Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-07-2008, 10:41   #103
kitsune
 
kitsune's Avatar
 
Reputacja: 1 kitsune jest godny podziwukitsune jest godny podziwukitsune jest godny podziwukitsune jest godny podziwukitsune jest godny podziwukitsune jest godny podziwukitsune jest godny podziwukitsune jest godny podziwukitsune jest godny podziwukitsune jest godny podziwukitsune jest godny podziwu
Chris Lane

- Lane? Straffey? To wy?

Głos Scotta wyrwał snajpera ze snu. Dobiegał jakby zza grubej, aksamitnej kotary. Lane przeciągnął się a potem usiadł, a raczej wstał. Skoczył na równe nogi mocnym wybiciem z pleców, nazywali to chyba sprężynką jak byli mali. Eeeech, dawno nie robił takich rzeczy, dawno nie czuł się młodo:

- Jasne jak słońce szefie, że to ja! –
wyrzucił z siebie i szybko zamknął usta.

O kurwa! Trajkotał chłopięcym głosem z prędkością karabinu maszynowego. Tak jak lata temu, kiedy mamie opowiadał wymyślone przygody Hana Solo. Spojrzał na kumpli i zobaczył dwójkę dzieciaków, których delikatne rysy twarzy i kolor włosów dziwnie przypominały jego kompanów. Sam byl dziesięciolatkiem, nawet ciuchy się do niego dopasowały. Mundur skurczył się i dopasował do proporcji dziecka:

- Scott, jeśli to cudowna broń Al-Kaidy, to zrobiła chyba z nas... dzieci.


Przez chwila przemknęła mu przez głowę wizja bazy w Faludży, na której użyto cudownego promienia arabusów. Całe plutony spadochroniarzy ze sto pierwszej w za dużych mundurach, drużyna Special Forces raczkująca po siedzeniach dopancerzonych Hummerów, dwuosobowy zespół Marines Snipers, w którym strzelec żałośnie płacze, bo ktoś zjadł jego herbatniki, a obserwator dłubie z zacięciem w nosie i wreszcie dowodzącego bazą generała, jak bezskutecznie próbuje nasadzić na głowę czapkę tak, by nie spadała mu na nos. Wizja była tak absurdalna, że Lane zarżał niczym koń... a raczej źrebak.

- Charlie śliczne masz włoski, jak aniołek!


Chris przez chwilę wpatrywał się w małego Straffeya, a potem złośliwie się uśmiechnął. Jednym ruchem ręki schwytał przelatującego nieopodal motyla. Wielkie i piękne bydlę z niego było. Skrzydełka w kolorach tęczy pięknie opalizowały w promieniach słońca. Chris schował owada w dłoniach i wciąż patrząc na mikroStraffeya zaczął do niego szeptać:

W dłoniach swych trzymam motylka
I wystarczy jedna chwilka,
Aby pragnień siła wielka,
Przemieniła mu skrzydełka.
Potem wyjdzie aureolka,
No i mamy już aniołka.


A potem jednym szybkim gestem wyrzucił owada w powietrze i zdębiał. Jako dzieciak często z mamą układał różne wierszyki o zwierzątkach, kiedy udawali, ze umieją czarować, ale... W powietrzu unosił się mały najprawdziwszy aniołek, który niczym faerie śmigał wokół głowy Straffeya. Miał takie same jak on złociste, kręcone włoski. Chris zaśmiał się i podskoczył do góry. Upadł przy tym tak niefortunnie, ze się przewrócił:

- Ała! Kolano! – krzyknął z bólu. – Chyba skaleczone. Jake, co się tak gapisz jak Dr Octopus na Spidermana? Poszukajcie liścia babki, bo się tu wykrwawię. Rany, jak boli!

Mówił to, co mu ślina na język przynosiła, nie panował nad sobą. Chciał biegać, skakać i znów patrzeć w gwiazdy. Snuć marzenia o kosmicznych podróżach i ratowaniu księżniczek z rąk złego Imperatora. Ba! Teraz to mógłby zniszczyć Gwiazdę Śmierci, o ile ktoś da mu ten cholerny liść babki!

- Zrobimy tak, chłopaki: opatrzycie mnie, a potem pójdziemy i zbudujemy szałas. Taki fajowy, co to nawet deszcz przez niego nie przecieknie, zrobimy łuki i strzały i upolujemy coś do żarcia. Zobaczycie jak chłopaki i dziewczyny będą nam zazdrościć, gdy zobaczą, ze się tak fajosko bawimy.

Chłopaki. Dziewczyny. Sam nie wiedział, dlaczego nie powiedział: major z resztą oddziału. Czekał na reakcję kumpli:

- No, Charlie, będzie superancko! Zobaczysz! Starzy cię nie poznają, jak wrócisz do domu. Będą dumni, ze takiego synalka mają. Opalisz się i wogle! Noooo, chłopaki, do roboty!

Nawet nie zauważył, kiedy aniołek zniknął.
 
__________________
Lisia Nora Pluton szturmowy "Wierny" (zakończony), W drodze do Babilonu



Ostatnio edytowane przez kitsune : 03-07-2008 o 12:10.
kitsune jest offline