Rozdział siedemnasty W którym dzieci stają przed wyborem.
Pytanie Piotrka zawisÅ‚o w powietrzu. ChÅ‚opiec spojrzaÅ‚ po twarzach dzieci. Misia, Kuba, StaÅ›, JaÅ›… Wszyscy milczeli. MilczaÅ‚a również Alusia, pochrapujÄ…c lekko przytulona do Michasia. Ona pierwsza poddaÅ‚a siÄ™ zmÄ™czeniu, które nagle wszyscy odczuli. Nad ich gÅ‚owami delikatny wiatr wprawiaÅ‚ rozÅ‚ożyste gaÅ‚Ä™zie starej brzozy w ruch. Szum liÅ›ci przynosiÅ‚ spokój, ukojenie. Nawet nie dostrzegli, kiedy deszcz przestaÅ‚ siÄ…pić, choć chmury nadal wisiaÅ‚y nad nimi, niemal dotykajÄ…c wierzchoÅ‚ków drzew. Brzoza, jej liÅ›cie, gaÅ‚Ä™zie, zapewniaÅ‚y schronienie dzieciom. Obie Å›cieżki, które braÅ‚y poczÄ…tek na rozstajach, meandrowaÅ‚y miÄ™dzy drzewami, by ostatecznie zniknąć w gÄ™stym, nieprzebytym mateczniku.
Lewa ścieżka była węższa, bardziej zarośnięta, jakby z rzadka ktoś nią się poruszał. Jej pobocze niejednokrotnie porastały kolczaste krzewy o długich, paskudnie wyglądających cierniach.
Prawa była na tyle szeroka, że i trójka dzieci mogła iść nią obok siebie. Podłoże było płaskie, pozbawione nierówności i przeszkód w rodzaju wystających korzeni drzew. Wydawała się niezwykle bezpieczna i często uczęszczana, coś w niej jednak niepokoiło. Może to nachalne, oczywiste poczucie bezpieczeństwa, którym tchnęła, a które było w Ponurych Krainach tak dziwne i nietypowe?
Na kolanach Michasia słodko pochrapywała sobie Alusia. Z półotwartymi ustami, z których ściekała na koszulkę chłopca nitka śliny wyglądała pociesznie, by nie rzec zabawnie. Jak gdyby sen odmłodził ją o kilka lat, czyniąc dwu, trzyletnim berbeciem. W dłoni wciąż zaciskała różowa piłeczkę, która nagle drgnęła, poruszyła się i wyśliznęła z dłoni dziewczynki. Upadła miękko na leśne poszycie i, wesoło podskakując, pognała między nogami dzieci lewą ścieżką. Potoczyła się kilkanaście metrów, ale nagle zatrzymała się i zawróciła. Ponownie przeturlała się pod nogami dzieciaków i wpadła na prawą ścieżkę przekonana, że to jest właściwa droga. Nagle po kilkunastu metrach zwolniła i wreszcie zatrzymała się. Jakby z wahaniem powoli zmieniła kierunek. Na powrotny. Chwilę później leżała prosto pod zwisającą dłonią Ali. Dzieci obserwując ją, mogłyby przysiąc, że gdyby piłeczka miała rączki, to w zakłopotaniu podrapałaby się jedną z nich po różowiutkiej główce. Po raz pierwszy w historii nie wiedziała, którędy należy iść.
- Powiedzcie coÅ›. - PiotruÅ› nalegaÅ‚. Czy w jego gÅ‚osie daÅ‚o siÄ™ sÅ‚yszeć nutki rozdrażnienia czy smutku, że zostaÅ‚ zignorowany. – Idziemy w lewo czy w prawo?
Tymczasem Misia wpatrywała się zdumiona we własną dłoń, na której lśniła moneta otrzymany od Kuby. chwilę wcześniej pieniążek, obracając się w powietrzu spadł na jej dłoń. Rantem między palcem środkowym a serdecznym. Teraz tkwił postawiony na sztorc, pobłyskując wesoło. Misia aż głęboko odetchnęła:
- Ani lewo, ani prawo? A może i lewo, i prawo?