

- Zwalcie te regały! - krzyknął Yared wskazując sztychem miecza na wielką konstrukcję z dwemerytowych prętów i półek stojącą we wnęce wrót - I bierzcie tamten wóz!

Wiele setek lat wcześniej jakiś bezimienny Dwemer pozostawił w cieniu bramy czterokołowy wózek do przewozu niewielkich ładunków, zaopatrzony w krótki, ale masywny dyszel. Widząc pojazd Yared natychmiast sięgnął po niego myślami, umieścił pośrodku wyimaginowanej barykady tarasującej zejście z mostu.

Druga śpiewająca strzała poleciała w powietrze w ślad za pierwszą, ale tym razem nie wywarła już równie silnego efektu na pająkach, co tamta. Łoskot zwalanych na posadzkę dwemerytowych regałów wprawił małe automatony w jeszcze większą ruchliwość, pchnął je wprost na barykadę.

Yared zmienił ułożenie stóp, ścisnął mocniej miecz gotując się do boju z nieprzeliczoną hordą dwemerskich konstruktów. Walcząc przeciwko pustynnym bandytom, zbuntowanym wobec króla klanom albo najeźdźcom z ziem Cesarstwa, mistrz miecza dokładał starań, aby za przeciwnika obierać przywódcę nieprzyjaciela.

„Cios odcinający głowę zatrzymuje całe ciało”.

Lecz tym razem kaprys bogów postawił na jego drodze wroga, który nie miał wyróżniającego się przywódcy i który nie znał pojęcia strachu czy zwątpienia. I którego zatrzymać mogło tylko całkowite unicestwienie sztucznej jaźni ukrytej pod każdą pancerną skorupą z osobna.

Fala automatonów uderzyła metalową rzeszą w podstawę barykady i zaczęła się po niej wspinać świecąc złowieszczą czerwienią kryształów kontrolnych w oczy wznoszących oręż obrońców.

Huk i szczęk metalu zagłuszył w jednej chwili ostrzegawcze okrzyki, przekleństwa i wezwania słane pod adresem bogów.

Nanatar 22-05-2024 20:17

Wejście na most, noc 21/22 Pierwszego Siewu 2E 581

Nadziejowanie Khajiita wypełniło, wypełniło i uleciało wraz z kolejną wypuszczoną strzałą. Co się pewnym wydawało zawiodło, rozczarowało Maya takie rozwiązanie, zmartwiło nieco w obliczu heroizmu towarzyszy. Nie zamierzał zabójca wraz z wojownikami miałczeć pieśni ostatniej, łba ni łapy nie położyć. Po strzale drugim czmychnął w cień nieco, już łuk do pasa ściskając zapasową cięciwą. W cień miał krok zrobić i się rozejrzeć, a kiedy oblicze zawrócił, cienie wszędzie były tańczące, wijące się na łańcuchach po sklepienie, jak wstęgi dzikiej wzgardzonej przez Maya bogunki.

Widać mroczna prekogini w owej wizji o sobie przypominała, o swej przepowiedni, może zwieść chciała Khajiita, zwieść by przyjaciół porzucił i pewny swego uszedł, tak zapowiedzianej przyszłości dokonał. To burzyło krew kota, ten wolał swymi ścieżkami chodzić, więcej nawet gotów był zemrzeć by się mrocznej przepowiedni sprzeciwić, ale i to mogło być zamiarem mojry. Warknął sam na siebie, na los warknął raz jeszcze. Wzrok trzeźwy wrócony mu ukazał Nazza nad zwłokiem czwartym.

- Drogi szuka odwrotu Ssszarrry

A okrzyk słysząc bojowy i pierwsze starcia brzęki, uderzenia metalu o metal, płazem ze stuporu czarodzieja wyrwał, patrząc przelotnie czy pazurem nie poprawić.

- Skupi się. Przód czy tył, można bum, bum. Usmaży tym olejową krew, albo zatrzyma mechaniczne serca.

Wiedział May, że przeprawa ręczna na chwile tylko wstrzyma rój. Należało tylko nadziejować, że czas ów wystarczy, by Nazz, lub bladzioch znaleźli rozwiązanie.

Na razie May zajmie się wykańczaniem tego co się przedostanie za zaporę wojowników. To powinno dać nam kolejne dwie- trzy rundy.


GreK 24-05-2024 08:57


Huk i szczęk metalu dobiegający z okolic bramy wyrwały Redgarda z chwilowego stuporu. Nazz ostrożnie złapał za dwemerytowy łańcuszek oplatający szyję trupa i ostrożnie, wręcz z namaszczeniem uwolnił Nibenejczyka od ciężaru amuletu. Przez chwilę jeszcze wpatrywał się w błyskającą w migotliwym świetle lamp zieleń zdobiących go klejnotów by zdecydowanym ruchem założyć go sobie na szyję.
Tak!
Łupanie pod czaszką przypomniało mu o potrzebie pośpiechu. Z punktu obrony przez chrzęst rozgrywającej się ciągle walki, przebijały się przekleństwa Orsimerów i krzyk tłumaczącego coś Sierściucha.
Tak!
W jeden tylko sposób mogli wyjść z tego cali. Cień był pewien. Tak! Znalazł artefakt, który pozwoli im zapanować nad mechanizmami nekropolii.
Zaczął odginać palec za palcem Nibenejczyka uwalniając z jego dłoni podłużne cylindry. Tak!
Teraz pozostawało jedynie pytanie Jak?
Wstał i pobiegł serpentyną w górę, do narastających odgłosów walki, szukając wzrokiem Bladego Tak!

Alex Tyler 25-05-2024 22:09



Odgłosy piaskożerów z czasem ucichły gdzieś w oddali. Ta, która uważała się Minorne ze Zmierzchu stała zaś ponad pogruchotanym konstruktem dwemerów pogrążona w rozważaniach. Odniesione zwycięstwo stanowiło niewiele wobec jej obecnej sytuacji. Samotna pośród wrogich i niezbadanych ruin, pozbawiona zbrojnej obstawy i eksperta od tych, którzy je wznieśli. Jej sytuacja taktyczna nie prezentowała się zbyt korzystnie. W końcu chłodny pragmatyzm zwyciężył nad poczuciem misji i ciekawością. Uznała, że zapuszczanie się samotnie i po omacku w głąb Bthzarku byłoby zbyt niebezpieczne. Zwłaszcza że obecna misja miała znaczenie drugorzędne. Ruszyła więc z powrotem, zachowując odpowiedni poziom dyskrecji i uważności. Mimo wszystko wciąż jeszcze miała jeden atut w rękawie.

Rzuty:
  1. Stealth (Base TN: 65) – skradanie się;
  2. Observe (Base TN: 56) – wypatrywanie;


Ketharian 31-05-2024 16:20

Druga część enklawy, noc 21/22 Pierwszego Siewu 2E 581

Korytarz wiodący z powrotem do sztucznej groty i wyjścia na płaskowyż okazał się opustoszały. Minorne nie żywiła zaufania wobec tego wrażenia, toteż poruszała się przez cały czas z zachowaniem najwyższej ostrożności, stąpając niczym złotoskóry duch po wyszlifowanej w zamierzchłej przeszłości posadzce. Raz czy dwa przystanęła przy wiszących na ścianach rurach, wtapiając się w mrok i nasłuchując bacznie. Jej nadludzko wyostrzone zmysły rejestrowały mnogość dźwięków, chociaż przez wzgląd na nieznajomość map enklawy Altmerka nie potrafiła jednoznacznie określić umiejscowienia ich źródeł.

Słyszała odległe dudnienie prastarej maszynerii, stuki i zgrzyty, trzaski i łoskoty stłumione grubą warstwą skał. Docierały do niej ledwie słyszalne grzmoty mogące być echem magicznych wybuchów, czuła też poprzez podeszwy butów wibracje towarzyszące najpewniej siłowemu forsowaniu głównej części Bhtzarku przez ekspedycję Neramo. Wszystkie te dźwięki dobiegały gdzieś z wnętrza górskiej enklawy, nie sprawiając wrażenia dość bliskich, aby Minorne musiała się nimi niepokoić. Mechaniczny strażnik zniszczony przez rozjuszone piaskożery był zapewne elementem rezerw miasta, członkiem nielicznej tylnej straży pilnującej pomniejszych wejść do podziemi w razie czyjegoś ataku. Zmysły elfki nie odkryły wokół niczego mogącego sugerować, że ukrytych strażników jest więcej, ale do chwili przekroczenia progu bocznego wejścia Minorne czuła podświadomy niepokój, tylko spotęgowany widokiem szczątków rozczłonkowanego Norda.

Poruszając się bez włączonego świetlika i bezszelestnie, wyjrzała za wciąż otwarte wrota przesuwając zmrużonymi oczami po wnętrzu sztucznej pieczary, bez trudu dostrzegając opodal wejścia czyjąś opartą o porowaty stalaktyt wysoką postać.

Kelmitor wciąż trwał na straży, chociaż był sam, reszta altmerskiej świty biorącej udział w odprawieniu zwiadowców najwyraźniej powróciła w międzyczasie do obozowiska. Adept Gildii Magów trzymał coś w jednej ręce, palcami drugiej dłoni wodząc szybko po powierzchni dzierżonego artefaktu. Zdjęta ciekawością Minorne wstrzymała oddech, świadoma tego jak wiele tajemnic skrywali czarodzieje Gildii i jak cenna mogła być dla Oczu Królowej jakakolwiek związana z nimi - tym bardziej, że nie była dla Minorne tajemnicą pewna podejrzliwość, z jaką dwór królowej darzył tych wysoko postawionych rodaków, którzy wzdrygali się przed służbą w szeregach Dominium deklarując niezrozumiałą neutralność i wolę pozostania w międzynarodowej z definicji Gildii Magów.

Wyślizgnęła się z korytarza skręcając w cień jaskini, zasłaniając się przed przypadkowym spojrzeniem Kelmitora skalnym załomem, który bezszelestnie obeszła wkoło. Usytuowana nieco z boku i z tyłu skupionego na artefakcie maga, widziała z każdym krokiem lepiej przedmiot, który wręcz niepodzielnie przykuwał jego uwagę.

Była to tabliczka sporych rozmiarów, wykonana z jakiegoś rodzaju półprzezroczystego kryształu, który emitował na swej powierzchni niewielkie obrazy. Minorne potrzebowała kilku kroków więcej, aby zorientować się, że ruchome formy na powierzchni tabliczki były kolorowymi symbolami ułożonymi w rzędy i szeregi. Rozpoznała w nich heraldyczne smoki Nordów, orły Dominium, piktogramy argonianów, orsimerskie i dunmerskie runy, stylizowane pazury khajiitów oraz kilka symboli, których nie rozpoznała, chociaż skojarzyły jej się z daedrami.

Kelmitor uderzał palcem wskazującym prawej dłoni w wybrane symbole, te zaś zmieniały swoje pozycje w szachownicy rzędów i szeregów wedle jego życzenia - a kiedy pojawiały się obok siebie w liczbie czterech lub więcej, znikały pośród kolorowego rozbłysku ustępując miejsca nowym znakom. Minorne nigdy wcześniej nie widziała czegoś podobnego, mogła zatem jedynie za nosić w głowę, do czego ów artefakt służył; niemniej jednak ewidentne zafascynowanie altmerskiego czarodzieja dowodziło tego, że tajemniczy wynalazek Gildii Magów spełniał bardzo ważną rolę w pracach ekspedycji.

Nie mogła się skradać w nieskończoność. Stąpała bezszelestnie, ale Altmer miał równie wyostrzone zmysły jak Minorne. W pewnej chwili zwyczajnie wyczuł jej obecność i obejrzał się nad ramieniem rozszerzając na ułamek chwili oczy.

Artefakt zniknął w kieszeni szat Kelmitora, a jego twarz przyoblekła się w wyraz przyjaznego zatroskania, ale Minorne była zbyt biegła w czytaniu mimiki, aby przeoczyć pierwsze emocje wyrysowane w twarzy maga.

Niedowierzanie. Poczucie winy zrodzone z wrażenia przyłapania na czymś wstydliwym bądź nieprzystojącym powadze chwili. Podejrzliwość.

- Pani Minorne! - elf skłonił głowę w geście powitania - Cieszę się, że pozostajesz w zdrowiu. A gdzie reszta twoich towarzyszy? Odnaleźliście intruzów? Mistrz Neramo z pewnością zechce wysłuchać wieści o ich losie.

Alex Tyler 01-06-2024 17:53



Dotarcie do bocznego wejścia Bthzarku nie sprawiło Minorne ze Zmierzchu najmniejszego problemu. Zgodnie ze swymi przypuszczeniami po drodze nie natrafiła na żadne zagrożenie, lecz mimo to jej nerwy przez cały ten czas napięte były jak postronki, zaś zmysły wyczulone do granic możliwości. Smukła sylwetka elfki wysokiego rodu trzymała się szerokich cieni, natomiast krok jej przepełniała kocia gracja i lekkość opadającego pierza. Nie zamierzała ryzykować, w takim miejscu każda piędź korytarza mogła być zdradliwa. Wszak niedoścignionej zmyślności Dwemerów dorównywało tylko ich wyrafinowane okrucieństwo, a równie bliskie było im pragnienie zachowania swych tajemnic przed nieproszonymi gośćmi. Ale nie tylko dlatego dziewczyna czuła się nieswojo. Z mijanych komnat przemawiały wieki. Przytłaczająca aura pozostała po wygasłej przed erami cywilizacji, najbardziej zaawansowanej technologicznie z ras Tamriel, niemal zaciskała się wokół jej szyi, przytłumiając dech. Ponadto każdorazowo zimny pot perlistymi kroplami występował na bladozłotą skroń poszukiwaczki skarbów, gdy pojawiał się u niej zaledwie efemeryczny przebłysk myśli, iż w osobliwym śnie, którego doświadczyła na schodach kompleksu, mogła tkwić choćby cząstka prawdy. Z każdą chwilą spędzoną w tym mieście-widmie opuszczała ją pewność co do przyziemnej natury tegoż. Toteż nie mogła czuć się w takim miejscu swobodnie, tak jak nie czułby się coloviański tkacz, krocząc po mulistych ścieżkach Mroźnej Przystani.




Dotarłszy do przedsionka bocznych wrót, przyczajona w cieniu, nie całkiem ufna wobec Gildii Magów Altmerka obserwowała z zainteresowaniem swego uczonego rodaka. Tajemnicze urządzenie, którym operował, było w istocie wielce osobliwe. Nie jawiło jej się jako coś, z czym by się kiedykolwiek spotkała. Niemniej jednak po pewnym czasie wywnioskowała z dużą dozą pewności, że nie wyglądało, by było powiązane z czymkolwiek w okolicy. Do tego dokonywane na nim operacje posiadały swoją logikę i regularność. Znaki zaś w większości miały zrozumiałą symbolikę. Kiedy tylko jasna blondynka zaczęła snuć domysły co do jego roli, Kelemitor zorientował się, że ktoś czai się w korytarzu, dlatego ujawniła mu się na własnych warunkach.
Cytat:

— Pani Minorne! — elf skłonił głowę w geście powitania. — Cieszę się, że pozostajesz w zdrowiu. A gdzie reszta twoich towarzyszy? Odnaleźliście intruzów? Mistrz Neramo z pewnością zechce wysłuchać wieści o ich losie.

— Twój widok również raduje me serce, Szanowny Kelemitorze — odpowiedziała z wystudiowaną kurtuazją, tak hołubioną przez mieszkańców Wysp Summerset. Odnotowując jednocześnie cały ciąg emocji, które w międzyczasie odcisnęły się na masce oblicza rozmówcy. — Czy to bezpieczne, byś wystawał tu w pojedynkę? A co jeśli obudzony dwemerski animunkulus wdarłby się do tej jaskini?
Dla podkreślenia swych słów żółtooka rozpatrzyła się uważnie po okolicy.
— Nie wiem, czy staje mi czasu, by rozmówić się z mym Najdroższym Przyjacielem — wyłożyła pokrótce. — Muszę pospieszać ku mostowi.
Co powiedziawszy, ruszyła w kierunku wyjścia na zewnątrz.
— Słowem wyjaśnienia: trafiliśmy na ślad intruzów, ale zanim zdążyliśmy przeprawić się przez most zostałam odseparowana od swej grupy przez legion pajęczych automatonów.
Po kilku krokach dodała nieco ciszej, bardziej towarzyskim tonem.
— Swoją drogą interesujące urządzenie przy sobie nosisz. Czy służy do zapewniania uciechy?


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 07:15.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172