lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Sesje RPG - Warhammer (http://lastinn.info/sesje-rpg-warhammer/)
-   -   Kultyści - Lato 2519 (http://lastinn.info/sesje-rpg-warhammer/20218-kultysci-lato-2519-a.html)

Pipboy79 28-08-2022 22:22

Tura 06 - 2519.06.29; wlt; zmierzch
 
Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; Dzielnica Północna; ulice
Czas: 2519.06.29; wlt; ranek
Warunki: - ; na zewnątrz: jasno, powiew, zachmurzenie, nieprzyjemnie



Joachim



- Nie byłeś u nas na uczelni? - zdziwił się młody, łysy skryba. Pewnie próbując sobie przypomnieć co mógł odwiedzać stojący przed jego biurkiem astolog. Chwilę mu to zajęło ale on sam najczęściej pełnił dyżur tutaj, na recepcji uczelni i tylko witał się i ewentualnie nawigował gości czy umawiał ich na spotkania. Raczej nie szedł razem z nimi w głąb Akademii.

- Hmm… No może faktycznie… - Philippe pokiwał głową. No ale, że nie bardzo mógł pełnić rolę przewodnika jak miał obowiązki na miejscu to zadzwonił dzwonkiem. Po chwili do środka weszła jakaś młoda skryba czy ktoś taki. Philippe przedstawił ją jako Noel i od tej pory ona przejęła rolę przewodniczki dla astronoma.

- Pokaż Joachimowi naszą uczelnię. Zwłaszcza wydział nawigacyjny myślę powinien go zainteresować. Jest astronomem i astrologiem. Bo do tej pory odwiedzał u nas głównie bibliotekę. - poinformował recepcjonista swoją koleżankę. Ta skinęła głową i dała znać aby ruszać za nią.

Była drobnej budowy, wesołą i zaangażowaną w swoją rolę dziewczyną. Pasowała w sam raz do roli życzliwej przewodniczki. Zaprowadziła do głównego gmachu gdzie odbywały się zajęcia dla studentów. A, że był środek dnia to do większości sal nie można było wejść bo trwały tam zajęcia. Jednak w końcu trafili na przerwę i wtedy Noel weszła do kilku sal chwilowo zwolnionych od dorosłych studentów i wykładowców.

Dało się wyczuć klimat morza i to, że jest to uczelnia poświęcona temu żywiołowi. Na parterze była mała świątnynia Mananna. Zaś na wybrzeżu większa. Tam też był plac na jakim ćwiczono musztrę, albo inne zajęcia na świeżym powietrzu. Odbywały się też defilady i apele. Chociaż akurat dzisiaj to tam zbyt wiele się nie działo.

Była osobna pracownia poświęcona broni czarnoprochowej i artylerii wszelakiej. Barwne ilustracje poglądowe na budowę takiego działa z opisem poszczególnych części. A w kolejnej szkolono szkutników. Właściwie to był cały dział gdzie stały małe modele okrętów, fragmenty masztów i ożaglowania gdzie można było ćwiczyć wiązanie węzłów czy omawiać budowę poszczególnych elementów statku jakie właśnie szkutnicy albo budowali w stoczni albo naprawiali na pokładzie swojego statku. Albo dział kartograficzny. Który przypominał skrzyżowanie pracowni malarskiej i matematycznej. Na ścianach wisiały różne mapy a także skomplikowane tablice do wyliczeń odległości oraz wyznaczania szerokości geograficznej i jeszcze różne sekstanty, brody logarytmiczne i kompasy do liczenia tego wszystkiego.

No i był też dział nawigacyjny. Gdzie faktycznie ktoś kto skończył nauke w Kolegium Niebios mógł się poczuć dość swojsko. Dzięki tym wszystkim lustrom, lunetom, teleskopom, mapom gwiazd i podobnym akcesoriom. Nawigacja po części sąsiadowała z kartografią i astronomią właśnie.

W kolejnym budynku był męski akademik. Spora część studentów bowiem pochodziła spoza miasta i musiała gdzieś mieszkać. Noel zaprowadziła Joachima do jednego z pokojów jaki był akurat niezamieszkały. Wyglądało to podobnie jak pokój w karczmie policzony na dwa pojedyncze łóżka. O dość oszczędnym wystroju ale podstawowy standard był spełniony. A w razie czego studenci mogli go sobie już indywidualnie dostosować na swoje potrzeby. Ale bez przesady bo raz w tygodniu była inspekcja. Zaś dziewcząt było znacznie mniej to mieszkały w osobnym budynku który wyglądał jak trochę większy dom albo wolno stojąca tawerna. No ale z oczywistych względów tam młodemu kawalerowi nie zaproponowała wizyty bo godziłoby to w nakazy moralności i dobrego wychowania.

Później przeszli do warsztatów położonych nad brzegiem zatoki. Tu szkutnicy i nie tylko ćwiczyli swoje praktyczne umiejętności. Słychać było stukot młotków i dźwięki pracujących pił. Z drugiej strony placu apelowego były magazyny z różnymi narzędziami, zapasami belek, desek, lin, beczek i kto wie z czym jeszcze. A na koniec weszli na pokład niewielkiej jednostki jaka służyła już do ćwiczenia umiejętności żeglarskich na pełnym morzu. I kończący naukę studenci, razem ze swoimi instruktorami potrafili nią popłynąć nawet do Erengardu, Marienburga czy któregoś z północnych, bretońskich portów.

Całe to zwiedzanie zabrało całkiem sporo czasu. Przez ten czas siódmy zmysł astromanty raczej pozostał bierny. W większości miejsc nie było przedmiotów, osób ani zjawisk jakie wpływałyby na przepływ Eteru. Tylko w pracowni nawigacji coś drgnęło w okolicach biurka wykładowcy. Ale był to słaby ślad. Albo coś było ale już dawno temu, że zakłócenia eteru wróciły do normy albo było to coś względnie słabego, pewnie jakiś umagiczniony przedmiot związany z wiatrem niebios bo ten wydawał się tam kumulować lekką, niewidzialną dla zwykłych oczu mgiełką.

Noel jednak nie oprowadziła go po całym kompleksie. Tylko po tej części która była użytkowa podczas nauki studentów fachu morskiego. Poza nią widać było jakieś budynki wyglądające na gospodarcze, jakieś chyba stajnie, magazyny czy coś podobnego. Zresztą tak to nawet wspomniała przewodniczka. Ale tam nie poszli gdy chyba uznała, że to nic ciekawego do zwiedzania. Stajnia, jak stajnia, w każdym obejściu i tawernie jest jakaś to raczej nic emocjonującego do oglądania. A magazyny to miały tam być jakieś zapasy podobne do tych jakie widać było w małym magazynie przy placu apelowym, albo magazyn prochu i kolejny z artylerią ale tam już trzeba było mieć klucz albo zezwolenie aby tam wejść a ona takiego nie miała. Studenci tam raczej nie mieli zajęć. Z zewnątrz zaś te budynki nie wyglądały ciekawiej niż kolejne stajnie i magazyny w dokach czy gdzieś indziej.

W końcu mógł się pożegnać i ze swoją przewodniczką i Philippem i wyjść za bramę na ulice miasta. Tam przechodząc przez Plac Targowy, jaki był największym w mieście widział jak robotnicy ustawiają płot przy jakim mieli na siebie szarżować rycerze z kopiami. I okręgi w jakich mieli toczyć ze sobą piesze pojedynki. Turniej zbliżał się wielkimi krokami i pod koniec tygodnia czyli za parę dni już powinien się zacząć. Właśnie z tego powodu Łasica wolała załatwić sprawę z wyłowieniem ołtarza jej patrona jak najprędzej. Jakby dobrze poszło była szansa wyrobić się przed festynem. No a jak coś by nie poszło można by spróbować ponownie po. Kultystka była zniecierpliwiona i zaciekawiona co to może być. Soria obiecała pomóc i pełnić rolę przewodniczki. Potrzebna była łódź bo podróż na południe najlepiej było odbyć rzeką Salt skoro ów artefakt miał być w jednej z jej zatoczek. Ona sama nie potrzebowała łodzi i mogła popłynąć na same dno no ale dwunogi z kultu już nie miały takiej swobody w tej materii. Włamywaczka była ciekawa czy Joachim i Rupert by dołączyli ze swoją łodzią jak nie to ona i Burgund mogły skombinować własną. Merga też była zdania, że skoro mają tak obiecujący trop do jednego ze śladów po Czterech Siostrach to jak tylko naszykują się na tą wyprawę to nie ma co zwklekać. Jeszcze tylko można było poczekać na Onyx czy udało jej się zdobyć jakiś dokładniejszy namiar od tego jej znajomego poety co wspominał o jakiejś zatoczce na południu.




Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; Dzielnica Zachodnia; hospicjum
Czas: 2519.06.29; wlt; zmierzch
Warunki: szatnia, jasno, chłodno, cicho; na zewnątrz: jasno, powiew, zachmurzenie, nieprzyjemnie



Otto



Świąntynne dzwony ogłosiły miastu, że zbliża się tradycyjna pora nieszporów. Chociaż w lecie to było jeszcze jasno o tej porze. A w hospicjum dzienna zmiana kończyła swoją pracę, odkładała narzędzie i zmierzała do szatni aby się przebrać i wrócić do domu. Nocna zmiana była dość szkieletowa w porównaniu do dziennej i też już przybywała aby zacząć swoje wieczorne obowiązki. Zaś jednooki pracownik miał okazję do przemyślenia tego wszystkiego co się działo od rana. Dzień zaczął się przecież od wizycie w aptece Sigismundusa.

- Za trzy dni? Trochę późno. Trzeba to obgadać ze Starszym. Nie jestem pewien czy on nie chce nas w komplecie na ten turniej co ma być. A nie wiadomo jak daleko są te trufle do jakich nasza Loszka tak ciągnie. - chociaż ogólnie gruby aptekarz był rad co do tego co mówił jego młodszy kolega ze zboru to już jednak w detalach niekoniecznie. Trudno było zaplanować wyprawę o jakiej nie było wiadomo gdzie się skończy i kiedy. Może by był to jeden dzień za miasto i powrót. To by zdążyli przed turniejem. Ale równie dobrze mogło być tydzień w jedną i drugą stronę. No ale jakby mimo to Otto uzyskał zgodę Starszego albo Mergi to okrutny eksperymentator razem ze swoim garbatym kolegą byli gotowi ruszyć za zewem ich patrona. Raczej chodziło mu o to aby nie podpaść mistrzowi jeśli miałby jakieś plany ich względem w związku z tym turniejem. W tygodniu to Starszego nie było tak prosto znaleźć. Jak zabrakło Karlika to może tylko Merga albo Łasica wiedziały jak się z nim skontaktować. Łatwiej już było z którąś z nich. Merga zwykle była w swojej podziemnej kryjówce albo na “Adele”. A Łasica w tawernie “Wesoła mewa” lub nawet jakby jej nie było można było zostawić dla niej wiadomość. Więc z którąś z nich było się łatwiej skontaktować.

- Ale wóz to nie. Jak wczoraj nasza Loszka nas prowadziła to rwała przez las na przełaj. Wóz tam nie wjedzie. Jakiegoś jucznego muła czy osła można by skołować. - za to co do wyprawy za miasto aptekarz był pewny, że wóz to kiepski i mało praktyczny pomysł. Może jakby wiedzieli dokąd zmierzają i dało się skorzystać z dróg to jeszcze. Ale jak byli zdani na talenty czarnowłosej to musieli podążać za nią aż ich doprowadzi na miejsce.

Potem gdy zaś rozstał się z towarzyszami w spisku mógł zacząć swoje obowiązki jednego z opiekunów w hospicjum. Okazało się, że przez ten Festag co go nie było w pracy sporo się działo.

Wczoraj Marisa trafiła do małej celi. Za lubieżne zachowanie. Przyłapano ją jak się grzesznie ze sobą zabawia a podczas kąpieli nawet próbowała zbałamucić żeńską obsługę i koleżanki. Więc zaordynowano jej karę chłosty oraz tydzień zamknięcia w celi o głodowych racjach samego suchego chleba i wody aby jej to wywietrzało z głowy. Trochę tym się wszyscy dziwili bo dziewczyna miała kłopoty z pożyczaniem bez pytania różnych drobnych przedmiotów które potem zwykle znajdywano przy jej łóżku. Ale poza tym nie sprawiała raczej kłopotów swoim opiekunom i raczej trudno było uznać ją za lubieżnicę. Więc nie bardzo było wiadomo co o tym myśleć. Postąpiono więc jak zazwyczaj za takie przewinienia.

Jakby tego było mało wczoraj wybuchła też awantura przy kolacji jaka szybko przerodziła się w bójkę. Kilkoro największych prowodyrów zamknięto w osobnych celach i teraz byli sąsiadami Marisy. Wczoraj stało się tak szybko, że obsługa nawet nie zdążyła się zorientować od czego się zaczęło. I musiała wezwać prawie wszystkich co byli na miejscu aby spacyfikować tą krwawą jatkę. Annika wylądowała nawet w lazarecie po tym gdy ktoś z pozostałych wbił jej kilka razy łyżkę w brzuch. Ponoć wyglądało to dość makabrycznie jak ją opiekunowie podnosili z podłogi i odkryli właśnie tą łyżkę wbitą w jej brzuch i inne ślady ran, ugryzień i rozbitego nosa. Po tym jak grzmotnęli ją pustym wiadrem w głowę. Bo tłukła głową jednego z podopiecznych o podłogę. I on też leżał teraz w lazarecie tylko w innej sali. Taka zajadłość tej bójki zaskoczyła kolegów Otto. W sali Torna co też teraz był zamknięty w celi znaleziono wydrapaną na ścianie, wyszczerzoną czaszkę z rogami. Dziś jak go nie było bo siedział w izolatce o chlebie i wodzie to na Otto spadło zadanie zalepienia szpachlą tej makabreski i potem zamazanie tego farbą.

Istny dom wariatów. Jeszcze musiał dzisiaj posprzątać po Vigo. Sam Vigo też był w lazarecie. Pogorszyło mu się i miał dość słabe rokowania. Dziś do obowiązków Otto musiał wziać wiadro z wodą i szmatę po czym posprzątać jego bazgroły. Rano bowiem odkryto go skulonego na podłodze jak nagi ciężko dyszał i rzęził. Nie wyglądało to dobrze. Ale jakoś nie przeszkodziło mu to wysmarować własnymi odchodami ściany swojej celi. Mazał dłonią i palcami więc trudno było o finezję i artyzm jakim choćby cechowały się obrazy Pirory czy innych artystów. I raczej odchody nie należały do składników ich barwników. Wydawało się, że są to bezsensowne bazgroły szaleńca. Jednak jak się spojrzało z paru kroków o co w wąskiej celi wcale nie było tak łatwo, to wydawało się, że dwie elipsy można by uznać za oczy. A większy owal za jakąś wydłużoną głowę czy inny łeb. Tylko pionowa krecha nad tymi oczami byłaby wtedy bez sensu. Bo to ani uszy, ani grzywka, ani nie wiadomo co. Tak czy inaczej jak Otto tam przyszedł to zapaszek był już zasiedziały no i miał polecenie posprzątać to wszystko.

Lord Melkor 02-09-2022 22:24



Joachim szczerze podziękował Noelle i Philippowi za możliwość zwiedzenia Akademii. Budynek i jego wyposażenie zrobiły na nim wrażenie, a najbardziej oczywiście dział nawigacyjny. Kolekcja lunet i teleskopów nie dorównywała wprawdzie tej, którą dysponowało Kolegium Niebios w Altdorfie, ale i tak spędził tam sporo czasu, studiując te urządzenia.

No ale przecież nie miał zwiedzać tylko dla przyjemności. Niestety, nie natrafił na żaden ślad artefaktu. Słaby ślad w pracowni nawigacyjnej to chyba nie było to czego szukał. Czyżby powinien jeszcze sprawdzić w magazynach i stajniach? Tam musiałby się albo zakraść albo znowu znaleźć jakiś pretekst.

Żegnając się z Noelle i z Philippem, zaoferował że za fatygę może ich zaprosić na piwo albo na obiad. Spytał się też o historię Akademii, może w dawnych wydarzeniach natrafi na jakiś ślad?

Następnie miał zamiar wspomóc się wróżbą, jeśli tylko niebo pozwoli mu na odpowiednią obserwację gwiazd. Pytanie które chciał zadać, to czy powinien sprawdzić pozostałe budynki Akademii, jak stajnie i magazyny, czy może podążyć innym tropem, jak chociażby ten ślad w sali nawigacji. Stwierdził, że rozmowa z jego przyjacielem Aaronem by nie zaszkodziła, on był też przecież uczonym a w chwilach gdy nie był upojony alkoholem miewał całkiem dobre przemyślenia. No i była jeszcze Merga, z którą mógł się skonsultować podczas lekcji demonologii.

******************************************

W kwestii artefaktu Slaneesha, młody astromanta zgodził się z Łasicą, że sprawę najlepiej załatwić jak najszybciej. On sam planował pokręcić się przy turnieju, gdzie pewnie będzie też Pirora i podtrzymać swoje kontakty pośród wyższych sfer miasta. Prowadzenie podwójnego życia pomimo coraz dłuższej praktyki nie było takie proste, więc wolał do tego czasu rozwiązać przynajmniej jeden z problemów.

Zaproponował, że mogą popłynąć łodzią Ruperta, na której powinno się spokojnie zmieścić kilka osób, chyba że chcieli płynąć bardzo dużą grupą. On ze swojej strony planował wziąć Ruperta i Gunthera, zakładał że z Łasicą będą Burgund i Onyx. Próbował się tez dopytać Sorii, jak duży i ciężki może być ten ołtarz i na jak dużo nurkowania powinni się nastawić.



Seachmall 03-09-2022 18:07

Otto musiał walczyć ze sobą, aby nie uśmiechać się jak głupi słuchając zeznań z ostatnich poczynań pacjentów.
Podejrzewał, że oni jako pierwsi odczują aktywność artefaktów, ale nie spodziewał się takiego spontanicznego rezonansu.
Marisa najwyraźniej reagowała na zawołania Mrocznego Księcia.
Annika jak i kilku innych słyszą bębny Boga Krwi.
Vigo ewidentnie czuje czułe objęcia Dziadka.
Zastanawiało go czy ten wzorzec oznacza, że Torn widzi prawdy Pana Losu.
Będzie musiał obserwować swoją trzódkę, a na razie będzie musiał upewnić się, że są bezpieczni.
Zaczął od pokoju Torna, upewnił się, aby zapamiętać każdy szczegół ryciny pacjenta po czym wykonał polecenie zaszpachlowując i zamalowując dzieło szaleńca.
Następnie odwiedził Marise i prowodyrów bójki.
- Witajcie dzieci. - zawołał wsuwając im ich jedzenie przez szpary w drzwiach - Nie martwcie się, niedługo będziecie mogli znowu wyjść i porozmawiać z innymi. A na razie bądźcie sami w swoich pięknych światach, z waszymi pięknymi myślami…
Został pokój Vigo. Dwa koła w owalu i pionowa kreska. Będzie musiał przedstawić rysunek Sigismundusowi i Strupasowi, albo Starszemu, być może będą posiadali wiedzę, której Otto braknie.
Kiedy zakończył to ostatnie zadanie zrobił jeszcze jeden obchód, po czym wrócił do swoich pozostałych obowiązków. Nie było sensu niepotrzebnie podpadać przełożonym.

***

Następnego dnia ruszył na poszukiwania Wyroczni. O ile szanował Łasicę i jej pozycję w kulcie, mógł ją jedynie wykorzystać do przesłania wiadomości. Merga oprócz własnego statusu w kulcie mogła poradzić mnichowi co do jego planów. Chciał odczekać trzy dni, aby znowu nie zniknąć na bogowie wiedzą jak długo. Zapomniał jednak o turnieju i teraz nastąpiło spięcie w większym planie.

Pipboy79 04-09-2022 18:11

Tura 07 - 2519.06.30; abt; zmierzch
 
Miejsce: Nordland; okolice Neues Emskrank; rzeka Salz; łódź
Czas: 2519.06.30; abt; zmierzch
Warunki: - ; na zewnątrz: jasno, łag.wiatr, pogodnie, chłodno



Joachim






https://thumbs.dreamstime.com/b/calm...-220393459.jpg


Początkowo dzisiaj pogoda niezbyt zdawała się sprzyjać wszelkim planom aktywności na zewnątrz. Także wycieczkom łodzią. Bo padało. Ale na szczęście przestało jak nadal było dość ranna pora. Potem się stopniowo rozpogodziło. Jednak powietrze pozostało dość chłodne. Grupka kultystów jaka zapakowała się w porcie na rybacką łódź miała okazję się o tym przekonać w ciągu całego dnia. Grzbietu morskie ani rzeczne fale im nie zmoczyło, deszcz też nie. Ale i trudno było powiedzieć by żar słoneczny smalił im karki. Więc właściwie było całkiem przyjemnie. Łasica przynajmniej tak uznała ale pewnie większość oceniała pogodę podobnie.

Załoga łodzi była zdominowana przez kobiety. Skład był podobny jak podczas wcześniejszej wyprawy na plażę przy wrakowisku. Łasica, Burgund i Lilly. Ale doszły jeszcze Onyx i Soria. Do tego Rupert jaki był właścicielem łodzi jaką płynęli no i Joachim jaki już był i wcześniej zaangażowany we wcześniejszą wycieczkę na plażę. Razem obsadzali wszystkie wolne miejsca na ławeczkach łodzi rybackiej.

Onyx znalazła tego swojego znajomego poetę i miała jego opis. Biorąc pod uwagę po co mogli płynąć to nie zdecydowała się go zabrać. Bo w końcu mógł być tylko zbędnym świadkiem którego pewnie trzeba by się pozbyć. A ani ona ani koleżanki niezbyt miały na to ochotę. Dzięki temu, że byli tylko członkowie ich zboru można było rozmawiać i zachowywać się swobodnie. A i łódź zapewniała sporą strefę komfortu bo trudno by było komuś zbliżyć się niepostrzeżenie w zasięg swobodnej rozmowy. Przez to, że nie mieli osobistego świadka gdzie była owa “zatoka poetyckiej miłości” jak to opisywał ów znajomy Onyx, dysponowali tylko jego opisem i tłumaczeniami jakie ona zapamiętała.

A wedle jego opisu to ocenił, że owo romantyczne miejsce jest “pół dnia łodzią albo trochę więcej”. Trudno było ocenić jak bardzo dokładny jest ten opis. Już pewniejsze wydawało się, że patrząc pod rzeczny prąd to ta zatoka powinna być po prawej stronie. Dlatego, przez pierwszą połowę dnia raczej mogli płynąć spokojnie w górę rzeki.

Prąd był różny więc sprawiał różne trudności przy wiosłowaniu i sterowaniu łodzią. Jak był spokój to się płynęło wręcz leniwie jak po spokojnej tafli jeziora. Ale były też zagracone kamieniami płycizne i inne takie malownicze miejsca przez jakie wymagało wysiłku i uwagi aby przez nie przebrnąć. Wtedy zwykle ktoś też musiał łapać za wiosła aby pomóc Rupertowi. Zresztą jak zapowiadał się cały dzień wiosłowania to było to na tyle męczące, że dziewczyny postanowiły pomóc i co jakiś czas ktoś się zmieniał przy wiosłach. Ale i tak można było cieszyć się widokami rzeki, obu jej zalesionych brzegów i poczuć się jak mieszczuchy co sobie robią wycieczkę w dzicz ze sporym marginesem bezpieczeństwa. W końcu jak opuścili miasto to zaraz wpłynęli w te same lasy gdzie zimą Strupas nadział się na wilcze gobliny, gdzie Lilly opowiadała o tych polujących zwierzoludziach a jak miejska plotka głosiła gdzieś tu ukrywali się wszelcy zbiedzy i bandyci z miasta. Ale póki płynęli łodzią to można było wierzyć, że są poza zasięgiem tego wszystkiego. I cieszyć się sobą i rozmową.

- To jak ci się podoba w naszym pięknym mieście Soria? - zagaiła Burgudn patrząc na ludzką formę wężowej syreny. Nawet z bliska wyglądała jak zwykła kobieta. Chociaż było w niej coś takiego, że trudno było obok niej przejść obojętnie. A Joachim czuł jak stają mu włosy na karku gdy był blisko niej. W jakiś sposób musiała być to istota związana z Eterem. Może to to powodowało to napięcie. Ale jak używał swoich zwykłych zmysłów to widział tylko całkiem ładną i zgrabną kobietę siedzącą na dziobie łodzi. Smukła, o czarnych włosach z granatowym połyskiem i fascynującym spojrzeniu. Więc nawet jak ją się oglądało wiele razy w ciągu tego dnia i znało się jej nadnaturalne pochodzenie to właściwie nie szło się do czegoś konkretnego przyczepić w jej wyglądzie czy zachowaniu. Ot, nietuzinkowej urody młoda kobieta.

- Może być. Trochę śmierdzi na ulicach. Nie lubię. Ale u Pirory jest czysto i ładnie. I ma dużo ładnych obrazów. Podoba mi się jej loszek. I tą zabawę w Księżniczkę. Poznałam Fabienne. Taka z czarnymi włosami. Też była bardzo miła, bardzo mi przypadła do gustu. Nasz patron jest w niej bardzo silny. - Soria pokiwała swoją czarną głową i opisała swoje pierwsze wrażenia w mieście. Po powrocie uznano, że najlepiej by ją było umieścić u Pirory. Chociaż widać było, że Łasica i Burgund najchętniej gościłyby ją u siebie. No ale Merga zdecydowała inaczej. Zresztą strata to wielka nie była bo przez ostatnie miesiące gdy panna van Dyke wprowadziła się już do swojej nowej kamienicy na Bursztynowej 17 to tak jej i reszcie udało się zorganizować to wszystko, że pod tym czy innym pretekstem, drogą czy roli to większość członków zboru mogła zapukać do tych czy innych drzwi. A pod względem standardu to pewnie trudno byłoby reszcie dorównać kamienicy młodej szlachcianki. I u niej nowy gość czy służąca aż tak nie rzucały się w oczy. Poza tym też służyła temu samemu patronowi co Soria i dziewczyny. No i tak toczyły się rozmowy na różne tematy. Albo wewnętrzne przemyślenia.

Joachim miał takie na temat wczorajszej wróżby. Niebiosa mu sprzyjały i wieczorem jak wrócił do siebie miał na tyle dobre niebo i gwiazdy aby postawić sobie wróżbę w sprawie poszukiwań w Akademii. Wczoraj wieczorem gwiazdy ułożyły się w nietypowo wyrazistej formacji. Formacja świetlnych punktów ułożone w sowę. Co nazywano Mędrcem Mammitem. Ten znak patronował mądrości, wykształceniu i wiedzy. Tak jakby wskazywał, że właśnie takim intencjom sprzyja w tych magazynach i reszcie jakiej dotyczyło pytanie. Ale też ciemny obszar bez żadnych gwiazd zajmował spory kawałek nieba. Tą pustkę nazywano Vobistem Ulotnym. Był symbolem ciemności i niepewnośc, tajemnic i zagrożenia skrytych w cieniu, jeszcze niewidocznych ale już się czających jak właśnie w przysłowiowej ciemności. Znak szaleńców i odmieńców, gdy świecił swoją ciemnością zwykle prawi obywatele odbierali to jako ostrzeżenie przed nadchodzącym niebezpieczeństwem. Także samotna, jasna gwiazda zdawała się rozświetlać swoją okolicę nieboskłonu. To była Gwiazda Uroku. Dość złowróżbny znak dla wielu przesądnych, patronował magii i związanej z nią tajemnic. Wierzono, że dzieci urodzone pod tym znakiem zdradzają tendencję do zostawania nekromantami, czarownikami i guślarzami. Ale też magami, wieszczami i cudotwócami.

- No jak tak dalej pójdzie to chyba będziemy musieli nocować gdzieś tutaj. - Łasica podniosła głowę do góry. Jeszcze był pełny dzień i jasno, trochę chłodno ale dzień. Jednak jego druga połowa. Było wątpliwe aby nawet jakby teraz zawrócili do miasta to by zdążyli przed zamknięciem bram. Więc ten nocleg w dziczy wydawał się coraz bardziej prawdopodobny.

- O, tam jest rozdwojone piorunem drzewo. Tak jak mówił. - Onyx wskazała na kierunek lewego brzegu przed nimi. Poszczególne głowy też. Z tego co mówiła ciemnowłosa hedonistka to właśnie jakieś trzaśnięte piorunem drzewo miało być znakiem rozpoznawczym owej zatoki.

- Tam dalej coś jest. Jakaś większa woda. Może to ta zatoka co mówił? - Burgund wskazała na jaśniejszy pas po lewej. Nie było widać lasu jaki potrafił podchodzić pod sam brzeg rzeki więc mogło to być jakieś rozlewisko czy zatoka właśnie. Wpłynęli tam i okazało się, że to kolejna odnoga rzeczy. Ale ślepa. Pewnie jakieś starorzecze Salz. A;e całkiem malownicze. Faktycznie aż kusiło uwiecznić go słowem czy pędzlem artysty.

- To tu. Czuję to. - rzuciła Soria gdy podobnie jak pozostali lustrowała te urokliwe wody i wybrzeża. Bo chociaż widok chwytał za serce co wrażliwszych to jednak do przeszukania to to był całkiem spory teren. Zwłaszcza dno tej wydłużonej zatoki wydawało się trudno dostępne. Dna z łodzi nie było widać. Jednak syrena zdradzała podekscytowanie jakby była w miejscu umówionej schadzki z kochankiem. Zanim ktoś zdążył coś ją jeszcze zapytać śmignęła za burtę do wody i tyle jej było widać.

- Mam nadzieję, że to znajdzie. Nie chciałabym tam nurkować przez pół dnia. - mruknęła cicho Burgund gdy już dłuższą chwilę nic się nie działo a kręgi na wodzie po skoku Sorii już dawno się rozproszyły.

- Merga mówiła, że ona jest naszym kluczem i przewodnikiem. To chyba powinna to znaleźć. - przypomniała jej kamratka co rogata wyrocznia mówiła wczoraj na temat wężowej syreny. Soria równie nagle jak wskoczyła tak i wypłynęła. Wesoło pomachała do załogi łodzi i z widoczną wprawą podpłynęła do nich. Tak szybko, że chyba najsprawniejszy pływak nie mógłby się z nią równać. Złapała się dłonią za krawędź burty ale nie zamierzała tam wskakiwać. Dla niej wodny żywioł był domem i to na powierzchni czuła się gościem.

- Jest! O tam. Jest taki piękny i wspaniały! Jest na wraku jakiegoś statku ale przegnił to i mułu tam pełno. Duży i ciężki sama nie dałam rady go ruszyć. Trzeba go jednak jakoś wyciągnąć. - Soria zdradzała podekscytowanie i wskazała mokrą dłonią na zdawałoby się losowy kierunek na tej zatoce jaki niczym się nie różnił od poprzednich. Tak na gorąco streściła co tam znalazła tak na dnie zatoki.

- A więc naprawdę tam jest? Cudownie! - Łasica nie kryła radości tak samo jak i jej koleżanki. Po wybuchu entuzjazmu, że nie przypłynęli tu na darmo zaczęły się jednak zastanawiać jak by wydobyć ten alabastrowy skarb na powierzchnię. Skoro Soria w pojedynkę nie dała rady to może coś z linami? Jakoś to obwiązać czy co? No i jeszcze trzeba było jakoś rozbić się na noc bo teraz to już w ogóle nie było nawet co myśleć o powrocie do miasta przed zmierzchem.




Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; Dzielnica Południowa; kryjówka Mergi
Czas: 2519.06.30; abt; zmierzch
Warunki: podziemia, wilgotno, jasno, chłodno, cicho; na zewnątrz: jasno, łag.wiatr, pogodnie, chłodno



Otto



Co prawda z Łasicą Otto się nie spotkał ani wczoraj wieczorem ani dzisiaj. Do odnalezienia Mergi nie było to jednak potrzebne. W zborze wiedziano, że zwykle przebywa w podziemnej kryjówce jaką jeszcze w zimie znalazła właśnie niebieskowłosa włamywaczka. Była pod jakaś zrujnowaną wieżą. Trzeba było tam wejść, niby na skróty albo za potrzebą. Tylko zamiast przejść na drugą stronę podnieść pewien kawałek gruzu pod jakim była ciemność i piwniczny, wilgotny zapach. Nic ciekawego. Trzeba było jednak tam zejść czy wskoczyć a potem jak się miało wprawę namacać ukrytą klapę. I zejsć po drabinie do pewnie dawnej piwnicy tej wieży co została na powierzchni. Dopiero tam można było wymacać ogarek i zapalić po czym pójść dalej do właściwej kryjówki. Ta też była połączona z kanałami ale to już głębiej i dalej. Ale nawet nie każdy z kultystow znał drogę jak z powierzchni zejść do tych kanałów i znaleźć drogę od dołu do tej kryjówki. Zresztą może poza Strupasem to chyba mało kto by wybierał dobrowolnie ten bardziej skomplikowany, brudniejszy i bardziej cuchnący wariant. A tam dalej w tych kanałach była dziura i zejście do świata podziemnych stworzeń jakie przypadkowo zimą odkryli Egon i reszta gdy szli szlakiem krwawej bestii grasującej nocami po zaułkach miasta. Okazało się to o tyle cenne, Merdze udało się wynegocjować w zamian za handel wymienny na żywych niewolników a zwłaszcza niewolnice, schwytanych na powierzchni zbiegowie tak gorączkowo poszukiwani na powierzchni mogli przeczekać w gościnie tych stworzeń. Chociaż raczej obie strony nie ingerowały sobie nawzajem poza przypadkami cotygodiowego opłacania czynszu w schwytanych nieszczęśnikach raczej się nie widywali. A gdy zima się skończyła i Egon, Silny i reszta mogli czmychnąć za miasto to bez większego żalu zostawili za sobą duszne i wilgotne kryjówki wykopane przez podziemne stworzenia wybierając pobyt w osadzie odmieńców Kopfa i Opal w jaskini w głębi lasu.

Więc Otto i bez Łasicy czy pozostałych wiedział, gdzie powinien móc zastać rogatą wiedźmę. W końcu właśnie w tej podziemnej kryjówce odbywało sie całkiem sporo zborów. Tylko nie mógł tam iść z samego rana bo musiał zacząć służbę w hospicjum. Dopiero po mógł tam się udać. Dzisiaj w przytułku dla obłakanych i ciężko chorych było względnie spokojnie. Od wczoraj sytuacja za bardzo się nie zmieniła. Annika jeszcze nie wykitowała od ran. Ale jej stan był ciężki. Leżała jak kłoda, majaczyła coś w gorączce i głównie niespokojnie spała. Przynajmniej dla opiekunów to była ulga jak nie próbowała nikomu rozstrzaskać głowy o posadzkę. Jej oponentowi się chyba pogorszyło. Chyba no zapadł w trupi letarg co nie rokowało zbyt dobrze. Wezwano kapłankę Shallyi. Przyszły we dwie, starsza w matczynym wieku i jakaś młoda nowicjuszka. Z wielką uwagą słuchały opisu wydarzeń a ta starsza wydawała się zaniepokojona. Chciała zobaczyć te bohomazy Vigo i tą czaskę Torna no ale jak wczoraj Otto to posprzątał to niezbyt miała co oglądać. Tylko opisy jego kolegów.

- A możesz młodzieńcze mi to narysować jak to wyglądało? - poprosiła matka Bethany gdy dowiedziała się kto to wczoraj sprzątał. Poza tym obejrzała chorych i rannych w lazarecie. Odprawiła modły, posmarowała rany jakąś maścią i olejkami, podała coś ziołowego do picia i na odchodne obiecała się modlić oraz prosiła aby powiadomić ją gdyby sytuacja się powtórzyła. W końcu Białe Gołebice prowadziły podobny ośrodek i działalność tylko bardziej koncentrowały się na sierotach, pomocy bezdomnym, w Domu Weterana dla byłych cieśli, stoczniowców, marynarzy i żołnierzy okrętowych jakich w mieście było sporo. No i tradycyjnie cieszyły się w społeczeństwie nieposzlakowaną opinią swojej patronki miłosierdzia i leczenia.

- To bardzo niepokojące. Taki atak zbiorowego szaleństwa. I to o tak różnych objawach. Nie można tego lekceważyć. Miejsce na to baczenie. - matka Bethany pouczyła obsługę bratniego przybytku i chyba potraktowała sprawę poważnie. Jej młodsza pomocnica także chociaż ona raczej nie wychodziła poza swoją rolę i nie odzywała się sama z siebie. Chociaż speszyła się i zarumieniła gdy odwiedzały celę Marisy i ta powiedziała jej pod wpływem chwili, że ma piękne oczy.

Sama Marisa wydawała się dzisiaj skruszona i poruszona swoim własnym wybrykiem. Nie sprawiała swoim opiekunom kłopotów, dużo klęczała i modliła się o wybaczenie. Z pokorą znosiła karę głodu i zamknięcia chyba uważając, że ponosi ją słusznie. Nawet ta uwaga do nowicjuszki Shallyi też jakby jej się wyrwała bez zastanowienia i gdy padła to wydawała się być jeszcze bardziej zmieszana od niej.

Co innego Thorn i reszta rozrabiaków. W Festag dokazywali tak samo jak Annika chociaż mieli więcej od niej szczęścia i skończyło się na tradycyjnych obrażeniach podczas bójek. Rozwalone wargi, nosy, siniaki, zdarcie knykcie, obolałe ciało. Teraz na drugi dzień po bójce wszystko im to spuchło, zsiniało ale raczej za dzień czy dwa powinno im to zejść. Nikt im nie wsadził łyżki w brzuch jak Annice to nie mieli poważniejszych obrażeń. Pomysł aby zamknąć ich w izolatkach wydawał się właściwy. Dzisiaj albo odsypiali obolałe w bójce ciała albo chodzili rozeźleni jak wilki zamknięte w ciasnej klatce. Zwłaszcza Thorn. Wczoraj przy jego łóżku znalazł tą wydrapaną, rogatą czaszkę. Taka wydłużona, jak byka, kozła czy innego takiego rogatego stworzenia. A może tylko tak ustylizowana. Torn ponoć pochodził z Ostlandu, tak mówił przynajmniej. A oni tam mieli właśnie głowę byka w wielu herbach jak i jako główny herb całej prowincji. No ale raczej głowę byka a nie czaszkę. I do końca nie był pewny czy to bycza czaszka czy jakakolwiek inna. W każdym razie wyglądała drapieżnie i groźnie.

- Ty stara to zjeżdżaj. Ale panienka młodsza to może zostać. Mam pewne wrażliwe miejsce jakie wymaga starannej i czułej opieki a ty to masz już zjechane łapy do takich rzeczy. - roześmiał się chrapliwie i znów wprawił młodą nowicjuszkę w zakłopotanie. Ale matka Bethany nie pierwszy raz musiała słyszeć takie zaczepki do siebie i swoich podopiecznych bo jej nie było zgasić tak łatwo.

- Już ja cię opatrzę. I napoję. - odparła niewzruszonym tonem. Nie musiała się obawiać bo pacjent jako jeden z tych najbardziej agresywnych był w łańcuchach a te były umocowane do kółka w ścianie. Podobnie jak Loszka w piwnicy Sigismundusa. Chociaż ona nie miała łańcuchów na nadgarstkach no i nie sprawiała takiego agresywnego wrażenia jak Thorn. Matka Shallyi jak wyszła z jego celi zaordynowała co mu podać i nieżałować. Miało to być coś na uspokojenie i ostudzenie krwi.

A jak już w porę nieszporów zostawił za sobą mury hospicjum to mógł się udać przez pół miasta do południowej dzielnicy gdzie stała zrujnowana wieża a pod nią była kryjówka rogatej wyroczni. Idąc przez miasto przechodził przez Plac Targowy. Widział jak pierwsi straganiarze szykowali się na jutrzejszy dzień handlowy gdzie dopiero będzie wielki tłok podczas cotygodniowego jarmarku. Dzisiaj plac był jeszcze w miarę pusty. Widział jednak jak przy dźwiękach młotków, rżnięciu pił i uderzeniom siekier stawiano te zagrody w jakich mieli się potykać dumni rycerze i szlachetni wojownicy nie tylko z miasta ale i bliższych i dalszych okolic. Ale minął ten plac i w końcu dotarł do zrujnowanej wieży i tajemnic jakie skrywały się pod nią.

- Witaj Otto. Tak czułam, że będę miała dzisiaj przybysza z interesującymi wieściami. - rogata wyrocznia wyszła gdzieś z trzewi kryjówki do głównej sali gdzie czekał gość. I gdzie odbywały się zbory jeśli już organizowano je w tym miejscu. To była największa sala w tych podziemiach więc wydawała się do tego w sam raz. A przy jednej ze ścian było palenisko i piec i całe to kuchenne zaplecze. Zwykle dziewczyny, zwłaszcza Lilly tam urzędowały pełniąc rolę kucharek i kelnerek podczas takich rodzinnych spotkań. Kopytna dziewczyna chyba nawet całkiem lubiła to zajęcie. Ale dzisiaj jej nie było. Najpierw spotkał Normę co była uważana za osobistą gwardzistkę wyroczni i zwykle przebywała razem z nią. Ona poszła w głąb podziemi gdzie widocznie zawiadomiła Mergę o gościu.

- I to nabazgrał jeden z pacjentów hospicjum? Interesujące. - fioletowa wiedźma usiadła przy jednym z miejsc przy stołach jakie zwykle stanowiły serce zboru podczas spotkań. Ale jak było ich teraz ledwo trójka to wyglądały na zbyt puste i duże.

- Szaleńcy bywają podatni na podszepty, wizje i sny. A bogowie szepczą do nas w snach i wizjach na mgnienie oka. Niewielu z nas potrafi się z nimi komunikować bezpośrednio. I najczęściej jesteśmy skazani na głowienie się nad takimi mglistymi wskazówkami od nich. Ale nie można zapomnieć, że bogowie południowców szepczą tak samo do swoich sług. - powiedziała tonem komentarza gdy trzymała w swoich fioletowych dłoniach kartkę z rysunkiem na jakim Otto starał się odwzorować to co odchodami Vigo namazał na ścianie swojej celi.

- Szkoda, że to twój rysunek. Daj któremuś z nich narysować co widzi. Zwłaszcza jak będą majaczyć, jak będą w amoku, ekstazie, skrajnym strachu. Wtedy będą podatni na szepty spoza naszego świata. Wtedy ich dłonie będą rysować ale niekoniecznie to oni sami będą kierować piórem. Wiele natchnionych dzieł powstaje w ten sposób. Potem ignoranci mówią, że stworzyli je szaleńcy ale oni po prostu nie umieją na to spojrzeć z odpowiedniej perspektywy i kontekście. Jak się by udało to przynieś mi taki rysunek. Może coś mi się uda z tego zrozumieć. No i spróbuj z nimi porozmawiać. Co widzieli, co pamiętają, co czują. Może coś z tego uda się wyciągnąć. A może nie. Sama bym chętnie z nimi porozmawiała jakbym miała okazję. - pokiwała swoimi potężnymi rogami które takie wrażenie wywierały na Lilly jakby w jej oczach była to najpiękniejsza korona. Zresztą plotki mówiły, że zimą te podziemne stworzenia też chyba uznały jej rogi za coś wyjątkowego i może dlatego w ogóle negocjowały z nią zamiast zwiać czy zaatakować.

- A ten rysunek… No trochę takie bazgroły… Chociaż jeśli to by miało być coś, jakieś stworzenie czy potwór… To to by mogły być oczy a to głowa… Trochę trudno powiedzieć, jak rozgryzanie rysunków małego dziecka. Albo szaleńca. Ta krecha mnie zastanawia. Ani to grzywka, ani uszy… Nie wiadomo co. Chyba, że róg. Jeden róg na środku głowy albo na czole. A może nie. Trudno powiedzieć. Stworzenia spod patronatu Ojczulka często miewają jeden róg umieszczony w ten sposób. Ale też często jest to przypadkowe błogosłowieństwo. Może chodzi o stworzenie z pojedynczym rogiem. Tak naprawdę to to może być nawet przypadkowy bazgroł. Potrzebowałabym czegoś więcej aby powiedzieć coś wiecej. Na razie to to jest tylko jakaś poszlaka którą można obrócić pod dowolnym kątem. - zastanawiała się i mówiła na głos co myśli o przyniesionym rysunku. Ale był na tyle wieloznaczny, że nawet ona tylko zgadywała i domyślała się co to może być. W końcu powiedziała swoje przypuszczenia ale brzmiało, że potrzebowała by dodatkowych pomocy do dokładniejszej interpetacji takich bazgrołów.




Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; Dzielnica Południowa; mieszkanie Heinricha
Czas: 2519.06.30; abt; zmierzch
Warunki: salon, jasno, chłodno, cicho; na zewnątrz: jasno, łag.wiatr, pogodnie, chłodno



Heinrich



- Proszę i smacznego. - Ilse zostawiła mu obiad na stole, życzyła smacznego i wróciła do kuchni. Dzisiaj jadł nieco później niż zwykle. Nie spał za dobrze w nocy. Coś mu się śniło, coś nerwowego ale jak się obudził to nie pamiętał co to było. Teraz nie był nawet pewien czy nie obudził się z krzykiem. Tak czy inaczej był dość zmęczony po tej nocy i to zmęczenie odbiło się destruktywnie na reszcie nowego dnia. Dopiero teraz, w porę nieszporów, jak Ilse przyszła posprzątać mieszkanie no i zrobiła obiad to czuł, że odżywa i znów jest na chodzie. A może dlatego, że przy sprzątaniu pootwierała okna i wpadło świeże, dość chłodne powietrze. Za to całkiem rzeźkie. A na zewnątrz był całkiem słoneczny, letni dzień. A może to przez jego sztywną nogę? Nie był pewien czy dziś rano jak ją uważnie oglądał jeszcze w łóżku czy metal nie pochłoną kolejnego kawałka żywego ciała. A może tylko mu się zdawało.

Tak czy inaczej przy obiedzie został sam więc miał czas sam dla siebie, swoich wspomnień, przemyśleń i planów. Jak choćby od wczorajszej rozmowy z już nie takim młodym kondotierem.

- Ha! Nasz cesarz incognito? A to by było coś! - uwaga Heinricha rozbawiła serdecznie oficera najemników. Jego towarzyszy też. Ale może roześmiali się tylko dlatego, że on to zrobił. Akurat tego stary łowca czarownic nie był pewny.

- Nie, nie chodzi o naszego kochanego cesarza. Ale blisko. Też o ważne osoby. - wciąż rozbawiony Johan pokręcił głową, że nie chodzi o najwążniejszą osobę w Imperium. Ale wciąż całkiem ważną. Dokładniej o trupę aktorów z Salzburga. To była pierwsza tak liczna i szacowna grupa gości jaka miała uświetnić to miasto. Ze stolicy prowincji to Neus Emskrank było właśnie nieco większą wioską rybacką na peryferiach. Więc przyjazd tak znamienitych gości to było coś. A przyjeżdżali na otwarcie tego nowego teatru co w zimę go zaczęto budować i niedawno go otwarto. A zbliżający się turniej to była świetna okazja aby go uświetnic występami profesjonalnych artystów ze stolicy.

- No i właśnie dlatego możni, piękni, sławni i bogaci z tego miasta zatrudnili mnie. Mam zapewnić im bezpieczny przyjazd i eskortę już tutaj na miejscu. Dlatego nie zamierzam zatrudniać byle łachmytów od przerzucania gnoju, patroszenia ryb czy wykidajłów z portowych mordowni. To musi być ktoś kto ma głowę na karku, jakąś prezencję no i zna się na swoim fachu. Zwłaszcza w bezpośrednim otoczeniu artystów. Zapłata też będzie odopowiednia oczywiście. - wjaśnił skąd i dlaczego miał takie wyśrubowane wymagania do kandydatów. I jak to powiedział to wydawało się to nawet oczywiste. Choćby Pirora i dziewczęta na zborach wspominały i ekscytowały się tym, że po pół roku prac i przygotowań udało się odremontować i zorganizować pierwszy teatr w tym mieście. I miały wspaniałe plany co do niego. I te oficjalne, artystyczne, i te kultystyczne, do korumpowania i deprawowania, zwłaszcza członków śmietanki towarzyskiej jacy pewnie byliby głównymi gośćmi takiego przybytku wyższej kultury i sztuki. Ale Pirora jakoś nie wspominała o przyjeździe gości ze stolicy prowincji. Przynajmniej nic takiego Heinrich sobie nie przypominał. Chociaż z drugiej strony nie rozmawiał z nią i dziewczynami spod wężowego patrona zbyt często. W każdym razie tak czy inaczej jak Henrich uważał, że spełnia takie warunki Czerwonego Johana i widzi się w jakiejś roli takiej eskorty to mógł przejść etap weryfikacji i jakby zrobił dobre wrażenie to droga do zarobku stała otworem. Chętnych było wielu bo raczej artyści nie zamierzali zostać tu na stałe. Pewnie przyjadą na tydzień, dwa, może parę tygodni i wrócą do Salzburga. A wraz z tym powrotem skończy się ten sezon na niezły zarobek. A Johan płacił przyzwoicie. Szeregowym ochroniarzom po 20 monet tygodniowo, tym co mieli być strażą osobistą to i 40 monet. Funkcyjni dodatkowo po 10 czy 20 monet w zależności od tego czym by mieli się zajmować. Te takie oficjalne stawki to jeszcze aż tak bardzo nie wyskakiwały ponad poziom opłat dla najemników. Ale po cichu i Johan i pewnie nie tylko on liczyli na jakieś zarobki przy okazji. Kto wie co jakiś fan mógł dać za zorganizowanie autografu czy nawet spotkania z jakaś ulubioną gwiazdą. Artyści też pewnie by mieli jakieś osobiste życzenia i pewnie nie za darmo by płacili za fatygę przy ich spełnianiu. A, że nie było ich rodzime miasto to raczej pewnie go nie znali. Nawet jak już to pewnie kogoś ze śmietanki towarzyskiej z ich wizyt w salzburskim teatrze ale teraz role miały się odwrócić. No i liczył się też splendor przebywania w takim towarzystwie który trudno było przełożyć na konkretne sumy i profity. Dlatego chętnych było aż za dużo i Johan bez trudu mógł odsiać tych którzy nie spełniali kryteriów albo po prostu mu z jakiegoś powodu nie pasowali. Heinrich kuśtykając na swojej metalowej nodze raczej od razu na rączego nie wyglądał. No ale nie wszyscy musieli pracować na przysłowiowej pierwszej linii.

- Ale jeśli wielki świat, wysokie progi i perfumowane, jedwabne chusteczki cię nie interesują to mam też parę obiektów w mieście jakie ochraniam. - wyglądało na to, że Czerwony Johan zajmuje się też ochroną cennych ładunków, transportów z banków i dla jubilerów, ochroną pięknych i bogatych, zwłaszcza na wyciekczach poza rodzime włości, nawet mieli swój punkt w Akademii Morskiej i ratuszu, gdzie też ich wynajmowano do ochrony. No ale nowych członków to na próbę wystawiano do czegoś prostego aby się mogli sprawdzić i zostać albo wylecieć z hukiem. Ta ochrona tych artystów to wpadło im dość nagle więc musiał działać nieco bardziej elastycznie i mniej standardowo.

Seachmall 09-09-2022 20:47

Otto towarzyszył kapłankom Shallyi odpowiadając na pytania dotyczące pacjentów.
Zachowanie Thorna o ile grubiańskie, nie wykraczało ponad normy zachowania prostaka.
Cała sytuacja wydała się mnichowi dziwna. Szaleństwo nie odchodzi od tak. Oczywiście są "lepsze dni", ale w porównaniu z opowieściami z wydarzeniami z Festag, obecne zachowanie pacjentów to dzień i noc. Kolejna rzecz, z którą będzie musiał obgadać z Wyrocznią.

***

Otto wysłuchał wytłumaczeń Mergi.
- Podejrzewałem, że ci, których poczucie świata jest luźniejsze niż większości mogą być bardziej wyczuleni na szepty Wielkiej Czwórki. - spojrzał jeszcze raz na rysunki - Zastanawia mnie spokój pacjentów dzisiejszego dnia. Zupełnie jakby ataki i zmiany z Festag były wybrykiem młodości, bardziej niż czymś z czym się ich dusze spotykają się często. Do tego… specyfika tych zmian. Cicha dziewczyna, której największym przewinieniem była kradzież, nagle zmienia się w rozpustnicę. Grupa pacjentów przepełniona rządzą krwi. No i moich dwóch nowych artystów. A dziś? Nic ponad zwykłe grubiaństwo, brak obyczajów i agresji do której jesteśmy przyzwyczajeni… - mnich przetarł oczy rozważając tą zagadkę.
- Myślisz, że mogą reagować na artefakty? Że to nie tylko, szepty ze świata Bogów, ale energia ich darów wpływa na tych, którzy są wyczuleni? Eksperyment Sigismundusa prowadził ich w konkretnym kierunku. To by znaczyło, że specjalnie "przygotowane" okazy mogły by nam służyć w poszukiwaniach… - Otto westchnął - Coś do rozpatrzenia, nie będę zaprzątał twoją głowę tym Wyrocnio. Masz ważniejsze rzeczy do przygotowania… pytanie jeszcze… dwa nawet. - spojrzał na rysunek "byka" - Znam tylko Wielką Czwórkę, ale wyczytałem, że istnieją "mniejsze siły" w ich świecie. Czy może to być rysunek jednej z tych sił?
- Druga sprawa, to to, że chciałem zabrać Strupasa i Sigismundusa, plus małą obstawę na poszukiwania artefaktu Oster. Niestety może to się zbiec turniejem i nie wiem, czy powinniśmy poczekać, czy jednak ruszyć tego dnia. Zależy czy plany Starszego i Twoje wymagając, aby rodzina była w pełni sił. Jeżeli tak, to ruszymy następnego dnia i mam nadzieję, że osiągniemy coś przed twoją podróżą.

Lord Melkor 10-09-2022 09:25

Rozmowy w łodzi

Joachim z zainteresowaniem przysłuchiwał się rozmowie pomiędzy kultystkami a Sorią. Trudno mu też było zapomnieć o tym, że niedawno widział je wszystkie bez ubrania podczas orgii na plaży, w której w końcu też wziął udział. To wspomnienie lekko zbijało go z tropu.

- Tak myślę, że dobrze się złożyło że Soria trafiła do Pirory, ona wie co robi. Kilka miesięcy w mieście i jest już w najlepszej komitywie z większością młodych szlachcianek, z Hansenówną na czele. - skomentował wymianę zdań pomiędzy Burgund a syreną. Jednocześnie chciał ocenić stosunek Łasicy i Burgund do Pirory. Kultystki Księcia Rozkoszy wydawały się być aktualnie najliczniejsze spośród członków Zboru, był ciekaw czy pośród nich pojawiają się jakieś pęknięcia czy zazdrość.

- No. Dobrze, że się zakręciła z tym teatrem. Teraz to centrum rozrywki tam u nich w towarzystwie. No i dobrze żyje z Kamilą i Froyą. No to tak, teraz jest “kimś” w towarzystwie a nie przypadkową młódką z drugiego krańca Imperium. - Łasica pokiwała w zadumie swoją niebieską głową ale w gruncie rzeczy zgadzała się z opinią kolegi astromanty.

- Nam też czasem coś skapnie z pańskiego stołu. Zwłaszcza jak jakieś przyjęcie jest czy coś takiego. I potrzebuje ładniutkiej obsługi dla swoich drogich gości. Najbardziej mi się podobają te wizyty w jej loszku. Zawsze jest ciekawie. - Burgund dorzuciła coś od siebie. Żadna z łotrzyc raczej nie miała szans na dłuższą metę podszyć się pod szlachciankę i wielką damę a tylko ktoś taki mógłby należeć do towarzystwa w jakim zwykle przebywała blondynka z dalekiego południa Imperium. Ale już w roli służek, kelnerek, pokojówek do obsługi przyjęć i bali to obie sprawdzały się wyśmienicie. A i jak widać chwaliły sobie takie przygody, zwłaszcza jeśli przyjęcie pozwalało na jakieś nieoficjalne kontakty kończące się w alkowie.

- Tak. Ładnie u niej. Chociaż szkoda, że tak daleko od wody. - Soria uśmiechnęła się enigmatycznie. Na w pół siedziała a na w pół leżała na wąskiej półce dziobowej gdzie było miejsce tylko dla jednej osoby. I z lubością zanurzała dłoń w rzecznej wodzie jaka przepływała obok łodzi.

- To może po tej akcji pomożemy przenieść ci się bliżej wody? Dysponujemy przecież łodzią w porcie…. - zadumał się Joachim, zastanawiając się czy Soria zostanie z kultystami po zdobyciu artefaktu.

Oparł się wygodnie na relingu i z kolei przeniósł spojrzenie na siedzące obok siebie Łasicę i Burgund.
- Dobrze byłoby porozmawiać z Pirorą jak widzi szanse przeciągnięcia Kamilli i Froyi w pełni na naszą stronę… gdyby to się udało, wcale nie bylibyśmy daleko od przejęcia władzy w tym mieście.

- No ja też bym chciała aby te dwie ślicznotki do jakich ślini się połowa miasta należały do nas. Pirora jest z nimi w dobrej komitywie ale czy aż tak aby je zaprosić na zbór to nie wiem. Ale nie przesadzaj z tym przejmowaniem władzy. Każda z nich, nawet obie, to na pewno wiele może, więcej niż ktokolwiek z nas pojedynczo. Mają pieniądze i wpływy. No ale nie rządzą miastem. Chociaż sporo mogą. - Łasica pokiwała energicznie głową, że wizja przynależności obu tak różnych od siebie szlachcianek była bardzo miła jej sercu. Ale nie przeceniała ich roli na tle całego miasta. Na pewno by to znacznie umożliwiło zwiększenie wpływów zboru na resztę miasta ale nie aż tak aby można było mówić o rządzeniu społecznością.

- Ale z łodzią nie przesadzaj Joachimie. Na łodzi nasza syrenka na mieszkać? Dzień i noc? To już chyba by lepiej na “Adele” jej było. Ale w tym mieszkaniu co miało być dla Normy a czasem go używamy do spotkań. Tylko tam bidulka by nie miała zbyt wielu rozrywek jak u Pirory. - niebieskowłosa łotrzyca uśmiechnęła się na myśl o tym, że wężowa panna co teraz siedziała na dziobie łodzi miałaby mieszkać w jakiejś rybackiej łodzi. Ta też się uśmiechnęła.

- Pirora jest dla mnie bardzo miła. Tylko trochę szkoda, że nie mieszka nad wodą. - zadumała się Soria gdy te dwie wartości jakie tak ceniła stały obecnie na przeciwnych pulach.

- Ciekawe co wyjdzie z tym turniejem. Zawsze mnóstwo osób się zjeżdża do miasta na ten turniej. Już widziałam na ulicach i tawernach jak się pierwsi zjeżdżają. - Burgund też pokiwała głową i zastanowiło ją co innego. A mówiła prawdę, Joachim jeszcze kiedy tu mieszkał z lat dziecinnych pamiętał, że ten turniej pod koniec lata to było bardzo barwne i ciekawe wydarzenie, jedna z największych imprez w tej letniej części roku.

- A to się chyba nie zrozumieliśmy. Nie chodziło mi przecież o tę łódź którą płyniemy, tylko o Adele - czarodziej wzruszył ramionami, natomiast chciał to nieporozumienie wyprostować przede wszystkim ze względu na Sorię.
- A co do turnieju to słuszna uwaga, planuje się tam oczywiście pokręcić, może pojawią się jakieś dla nas okazje - zamyślił się czarodziej - I mówisz Burgund że sporo ludzi spoza miasta się pojawi? Musimy być ostrożni, wprawdzie już nie polują na nas tak zawzięcie jak zimą, ale niepokoi mnie obecność grupy inkwizytorów w mieście, dobrze żeby ktoś miał na nich oko.

- Nie rozdwoimy się. Każdy ma jakieś zajęcie i te ze zboru i inne. Jak dla mnie to skoro po nikogo z nas od zimy nie przyszli to zgubili nasz trop. Inaczej już byśmy siedzieli w kazamatach. Albo skończyli jak Karlik. - Burgund machnęła dłonią traktując widocznie łowców czarownic jako realne zagrożenie ale póki co dość na obrzeżach postrzegania. Poza tym tak jak mówiła, każdy ze zboru czymś się zajmował na co dzień niekoniecznie związanym z łowcami.

- A z tym festynem to na razie początek tygodnia to jeszcze skromnie. Ale jak festyn zaczyna się za parę dni to każdego będzie więcej gości. Najpierw przyjechali pewnie ci co mieli najdalej bo ci co blisko to nawet w sam festyn mogą przyjechać i wracać na noc do siebie. Ciekawe kto przyjedzie w tym roku. Prawie co roku jest jakaś niespodzianka. My z Burgund to będziemy mieć żniwa z robotą. No chyba, że Starszy albo Merga nam znajdą jakieś zajęcie. - Łasica włączyła się do tej rozmowy. Takie festyny i podobne imprezy to dla łotrzyc zawsze był pracowity okres. Dla włamywaczy, kieszonkowców, oszustów, naciągaczy to były niecodzienne okazje do zarobku. Jednak obie przyznawały pierwszeństwo sprawom zboru.

- Na pewno będzie jakiś wielki bal. Co wieczór wielkie państwo robią sobie przyjęcia w swoich posiadłościach. A służba i pomniejsi w karczmach i tawernach. Ale zawsze na koniec festynu jest jakiś największy bal. Ciekawe czy Pirora na nim będzie. Jakby potrzebowała dodatkowej służby to my bardzo chętnie. - Burgund wydawała się żywo zainteresowana samym turniejem jak i różnymi towarzyskimi dodatkami w postaci balów i spotkań. Z całego ich zboru to właśnie młoda blondynka z Averlandu najpłynniej wpasowała się w śmietankę towarzyską tego miasta to miała największe szanse aby się z nimi bawić. Obie łotrzyce nie miały na to szans ale często Pirorze udawało im się załatwić rolę kelnerek czy podobnej służby.

- No to życzę owocnych łowów na festynie - wyszczerzył się czarodziej - pewnie tam się zobaczymy. Na bal też chętnie się wybiorę jak będzie taka możliwość, mam paru znajomych w wyższych sferach chociaż nie aż tylu co
Pirora - pomyślał, że czasami dobrze byłoby umieć się rozdwoić, żeby pogodzić sprawy Zboru i jego badania z uczestnictwem w miejscowym życiu społecznym.




************************************************

Wydobycie artefaktu


- W takim razie musimy działać. Proponuje najpierw wydobyć ołtarz, a potem znaleźć miejsce na nocleg. Jak głęboko to jest? - spytał się Sorii, a potem przeniósł spojrzenie na Ruperta.
- Ktoś chyba musi tam zanurkować i związać nasz cel liną, a potem z pomocą tych na górze wyciągnąć na powierzchnię, czy masz inny pomysł? - Liczył że rybak będzie mógł im coś doradzić ze swoim doświadczeniem.

- Jak ona umie pod wodą to niech zawiąże linę. Spróbujemy wyciągnąć. Jak się nie da to się pomyśli. - Rupert wskazał brodą na mokrą głowę wężowej syreny. Widać było nagie, kobiece ramiona, też mokre. Opierała się nimi o krawędź burty łodzi nieco ją nachylając ku sobie.

- Dajcie tą linę. Zawiążę ją. - Soria machnęła przyzywająco dłonią niecierpliwiąc się aby załatwić sprawę jak najszybciej. Dziewczyny pogmerały w zabranych rzeczach po czym podały jej jeden ze zwoi.

- Tam podpłyncie. - syrena wskazała dłonią na miejsce gdzie się wynurzyła. Zresztą odbiła od burty i bez trudu wksazała kierunek. Rupert wziął się za wiosła i zmienił kierunek łodzi po czym popłynął nią za przewodniczką. Aż ta zniknęła pod wodą zanurzając się i znów widać było tylko falującą leniwie taflę rzecznej zatoki.

- Ciekawe jakie to duże. I ciężkie. I czy damy radę wyciągnąć. - zastanawiała się Łasica spoglądając na te fale w jakich zniknęło stworzenie jej patrona. Pozostało im czekać.

- Jak duże to lepiej sieć. No albo tak opleść linami z różnych stron. Jak w porcie przy przeładunku. No chyba, że to mniejsze. To może uda się tak po prostu. - rybak dorzucił coś od siebie w sprawie wynurzania ładunku. Ale jak nie mieli na razie pojęcia jakie to jest wielkie i ciężkie to trudno było coś zaplanować. Dobrze, że zabrali więcej niż jeden zwój liny to przynajmniej w teorii mogli zrobić tak jak mówił.

- Zrobione! - zawołała Soria wynurzając się z toni wodnej. Wyskoczyła jak korek podając końcówkę liny załodze łodzi. Widocznie przebywanie pod wodą nie stanowiło dla niej żadnej przeszkody a nawet czuła się tam pewniej niż na lądzie.

- Sprawdźmy czy to jest ciężkie, Gunther pomożesz? - Joachim zwrócił się do swojego ochroniarza, niedawno zwerbowanego do Zboru w zamian za obietnicę potęgi i władzy w przyszłości. Zastanawiał się też czy jakieś jego zaklęcie będzie tutaj pomocne.

Zanim skończyli byli cali mokrzy. Zarówno od potu jak i wody jaka ochlapała ich podczas tych mozolnych zmagań z nieczułą bryłą. Próbowali na wiele sposób. Jak z jedną liną się nie dało to dziewczyny dały Sorii kolejne. Ta znikała z powierzchni wody i wiązała co trzeba. Potem gdy załoga łodzi ciągnęła ona na dnie próbowała coś pchać. Parę razy łódź o mało sie nie wywróciła na burtę, raz Burgund wrzasnęła i wpadłaby do wody gdyby Łasica ją nie złapała. A i tak miała całkiem mokra głowę, włosy, rękawy i górę koszuli.

Trudno powiedzieć ile trwały te zmagania z martwą bryłą uwięzioną gdzieś na dnie zatoki, w starym wraku. W końcu udało się ją wywlec po dnie na względnie płytką wodę. Tak, że już z łodzi widać było jako jaśniejszy owal widoczny przez łamiące się fale. Ale wszyscy już byli mokrzy i zmęczeni.

- Mam dość. Jutro najwyżej to wyciągniemy. Jeszcze musimy się rozbić na noc. Nie ma sensu gdzieś płynąć. - Łasica otarła pot z czoła. Chociaż raczej rozmazała wilgoć po twarzy jak wszyscy byli mokrzy. Zmierzch faktycznie zbliżał się już na tyle, że mieli końcówkę dziennego światła aby się rozbić na noc. A okolica chociaż urokliwa i malownicza była całkiem dzika. Widocznie zbyt często ktoś tu nie zaglądał na tyle aby wybudować chatę czy coś takiego.

- Wyciągnąć na brzeg to jedno. Ale potem jak nie chcemy tego zostawić na brzegu to trzeba będzie to jakoś załadować na łódź. Wyglada na duże. Nie wiem czy się wszyscy zmieścimy jeszcze z tym czymś. - Rupert jak wszyscy poza Sorią nie widział zbyt dokładnie tego ołtarza. Ale już prześwitywał on przez powierzchnię na tyle aby zorientować się, że jest nieco dłuższy od stojącego czy leżącego człowieka. Pewnie jak jakiś sarkofag, trochę większy nawet jak zachowywał podobne proporcje. Na łodzi mogło się zrobić ciasno z taką wielką paką i jeszcze względnie liczną załogą. Chociaż jakby było ich mniej to pewnie nie daliby rady w ogóle go ruszyć z tamtego wraku gdzie leżał do tej pory.

- Dobra, jutro będziemy się tym martwić. Bierzcie się za namioty. Lilly, Onyks nazbierajcie drewna. Musimy się rozbić na noc. - włamywaczka sapnęła gdy dotarło do niej, że nawet jak wywloką ołtarz na brzeg to właśnie jeszcze czekała ich ta gimnastyka o jakiej wspomniał rybak.

- Artefakt ma w tej sytuacji priorytet - zgodził się czarodziej, strząsając wodę ze swoich szat.
- Jak nie wszyscy zmieszczą się na łodzi trzeba będzie pomyśleć o innym środku transportu…. a i proponuje by podczas nocy przynajmniej jedna osoba trzymała wartę, możemy się oczywiście zmieniać, nie znam zbyt dobrze tych okolic, ale nie chcemy żeby ktoś nas zaskoczył podczas tak ważnej misji.

- Chyba nikt z nas nie zna. To kompletna dzicz. - Łasica rozejrzała się po malowniczej, leśnej okolicy. Nie wyglądało to jakoś przerażająco. Raczej pięknie i w sam raz na piknik gdyby było bliżej miasta. Ale wtedy pewnie nie byłoby takie puste i bezludne. Zapytała jeszcze Lilly bo z całego towarzystwa tylko ona była spoza miasta a dokładniej z jaskini odmieńców Kopfa i Opal. Jednak to nie było w tej okolicy i mutantka też była tutaj pierwszy raz. W końcu cała grupka zajęła się rozbijaniem obozu i szykowaniem do spędzenia tutaj nocy.

Czarodziej westchnął i zaczął przygotowywać się do spędzenia nocy, spoglądając jeszcze w niebo w poszukiwaniu jakiś ostrzeżeń lub znaków w gwiazdach.
- Nie ma tutaj w okolicy jakieś osady albo wioski? Jeśli tak moglibyśmy zdobyć jakiś wóź do przewiezienia artefaktu. I podzielmy się może tak, żeby przynajmniej jedna osoba cały czas była na warcie jeśli nie dwie, ja mogę zacząć.

Pipboy79 11-09-2022 20:40

Tura 08 - 2519.06.30/31; abt/mkt; noc
 
Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; Dzielnica Centralna; mieszkanie Otto
Czas: 2519.06.30/31; abt/mkt; noc
Warunki: wnętrze mieszkania, ciemno, ciepło, cicho; na zewnątrz: noc, łag.wiatr, pogodnie, ziąb



Otto



Otto leżał w swoim łóżku w swojej sypialni w kamienicy przy Kazamatowej. Leżał i nie mógł zasnąć. Sen nie przychodził chociaż była już pewnie północ a już jakiś czas temu wrócił z podziemnej kryjówki Mergi. Rozmowa zajęła im większość wieczoru ale potem mógł wrócić do siebie. Wyrocznie o dostojnych, wysoko postawionych rogach wysłuchała tego co miał jej do powiedzenia. Jego pomysłów, domysłów i spostrzeżeń. Pokiwała swoimi rogami i zastanawiała się nad tym wszystkim.

- Tak, to faktycznie mało typowe zachowanie. Zresztą nawet ta kapłanka co u was była też pewnie odniosła takie wrażenie skoro tak się o to wypytywała. - odparła po przemyśleniu sytuacji jaką odmalował jej Otto.

- Jednorazowy wybuch zbiorowego szaleństwa nie jest codziennością. Chyba, że ktoś im wszystkim podał blekotu czy czegoś takiego. Nawet wtedy musieliby zdradzać pewne tendencje jakie na co dzień nie musiałyby być widoczne. Ale są pod kontrolą, gdzieś tam w głębi duszy. - podzieliła się z młodzieńcem swoimi spostrzeżeniami. Widocznie rozważała czy to mogło być objawem jakiegoś specyfiku czego do końca nie można było wykluczyć. Ale wydawało się dość mało prawdopodobne. W końcu obsługa raczej nie chciała potruć swoich pacjentów a to trzeba by pewnie jakoś dodać do jedzenia podczas przygotowywania posiłków. Ale jedli z tego wszyscy pacjenci, do pewnego stopnia także obsługa więc wówczas “szaleńców” powinno być więcej. Chociaż akurat ci z cel i lazaretów mogli się okazać najbardziej podatni. Tak rozumowała Merga. Niemniej to Otto był bardziej kompetentny odpowiedzieć czy ktoś z obsługi by się mógł pokusić o taki numer.

- Zaś to, że dzisiaj się zachowywali względnie spokojnie jeszcze nic nie znaczy. Z szaleństwem jest jak z głodem. Nawet jak się je czuje to nie zaspokojone rośnie. U bardziej odpornych wolniej u tych podatnych szybciej. Ale jest. Próbuje się wydostać tak jak głód stopniowo ale coraz mocniej zaciska swoją pięść na żołądku. Aż zmusi do popełnienia jakiegoś zuchwalstwa. Z szaleństwem bywa podobnie. Ostatnio miało miejsce duże ujście to z naczynia się ulało. Ale nadal coś zostało w środku i znów będzie się napełniać. - błękitnoskóra podzieliła się swoimi uwagami na temat szaleństwa. Widocznie pozorny spokój u delikwentów pozamykanych w swoich celach nie musiał według niej oznaczać faktycznego spokoju ich duszy. Ot, raczej napór od wewnątrz osłabł na tyle aby przestał zdradzać oczywiste objawy i właściciel raczej mógł to kontrolować.

- A czy na to mają wpływ artefakty Sióstr? To możliwe. Nie tylko oni mieli tamtej nocy bardzo mocne sny i wizje. Wola Sióstr próbuje do nas przemówić. Ale to nie jest ciągłe wołanie. A raczej zwykle to taki szpet na pograniczu słyszalności, mgnienie czegoś tuż na granicy widzenia. Ale od czasu do czasu jest takie mocniejsze tupnięcie. Jak uderzenie w dzwon. Wtedy po okolicy rozchodzą się niecodzienne wizje i szepty. W ostatni Festag musiało być coś takiego. Widocznie wasi pacjenci też to na sobie odczuli. Prędzej czy później trafi się kolejne. Zapewne w okolicy przyszłego Festag. - wyrocznia zastanawiała się nad tym i może nie była tych szacunków całkiem pewna ale jednak stawiała je jakby wierzyła, że mają spore szanse się sprawdzić. Póki co poradziła Otto aby zajmował się pacjentami. Możliwe, że w zwykłe dni będą tacy jak zwykle. Ale może w którymś już coś świta i drzemie co tylko czeka aby się uwolnić w odpowiednich warunkach. Może nawet przed następnym przypływem mistycznych mocy.

- A poza naszą Wspaniałą Czwórką to oczywiście istnieje mnóstwo bytów na tym świecie które są naszą miarą na tyle potężne, że wydają się wszechwiedzące i niepokonane. W sam raz aby oddawać im cześć. Część z nich nie pochodzi z tego świata i potrafi wpływać na śmiertelników przez sny i wizje, kusić ich i namawiać do pożądanych sobie celów albo ze zwykłej nudy i zabawy. Daleko by nie szukać przecież tak właśnie przemawiają do nas nasze kochane Siostry. Chociaż milenia upłynęły odkąd osobiście stąpały po tej ziemii. I myślę, że to ma związek z nimi. Z którąś z nich lub po całości. Może to jakieś echo ich czynów, może to miejsce, może to wpływ jakiegoś artefaktu jaki pozostał po nich. A może czysty przypadek. Ale nie spodziewałabym się aby jeszcze jakaś istota na tyle potężna aby oddziaływać tak zbiorowo i silnie nie zdradziła swojej emanacji jako coś innego albo podszywała się pod którąś z sióstr. - co do przypuszczenia ucznia to Merga trochę jakby potwierdziła ale i zaprzeczyła. Co prawda sam pomysł uznała za zasadny ale wątpiła aby jakiś byt był w stanie poza siostrami działać całkowicie niewykryty w mistycznej przestrzeni. Aczkolwiek tego do końca nie wykluczała to jednak raczej stawiała, że to jakaś emanacja którejś z sióstr przejawia się w tych obrazkach i zachowaniach pacjentów hospicjum i nie tylko ich. Przypomniała jeszcze tylko aby Otto spróbował z tymi rysunkami i aby je jej przyniósł jeśli się uda no i aby spróbował coś wyciągnąć od swoich pacjentów co się właściwie stało wtedy w Festag.

- A z tym turniejem to tak, wspaniała okazja aby zburzyć ten ich cudownie uporządkowany świat. Jestem pewna, że wydarzy się jakaś wielka niespodzianka i to nie z naszej strony. Wszyscy będą otwierać usta ze zdziwienia. Przybędzie przybysz jaki zachwyci i zaskoczy wszystkich. A potem zbulwersuje. - zaśmiała się cichym, złośliwym śmiechem jakby już bawiły ją wydarzenia jakie widziała w swoich wizjach a jakie powinny się ziścić w nadchodzących dniach. Miała ją ostatniej nocy i była nią zachwycona bo wydawała się bardzo obiecująca. Nawet jeśli nie była zbyt klarowna i obfita w detale.

- Zaś my przygotowujemy przyjęcie. Z Pirorą w roli głównej. W końcu ma tam chody w towarzystwie. Ale ty i Joachim też tam macie przecież swoje miejsce i możliwości. Niestety nie wszystko jest w naszej mocy i decyzyjności. Wszystko na ostatnią chwilę niestety ta śmietanka towarzyska jest mocno chwiejna i działa pod wpływem impulsu. Trudno więc zawczasu coś przygotować jeśli by miało wyglądać, że to ich inicjatywa. Wszystko miało być w teatrze w nadchodzący Festag no ale zaczęli kręcić noskami bo co drugi by chciał aby ten największy bankiet był w jego rezydencji. - Merga podzieliła się z Otto swoim zafrapowaniem. Zbór szykował niespodziankę tym wszystkim pięknym, możnym i potężnym tego miasta. Oczywiście najlepiej było tak aby członkowie zboru nie ucierplieli. Więc najprostsze rozwiązanie - aby zorganizować przyjęcie u Pirory - odpadało bo jako gospodyni byłaby głównym podejrzanym. Stąd pomysł na przyjęcie w teatrze czyli w dawnej gospodzie jaką od zimy przebudowano na teatr. Ale i to stało pod znakiem zapytania. Bo niesforna szlachta chciała przeforsować swoją ideę i nadal do końca nie było wiadomo co, gdzie, i kiedy odbędzie się ten bal kończący festyn. A bez tego i kultystom trudno było coś zaplanować. Wiadomo było, że Pirora będzie na tym przyjęciu gdziekolwiek by się nie odbyło. W kulcie miała najlepszą pozycję towarzyską i społeczną. Oprócz niej właśnie Otto i Joachim mogli się załapać jako goście. Może dziewczyny od Węża jako służba i kelnerki bo już bywały w takich rolach i obie strony to sobie chwaliły.

- Bo taka kumulacja znamienitych gości, nawet spoza miasta, w jednym miejscu i czasie to rzadko się zdarza. Można uderzyć w nich wszystkich. Wystarczy im podać odpowiednio spreparowane wino albo jedzenie. Jak jeden padnie na serce, drugi w śpiączkę a trzeciemu wyrosną macki to będzie skandal na całą prowincję. Nie zatuszują tego. Zacznie się śledztwo i szukanie winnych. Miasto i władze zostaną sparaliżowane, zaczną się wzajemne podejrzenia i oskarżenia. Nastanie chaos. A to sprzyja nam jak najbardziej. Wszyscy staną się mniej czujni na to co poza własnym nosem i podwórku. A my będziemy mogli się zająć własnymi sprawami. Wystarczy tego i owego dosypać do jedzenia i picia na tym przyjęciu. No ale im więcej z nas by tam było tym mielibyśmy nad tym większą kontrolę. Moglibyśmy bardziej dopilnować aby jak najwięcej tych znamienitych, wyperfumowanych osób cieszyło się pełnią życia i smaku. - wiedźmia z wysokimi rogami z lubością wtajemniczyła Otto w plany na najbliższy Festag. Rozważali czy nie użyć tego dziwnienia kupionego w zimie albo raczej ile go użyć. Był bezcenny no a nie było wykluczone, że przydatny bylby do jakichś potężnych zaklęć i rytuałów lub uniwersalna waluta z kimś mniej cywilizowanym od ludzi. Tutaj umiejętności Sigismundusa, Strupasa czy Otto mogły być bardzo przydatne. A dziewczęta z Kultu Węża świetnie by się wpisywały w rolę pośredników zwłaszcza jak blondynka z Averlandu była prawie pewnym gościem na takim balu a więc gotowym agentem kultystów we właściwym miejscu i czasie. Do tego jeszcze rozważali siłowe opcje, jakiś napad na karetę gości co mogliby urządzić gdzieś na uliczkach miasta Egon i reszta skorych do przemocy kultystów i podobne atrakcje. Niemniej detale były trudne do zaplanowania gdy nadal nie było wiadome kto i gdzie będzie. Trzeba się było też liczyć z opcją, że każdy z możnych urządzi własny bal dla siebie i swoich gości.

- Jak sam widzisz Otto, trudno coś tu zaplanować. Pirora dwoi się i troi aby nakierować sprawę na właściwe tory. Dla nas najlepiej jakby ten bal odbył się dogodnym dla nas miejscu i czasie czyli w teatrze. Tam dzięki Pirorze byśmy mieli największe pole manewru. Bez problemu większość z nas by mogła się tam dostać jako goście lub obsługa. No ale to niestety do końca nie zależy ani od nas ani od Pirory tylko od towarzystwa. - przyznała, że sprawy wciąż nie do końca idą po jej myśli ale wciąż była szansa aby je nakierować we właściwie miejsce. Zresztą nawet jakby ów finalny bal nie odbył się w teatrze to też jeszcze nic straconego od zapewne reprezentacja kultystów nie byłaby tak liczna i nie miała takiej swobody działania jak w przybytku wyższej kultury.

- Masz jakiś pomysł w tej materii jak to przechylić na naszą korzyść? - zapytała wyrocznia na koniec gdy zarysowała na czym polegają wady i zalety tego planu. A z wycieczkami za miasto właśnie z racji tego planu, wolała aby się wstrzymać. Zwłaszcza ci co byli niezbędni lub przydatni do zrealizowania tego zamachu stanu. Liczyła, że po nim jak nastąpi chaos i niedowierzanie to sytuacja będzie bardziej sprzyjajaca dla wszelkich działań kultystów.




Miejsce: Nordland; okolice Neues Emskrank; rzeka Salz; obóz
Czas: 2519.06.30/31; abt/mkt; noc
Warunki: - ; na zewnątrz: noc, łag.wiatr, pogodnie, ziąb



Joachim



Wino, kobiety i śpiew. Tak pewnie by można podsumować wieczór nad brzegiem starorzecza Salt. Bardzo malowniczego zresztą. Nawet po zmroku było tu ładnie i poetycko. A skoro przewagę liczebną miały Kultystki Węża to one nadawały ton i klimat temu wieczorowi. Dzień bowiem nie przyniósł jakichś przełomowych zdarzeń. Ot, płyneli leniwie łodzią w górę rzeki. Zwykle prąd był leniwy to nie było to zbyt absorbujące. Za to na sam koniec okazało się, że te mizerne plotki i tropy jakie ich tu przywiodły miały rację. I odkryli Ołtarz Slaanesha. Cały z alabastru i wedle Sorii pięknie rzeźbiony, poświęcony sztuce miłości, żądzy i wyuzdania. Nawet udało się go ruszyć no ale ciężki był i nieporęczny. To go wywlekli z trudem na płytką wodę. I tam na razie sobie leżał. Już widać było jak częściowo wystaje z wody. I nawet po zmroku kusił oko alabastrowymi postaciami splecionymi w miłosnym uścisku. I mało która postać można było uznać za ludzką. Raczej jakieś hybrydy ze zwierzętami, była tam i syrena, bardzo podobna do Sorri, i muskularny zwierzoludź, i jakiś pies albo wilk. Jednym słowem było to mocno nieprzyzwoite i wyuzdane dzieło od jakiego każdy prawy obywatel natychmiast powinien odwrócić wzrok i pobiec do świątyni wyspowiadać się, dokonać pokuty i oczywiście zameldować o tym bezeceństwie. Czyli na kultystki wężowego patrona działało to dokładnie odwrotnie. Jak wabik i źródło natchnienia i podniety.

Zaś na alabastrowym cokole królowała postać kobiety z pajęczym lub owadzim tułowiem. Od razu dało się poznać, że ona ma tutaj dominujacą pozycję i wszystkie postacie pod nią które zabiegały o jej łaski i względy oddając się rozpuście to właśnie dla jej czci a własnej hedonistycznej przyjemności.

- To ona. Soren. Moja matka, pani i królowa. - westchnęła zachwycona Soria nie mogąc oderwać wzroku od posągu.

- Znałaś ją? Starszy i Merga mówili, że to było dawno temu. Bardzo dawno. - Burgund siedziała przy ognisku obok niej. Też wzrok jej błądził po mistrzowsko rzeźbionej bryle alabastru. Jednak te legendy o Siostrach jakie opowiadała im Merga mówiły, że to było z czasów początków Imperium albo i przed.

- O tak, miałam zaszczyt jej służyć. Najpiękniejsza istota jaką w życiu spotkałam. To ona mnie zrodziła. - powiedziała w przyjemnej zadumie dziewczyna o nieco bladej cerze i czarnych włosach powiązanych w liczne, grube warkocze. Jak tak siedziała na zwalonym pieńku przy ognisku nad brzegiem rzeki wydawała się ładną, zgrabną dziewczyną ale chyba mało kto by widział w niej coś więcej.

- To ona cię zrobiła? A jak? Kto był ojcem? - Łasica też była ciekawa tych wieści. Jak już poznosili te drewno na ognisko, wyjęli z łodzi dwa namioty, rozbili je, ponarzekali bo na dnie łodzi była woda i płótno namiotowe było dość mokre. Zwłaszcza w tym namiocie co leżał na dnie, ten na wierzchu był trochę mniej mokry. Ale też i dlatego niezbyt komu śpieszno było aby tam nurkować na noc. To siedzieli przy ognisku, odpoczywając przy kolacji, winie i rozmowie. Bo przy tylu wesołych dziewczynach to i atmosfera była beztroska i wesoła. Można się było poczuć jak na sielankowej wycieczce za miasto.

- A o tak! - roześmiała się Soria wskazując kubkiem na wynurzoną z wody rzeżbę przedstawiającą orgię w jakiej ludzie mieli dość marginalny udział. A dominowały istoty uznawane za spaczone, plugawe, zmutowane i ogólnie potwory spod znaku Chaosu. Ale skoro byli we własnym gronie to psotna uwaga syreny wywołała lawinę śmiechu u koleżanek.

- Jej jak to tak wygląda na zaawansowanym poziomie to te nasze origetki z Pirorą to taka zabawa dla małych dziewczynek. - powiedziała Burgund wpatrując się w alabastrową orgię. Przez chwilę trwała taka luźna dyskusja, Gunther był stałym obiektem żartów dziewcząt. Bo jak zdjął mokre spodnie po tym całym dniu siedzenia na dnie łodzi to chciał je wysuszyć aby chociaż rano były suche. Ale oczywiście dziewczęta tego nie przegapiły i robiły sobie z niego żarty.

- Ciekawe co będzie z tym festynem. Mam nadzieję, że Pirora nas gdzieś wkręci na coś wesołego. Jakby się jakaś orgia trafiła albo chociaż szybki numerek na boku to jeszcze fajniej. - zadumała się Łasica gdy po pląsach i śpiewaniu przy ognisku klapnęła na pieńku, tym razem obok Joachima. Zresztą on też czuł, że ta wesoła, sielankowa atmosfera zaczyna mu się udzielać. Te miłe, ładne i hoże dziewczęta były bardzo przyjemnym widokiem do oglądania i słuchania. I wszystko wskazywało na to, że zamierzają skonsumować ten piękny wieczór w bardziej bezpośredni sposób. Już widział jak Burgund robi maślane oczy do Sorii. Onyx coś gadała już dłuższą chwilę z Guntherem a Lilly weszła do wody i aby przy świetle pochodni z bliska obejrzeć posąg. Chociaż musiała wejść do wody prawie po pas.

- Będziesz na tym festynie? Albo tych balach co będą wieczorami? Starszy i Merga coś szykują. Ja i Burgund mamy być w pogotowiu aby być słodkimi idiotkami z tacami co ładnie się uśmiechają i są chętne do wzięcia.Tylko jeszcze nie wiemy gdzie i kiedy. Pewnie w ten Festag co będzie bo zwykle wtedy robią największy bal na koniec festynu. No ale nie wiadomo gdzie. Raczej nie u Pirory. Chyba w teatrze no ale nie wiadomo jeszcze. - to, że zbliża się letni festyn to było powszechnie znane od dawna. W końcu odbywał się co roku. I zaczynał się już za parę dni, preludium było krasnoludzkie święto sagi a 1-go kolejnego miesiąca zaczynał się letni, turniej rycerski. No a kończył w Festag. I wtedy odbywały się największe w lecie bale i przyjęcia na pożegnanie tego festynu. Było to na tyle istotne wydarzenie towarzyskie, że zjeżdżali się goście z całej prowincji i na te parę dni Neus Emskrank tętniło zagranicznym życiem. Bo na co dzień czy zwykłe festyny albo jarmarki to raczej tyle gości, zwłaszcza tych z wyższej półki to się nie zjeżdżało.

Rozmowa chwilę trwała ale Soria skutecznie przykuła uwagę wszystkich gdy zaczeła zmysłowy taniec. Wiła się jak prawdziwy wąż, jakby w ogóle w środku żadnych kości nie miała. Niespodziewanie odeszła od ludzkiej formy gdy co chwila pokazywało się któreś z dodatkowych ramion. W końcu zmieniła się w egzotyczną tancerkę o wężowych włosach i ośmiu ramionach jaką cieszyła zmysły i żądze podniecającym tańcem. Wabiła i kusiła do siebie aż trudno było zostać na miejscu. I pewnie mało kto by dał radę zostać na miejscu gdy ten taniec tak przyspieszał a tancerka Węża stawała się coraz śmielsza i bardziej wyuzdana. Ale pewnie wszyscy ciekawi byli finału. Ten nastąpił nagle i niespodziewanie. Soria znieruchomiała. Dziewczyny popatrzyły na nią zdziwione niepewne czy to część przedstawienia. Spojrzały na siebie pytająco.

- Ktoś tam jest. Ktoś nas obserwuje. I lubi to co widzi. - odparła cicho soria wznawiając zmysłowy taniec. Dziewczyny zamrugały oczami i rozejrzały się dookoła. Obóz był rozbity w dzikim lesie, nad brzegiem starorzecza więc widok od strony lądu nie był zbyt rozległy.

- Oh! Jest! Ktoś tam stoi! Chyba mają włócznie albo inne kije. - Łasica wskazała wzrokiem na kierunek. Po chwili i pozostali dostrzegli kilka postaci przy drzewach. Sądząc po pionowych liniach bięgnacych od ręki pewnie trzymali włócznie czy coś podobnego. Ale w mroku nie było widać detali. Nie było wiadomo od jak dawna tam stali, raczej nie było ich tam gdy jeszcze o zmroku rozbijali się na obóz i chodzili po okolicy nazbierać drewna. Okolica była bezludna i może jakaś chata leśnika czy węglarzy się trafiła gdzieś w okolicy. Ale najbliższa znana wioska była może o dzień drogi stąd. Gdzieś w połowie drogi do Heiligdorf jakie leżało nad przybrżeżnym traktem. Dlatego jak o tym rozmawiali wcześniej to przedzieranie się przez leśne chaszcze aby dotrzeć do owej wioski jakiej nikt nawet nie pamiętał nazwy wydawało się trudnym zadaniem. Niemniej pod koniec dnia jakby nic się nie przydażyło to by dało się dojsć do tego okrucha cywilizacji. No albo wędrować z nurtem rzeki przez tą dziką krainę. Na wypadek gdyby po załadowaniu ołtarza nie wszyscy zmieścili się do łodzi co było realnym zagrożeniem. No albo zostać na miejscu i poczekać aż ktoś wróci po resztę łodzią. Tak czy inaczej to wydawała się kompletnie bezludna chociaż malownicza i urokliwa okolica. Stąd widok z grubsza ludzkich sylwetek w tej dziczy był nie lada zaskoczeniem.




Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; Dzielnica Południowa; mieszkanie Heinricha
Czas: 2519.06.30/31; abt/mkt; noc
Warunki: salon, jasno, chłodno, cicho; na zewnątrz: noc, łag.wiatr, pogodnie, ziąb



Heinrich



- No i jak? Pomogło? - Rune siedział przy stole w kuchni gospodarza. Siedzieli przy zapalonej lampie. Brodaty wojownik dał się obsłużyć samemu gospodarzowi. Gdy sam znalazł butelkę wina, kubek i się poczęstował.

- Może Łasica i reszta to by się śliniła z radochy mogąc ci się dobrać do spodni no ale mnie to kręcą inne rzeczy. - zaśmiał się obserwując jak gospodarz używa na sobie maści przyniesionej przez mięśniaka. Sam wskazał na kubek i jego zawartość po czym z niego upił.

A spotkali się dość niespodziewanie. Henrich był już w domu i nawet swoim łóżku. Już się szykował do snu, zgasił świecę gdy noga zaczęła go rwać. I to w pare chwil ból osiągnął poziom, że miał wrażenie, że to nie noga tylko jakieś żarłoczne stworzenie chce mu pożreć resztkę żywej nogi i ją powoli miętoli i przeżuwa w zębach. Męki miał straszne, jak heretyk na katuszach. Ale niespodziewanie usłyszał stukanie do swoich drzwi. Trochę to trwało zanim zwlókł się z łoża boleści i doczłapał do nich. Ale po stukaniu poznał, że to ktoś z kultu. Więc ważne skoro była już prawie północ. Jak otworzył drzwi ujrzał w nich uśmiechniętego Rune.

- Co jest dziadku? Nóżka doskwiera? Weź to to ci przejdzie. - powiedział wesoło jakby udało mu sie sprawić figiel koledze. Podał mu niewielki, gliniany pojemnik. Potem pomógł mu wrócić do środka. No ale już dalej wolał nie ingerować. Streścił jak to akurat wrócił do kryjówki Mergi a ta akurat miała wizję boleści Heinricha. To dała wojownikowi tą maść i wysłała z tą pomocą do niego. Maść pomogła bo stopniowo noże wbijane w udo zmieniły się w gwoździe, te w igły a w końcu zostało tylko delikatne mrowienie. Zaś gospodarz odzyskał swobodę mowy i myśli uwalniając się od tego bólu.

- A właściwie to co ty umiesz? Mógłbyś wkręcić się do towarzystwa na jakiś bal? Może Pirorze by cię się udało gdzieś przemycić. Właściwie jako służba też chyba. No chyba, że wolisz mokrą robotę. Bo jeszcze z chłopakami planujemy jakiś mały rympał na którąś z dorożek. Wiesz, same przyjemne rzeczy. Pobicie, morderstwo, rabunek, może gwałt i porwanie jakby jakaś ciekawa młódka się trafiła. Trzeba zasiać nieco chaosu na mieście. W ten festyn co teraz będzie. To jak się nie widzisz na balu to możesz iść z nami na robotę. Chyba, że masz co innego na myśli to pogadaj z Mergą. - skoro już i tak mimo późnej pory to byli tutaj razem we dwóch i rozmawiali to Rune poinformował kolegę o podobnym stażu w tym zborze chociaż starszego wiekiem o tych planach grupy na nadchodzące dni. Festyn miał się zacząć lada dzień i widocznie kultyści planowali wykorzystać okazję.

Lord Melkor 17-09-2022 00:36



Joachim z fascynacją oglądał wydobyty spod wody pięknie wykonany ołtarz, przedstawiający najbardziej wyuzdaną orgię z udziałem demonów. Jego zainteresowanie było jednak bardziej akademickiej natury niż zmysłowe podniecenie towarzyszących mu kultystek. Był ciekaw, czy z wiedzy którą przekazała mu Merga był w stanie zidentyfikować którekolwiek z tych istot.

- Znałaś więc Soren? Opowiesz nam, jaka była? A jej siostry też widziałaś? - Czarodziej zaciekawił się słowami syreny i próbował pociągnąć ją za język.

- A co do festynu to jak mówiłem wcześniej planuje w nim uczestniczyć, Starszy i Merga nie przekazali mi jeszcze swoich planów, ale myślę że nie ograniczają się one tylko do orgii, z takimi rzeczami musimy ostrożnie, tak żeby pozyskać nowych zwolenników ale jednocześnie nie przyciągnąć zbyt wielu podejrzeń naszych wrogów - odparł Łasicy.

Coraz luźniejsza atmosfera i taniec Sorii zacżęły na niego działać, zastanawiał się na ile może sobie pofolgować jak wtedy przy Wrakowisku czy też może powinien zachować czujność podczas ważnej misji na nieznanym terenie. Jego dylemat przerwało jednak wykrycie intruzów.

- Oni chyba widzieli prawdziwą formę Sorii, więc może będziemy musieli ich zabić, ale wpierw spróbujmy porozmawiać i zorientować się w sytuacji. Gunther, chodźmy w ich stronę - stwierdził jednocześnie podnosząc do góry swoją laskę i intonując proste zaklęcie, po którym zaczęła ona świecić jak latarnia.




Seachmall 17-09-2022 17:23

Otto zastanowił się nad planem przedstawionym przez Mergę. Rozważał wszelkie możliwości, jakby odruchowo rysował palcem po blacie symbole. Najpierw proste trzy okręgi, potem półksiężyc, następnie narysował kolejny okrąg i rozpoczął odciągać od niego linię, kiedy się zatrzymał a na jego twarzy pojawił się coraz szerszy uśmiech.

- Och, mam pomysł. Wspaniały pomysł. Wspaniale okropny pomysł. - kultysta chyba z trudem był w stanie się powstrzymać - Słyszałaś plotkę na mieście wyrocznio? Odwiedza nas tajemnicza kobieta, z dalekich stron, o nieopisywalnej urodzie. Ciemne włosy, jasna cera, niestety nie zna języka Imperium. - Otto spojrzał na służkę Tzeetcha mając nadzieję, że dobrze przekazuje swój pomysł - Oczywiście będzie bardzo chciała zobaczyć teatr i lokalną śmietankę towarzyską. Jeżeli dziś zaczniemy rozpuszczać tą plotkę, do festynu wszyscy o niej usłyszą. Będziesz w stanie przekonać Sorię do tego pomysłu? Ja porozmawiam z Joachimem, aby pomagał jej jako tłumacz. Weźmiemy Łasicę i Onyx jako jej orszak… może też podopieczną Sigismundusa?


***

Następnego dnia po pracy w Hospicjum Otto ruszył najpierw do sklepu Huberta Grubsona.
Nie chciał pracować za plecami swoich przełożonych, ale był pewny swego planu.
Hubert był chaosytą jak Otto, ale nie był członkiem zboru. Musiał mieć na to baczenie.
- Hubercie! - zawołał kiedy zobaczył Grubsona. - Możemy porozmawiać o interesach? Mam zlecenie, nie cierpiące zwłoki. Potrzebuje specjalnej sukni na festyn, coś odważnego i egzotycznego, ale nie niesmacznego. Wycięcie po pępek, odsłonięte udo i plecy? Kolor purpury i różu… - mnich chwilę się zastanowił - Dla kobiety! - po chwili się poprawił, kiedy zauważył spojrzenie Huberta - Będziemy mieli niebywałego gościa na festynie i chcemy, aby wyglądała zacnie.

Zell 17-09-2022 17:58



Westchnienie ulgi wydobyło się z Heinricha, gdy maść od Mergi zaczynała przynosić ukojenie. Przestało go obchodzić od kogo nadchodzi ulga pierwszy raz, jak ulga ogarnęła go po tygodniach męczarni, gdy żarłoczny metal zaczął pożerać żywe ciało. Teraz już mniej go obchodzić nie mogło, że ukojenie pochodzi od chaosyty - klątwa na Sigmara! Z łaski tych potęg, którym służył całe życie nie otrzymałby ulgi innej, niż w śmierci.
Nie, w tym momencie nie żałował swoich czynów i choć była to hipokryzja - uważał, że dawne czyny odkreślił grubą linią od aktualnego życia. Wcześniej takich jak on teraz, wysłałby w śmierć, nie okazując ni grama pożałowania ich sytuacji. Zdarzyło się, nie zmieni przeszłości, a nawet mu na tym by nie zależało.

Heinrich skończył wcierać w nogę maść od Mergi, której zbawienne działanie pozwoliło mu odzyskać sprawność myśli. Usta wykrzywił mu uśmiech, gdy Rune zaczął wymieniać możliwe aktywności dla kultystów podczas tego festynu.
- Zaatakować to, co zaboli. - spojrzał na najemnika - Porozmawiam z Mergą. Ci najemnicy specjalnie wyselekcjonowani, zostali za dobry pieniądz zakupieni jako ochrona licznej trupy aktorów z Salzburga mających uświetnić miasto. Przybycie takich gości to wielkie i ważne wydarzenie, jakie wpłynie na prestiż i pieniądz. Szkoda by było, gdyby coś się stało. - były łowca czarownic wyciągnął dłoń po brązową butelkę o niewidocznej zawartości. Gdy wyciągnął korek i nalał sobie bursztynowej zawartości do własnego kubka, dało się wyczuć zapach przywodzący na myśl zbutwiałe beczki, po czym podsunął butelkę bliżej Rune - Jeżeli będziesz chętny, to można wykorzystać i twoje talenta. - dodał w jednej dłoni trzymając butelkę, w ofercie nalania alkoholu, a druga dłoń dotykała kubka z rumem, jaki sobie przygotował.



Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 06:07.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172