lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Sesje RPG - Warhammer (http://lastinn.info/sesje-rpg-warhammer/)
-   -   Kultyści - Lato 2519 (http://lastinn.info/sesje-rpg-warhammer/20218-kultysci-lato-2519-a.html)

Pipboy79 11-07-2022 01:58

Tura 03 - 2519.06.28; fst; południe
 
Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; Dzielnica Centralna; karczma “Kwarta”
Czas: 2519.06.28; fst; południe
Warunki: główna sala, jasno, ciepło, gwar rozmów; na zewnątrz jasno, łag.wiatr, zachmurzenie, umiarkowanie



Heinrich



Siedząc i siąpiąć coś z kufla były łowca czarownic nie miał za bardzo co robić. Poza podsłuchiwaniem i rozglądaniem się po okolicy. Ale nie był tu jedyny. Widział, że przynajmniej część gości też albo czeka na kogoś albo na coś bo siedzieli albo sami, albo po dwóch i też się rozglądali. Nawet z kila razy z tym czy tamtym złapali się spojrzeniami. Obserował karczmę od środka ale i sam co jakiś czas ściągał czyjeś spojrzenie. W końcu siedział sam przy stole i z nikim dłuższy czas nie rozmawiał.

Podobnie jak jakiś elf. Sądząc po zieleniach i brązach to pewnie jakiś ranger czy inny myśliwi. Miał też łuk jaki tak często kojarzył się z tą starszą rasą. Też wyglądało, że czeka na coś czy kogoś. I też chociaż raz skrzyżowali ze sobą przelotne spojrzenia. No albo na kogoś kto siedział za nim. Bo tam też jeszcze były ze dwa, w większości obsadzone stoły.

Stamtąd dolatywał dziewczęcy śmiech. Siedziała tam trójka kobiet. Ta bliżej Henrichie siedziała do niego plecami to nie widział jej twarzy. Ale sądząc po czarnej, ćwiekowanej brygantynie to pewnie była jakaś najemniczka albo łowca nagród. Rozmawiała o czymś z kobietami siedzącymi naprzeciwko niej. No i mniej więcej frotnem do Heinricha więc chociaz plecy i czarna głowa najemniczki nieco mu je zasłaniały to jednak jak siedział dłuższą chwilę udało mu się dostrzec szczegóły. To była stara i młoda kobieta. Pewnie była między nimi z pokolenie różnicy. Starsza to już powinna mieć dzieci a może i małe wnuki. Młodsza była w takim wieku, że powinna albo być zaręczona albo szukać kandydata do takich zaręczyn. Ale to własnie ona wydawała się prowadzić rozmowę z najemniczką. W pewnej chwili wszystkie trzy się roześmiały jakby padło coś zabawnego. Obie kobiety nie sprawiały wrażenia najemniczek ani kelnerek co tu pracują. Raczej jakieś mieszczki, pewnie ktoś z kupców, może rzemieślników. No i znów ta młodsza miała nieco lepszą suknię od tej starszej. Jak na taki średni standard do jakiego zdawały się należeć. No ale wtedy właśnie ta kelnerka wstała z kolan Jonasa i zawołał ją gestem.

Heinrich musiał przyznać, że trafił nie tylko na kelnerkę o interesującej aparycji ale też i kobietę interesu. Dostrzegła jego przywołujący gest i podeszła do stołu jaki zajmował. A potem popatrzyła na wysuwaną i chowaną monetę. Jeszcze obejrzała się ostatni raz tam gdzie nadal siedział Jonas z jej koleżanką na kolanach co ją zastąpiła. No i kilku młodo wyglądających mężczyn. Potem znów zwróciła się do siedzącemu przed nią gościowi ich popularnego lokalu przy Placu Targowym. Wzruszyła ramionami i popatrzyła w dół na przytrzymywaną palcem monetę. Dużo to nie było. Ale widocznie uznała, że i taki drobniak jej się przyda jak na taki szybki zarobek.

- No widać nie wzięli. Ale jak on by był takim chojrakiem jak mówi to by pewnie dawno w jakiejś gwardii służył albo setnikiem by go zrobili. - dziewczyna machnęła szczupłą dłonią na znak, że raczej nie jest zdziwiona takim obrotem sprawy. I pewnie miała o Jonasie podobne zdanie jak gość o ciemnych włosach.

- A to o których werbowników pytasz panie? Bo tu co chwila coś ogłaszają. Najwięcej na statki albo do karawan na eskortę. - dziewczyna wolała się dopytać o czym gość chce rozmawiać bo w tej karczmie krzyżowały się drogi i losy wielu najemników, łowców nagród, psów wojny, żołnierzy okrętowych i tych co szukali kogoś takiego. Zwłaszcza teraz jak był środek sezonu i tego typu najemne miecze poszukiwało wielu i wiele osób.



Miejsce: Nordland; wybrzeże na zach od Neues Emskrank; Wrakowisko; plaża
Czas: 2519.06.28; fst; południe
Warunki:; na zewnątrz jasno, łag.wiatr, zachmurzenie, umiarkowanie



Grupa Łasicy



- No. To jesteśmy. Z wozu wiara! - jako, że nikt coś nie kwapił się do prowadzenia wozu to Łasica ujęła lejce. Z początku było jej to nie wsmak no ale głównie z powodu mżawki. Ta jednak skończyła się niedługo potem jak wyjechali z miasta na północ. I jechali wzdłuż zachodnich brzegów zatoki. Brzeg był piasczysty, naturalna, długa plaża więc jak się jechało na pograniczu lądu i morza to jakoś to szło. Chociaż z kilka razy wóz się zaklinował w miękkim piachu i woźnica musiała się trochę nagimnastykować aby wyjechać. A potem jak mżawka przeszła to i humor jej się poprawił.

- Oby była taka śliczna jak ta na obrazie Pirory! - życzyła sobie i reszcie kultystów gdy już widać było Wrakowisko. A dokładnie kipiel gdzie fale rozbijały się o zatopione albo w pół zatopione wraki. W końcu dojechali do Wrakowiska. Jego odleglejszy kraniec prawie płynnie przechodził w skotłowane falę i resztki zatopionych ruin jakie pomimo stuleci smagania wiatrem i falami nie chciały runąć w te fale. Jednak niewiele ich zostało co wystawało z wody i trudno było odgadnąć co to kiedyś mogło być.

- Robimy piknik! - zaśmiała się wesoło Burgund pierwsza zeskakując w jeszcze mokry piach plaży. Zabrała rulon który jak rozwinęła okazał się kocem.

- O. Jak ładnie. A co tam jest dalej? Tak daleko to jeszcze nie byłam. - Lilly też zeskoczyła na piach plaży. Niebo było pochmurne ale już nie padało. Morze było trochę zielone a trochę niebieskie. Znaczy tam dalej. Bo przy wrakowisku to dominowała taka sama kipiel jak Joachim pamiętał z zimy. Tylko na lądzie teraz śniegu nie było. Otto właściwie też tu był pierwszy raz. Z miasta, jak się weszło na Ząb Mannana to było widać tylko białe paski fal rozbijających się o brzeg. A z reszty miasta, zwłaszcza płaskiej, zachodniej części w ogóle nie było tego widać. No i właściwie nie bardzo było po co tu chodzić. Jak ktoś chciał na plażę czy ryby to sporo miejsc było wcześniej i bliżej miasta. Zresztą spotykali takich amatorów wędkarstwa czy odpoczynku podczas pikniku. Ale jeszcze gdy jechali zatoką. Jak wyjechali na brzeg pełnego morza i skręcili na zachód to już rzadko kogoś spotykali. Bo własnie neizbyt było po co jechać aż tutaj. Chyba właśnie po to aby obejrzeć z bliska Wrakowisko. No ale tubylcy to nie raz widzieli rozbijające się o coś fale to aż tak ich to nie nęciło.

- Tam dalej to są Zatopione Wieże. - Łasica wstała z kozła i machnęła dłonią wzdłuż brzegu. - A tam, to się zaczynają słone bagna Teufelsmuf. I ciągnął się na tyle daleko, że można się zgubić. Nie ma po co tam łazić. - wyjaśniła łotrzyca. Z całej grupki ona i Burgund były rodowitymi mieszkańcami Neus Emskrank to znały je od podszefki jak spędziły tu całe życie. Joachim do pewnego stopnia też. Tyle co zapamiętał sprzed swojego wyjazdu do Altdorfu. Ale wtedy był jeszcze młodzikiem. Teraz po powrocie na swój sposób też poznawał to miasto na nowo.

- I lepiej. To tylko plażą ktoś by mógł przyjść. Nikt nam chyba nie powinien przeszkadzać. - Burgund zdążyła rozłożyć koc i rozejrzała się właśnie po osi jednej i drugiej strony plaży. Od zachodu to chyba nie było w pobliżu żadnych osad co by ktoś miał się tam kręcić. A od wschodu to właśnie przyjechali i jakoś od dłuższego czasu nie spotkali nikogo. Jeszcze czasem widzueli kołyszące się na falach łodzie rybackie. No a na cieszących się złą sławą bagnach jakie były od strony lądu też raczej nie powinny zwabiać wędrowców. Więc mimo, że plaża była dość otwartym terenem to jednak wyglądała na opustoszałą nawet w środku dnia świąntynnego.

- A właściwie to co będziemy robić? - Lilly odkąd przystała do kulty raczej zdawała się na opinię pozostałych. No i zwłaszcza Łasicę zdawała się obdarzać zaufaniem jako tą co pierwsza się nią zajęła i okazała serce. A poza tym śmigała po mieście jakie znała na przestrzał i sprawiała wrażenie, że nie można jej zagiąć i może się wykaraskać z każdych tarapatów. Przynajmniej w oczach Lilly. Chociaż i do Joachima się miło uśmiechała ale raczej wydawała się nie mieć śmiałości aby inicjować kontakt.

- No właśnie tak do końca to nie wiem. Jak to ma być jakaś ślicznotka od naszego patrona to myślę, że jęki miłości mogłyby ją skusić. Poza tym dawno nie kochałam się z nikim na plaży. Więc mi to pasuje. Tylko nie mam pojęcia czy by ją to skusiło. No i kim ona jest. Jak jakaś obśligła maszkara z mackami i morska krowa to na pewno nie będę się z nią kochać. - łotrzyca podała kolejny koc koleżankom i te powoli szykowały to miejsce na piknik. Nie ukrywała, że jakby ta półryba była taką ślicznotką jak ta z portretu Pirory to chętnie by się z nią zaprzyjaźniła. No ale dalej nie wiedzieli jak wygląda ta istota i czym dysponuje. Poza pięknym, hipnotycznym śpiewem. Nie dało się wykluczyć, że może to być coś strasznie zmutowanego albo groźnego.

- Możemy na początek coś pośpiewać. I zjeść coś. Otto ma flet to coś nam zagra. A potem zobaczymy. A jak nie wyjdzie z wody? To chyba nic nie zrobimy. Dopiero jakby na plaży była albo gdzieś blisko. - Burgund pokiwała głową, że ogólnie zamysł kamratki jej pasuje no ale wciąż jeszcze był to dość mocno teoretyczny zarys. Na razie żadnej syreny nie było widać ani słychać. Tylko spienione fale kotłujące się na Wrakowisku. Szarobure niebo nad głową. I wydmy za plecami porośnięte trzcinami i jakimiś trawami. I byli tu w nieco ponad pół tuzina i na razie to dopiero szykowali ten piknik.

Wcześniej cała trójka kultystek ochoczo powitała najpierw jednego, potem drugiego kolegę jaki się do nich dosiadł. Cieszyły się, że nie będą jechać same. Zwłaszcza za miasto i do tak nieznanego celu. Ino z tej trójki Onyx jak mówiła musiała się pożegnać i została w mieście jak miała spóbować odszukać tego swojego poetę czy pieśniarza od zatoki miłości. Za to potem zastąpiła ją Lilly która przyszła do “Mewy” na spotkanie. A potem zabrała się wozem. Po namyśle chyba wszyscy co znali Nije zgadzali się, że pod względem talentu trudno byłoby w mieście znaleźć kogoś odpowiedniejszego. No i mieli świadków w postaci Joachina i Ruperta, że już raz, zimą, zwabiła syrenę do śpiewnego odzewu. No ale po namyślę wspólnie zdecydowali, że tym razem jakby miała być jedyną osobą nie związaną z kultem to byłoby to nieco niezręczne. No i w końcu wyjechali bez szukania bardki.

A wcześniej, na porannej mszy i po, Joachim widział już całkiem sporo znajomych twarzy. Po pół roku to i on je rozpoznawał i one jego. Sporo tu pomogła znajomość z Pirorą która w ciągu pół roku całkiem płynnie wtopiła się w tą śmietankę towarzyską stając się jedną z nich. A jej salon artystyczny stał się jednym z miejsc gdzie wypadało się od czasu do czasu pokazać. No i jeszcze była zaangażowana w sprawy teatru jaki otwierał swoje podboje artystyczne. Po mszy rozmawiał chwilę z nią i nie tylko. Koleżanka z kultu była ciekawa czy rusza na wycieczkę nad morze czy do lasu. Co było dość czytelną aluzją jak się było wczoraj na zborze. Ale dla niewtajemniczonych pewnie wyglądało na zwykłą, grzecznościową rozmowę. Wolfang był ciekaw co u niego bo sam był na letniej przerwie w nauce i miło mu było spotkac kogoś kogo prawie przypadkiem spotkał na zimowym kuligu u van Hansenów.

Otto zaś mógł pomagać Martinowi jako chłopiec świąntynny. Chociaż z wieku chłopięcego wyrósł już jakiś czas temu. Ale główny ołtarz był zarezerowany dla kapłana a jego prawą reką był Martin. Więc na chłopcach świąntynnych zostawło zbierać datki od wiernych czy dzwonić dzwoneczkami gdy było trzeba. No właśnie dla Otto to było dość nowe. Bo te obrządki w świątyni pana mórz były całkiem inne niż w głębi lądu w świątyniach Sigmara. Znał co prawda podstawy z seminarium gdzie chociaż minimalnie omawiano kweste pracy kapłana u innych patronów ale tak na żywo to nadal było dla niego nieco nowe. Widział jednak podobne zachowania wiernych jak i w świątyniach w głębi lądu. Nawet jeśli psalmy i modlitwy były inne. Wierni tak samo siedzieli w ławkach, śpiewali psalmy i modlili się do swojego patrona. W przednich rzędach zacni i szanowany, w tym także Pirora w środku ci średni na a na tyłach biedota i niższe warstwy. To też było podobne do innych świątyń. A zachowania były różne. Część wiernych była wyraźnie poruszona kazaniem, część dość dobrze udwała zainteresowanie na tyle, że nie był tego pewny czy się nie myli no a część to wyraźnie była tu bo wypadało a po mszy, też jak chyba wszędzie, następowała towarzyska wymiana ploteczek ze znajomymi z jakimi czasem widywało się tylko raz w tygodniu, właśnie po mszy.

- No to chyba gotowe. - Łasica spojrzała na te koce, butelki z winem, koszyki z jedzeniem jakie zabrały na wycieczkę. Naprawdę wyglądało to jak piknik na plaży. Po części dlatego nie chciała płynąć łodzią. I tak już skombinowała wóz to chciała go wykorzystać. Do tego nie było pewne na co by było stać syrenę jeśli by doszło do starcia ale jedna większa grupa zdawała się mieć większe szanse niż jedna mniejsza. No a zimą już raz syrena łódź wywróciła i to bez większego trudu więc włamywaczka coś nie pokładała wielkiej wiary w tym środku transportu do łapania morskiego stworzenia.

- Jak lubi wino, kobiety i śpiew to chyba wszystko mamy. - powiedziała żartem Burgund też się przypatrując swojemu dziełu.

- To co teraz? - Lilly zapytała uśmiechając się nieco z podekscytowaniem. Bo skoro by chodziło o sztukę kochania to była tak samo chętna jak jej koleżanki z kultu. Ale na razie to jeszcze wszyscy stali na tej plaży, niedaleko wozu albo tych rozłożonych kocy.

Lord Melkor 05-08-2022 19:11

fst; południe



Joachim, wcześniej obserwujący spienione tonie Wrakowiska przez lunetę, odwrócił się i uśmiechnął się do Lily, przypominając sobie jak miło spędził z nią czas kiedy przebywali razem po pomyślnym uwolnieniu Wyroczni zeszłej zimy. Nie był zachwycony, że pozostali nie chcieli wziąć łodzi, ale skoro już dołączył do grupy kultystek Pana Rozkoszy, to mógł się chyba trochę dostosować…. tak, mogło to się okazać całkiem przyjemne, tak długo jak ktoś tutaj jednak był skupiony na zadaniu.
- Możemy próbować śpiewu i muzyki - wzruszył ramionami.
- Możemy nawet się trochę napić wina, ale z umiarem.

- Umiarem? - zapytał zdziwiony Otto - Jesteśmy z misją od Mrocznego Księcia, to słowo przestało istnieć kiedy opuściliśmy miasto. - mnich delikatnie się zaśmiał - Jednak lepiej zostawmy trochę wina dla rybiej niewiasty.

- Wiesz, rzucanie zaklęć po pijanemu nie jest rekomendowane… - odparł z uśmiechem Joachim.

- No to się napijmy! - Łasica odkorkowała pierwszą butelkę i klapnęła na rozłożone koce. Koleżanki rozbawiło to i postąpiły podobnie. A, że cała trójka znała się i lubiła spędzać ze sobą czas to czuły się całkiem swobodnie w swoim towarzystwie. Szybko nad plażą z jaką sąsiadowało Wrakowisko oprócz spienionych fal rozbijających się o kamienie i wraki rozniósł się wesoły, dziewczęcy śmiech.

- Graj Otto! Zagraj nam coś! Coś wesołego! - zawołały do niego dziewczęta ze zboru gdy przepłukały gardła pierwszymi łykami wina. Rupert nie bardzo wiedząc co powinien czynić czekał na reakcję swojego pana na to wszystko. Zaś z trójki kultystek dwie zaczęły śpiewać różne wesołe piosenki. Często szanty o dość frywolnym charakterze. Lilly niezbyt znała słowa piosenek jak dwie łotrzyce wychowane na ulicach tego miasta to najwyżej im towarzyszyła gdy podłapała jakiś refren albo klaskaniem wybijała rytm. W miarę jak leciały kolejne nutki, zwrotki i śmiechy, pierwsza butelka wylądowała pusta w piachu koło koców a kolejne były w drodze. Zabawa w piknik na plaży trwała w najlepsze. Mogło dziwić miejsce bo te na wpół zatopione, smętnie wystające z wody resztki wraków przesłaniały widok na otwarte morze. Ale też powinny przysłonić z tamtej strony co się dzieje na plaży.

W pewnym momencie jednak zorientowali się, że nie są już sami. Śmiejące się i rozweselone kobiety zamachały do ociekającej wodą postaci. Pojawiła się nad jednym z wraków. Długie, ciemne włosy zasłaniały jej twarz a ona sama była widoczna tylko częściowo. Jakby wyglądała z parapetu przez ulicę. Tylko nie aż tak wysoko. Była za pasem wzburzonej wody więc nadal mogła się czuć dość bezpiecznie bo raczej nie dało jej się tam podejść. A ona sama pewnie miała wgląd na cały pas plaży. Ale widocznie interesowała ją najbardziej rozbawiona grupka na kocach. Z tej odległości to można by wziąć ją za jakąś ludzką postać jaka wynurzyła się z morza ale bez żadnych detali. Zwłaszcza, że ciemne, długie i ciężkie od wody włosy zasłaniały większość tego co było widać ponad kawałkiem skały.

- I co teraz? - zapytała cicho Burgund trochę nie pewna czego się spodziewać po tym zaskakującym spotkaniu.

- Kulturalnie byłoby nawiązać rozmowę. - spojrzał na pozostałych kultystów - Nie róbcie żadnych nagłych ruchów. - Otto wstał i powoli ruszył w stronę ich obserwatorki - Witaj, piękna. Widzę, że przykuliśmy twoją uwagę.

Kultystki dalej siedziały na kocu z zaciekawieniem obserwując co się teraz stanie. Zaś Otto musiał podnieść głos prawie do krzyku aby mieć nadzieję bycia usłyszanym przez tą odległość i łomot fal. Morska pani nie wydawała się zaniepokojona. Zresztą pewnie najlepiej zdawała sobie sprawę, że w każdej chwili może ponownie osunąć się za głaz i zniknąć lądowym dwunogom w morskich odmętach. Niezbyt było jednak po niej reakcję na wołanie jednookiego. Dalej zajmowała swój punkt widokowy za kamieniem. Chociaż odgarnęła swoje ciemne i długie włosy przez co widać było chociaż owal twarzy. Jeszcze bez detali ale wydawał się dość ludzki. No i okazało się że kurtyna z włosów odsłoniła nie tylko twarz.

- Ooo… Jak dobrze widzę to chyba ma czym oddychać… - ucieszyła się Łasica bo to pierwsze wrażenie przynajmniej nie było odstraszające. No ale dalej byli tu a istota z głębin tam.

Kultysta nie zniechęcony brakiem reakcji, spróbował jeszcze raz.
- Chciałabyś do nas dołączyć? Mamy jadło i wino, które na pewno uraczy twój język. - teraz zaczęło w sumie zastanawiać Otta, czy syrena zna mowę ludzi powierzchni.

Joachim trzymał się nieco z daleka zastanawiając się czy ta syrena może wiedzieć że kiedyś na nią polował. Ale sukcesem było samo to że już się pojawiła no i tym razem mogli zobaczyć ją wyraźnie.. W każdym razie chyba nie mieli sposobu by powstrzymać ją przed ucieczką, póki nie trafi na ląd. Poznał zaklęcie, które pozwalało ulecieć w powietrze, ale było zbyt krótkotrwałe by skutecznie ścigać syrenę.

- Może ją przywołać imionami naszych Patronów? - zasugerował Łasicy.

Jak Otto krzyknął o winie to koleżanki siedzące na kocu wesoło uniosły i zamachały butelkami z tym winem. Zachęcone tym pierwszym, pozytywnym wrażeniem też pomachały jej na przyjacielskie powitanie dodając przywołujące gesty. Morska panna obserwowała to nadal z kamienia na jakim się opierała ale było zbyt daleko aby dostrzec wyraz jej twarzy.

- Imionami patronów? - Łasica miała w całej tej grupie najdłuższy staż w spiskowej konspiracji i najwyżej stała w hierarchii. Ale o ile miała złodziejski spryt i instynkt w sprawach przetrwania w mieście to w sprawach uczonych, mistycznych czy wręcz magicznych nie znała się i zwykle nie interesowały jej za bardzo. Burgund zdawała się mieć podobne podejście z racji tego, że pochodziła z podobnego środowiska i miała podobny życiorys. Obie w gruncie rzeczy były dość prostolinijne a niebieskowłosa często bywała impulsywna. Zaś Lilly odkąd przybyła późną zimą do miasta zwykle zdawała się na zdanie koleżanek do jakich nabrała zaufania, zwłaszcza w sprawach postępowania w mieście. I najczęściej jak już wychodziła to z którąś z nich lub obiema. Więc dla całej trójki to spotkanie też raczej było mocno nietypowe.

- Szkoda, że Mergi nie ma. Albo Starszego. Oni pewnie wiedzieliby co zrobić. - sapnęła cicho Burgund też czując się niepewnie co teraz powinni zrobić.

- Chodź, chodź do nas! Zobaczysz, będzie fajnie! Nie zrobimy ci krzywdy! Będziemy się miłować i kochać! - włamywaczka wzruszyła ramionami bo mieli taki a nie inny skład i już było za późno aby coś tu zmieniać. Zawołała wesoło do sylwetki na kamieniu upijając łyk wina z butelki aby pokazać, że nie jest pusta no i bez ostrzeżenia pocałowała usta rudzielca. Ta szybko zaczęła oddawać pocałunek i wyglądało to całkiem przyjemnie dla oka. A jak się oderwały od siebie obie się radośnie i bez skrępowania roześmiały jak z udanego żartu.

- Jak mamy się powołać na naszych patronów to ten nasz to żaden sztywniak tylko przecież jest patronem dobrej zabawy. - rzuciła Łasica reszcie swoje wyjaśnienie zerkając ku morzu czy z syreną coś się zmieniło.

- A wiesz jakie Burgund ma śliczne cycuszki!? Widziałaś już takie?! No dalej, pokaż jej. - zawołała ponownie a ciszej wydała polecenie kamratce. Ta posłuchała i uniosła swoją koszulę i faktycznie te swoje atuty to miała medalowe.

- Oh… Zniknęła… - westchnęła ostrożnie Lilly stwierdzając coś co dostrzegli wszyscy. Syrena ześlizgnęła się za swój kamień i stracili ją z oczu.

- Myślicie, że… - Burgund rozglądała się jak łania co się zorientowała, że nie widać tego drapieżnika co jeszcze przed chwilą był gdzieś tam w miarę bezpiecznie i na widoku. A teraz nie.

- Jest! - zawołała niebieskowłosa wskazując palcem nieco po skosie. Tam coś było widać między falami co wreszcie wynurzyło się jako ociekająca wodą syrena.


https://i.pinimg.com/564x/3a/4a/c8/3...7aa6624239.jpg


- Eee… A to syreny ile mają rąk? - zapytała niepewnie Lilly bo nie czuła się ekspertem w morskich legendach i opowieściach. Ale widać było gołym okiem, że syrena ma więcej niż dwa ramiona.

- Nieważne, jest śliczna! Dziewczyny, zdejmować koszule! I gdzie ta oliwa? - Łasica nie ukrywała swojej ekscytacji gdy jej nadzieje zdawały się spełniać i ta syrena coś nie wyglądała na żadną maszkarę. A ta ludzka połowa, nawet jeśli z nadmiarowymi ramionami, wydawała się całkiem niczego sobie. Chociaż jeszcze oddzielał ją pas spienionej wody od suchego lądu to była już na tyle blisko, że zamiast krzyku powinien wystarczyć podniesiony głos. No i widać było więcej detali. Trójka kultystek ochoczo ściągnęła swoje koszule prezentując swoje wdzięki i złapały się za zabraną z “Mewy” butelkę z oliwą aby się nią nasmarować.

- Obserwujcie czy ktoś nie nadchodzi od drugiej strony, nie chcemy tu postronnych świadków - Joachim polecił Guntherowi i Rupertowi. Jednocześnie trudno mu było oderwać oczy od syreny, nigdy nie widział tak egzotycznej i na swój sposób pięknej istoty. Teraz musieli zwabić ją na brzeg, gdzie mogliby albo spróbować z nią paktować albo pojmać.
- Może coś zaśpiewajcie! - zawołał do rozbierających się dziewczyn. Następnie zwrócił się w kierunku gdzie właśnie pojawiła się mityczna morska istota.
- W imieniu potęg władających tym światem, Tzeentcha i Slaanesha, wzywam cię byś do nas dołączyła!

Otto powoli podszedł w stronę morskiej niewiasty. Podobało mu się podejście Joachima i reszty, ale obawiał się, że pomylili tą istotę z jednym z demonów Slaanesh. Takie słowa i działania mogłyby na pewno zwrócić jej uwagę, ale niewiele ponadto.
Postanowił spróbować sił w dyplomacji, ponownie. Kiedy był pewny, że jest w zasięgu słuchu istoty i nie musi się wydzierać, starał się nawiązać rozmowę.
- Witam ponownie, piękna pani morza. Cieszy nas, że zdobyliśmy twą uwagę.

Zachowanie morskiej panny trudno było jednoznacznie odczytać. Raczej nie zachowywała się agresywnie czy strachliwie. I chyba z ciekawością obserwowała to co się dzieje na plaży. Patrzyła na trójkę na w pół rozebranych dziewcząt jakie smarowały się nawzajem oliwą. Przez co te ich jędrne atuty wydawały się jeszcze przyjemniejsze do oglądania niż na sucho. Spojrzała na Joachima jaki do niej krzyknął wezwanie. Obserwowała go chwilę jakby czekała na jakiś ciąg dalszy. Albo czy zrobi coś jeszcze. W końcu jak inicjatywa przeszła w ręcę jednookiego to jego obdarzyła spojrzeniem. Przesunęła się po nim z góry do dołu i z powrotem. Ale wciąż milczała gdy unosiła się bez zauważalnego trudu w górę i w dół po pieniących się falach.

- Teraz, dół, no jazda, nie guzdrać się. - Łasica zakomenderowała towarzyszkom bo jeśli chodzi i górę ubrania to już nie miały nic do zdejmowania. A wszystkie zaczynały zdradzać objawy podekscytowania tym wszystkim. Włamywaczka sama dała przykład zsuwając z siebie spódnicę a jej koleżanki poszły za jej przykładem.

- Chcesz wina? Bardzo dobre. Chodź spróbuj! - zawołała zachęcająco Burgund upijając łyk z butelki i pomachała nią wesoło do morskiej istoty.

- O zobacz! A widzisz co Lilly tutaj ma? Widzisz jakie cudo? - zawołała do niej Łasica ustawiając mutantkę frontem do morza tak aby ciemnowłos, ociekająca morską wodą panna mogła zobaczyć jej skazę no i błogosławione znamię wężowego patrona. Lilly uśmiechała się łagodnie też zdradzając podekscytowanie. I wszystkie trzy na chwilę znieruchomiały bo ta obca istota ruszyła ponownie do przodu. Bez trudu pokonała ten ostatni przybrzeżny kawałek morskiej kotłowaniny tak niebezpieczny czy dla łodzi czy pływaków i zaczęła się zmieniać.

- O jaaa… Widzieliście to?! - Burgund była pod wrażeniem tego co widziała ale koleżanki też. I pytanie było raczej zbędne bo wszyscy to widzieli. Korpus kobiety jaki wieńczył te rybie albo gadzie sploty unosił się ponad falami. A w miarę jak się zbliżała do brzegu opadała coraz bardziej a ten ciemny korpus zmieniał się. W sporej części był skryty pod wodą więc niezbyt było wiadomo jaki naprawdę jest duży. Ale w pewnym momencie wydawał się zmniejszać, zwężać aż w ciągu kilku chwil przeistoczył się w zwiewną, mokrą od wody spódnicę. Pod którą w wycięciu było widać całkiem ładne, zgrabne, kobiece nogi. Zwłaszcza Otto co podszedł najbliżej miał na to dobry wgląd. Gdy ociekająca wodą panna wyszła z wody wydawała się być młodą, piękną kobietą co właśnie wyszła z kąpieli. Ale nie zdradzała żadnego egzotycznego pochodzenia. Nawet te wężowe włosy zmieniły jej sę w czarne, nasiąknięte wodą sploty jakichś warkoczyków czy czegoś takiego. Mało typowa fryzura ale do zrobienia przez każdego porządnego balwierza. Jak na kobietę była wysoka. Musiała być podobnie wysoka jak większość mężczyzn a może nawet o palec czy dwa wyższa. Zatrzymała się o dwa kroki przed pierwszą osobą z kultystów czyli Ottem i z bliska popatrzyła na niego z zaciekawieniem. Wysunęła bosą stopę i zaczęła kreślić na mokrym piasku jakieś linie. Które ułożyły się w glif podobny do Slaanesha. Koło było podzielone na 8 części więc wydawało się podobne do powszechnego symbolu gwiazdy Chaosu. Ale było po skosie przekreślone co upodobniało go do tego właśnie patrona. Chociaż brakowało półksiężyca z jednej i strzałki z drugiej strony co by pozwalało chociaż na taką dość prostą wersję tego glifu.

Otto spojrzał na glif i delikatnie się uśmiechnął. Wskazał na trzy kultystki i na narysowany przez syrenę symbol, po czym wskazał na siebie i Joachima i narysował palcem szybko prostą ośmioramienną gwiazdę. Zerknął na pozostałych.
- Obawiam się, że nasza syrena nie zna języka lądu.

Joachim podszedł nieco bliżej, analizując zachowanie syreny i narysowany przez nią glif, następnie skinął głową Ottowi. Najwyraźniej syrena szanowała Potęgi Chaosu, więc na razie nie było potrzeby używać przemocy. Chociaż jako ten który pojmał syrenę zdobyłby sławę….

- Witaj, jesteśmy zaszczyceni że do nas dołączyłaś - odezwał się w niedawno poznanym języku demonów.

- Witaj gromowładny. - odparła w języku niezrodzonych obdarzając rozmówcę nieco rozbawionym uśmieszkiem. Miała bardzo miękki, przyjemny głos. Popatrzyła obok, na Otto, na narysowany wzór zmywany już przez przybrzeżne fale i na trzy, już całkiem nagie kultystki spod znaku wężą.

- Co powiedziała? - zapytała zaciekawiona Burgund wystawiając ciekawie głowę do góry. -Morska panna przesunęła palcami po swoim brzuchu i na nim coś zamigotało po czym ujawnił się duży, glif Slaanesha.

- Przywitała się, chyba wie kim jest - odparł Joachim, dumny, że jest w stanie porozumieć się z tą istotą.

- O! Ona jest od nas! - Lilly wydawała się zachwycona tym odkryciem podobnie jak jej koleżanki.

- Chodź! Chodź do nas! Zabawimy się! Porozmawiajmy językiem miłości! - Łasica zawołała do nieznajomej wesołym tonem przyzywając ją słowem i gestem. Pocałowała znamię jakim ich wężowy patron obdarzył różowowłosą po czym zjechała ustami niżej i po chwili jej główka pracowicie obrabiała przyrodzenie mutantki. Panna z Wrakowiska wydawała się tym zaciekawiona bo podeszła bliżej do rozłożonych kocy i trójki nagich kochanek.

- Jak się nazywasz? - zapytała zaciekawiona rudowłosa zadzierając głowę do góry. - Ja jestem Burgund. Burgund. - wskazała na siebie. - A to Łasica. I Lilly. - łotrzyca trochę niepewnym tonem ale przedstawiła siebie i koleżanki. Te wesoło uśmiechnęły się do niej i pomachały rączkami.

- Soria. - ociekająca morską wodą panna w mokrej, granatowej spódnicy przedstawiła się równie oszczędnie.

- Soria! No cześć Soria! A tam to Joachim i Otto. No chodź, usiądź! Chcesz wina? - Łasica była rozweselona na całego i bez skrępowania namawiała nowo poznaną aby dołączyła do nich na kocu jakby to była zwykła, piękna nieznajoma spotkana na plaży. Sięgnęła po butelkę, napiła się z niej po czym podała ją ku górze. W tym czasie morska panna spojrzała ku dwóm stojącym nieco dalej mężczyznom jacy ją powitali przed chwilą i im też posłała oszczędny, przyjemny uśmiech. Po czym zwróciła się ku kultystce z butelką. Chwyciła butelkę i też pociągnęła oszczędny a potem mniej oszczędny łyk wzbudzając radosne okrzyki zachęty siedzącej na kocach trójki i sama też się uśmiechnęła ładnie.

Otto podszedł do Joachima.
- Pierwsze lody przełamane. Sądzę, że powinniśmy dać dziewczynom wkupić się w łaski naszej syreny. Masz pomysł jak podejść do sprawy artefaktu?

- Myślę, że jak się zabawią i napiją, to będzie można wypytać Sorię. Nie sądziłem, że będzie tak dobrze do nas nastawiona. Na szczęście jestem w stanie się nią porozumieć. Może dołączymy i też się trochę napijemy? - odparł Joachim, przyglądając się nagim kultystkom.

Otto chwilę się zastanowił.
- Ty idź. To, że służy Mrocznemu Księciu nie znaczy, że nam sprzyja, lepiej, żeby jeden z nas był trzeźwy. - Otto wyciągnął z plecaka kilka pustych kartek papieru i węgiel - Postaram się uwiecznić tą chwilę.

- Hej chłopaki! Chodźcie do nas! Będzie fajnie! Soria jest całkiem miła! - Łasica odwróciła się do stojących i rozmawiających mężczyzn i zawołała do nich zapraszająco póki jej zabawa nie pochłonęła całkowicie. Podobnie wcześniej jak do morskiej panny teraz do nich zamachała wesoło butelką wina. Siedziała już naga i bez ubrań na kocu, podobnie jak jej koleżanki jakie właśnie zaczynały zawierać bliższą znajomość z panną co wyszła z morza. Lilly właśnie zbliżyła ostrożnie usta do pierwszego pocałunku z Sorią a Burgund z fascynacją to obserwowała z bliska i było widać, że też ma ochotę dołączyć do tej zabawy.

Joachim nie oparł się pokusie lub może, jak sobie to wyjaśnił, jako członek Kultu łączącego wyznawców wszystkich Potęg Chaosu, nie miał powodu by odrzucać praktyki Slaanesha skoro połączył siły z jego wyznawczyniami. Dosiadł się do dziewczyn, popijając wina i objął w pasie Burgund, która ze śmiechem go pocałowała i zaprosiła do dalszej zabawy. Po chwili zrobiło się naprawdę przyjemnie….

Otto w tym czasie usiadł na przeciwko zabawy i tylko się przyglądał. Po chwili sięgnął po papier oraz węgiel i zaczął szkicować grupę.

Seachmall 06-08-2022 20:17

Karesy na plaży w ten całkiem ciepły dzień właściwie się już skończyły. Chyba wszyscy odczuwali to przyjemne zmęczenie i rozleniwienie, tą błogość jaka tak pozytywnie nastawiała do świata a zwłaszcza tej częście jaka wciąż podobnie ciężko oddychała rozgrzanym ciałem i była w zasięgu rąk i ust. Coś takiego panowało właśnie na zasypanych plażowym piachem kocach jakie wcześniej rozłożyły kultystki. Nie był już tak ładnie rozłożony tylko nieźle skotłowany skoro stanowił bazę do tak intensywnej zabawy na wiele mocno zainteresowanych sobą nawzajem osób.

- Wino mi się skończyło… - mruknęła leniwie Łasica wymownie obracając butelkę do góry dnem.

- Masz. To ostatnia, na wozie jeszcze może coś zostało. - Burgund podała jej jedną, też już niezbyt pełną a kamratka bez wahania ją dokończyła i cisnęła w przyjemnie rozgrzany piach.

- No to rusz swój zgrabny tyłek i przynieś. To dam ci klapsa. - kultystka na wpół żartem pogoniła kobietę o burgundowych włosach aby ta pofatygowała się po źródełko do zaspokojenia pragnienia. A te po tak intensywnych zabawach męczyło chyba wszystkich. Burgund podobnie jak ona uważała, że każda okazja do zarobienia klapsa jest dobra a teraz było podobnie więc wstała i ruszyła leniwym krokiem do wozu.

- A ty Soria? Napijesz się jeszcze z nami? W ogóle byś chciała z nami wrócić? Do miasta? Mamy koleżankę. Ona ma w piwnicy prywatny loszek. Pejcze, kajdany, kneble, łoża boleści, dyby i tak dalej. Tam to dopiero można się zabawić. Chciałabyś wrócić z nami? Bo tutaj to jednak dla nas trochę niewygodnie. Trochę daleko. - łotrzyca pochyliła się nad równie leniwie leżącą na wznak nową koleżanką. Bez ubrań, z nogami, całkiem zgrabnymi, prezentowała się całkiem ładnie. Jak wysoka, smukła kobieta o posągowych kształtach. Łasica leniwie wodziła po jej dużym znamieniu jakie ta miała prawie na całym, płaskim brzuchu. Wydawało się, że te glify, zwłaszcza te jakimi zostali obdarowani przez patronów, całkiem ułatwiają kontakty nawet przy tak różnym pochodzeniu i barierze językowej. Joachim zaś zdał sobie sprawę, że język demonów jaki nauczała go Merga ma spore dziury do takiej zwykłej, codziennej rozmowy. Rogata nauczycielka zdążyła nauczyć go zaklęcia w tym języku i podstawowych formuł jakie najczęściej się używa. Ale nie był to język jakim się ot tak, po prostu rozmawiało. Zresztą podobnie jak język magii jaki służył głównie do zapisywania i wypowiadania zaklęć i magicznych rytuałów i nawet magowie nie rozmawiali nim między sobą. Soria zaś pogłaskała nową kochankę po policzku, pieszczotliwym gestem i spojrzała w tą stronę co pokazywała Łasica. Ale stąd to było widać tylko pas plaży i morza. Wysoki, wschodni brzeg z klifami majaczył jako grubsza, pozioma kreska a Zrąb jako trójkątna narośl na tej kresce.

- Pójdziesz z nami do miasta? - Łasica spróbowała jeszcze raz robiąc palcami gest chodzenia. I wskazała znów w stronę plaży i majaczącego wysokiego brzegu. Odebrała wino od wracającej z wozu Burgund, odkorkowała i podała je morskiej pannie. Ta przyjęla butelkę i upiła z niej kilka solidnych łyków nim przekazała butelkę dalej.

Joachim dochodził do siebie, nieco zawstydzony po tym jak dał się ponieść. Ubrał się szybko, jednocześnie z ciekawością przysłuchując się jak syrena odpowie Łasicy.

Otto nie widział powodu, aby nie zaproponować syrenie udania się z nimi. Na pewno Starszy i Merga byliby w stanie wyciągnąć od niej więcej.

Zanim zdyszana i spocona grupka na kocach i piachu plaży skończyła swoje zabawy to Otto zyskał mnóstwo okazji do uwiecznienia grupki swoich nagich modeli i modelek w swoich szkicach. Soria zdawała się w pełni integrowalna w takich zabawach. A zwłaszcza zdawały się ją fascynować wybranki Węża oznaczone jego błogosławieństwem tak samo jak ona. Wodziła po tych znamionach oczami, ustami i dłońmi. Chętnie do nich wracała jakby przykuwały jej uwagę. A gdy zabawy się skończyły wszyscy wydawali się usatysfakcjonowani. Koleżanki ze zboru leniwie i bez pośpiechu zaczynały się ubierać czekając na to co wyjdzie z tego migowego indagowania Sorii przez Łasicę.

Panna z oceanu popatrzyła na niebieskowłosą łotrzycę, potem w dal gdzie ta pokazywała. Zastanawiała się chwilę. Po czym skinęła głową i uśmiechnęła się delikatnie.

- Świetnie! To zbierajmy się na wóz i jazda! - zawołała ucieszona Łasica a dziewczyny jej zawtórowały.

- Dziękuje, że nam zaufałaś, tam gdzie jedziemy musisz udawać człowieka - astromanta spróbował przekazać syrenie w demonicznym języku.
- Zauważyliście czy ktoś się zbliżał? - spytał się Ruperta i Gunthera, którzy mieli stać na straży.

Pipboy79 07-08-2022 12:13

Tura 04 - 2519.06.28; fst; wieczór
 
Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; Dzielnica Portowa; koga “Stara Adele”
Czas: 2519.06.28; fst; wieczór
Warunki: ładownia, jasno, ciepło, gwar rozmów; na zewnątrz zmierzch, powiew, pogodnie, nieprzyjemnie



Grupa Łasicy






https://cdna.artstation.com/p/assets...jpg?1599729363


Powrót z Wrakwoiska do miasta obył się bez większych niespodzianek i przygód. Grupa kultystów wracała w dobrych humorach jak z udanego pikniku na plaży. Z nową towarzyszką na pokładzie wozu. Nawet deszcz jaki się rozpadał gdy jechali plażą zatoki już kawałek do murów miasta nie popsuł chyba tych humorów. Przed drogę powożąca wozem Łasica zastanawiała się z resztą towarzyszy gdzie by można zawieźć nową koleżankę. Póki jechali do miasta to wszystkim było po drodze ale jak już dojechali to gdzieś trzeba było pojechać pod konkretny adres. W pewnym sensie, pomogła sama Soria bo poprzez Joahima dała znać, że wolałaby się nie oddalać od morza. Więc liderka wężowej grupy zdecydowała, że najlepiej ją będzie zabrać na starą kogę zacumowaną w porcie. Zajechali więc na “Adele”. Tam jak zwykle przywitał ich Kurt Kuternoga patrząc z góry na tych nadspodziewanie licznych gości których padający deszcz nie odstraszył od wizyty.

- Poczekajcie, spuszczę drabinę. - powiedział i pokuśtykał chwilę po mokrym pokładzie głośno stukając swoją drewnianą nogą. Po chwili po kolei mogli się wdrapać po tej drabinie na pokład i dalej do trzewi starego statku.

- To jest ta syrena? Nie wygląda. - zdziwił się cicho kulawiec gdy chwilę obserwował jak Soria rozgląda się po ładowni w jakiej nadal odbywały się zbory ich sekretnej grupy. Faktycznie syrena w swojej ludzkeij formie przypominała młodą i piękną kobietę ale zdaje się, że trudno było ją posądzić o jakieś nadnaturalne pochodzenie. Chociaż z bliska Joachim czuł czasem jak włoski jerzą mu się na karku jak zwykle gdy coś lub ktoś jakoś reagował na niewykrywalny dla zwykłych zmysłów Eter.

- Dobra, to poczekajcie tu, bądźcie mili dla naszego gościa, a my z Burgund pojedziemy zawiadomić resztę. - oznajmiła Łasica zakładając pożyczony od Kurta płaszcz z kapturem. Burgund podobnie. I obie opuściły zalewany letnim deszczem pokład. Dzień już się kończył. Kurt zaczął smażyć ryby i zaserwował jakiegoś grzańca aby się lepiej czekało. Dwie koleżanki wróciły z Mergą jaka też była w swojej ludzkiej formie więc nie rzucała się w oczy bardziej niż inna młoda, dostojna kobieta. W towarzystwie Normy jaka jak zwykle pełniła funkcję jej zaufanej i ochroniarza.

Obie, Soria i Merga, zaczęły ze sobą rozmawiać. Obie zdjęły maski i stanęły w swoich prawdziwych formach. Wiedźma Tzeentcha jako wyrocznia o niesamowicie intrygujacych złotych oczach płonących wewnętrznym blaskiem, fioletowej skórze i imponujących rogach. A Soria jako syrena Slaanesha, pół kobieta - pół żmija, o kilku zestawach ramion i wężowych włosach. Nie mogła się w pełni wyprostować bo niski sufit nawet stojącym dorosłym zostawiał niewiele miejsca nad głową.




https://i.pinimg.com/564x/3a/4a/c8/3...7aa6624239.jpg


Joachim mógł śledzić rozmowę ale musiał przyznać, że jego nauczycielka zdecydowanie lepiej radzi sobie z językiem niezrodzonych niż on sam. Często raczej domyślał się o czym rozmawiają niż rozumiał i były całe fragmenty rozmowy jakich nie mógł rozszyfrować. Ale mimo to zorientował się, że obie kobiety doszły do względnego porozumienia. Soria nazywała się Córką Soren i szczyciła się tak legendarnym pochodzeniem. Merga zaś przedstawiła się jako służka boża która wypełnia ich misję na tym południowym kontynencie. Bo sama przecież pochodziła z Norsci więc to nie były jej rodzime strony.

Deszcz w końcu ustał a noc jeszcze się nie zaczęła. W ten zmrok grupka przeniosła się na jeszcze mokre deski pokładu z widokiem na miasto, port i wody zatoki. Merga zyskała okazję aby złapać oddech i uporządkować to wszystko co się dowiedziała odkąd pod koniec dnia podekscytowane Burgund i Łasica wpadły do niej z rewelacyjnymi wieściami.

- Tak. Dobrze się spisaliście. Soria jest strażnikiem i przewodnikiem. Myślę, że może nas zaprowadzić do ołtarza poświęconego jej patronowi. Ten artefakt może być kluczem do tajemnic Soren. To musi być coś dużego, z alabastru. Jakaś rzeźba czy podobny monument. Myślę, że Soria może nas do niego zaprowadzić, mówi, że wyczuwa go gdzieś na południu, pod wodą. No ale jak to ma być takie duże i pod wodą to i tak trzeba to jakoś wydobyć i przewieźć tutaj a potem ukryć. - rogata wiedźma będąc na pokładzie ukryła swoją tkniętą przez Mroczne Potęgi naturę pod pozorami zwykłej, ludzkiej, powierzchowności. Podobnie jak Soria jaka opierała się o reling i z łagodnym uśmiechem lustrowała wody zatoki. Wyrocznia jednak była bardzo zadowolona z tak szybkiego i dużego sukcesu. W sprawie pierwszej z sióstr udało im się pozyskać cennego sojusznika i zdobyć obiecujący trop z widokami na powiększenie zdobyczy.

- Możliwe, że z dziedzictwem pozostałych sióstr może być podobnie. Jakiś strażnik czy przewodnik i potężny artefakt. Tylko trzeba je umieć rozpoznać i odnaleźć. - powiedziała w zadumie Merga opierając się tyłkiem o reling od strony nabrzeża gdy lustrowała pochyloną sylwetkę o granatowych warkoczach.

Seachmall 14-08-2022 12:00

Otto spędził drogę powrotną w modlitwie do Wielkiej Czwórki, w szczególności składał podziękowania Slaanesh za to, iż uznała ich godnych poznania syreny.

Nie mieszał się do rozmów Wyroczni i Syreny, zanotował w pamięci, że musi nauczyć się języka demonów. Kiedy Merga przekazała informacje, które zdołała uzyskać od syreny upadły kapłan zaczął rozważać możliwości. Jego obecność na dalszych łowach artefaktu Soren była obecnie zbyteczna, był pewien, że reszta zboru da sobie radę. Jeżeli pozostałe artefakty mają podobną sytuację ze strażnikiem, to pomysł zostawienia daru Khorna na koniec był rozważny. Wątpił, aby sługa Boga Krwi dał się przekonać czymś innym niż przemocą.
To pozostawiło Nurgla i Tzeentcha i mieli już poszlakę do tego pierwszego…

- Wyrocznio, Starszy… - Otto podszedł do dwójki - Za waszym przyzwoleniem, pozostawię poszukiwania Daru Soren reszcie naszej rodziny. Jestem pewny, że Łasica i pozostali podołają temu zadaniu. Jeżeli mogę coś zasugerować, nawet jeżeli artefakt jest pod wodą, to najprawdopodobniej jest w jakiejś pieczarze, a ta może mieć połączenie z głównym lądem. - zakonnik spojrzał na Syrenę - Martwi i cieszy mnie pomysł innych strażników. Możemy zyskać potężnych sojuszników… lub wrogów, jeżeli okażemy się niegodni. - skłonił się przed swoimi przełożonymi - Udam się do Sigismundusa i Strupasa, zobaczyć jak im powiodło się. Jeżeli ich dzieło może poprowadzić nas dalej, to udam się z nimi tej nocy. Przy odrobinie szczęścia pozyskamy chociaż jakieś informacje od darze Oster.

Otto udał sie do dwóch Nurglitów przywitał ich uściskiem.
- Bracia, mam nadzieję, że wasza świnka doprowadziła was do jakiegoś zgniłego trufla.

Lord Melkor 15-08-2022 13:59


Joachim przysłuchiwał się słowom Mergi zadowolony z sukcesu misji i swojego udziału w niej. Wyglądało na to, że zdobyli potężnego sojusznika i byli blisko odnalezienia pierwszego artefaktu. Chociaż oznaczało to, że prawdopodobnie będzie musiał utrzymywać prawdę o syrenie w tajemnicy i porzucić pierwotny plan zneutralizowania tej istoty i okrycia się w ten sposób sławą. No, ale przecież nie można było mieć wszystkiego, czyż nie?

- To wspaniałe wieści Mistrzyni - stwierdził, robiąc krok w jej stronę i lekko skłaniając głowę. Syrenie też się skłonił.

- Zdobyliśmy potężnego sojusznika i znamy lokalizację pierwszego z artefaktów. Nie będzie łatwo wydobyć go spod wody, ale zajmiemy się tym z Rupertem - spojrzał w stronę ponurego rybaka który wrócił wraz z nimi tutaj z Wrakowiska. Chociaż zejście pod wodę to chyba nie było coś co tutejsi rybacy zwykli czynić.
- Znasz może jakąś magię pozwalającą oddychać pod wodą? - spytał się Mergi.

- A może i Otto ma rację z tą jaskinią i potencjalnym dostępem z lądu, spytajmy się Sorii czy wie coś o tym.

W każdym razie skoro byli już tak blisko, miał zamiar doprowadzić sprawę do końca. W drugiej kolejności planował poszukać w Akademii tropu artefaktu związanego z jego patronem, z racji swojego statusu miał tam przecież dostęp. Artefakty Khorn'a i Nurgla najchętniej pozostawił by innym, miał wrażenie że nie rozumiał do końca tych potęg i ich ścieżek. Co do Księcia Rozkoszy było inaczej, jak stwierdził, spoglądając na kultystki z grupy Łasicy i lekko się speszył przypominając sobie swój udział w orgii. Chociaż z drugiej strony co było złego w poszukiwaniu przyjemności... tak długo jak nie przysłaniało to rzeczy najważniejszych, czyli ścieżek ku wiedzy i mocy.


Zell 17-08-2022 13:27

- Tych, którzy tacy wybredni w wyborze byli. - dołożył jeszcze trzy złote monety, które przy dłoni położył - Ostatnie dni kusili dobrym pieniądzem, bardzo pieczołowicie wybierali. Pewno udało im się w końcu dojść do wyboru, co chętnych było aż nadto?

- Tu mało kto nie udaje wybrednego panie. I to nieważne, po której stronie stołu zasiada. - dziewczyna odparła uśmiechając się lekko i zgarnęła trzy monety chowając je bez pośpiechu do przypinanej u pasa kieszonki.

- Ale jak ostatnie dni i taki trudny wybór to chyba kojarzę o kogo chodzi. To szukali ludzi na wycieczkę do Saltburga. Do służby albo eskorty. Czerwony Johan się tym zajmował. - odparła bez większych ceregieli i rozejrzała się po wnętrzu głównej izby karczmy.

- Ale nie widzę go. Nie widziałam go dzisiaj. - powiedziała wracając spojrzeniem do siedzącego klienta.

- Za niewielki trud by tych pieniędzy nie oferowali. - odparł dodając jedną monetę - Dobrze sobie radzicie z karczmą, skoro nawet elfich gości przyciągacie. A zaczynałem myśleć, że oni gardzą tym samym powietrzem co my oddychamy.

- No tak. Rzadko tu zaglądają. - kelnerka spojrzała w stronę elfa siedzącego przy ściennym stole i zgodziła się z opinią gościa w tej elfiej sprawie. - Nie znam go. Pierwszy raz go widzę. - wzruszyła ramionami dając znać, że dla niej gość jest równie nowy jak dla mężczyzny który o niego pyta. - Mam mu przekazać jakąś wiadomość? - zapytała ochoczo widząc okazję do zarobienia kolejnych paru monet.

- Nie, dziękuję. - odmówił Heinrich - Ale z Czerwonym Johanem bym się rozmówił. Czy wiesz, gdzie można go znaleźć?

- Najłatwiej to tutaj. Dzisiaj go nie ma ale jest Festag. Zwykle przychodzi gdzieś w południe na obiad. No i załatwia wtedy różne sprawy. Jutro pewnie przyjdzie. - dziewczyna odparła bez zawahania jakby była pewna tego co mówi. Rozejrzała się jeszcze raz po głównej sali ale widocznie dalej nie widziała szefa najemników o jakim rozmawiali.

Pipboy79 17-08-2022 20:21

Tura 05 - 2519.06.29; wlt; ranek
 
Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; Dzielnica Południowa; apteka Sigismundusa
Czas: 2519.06.29; wlt; ranek
Warunki: piwnica zaplecza, jasno, chłodno, cicho; na zewnątrz jasno, łag.wiatr, pogodnie, nieprzyjemnie



Otto



Wczoraj zanim się wszyscy naradzili, wysłuchali co Merga przekazuje od Sorii no i od siebie to już zrobił się późny wieczór. Zbór się skończył i wszysyc kultyści rozeszli się do swoich domów gdy już było niedaleko północy. Było zbyt późno aby coś jeszcze zdziałać więc najwyżej umówili się na kolejny dzień. I tak dzisiaj całkiem pogodnego choć nieco chłodnego poranka jednooki były kapłan odwiedził swojego kolegę ze zboru. W jego aptece i sklepie z ziołami i różnymi miksturami jaki stanowiły przykrywkę dla jego prawdziwej twarzy a przy okazji źródło dochodów.

Do środka wszedł zwyczajnie, jak kolejny klient. Nikogo nie zastał za ladą ale nie czekał długo. Dzwonek uderzony otwieranymi drzwiami uprzedził o tym, że ktoś przyszedł. I zaraz potem gdzieś z zaplecza wyszła masywna sylwetka gospodarza.

- A! To ty. Witaj, witaj. Wejdź, wejdź. - Sigismundus przywitał się z Otto niczym jowialny wujek. Wyglądał jak aptekarz w swojej aptece, długie szaty, szeroki pas, równie szeroki uśmiech, nic zdawało się z pozoru nie wskazywać, że może miec on coś na sumieniu. Ot, kolejny, gruby kupiec na ulicach miasta. We dwóch przeszli na zaplecze a tam nie było niespodzianek. Mijali jakieś drzwi, w większości zamknięte i skierowali się do tych jakie prowadziły do piwnicy oświetlonej lampą na dole. A gdy tam zeszli spotkali Strupasa. Ten też się przywitał z młodszym kolegą skinieniem swojej brzydkiej, głowy z kaprawym okiem.

- Chodź, bo chyba jeszcze nie widziałeś naszej ślicznej loszki. Poznacie się. - zaśmiał się chrapliwie gospodarz nieco tracąc na wyglądzie i zachowaniu dostojnego, statecznego kupca. Otworzył kolejne drzwi, tym razem w piwnicy i weszli do pomieszczenia jakie wyglądało trochę jak warsztat, a trochę jak magazyn. A przez klatki i obręcze wmurowane w ściany trochę też jak loch. Tam zastali młodą, stojącą kobietę o czarnych włosach.




https://us.v-cdn.net/6030815/uploads...-mommy-236.png


- Musiałem ją umyć. I ubrać. Już nie wygląda tak ładnie jak wcześniej. I nie pachnie. Ale rozmawiałem wczoraj ze Starszym i mówił, że lepiej tak zrobić aby nie zwracali na nią uwagi. - Sigismundus pęczniał z dumy jakby prezentował jakąś rasową klacz czy sukę godną do założenia całej hodowli i rasy. No albo lochę właśnie. Niestety miał odmienny punkt widzenia niż standardowe kanony piękna więc czysta i ubrana w czyste rzeczy kobieta wcale nie wydawała mu się piękniejsza niż gdy była pokryta czyrakami, wrzodami i była siedliskiem wszelkich, małych stworzonek jakie tak uwielbiał jego patron. Tak wyraźnie zarażona osoba jednak rzucała by się na ulicy w oczy i byle patrol mógł się przyczepić a przecież musieli minąć obsadzoną strażą bramę przy wychodzeniu z miasta. A potem z nią wrócić. Młoda kobieta patrzyła na nich ale nie odzywała się. Właściwie nie była skrępowana ale na szyi miała obrożę jaka była zaczepiona o jedno z kółek wmurowanych w ścianę piwnicy.

- Śliczna prawda? Te puszczalskie ladacznice na pewno by ją chciały dla siebie. Ale nie, nie, moja loszka jest przeznaczona do wyższych celów! Nie dla psa kiełbasa! - aptekarz zarechotał złożliwie aż się musiał złapać za brzuch na myśl jakie wrażenie by mogła wywołać jego cenna loszka na koleżankach z kultu. A jeszcze większą, że nie zamierzał im jej oddawać. Strupas zarechotał razem z nim. A i dziewczyna uśmiechnęła się ale skromnie i niepewnie. Dalej się nie odzywała.

- Tak, tak, nasza loszka na pewno nas zaprowadzi do pięknie, dojrzałych trufli. Prawda? - aptekarz niczym dobry ojciec czy wujek chciał zmotywować niezbyt bystrą pociechę. Pokiwał głową zerkając na nią a ona znów niepewnie się blado uśmiechnęła i odparła podobnym gestem. Wydawała się, że jest bardzo zastraszona i złamano jej wolę. Albo niespełna rozumu. Co się zresztą nie wykluczało.

- Wczoraj dobrze poszło. Ciągnęła na smyczy aż miło! Musiała wyczuć ciekawy trop. Dobra, loszka, dobra! Zaprowadzi swojego tatusia do daru naszego Ojczulka i jego wysłanniczki! - gospodarz zwrócił się znów do gościa tłumacząc nieco chaotycznie jak to wczoraj im poszło z tym szukaniem.

- Tak. Ale to coś dalej. Wczoraj szliśmy z pół dnia i doszliśmy nigdzie. Sam przeklęty las dookoła. A ta dalej nas ciągnęła. To musi być gdzieś dalej. Ale przynajmniej wiemy, że może nas poprowadzić. Tylko trzeba pójść dalej. A te lasy są niebezpieczne. - garbus włączył się do rozmowy i uzupełnił o słowa swojego dostojniejszego kolegi. Obaj wyglądali jak klasyczna para mistrza i jego szkaradnego pomocnika. A jednak odkąd Otto ich poznał to obaj zdawali się dość dobrze ze sobą dogadywać. A z samym lasem zwłaszcza Strupas nie miał dobrych wspomnień. W zimie podczas jednej z wypraw prawie dorwały go gobliny na wilkach. A i bez nich można było się natknąć na bandy dezerterów, rabusiów, zwierzoludzi czy inne takie niebezpieczeństwa. Dla dwóch osób i jednej na smyczy to było spore ryzyko zagłębiać się w te lasy. Nie było dziwne, że zdecydowali się wrócić wczoraj na noc do miasta. W końcu i tak chcieli tylko sprawdzić czy Lochy można użyć jako psa przewodnika. I wychodziło na to, że tak. Tylko nie było wiadomo jak daleko są te cenne trufle i gdzie.

- No i właśnie dlatego trzeba ruszyć jeszcze raz. Ale możliwe, że nawet na parę dni. Nie wiadomo gdzie nas nasza świnka zaprowadzi i co tam będzie. Idziesz z nami? - Sigismundus rozłożył swoje szerokie ramiona i spojrzał zaczerwienionymi oczami na młodszego gościa. Zamierzali zacząć od jaskini odmieńców. Tam mogli zabrać Silnego i Egona jako eskortę. No ale jeszcze się zastanawiali czy kogoś ze zboru nie zabrać na taką wyprawę. Przy okazji nieco chaotycznej rozmowy wspomniał, że interesujące wydawały mu się te podziemne stworzenia żyjące pod miastem. Zwłaszcza to, że za użyczenie kryjówki życzyły sobie niewolników a najchętniej młode, zdrowe kobiety. To go zastanawiało ale jak chłopaki nie potrzebowali już tej kryjówki to i kontakty z tymi dziwnymi istotami osłabły i właściwie się urwały. Powierzchniowcy nie schodzili w trzewia ziemii a tamci chyba nie wychodzili na powierzchnię.




Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; Dzielnica Północna; Akademia Morska
Czas: 2519.06.29; wlt; ranek
Warunki: recepcja akademii, jasno, chłodno, cicho; na zewnątrz jasno, łag.wiatr, pogodnie, nieprzyjemnie



Joachim



Kolejny ranek, pierwszego dnia nowego tygodnia, okazał się całkiem pogodny chociaż chłodny. Lepiej było nie wychodzić na zewnątrz w samej koszuli. Joachim udał się tego poranka ku centrum miasta przy rzece Salt gdzie na jej zachodnim brzegu mieścił się kompleks Akademii Morskiej. Właśnie tu szkoliły się kolejne kadry oficerów, nawigatorów i bosmanów. Joachim jako uczony i astrolog co bywał na salonach towarzyskich tego miasta był tu mile widzianym gościem. Dziś też skierował swoje kroki do recepcji. Idąc ulicami miasta miał sporo czasu aby wspomnieć wczorajsze wydarzenia.

- Myślę, że to jest nasz przewodnik i klucz do tego wodnego tropu. - Merga wskazała na Sorię i widocznie ją uważała za ważny element aby zdobyć cenny ołtarz poświęcony jej patronowi. Syrena mogła bez kłopotu poruszać się w wodzie i pod nią. To wręcz było dla niej naturalne środowisko. Więc wyrocznia chyba uważała, że będzie uczestniczyć w tych poszukiwaniach. Natomiast Soria nic nie wiedziała o dziedzictwie pozostałych sióstr i raczej jej to nie obchodziło. Poświęciła się swojemu patronowi, dla niego i jego chwały została zrodzona a na cześć swojej matki przyjęła podobne jej imię. Czy Soren faktycznie była jej matką czy tylko duchowym patronem tego chyba nawet Merga nie wiedziała. Ale nie było to dla niej istotne, uważała, że Soria jest jedną z elementów układanki jaką szykowały Mroczne Potęgi i dlatego powinni działać razem z nią. I pewnie dlatego i syrena była im tak przyjazna. Nawet wobec niedoszłego łowcy który próbował ją zimą schwytać. Widocznie go rozpoznała.




https://cdna.artstation.com/p/assets...jpg?1609717018

- Pochwalony. To co cię do nas sprowadza dzisiaj Joachimie? - Philipp był młodym cyrulikiem i często pełnił dyżur w recepcji Akademii. Więc przez ostatnie pół roku odkąd Joachim tu zachodził zdążyli się nieco poznać. Zapewne aby pójść do biblioteki co było najczęstszym powodem do odwiedzin tej placówki byłoby tylko formalnością. Ale coś więcej i mniej standardowego wymagało jednak większej inwencji i pomysłowości.




Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; Dzielnica Centralna; karczma “Kwarta”
Czas: 2519.06.29; wlt; ranek
Warunki: główna izba karczmy, jasno, chłodno, gwar głosów; na zewnątrz jasno, łag.wiatr, pogodnie, nieprzyjemnie



Heinrich



“Kwarta” dzisiejszego poranka niezbyt się zmieniła od wczorajszego południa. Co najwyżej zestaw gości był inny. Chociaż dominował ten sam ich typ: najemnicy, marynarze, łowcy nagród oraz ich szefowie, klienci, zleceniodawcy. A także kręcące się między nimi kelnerki jakie roznosiły jadło, napitek i wesoły uśmiech.

Pora była taka sobie. Ci co mieli zjeść tutaj śniadanie to pewnie już zjedli i wyszli. Na obiad było jeszcze za wcześnie. To i nie było w ten późny poranek tak tłoczno jak wczoraj, w dzień świąntynny.

Heinrich nie miał żadnych trudności z odnalezieniem Czerwonego Johana. Jak odwrócił głowę w stronę drzwi wejściowych gdy te otworzyły się i do środka wszedł zbrojny. Co w tym lokalu nie było niczym niezwykłym. Ale za nim wszedł starszy i łysiejący mężczyzna z mieczem u boku. Był bez pancerza, ubrany w zdobny, czerwono - brązowy, skórzany kubrak który pewnie miał pewne właściwości ochronne ale raczej był dla wygody i aby nie nosić na co dzień ciężkiego pancerza. Za nim wszedł koleny zbrojny. Szybko jednak okazało się, że to ten starszy jest z tej trójki najważniejszy a ci dwaj to pewnie jego ochrona i eskorta.



https://upload.wikimedia.org/wikiped...oni1566-69.png

Mężczyzna przyszedł jak do swojego i bez wahania zajął miejsce przy wolnym stole zdolnym pomieścić cały, rodzinny tuzin. Jeden z ochroniarzy usiadł obok niego, drugi stanął za nim. Szybko podeszła do nich kelnerka i chwilę rozmawiali pewnie przyjmując zamówienie. Wydawało się, że rozmawiają całkiem miło. Po chwili kelnerka wróciła za kontuar i zniknęła na zapleczu pewnie przekazując kuchni co mają przygotować. Henrich musiał się jeszcze dopytać jednej z dziewczyn kim jest ów mężczyzna ale nie było zaskoczenia jak się okazało, że to jest właśnie ów Czerwony Johan jaki ostatnio tak intensywnie szukał najemników spełniających jego wyśrubowane standardy.

Lord Melkor 27-08-2022 08:50



- W takim razie możemy spotkamy się z Sorią za kilka dni i poszukać artefaktu? Trzeba by się było się zorientować jak bardzo musimy zejść pod wodę - Joachim zaproponował Łasicy i pozostałym kiedy kończyli naradę poprzedniego dnia. Z jednej strony nie chciał pozostawiać zakończenia tej sprawy tylko Łasicy i jej ferajnie, z drugiej zaś nie do końca ufał Syrenie więc współpraca z nimi i działanie w większej grupie nadal wydawała się najlepszym rozwiązaniem.


***********************************************


-Miło cię widzieć Philippie. Pomyślałem sobie, że chociaż nie raz już miałem przyjemność odwiedzić waszą bibliotekę, to nie miałem okazji zwiedzić reszty Akademii, a słyszałem że to jeden z najstarszych i najbardziej interesujących budynków w mieście, zakładam że nie byłoby problemem gdybym go trochę pozwiedzał? - Czarodziej planował rozejrzeć się po Akademii i wysilić swoje magiczne zmysły w poszukiwaniu śladów magicznej aury artefaktu Pana Przemian.


Seachmall 27-08-2022 19:57

Otto wysłuchał opowieści kultystów Nurgla. Cieszyło go, że ich eksperyment przyniósł efekty. Przyjrzał się ich dziełu, rozumiał oczywiście mądrość Starszego, czuł jednak ból, że nie ujrzał prawdziwego piękna tej istoty.

- Jeżeli trop będzie prowadził na mokradła to zdąży się jeszcze potaplać w błocku i przygarnąć kilku gryzących przyjaciół. - mnich uśmiechnął się i spojrzał na Strupasa oraz Sigismundusa - Kilka dni, jak sądzę, to dobry pomysł. Musimy obgadać z resztą zboru, kto będzie nam towarzyszył. Kilka silniejszych rąk może się przydać. Mam informacje, które mogą nam pomóc.

Otto oparł się o ścianę i "spojrzał" na loszkę tylko swym pustym okiem
- Skarb Mrocznego Księcia miał strażnika w postaci syreny. Udało nam się z nią zaprzyjaźnić i sprowadzić do miasta. Starszy i Wyrocznia uważają, że pozostałe artefakty również posiadają takich strażników, co oznacza, że możecie dostać kolejnego członka rodziny. - uśmiechnął się do Nurglitów - Będziecie mogli popisać się swym dziełem przed nimi. Mam nadzieję, że równie łatwo pójdzie z wysłannikiem Dziadka, nie chciałbym, abyśmy zostali uznani za niegodnych. - po raz ostatni spojrzał na kobietę i przygotował się do wyjścia.
- Wrócę do was za trzy dni. Do tego czasu spróbuję załatwić nam wóz i obstawę ze zboru. - Uścisnął ponownie dłoń Sigisnumdusa i Strupasa - A wy upewnijcie się, że loszka będzie ładna i reprezentatywna w dzień poszukiwań. - uśmiechnął się po raz kolejny i pozostawił dwóch wyznawców Nurgla.

Otto wrócił do swych owieczek, przechadzając się po korytarzach wsłuchując się w krzyki i zawodzenia obłąkanych dusz. Ich cierpienie i szaleństwo to testament mocy jego patronów i wkrótce całe miasto będzie wypełnione tą piękną muzyką, ale jeszcze nie dziś. Dziś ten koncert jest tylko dla niego. Ciekawiło go czy może, któryś z jego podopiecznych dobrał się do węgla lub kredy i namazał coś na ścianach swojego pokoju. Być może któryś wyryła jakieś obrzydliwie piękne słowa pazurami na swym ciele. Zamordował i zjadł innego pacjenta, albo kogoś z obsługi?
Ignoranci z zewnątrz boją się, lub jest im żal istot zamkniętych w tym budynku. Nie Otto. Otto im zazdrościł.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 22:05.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172