Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-02-2008, 12:26   #192
kitsune
 
kitsune's Avatar
 
Reputacja: 1 kitsune jest godny podziwukitsune jest godny podziwukitsune jest godny podziwukitsune jest godny podziwukitsune jest godny podziwukitsune jest godny podziwukitsune jest godny podziwukitsune jest godny podziwukitsune jest godny podziwukitsune jest godny podziwukitsune jest godny podziwu
Katedra – Dzień? Miesiąc? Rok?


Zza murów kościelnych usłyszeli zrazu ciche i przytłumione, lecz wciąż narastające i dobrze im znane wycie. Wysokoprężne silniki szturmowych stukasów. A pisk, modulowany, wchodzący w coraz wyższe rejestry. Bomby!


Bomba musiała uderzyć gdzieś w pobliżu po lewej stronie, bo nagle wielkie piękne witraże rozprysły się na setki kawałków kolorowego szkła. Odruchowo przypadli do ziemi, przyciskając ręce do uszu. I to już nie był miraż, to nie byłą żadna pierdolona iluzja, lecz jak najprawdziwsza wojna, którą w ciągu ostatnich trzydziestu dni poznali aż za dobrze. I może to nie była Warszawa, może to w stolicy nie było takiego kościoła, takiej rzeki, lecz ich ciała są nadal z krwi i kości. A krew i kość z łatwością przecina penetrator z lotniczej bomby, wypruwa flaki, sieje poszatkowanym mięsem. Fala uderzeniowa nadal potrafi rozerwać bębenki w uszach, wyrwać ostatni oddech z płuc, lub napełnić je płomieniami. Zapomnieli na chwilę o swoich majakach i wyrzutach sumienia za popełnione grzechy w okupacyjnym czasie pogardy. Teraz chcieli przeżyć, a umożliwić im to mogły rozkazy „Jonasza”.


Kolejna bomba uderzyła w ścianę katedry, jednak średniowieczne, masywny mury z łatwością oparły się niszczycielskiej sile trotylu. Powstańcy kryjący się w nawie świątyni usłyszeli ogłuszający huk, ziemia zadrżała, ale nawet rysa nie pojawiła się na murach. No tak, z katedrą św. Jana było podobnie. Ponad dwa tygodnie siedzieli w niej ostrzeliwani i bombardowani.

Ale stukasy nurkowały jeden za drugim, a kolejne bomby sypały się na tę dziwną katedrę, która z dumą i spokojem przyjmowała kolejne ciosy. I o dziwo poza wybitymi witrażami nic więcej się nie stało, nawet dach wytrzymał uderzenia niemieckich bomb.


Eksplozje umilkły. Z góry, z wieży usłyszeli krzyk „Daniela”:
- Odlatują! Jeśli tu jest jak na Starówce, to zaraz artyleria się dołączy.
I faktycznie, pociski moździerzowe i haubiczne zaczęły spadać na katedrę. Jak na Starówce. Eksplozja za eksplozją, ogniem bateryjnym po trzy, cztery czasem pięć na raz. Salwa ze stopiątek nakryła dach. Kilka płatów tynku spadło do nawy, ale poza tym… nic więcej. Katedra znów wytrzymała.

„Chmura” zerwał się na równe nogi, chwycił Browninga i podbiegł do bocznych drzwi. Chwycił za ciężką, mosiężną klamkę i pociągnął za nią. Lekko uchylił drzwi. Pył z eksplozji wciąż unosił się w powietrzu, jednak kapral zdołał wypatrzyć wroga. Kilkaset metrów dalej, przynajmniej jeden lub dwa plutony. Od czterdziestu do osiemdziesięciu chłopa. „Chmura” czym prędzej zamknął drzwi i, nie bacząc na ostrzał, zaczął przysuwać ciężką masywną ławę do drzwi. Przynajmniej tak je zabarykaduje.

Kolejna seria eksplozji trafiła prosto w wieżę katedry, szczęśliwie nie tą, w której rezydował „Daniel”. Kopuła wieży została zerwana podmuchem, lecz sama konstrukcja pozostała nienaruszona. Katedra trwała dumnie.

„Jonasz” wciąż barykadował wrota, usypał przed nimi stos ławek na wysokość wzrostu dorosłego mężczyzny. Nawet nie czuł zmęczenia. Spojrzał, w bok. Gargulec siedział nieporuszony. Jakby jego niedawne ożywienie nigdy nie miało miejsca. Kolejna eksplozja zastukała do wrót katedry chmarą odłamków. Masywne drzwi i to wytrzymały.

„Basia” jakby nie słyszała eksplozji podeszła bliżej do kaplicy, w której znajdowała się ikona Matki Boskiej. Maria z obrazu wpatrywała się w sanitariuszkę z taką intensywnością. Dziewczyna stanęła przy wejściu do kaplicy. Po lewej stronie ktoś dawno temu wmurował płytę wotywną. O dziwo była napisana po polsku, co prawda archaizmy utrudniały zrozumienie, lecz nie uniemożliwiały go:

„Basia” weszła do kaplicy, poruszona słowami wyrytymi w kamieniu. Tak różniły się od tego, o czym ją uczono. Zaczęła uważnie przyglądać się ikonie. Matka Boska na obrazie miała piękne uduchowione oblicz. I żywe oczy, które wpatrywały się w „Basię” z dziwnym smutkiem, ale i surowością. Dziewczyna nagle poczuła brzemię swych win. Śmierć „Junaka”…


W tej samej chwili „Wierny” poczuł dziwne ukłucie w sercu. Usłyszał głos swego ojca dobiegający z kaplicy, w której stała sanitariuszka. Przerwał na chwilę swe poszukiwania zejścia do katakumb i spojrzał w stronę „Basi”. Ta stała przed obrazem, a jej twarz była w tej chwili równie piękna jak twarz Matki Boskiej. Jednak uwagę „Wiernego” przykuła ikona. Do Jansie cholery, przecież kiedyś już ją gdzieś widział! Nic to, sprawdzi się później. Teraz wpadł na zakrystię, która w porównaniu do nawy była wyjątkowo mała, przytulna, cicha. Stąd też nie było zejścia niżej.

"Basia" wreszcie otrząsnęła się, dotarła do niej istota rozkazów "Jonasza". Podbiegła z powrotem do niego, starając się pomóc sierżantowi i "Jastrzębiowi" w zablokowaniu wrót.

„Olga” przeszukiwała katedrę. Nie poszła na wieżę, w której siedział „Daniel”, lecz na drugą stronę. Tak, tam były schody do góry, prowadziły na szczyt bliźniaczej wieżycy. Prowadziły też w dół. Zeszła ostrożnie, trzymając w dłoni pistolet. Odgłosy eksplozji na powierzchni były tutaj bardzo ciche i stłumione. Znalazła się w niewielkiej, pustej piwniczce. W podłodze znajdowały się dwuskrzydłowe drzwi. Niewątpliwie zejście do katakumb!

Na górze „Jastrząb” rzucił się „Jonaszowi” do pomocy, a „Czarny” i „Grom’ „Chmurze”. Wyrwani żywcem ze swoich wizji, w ponurej desperacji barykadowali wrota do katedry. Wokół rozbrzmiewały wybuchy, odłamki co rusz wpadały przez wysokie okna, w których tylko resztki witraży się ostały.

„Daniel” na szczycie wieży nie krył się, on doskonale wiedział, kiedy umrze. Jeszcze nie teraz. Już niedługo, ale jeszcze nie teraz. Po raz pierwszy od kilkunastu dni Ne bał się śmierci. Po raz pierwszy mógł spokojnie spoglądać na ten cały popieprzony świat. Za rzeką dostrzegł pióropusze dymu i usłyszał głośny skrzyp. Szafy! Czym prędzej krzyknął w dół wieży ostrzeżenie licząc, że „Wierny” i jego ludzie go usłyszą. A potem zapalające pociski z szaf obramowały katedrę. Świątynia wznosiła się niczym wyspa na oceanie ognia. I „Daniel” aż zaniemówił z wrażenia. Odkąd strach go opuścił, dostrzegał w takich obrazach dziwne piękno.

W nawie kościelnej usłyszeli ostrzeżenie „Daniela”. Każdy, nawet „Basia”, padli na ziemię. Eksplozja i błysk. W nawie katedralnej nagle zrobiło się jasno jak w dzień. Długie języki płomieni wpadły przez powybijane witraży do wnętrza katedry. I znowu nikomu nic się nie stało, a mury katedry oparły się i temu atakowi.

„Daniel” przyklęknął na jedno kolano i przyłożył kolbę do policzka. Opatrywał teren wokół wieży. Nie szukał zwykłych żołnierzy, którzy w sile około dwu kompani szykowali się do ataku na katedrę. Wypatrywał ważniejszych celów. Nagle dojrzał na niebie kilka igrających białych gołębi. Skierował broń poniżej. Niemiec, mała sylwetka, nie widział jego twarzy, ale widział, iż szkop obserwuje ich przez lornetkę i wciąż nadaje przed małą przenośną radiostację. Obserwator artyleryjski. Przynajmniej 600 metrów od katedry. „Daniel” ściągnął spust. Zostały 24 naboje. Głowa Niemca roztrysnęła się na kawałki.

Usłyszeli kolejny strzał. „Daniel” znów kogoś upolował. Artyleria dalej waliła w katedrę, ale o wiele mniej celnie. Z rzadka któryś z pocisków spadał w pobliże budowli, nie mówiąc o trafieniu bezpośrednim.
 
__________________
Lisia Nora Pluton szturmowy "Wierny" (zakończony), W drodze do Babilonu



Ostatnio edytowane przez kitsune : 15-02-2008 o 12:31.
kitsune jest offline