Rotmistrz Andreas della Madre zwany „Czerwonym Pułkownikiem”
Rotmistrz pochylił się w fotelu i przyjrzał ciekawie Cynazyjczykowi.
- No panie, do Cynazji doszły wieści o mej slawie, to i o niesławie chyba dalej - kwaśno rzekł. - Racja w Nubrii rejbrowałem z moim znakiem rajtarskim. Różnie bywało, raz pod wozie, raz na wozie, a najczęściej wozy w koło się robiło i ataki plugastwa odpierało. Niekiedy i bez taboru szliśmy, komunikiem samym, a wtedy to my się zmienialiśmy w wilki, a deviria w zwierzynę. W bitwie , o której prawisz udział brałem połowiczny, bo pułk mój szedł w awangardzie i jeno osłaniał podjazdami wojsko Dominium szykujące się do bitwy, a potem posłano nas na zagon, sam generał della Bajadoz... - oczy rotmistrza jakby wyostrzały, a potem wyplynął w nich smutek. - Wybacz panie, lecz wojna to dawna sprawa dla mnie. Nie chcę o tym opowiadać. Wybacz raz jeszcze. |