Rotmistrz Andreas della Madre zwany „Czerwonym Pułkownikiem”
Tydzień wlókł się niemiłosiernie. W zasadzie rotmistrz Kary nie znal, a im więcej się o niej dowiadywał, tym mniej chciał ją poznawać. Zawsze cenił żołnierzy karyjskich, ale z wolna zaczynał rozumieć, skąd bierze się wnich ten ogień, zimny ogień, który pcha do walki. zaiste Karyjczycy byli przednimi wojakami, ale zarazem bezkompromisowymi i okrutnymi. Zwiedzając miasto co krok napotykał ów zimny plomień fanatycznej wiary. Zniechęcony przestał wychodzić z domu Bonehearta. Wszak był człekiem otwartym, który wprost wyrażał to, co czuje. W Karze było to zakazane, a raczej... jasne, mogłeś powiedzieć, co chcesz. Raz. Tylko raz. Inkwizycja już dbała, by drugi nie nastąpił. By jakoś spożytkować czas, trenował i czytał. Starał się wrócić do dawnej formy, za sprawą której był najlepszym szermierzem w lekkiej kawalerii. Jedna sporo z dawnej wprawy stracił. A co czytał? To, co w domu Bonehearta znalazł. Poezje, karyjskie, toteż religijne i mroczne. Dramaty misteryjne, z rzadka cynazyjskie liryki czy eposy z Kordu. |