Ale Tadeus, wiesz, że New Vegas tworzyło Obsidian, a Fallouty 3 i 4 Bethesda? To są zupełnie inne gry, chociaż na tym samym silniku. W Falloutach 3 i 4 nie ma prawdziwych wyborów. Nie ma klimatu. Wszystko sprowadza się do idź, zabij i przynieś. I nie ma dobrych dialogów. Tu jest skierowane narzekanie, nie na New Vegas. |
Ta dyskusja nie ma sensu. Zależy wszystko od gustu. Jest grono ludzi którzy lubią 3, NV i 4, i są ludzie którzy nie lubią. Koniec offtematu. |
Moim zdaniem dajecie się przekonać ogólnemu hype'owi. Ja gdybym tego nie przeczytał nawet nie zauważyłbym, że te gry mają innych autorów. W starych Falloutach nie było lepiej. Jak się zaczynało? Uratuj moją córkę od bandytów, wybij radscorpiony, kliknij na studnię, by przetestować swojego skilla naprawiania, zabij wszystkie jaszczurki, wybij mrówki i napraw generator na końcu dungeona... Ja naprawdę nie przypominam sobie w starych Falloutach ani jednego fascynującego i głębokiego questa. Większość to przyniesienie czegoś albo zabicie czegoś po tym jak się weszło do środka zdając test albo zabijając coś :) Questy, które najlepiej pamiętam, pamiętam tylko dlatego, że były śmieszne albo dziwaczne ale tak naprawdę były bardzo bardzo proste i było w nich tyle głębi co kot napłakał ;] Za to w Fallout 3 był na przykład świetny quest z zagadkami w wirtualnej rzeczywistości, z druidami ghula-drzewa Harolda, z wyborami w mini-demokracji stworzonej gdzieś na końcu świata, nie mówiąc już o ukrytym mieście dzieci, z którym powiązane było (opcjonalnie) bardzo wiele innych questów. Dla mnie gadanie, że to strzelanka, a nie stare dobre Fallouty to po prostu moda na retro-fetysz i tyle. Jest więcej strzelania? Jest, ale to głównie wynik tego, że świat jest otwarty i faktycznie eksplorujemy go ruina po ruinie zamiast teleportować się od jednego skupiska cywilizacji do drugiego. |
Było też miasto zbudowane wokół bomby atomowej. Bombę dało się wysadzić... eksplozję przeżywa (sic) jeden z mieszkańców, który zmienia się... w ghula (sic!). Były też społeczności i środowiska na ewolucyjnym poziomie pierwotniaków, którzy w ciągu dwustu lat nie zdążyli zbudować, wyprodukować ani opanować niczego poza budowaniem lepianek i zbierania przedwojennych rupieci. Były niesplądrowane supermarkety, a w nich jedzenie, które dało się jeść (po dwustu latach - sic!!). Do tego idiotyczna główna linia fabularna (naukowiec chcący oczyszczać wodę z promieniowania za pomocą jakiś skomplikowanych urządzeń - geniusz - oraz poszukiwania przez gracza "człowieka w średnim wieku", patrz obrazek), super-mutanci i Enklawa na Wschodzie (skąd oni się tam wzięli?). Do tego ten debilny, zielony filtr graficzny itd. New Vegas, pomimo ułomności silnika, jest porządnie napisanym RPG-iem - doceniam próbę pogodzenia starego stylu z nowymi standardami. Najwyraźniej coś takiego jest najlepszym, czego można oczekiwać w dzisiejszych czasach, gdzie każda gra jest upraszczana do bólu, prowadzi gracza za rękę i traktuje go jak idiotę. W pierwszej części nie było markerów na mapie, wskazujących z dokładnością do metra, gdzie trzeba było się udać. Wciąż pamiętam strach, jaki mnie ogarnął, gdy zasugerowane na początku miejsce poszukiwań procesora okazało się niedostępne - byłem w stanie naprawdę wczuć się w postać wysłaną na samobójczą misję, nie wiedzącą, dokąd się udać i w którym miejscu kontynuować poszukiwania. Natomiast, gdy już odnalazłem poszukiwany przedmiot, zostałem postawiony przed konsekwencjami - zabierając go, by uratować swoich, skazuję na śmierć innych. Wciąż pamiętam pierwszą wizytę w kompleksie West Tek, będącym w czasie gry olbrzymim, napromieniowanym kraterem. Pójście tam nieprzygotowanym oznaczało błyskawiczną śmierć - żaden marker ani wyskakujące okienko nie informowało mnie o tym, należało wywnioskować to samemu z dialogów. Bractwo Stali, które oryginalnie miało być ksenofobicznym, zamkniętym środowiskiem fanatyków technologicznych, a nie rycerzykami w lśniących zbrojach, wysyłało ludzi zainteresowanych dołączeniem w śmiertelnie niebezpieczne miejsce, nie informując o zagrożeniu. Głównym przeciwnikiem był potwornie zniekształcony człowiek, niegdyś naukowiec, opętany wizją wprowadzenia nowego porządku świata poprzez podbój. Zapoznając się ze światem i czytając dokumenty można było dostrzec, jak krótkowzroczny i skazany na porażkę jest ten plan - i udowodnić to przeciwnikowi, załatwiając sprawę bez walki. Należało czytać teksty, zgłębiać informacje. Walka nie była niezbędna. Pustkowie było pustkowiem, a nie piaskownicą z olbrzymim stężeniem bandytów i potworków na metr kwadratowy. W statystykach broni nie figurowało "DAMAGE PER SECOND", sugerujące, że ołów lata w ilościach hurtowych. A to, że czasy się zmieniają, nie usprawiedliwia ogłupienia serwowanego przez media na wszelkich płaszczyznach. Kiedyś gry zmuszały do myślenia i koncentracji, teraz sprowadza się to do tego, by wybierać broń z dłuższą lufą i większą cyferką. Nad tym ubolewam. |
Prosiłbym W Końcu O Zaprzestanie Jałowego Offtopu. |
Oj, tam przecież rozmowa jest o preferencjach co do odmiany settingu, więc jak najbardziej na temat :D A w sumie Imre poruszył jeden z głównych problemów związanych z prowadzeniem sesji w uniwersum Fallouta. Upływ czasu. Dwójka była w tym tak samo niekonsekwentna jak i trójka. Bo co za różnica czy minęło 164 czy 200 lat? Skutki dla większości rzeczy, które się znajduje byłyby podobne, podobnie jak dla rozwoju powojennej cywilizacji. Trójka miała w mieście atomówkę (obiekt kultu miejscowych kultystów), ale za to dwójka dorosłego Szpona Śmierci trzymanego w środku miasta, by robić omlety z jego jajek, no i supermutanta z minigunem jako szeryfa :D A tak na serio to sądzę, że większość różnic wynika z samej konstrukcji poszczególnych gier, a nie "odmiany" settingu. To samo prowadzone już w realiach papierowego RPG będzie do siebie bardzo podobne, czy to na bazie starych, czy nowych części, bo settingi są równie mądre, tudzież miejscami, równie głupie. Raczej różnica będzie czysto geograficzna :) A. I jeszcze coś. Wiedza absolutnie nieodzowna przy prowadzeniu Fallouta: Cytat:
|
W jakiej mechanice poprowadzisz tego Fallouta? |
Po pierwsze: jestem zaszczycony że tak wiele osób jest zainteresowanym falloutami ale to sonda a nie kawiarenka. Po drugie: właśnie każdy może zostać jaką rasę chce np. deathclaw (serio) oraz oczywiście każda rasa ma swoje plusy i minusy. I po trzecie: myślę nad mechaniką właśnie wzięte z jednej z gier falout lecz mówiłem na początku że ktoś mógł by mi pomóc z ta sesją aby dopracować mechanikę. |
Cytat:
F3 miało masę niedociągnięć - supermutki na początku? Rozumiem, że jest to powszechna wiedza, ale dosyć szybko można było ich spotkać. A z czasem byli łatwi do załatwienia. Nie podobało mi się to, że broni było od groma. Jak ktoś zaznaczył Waszyngton w F3 to jedno wielkie pole bitwy. Na pytanie o Enklawę odpowiem pytaniem o Bractwo Stali - skąd oni się tam wzięli? Może wzorem BS przywędrowali? Pamiętasz jak miało się to w Tacticsie? Nie pamiętasz, bo argumentu tego byś nie przytoczył w takim wypadku. Bractwo Stali mogło zbudować sterowce, eksplorować dla zaspokojenia swojej ekspansywnej polityki, to czemu nie miałaby tego zrobić Enklawa - tajemnicza organizacja, coś na wzór drugiego rządu? Argument z bombą jest dobry. Może dlatego zawsze go wysadzałem, Moirę zabijałem, podobnie jak ocalałych. A może to fakt tego, że okolice Megatony po wybuchu nasiąkają niesamowitym klimatem zniszczenia. |
A ja w odpowiedzi doradzę ci tylko, byś poświęcał więcej uwagi lekcjom języka polskiego. |
Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 06:51. |
Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0