Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-12-2010, 00:49   #8
Vangard
 
Vangard's Avatar
 
Reputacja: 1 Vangard jest na bardzo dobrej drodzeVangard jest na bardzo dobrej drodzeVangard jest na bardzo dobrej drodzeVangard jest na bardzo dobrej drodzeVangard jest na bardzo dobrej drodzeVangard jest na bardzo dobrej drodzeVangard jest na bardzo dobrej drodzeVangard jest na bardzo dobrej drodzeVangard jest na bardzo dobrej drodzeVangard jest na bardzo dobrej drodzeVangard jest na bardzo dobrej drodze
-Władca, Dama, Markiz, dziesiątka i dziewiątka. Ha! Wszystkie trefl jako sami widzicie. - tu krasnolud położył na krzywym blacie pięć równo rozłożonych kart. Przyłożył wyprostowany wskazujący palec do ust i uśmiechnął się pod długim, tak jak i broda, do pasa wąsiskiem. Kąciki piwnych oczu lekko się zmarszczyły od gromkiego śmiechu, który już po chwili wydobył się z jego ust. Zamilkł. Zlustrował pozostałych graczy uważnie, obserwując ich ponure miny i zgarnął czwartą już z rzędu wygraną. Jeden z tutejszych wstał, zaklął i przewracając krzesło, szybkim krokiem opuścił lokal.
-Kretyn zniewieściały. Tu widzicie, że przegrywać trzeba umieć. Ale i wycofać z wygraną też. - tu uciszył gestem marudzących graczy, sękatą dłonią podniósł drewniany kufel i pociągnął nielichego łyka. Odstawił go z chlupnięciem i głośno beknął. A było to nie byle jakie beknięcie, dochodziło z samych trzewi, jak to tylko krasnoludy potrafią.

-Teraz się przyjęło wreszcie. Mark, szefie kochaniutki, dwa jeszcze wezmę. Jedno na dopitkę i drugie co bym później nie musiał prosić.
-Zaraz będziem gadać Moror, dużo już ich. Idźta do nich jak też masz chętkę pomóc. - karczmarz postawił dwa kufle przed krasnoludem. Ten przyjrzał się już siedzącym osobnikom. Raczej nie z ciekawości, a pod kątem przydatności. Gdyby tylko mógł, nie pchałby się do kompani z nieznajomymi. Ale chłopi to trzęsidupy, a samemu... rychło mu do grobu nie było.
Podał karty pozostałym graczom, wziął kufle i chciał wstać, ale zahaczył głowicą krótkiego miecza o kant stołu i rozlał trochę trunku na siebie.
-Kurwa, psia mać! - odstawił jeden kufel by poprawić pas z mieczem, wstał i podszedł do stołu przy którym siedzieli obcy.

W większości byli to ludzie, a ponieważ oni siedzieli, a on stał mogli sobie patrzeć prosto w oczy. Przy wolnym krześle postawił kufle.
-Chuchra same... - mruknął pod nosem jakby do siebie, tak jak zresztą często miał w zwyczaju. - Tego no, co ja żem miał? - tu podrapał czubek głowy i zmierzwił długie jasnobrązowe włosy związane w krótki warkocz - Tego no, Moror jestem i też chcę zarobić. - ręki nie podał, nie miał w zwyczaju. Miło także nie spoglądał na obecnych, tego także nie miał w zwyczaju. Przynajmniej nie do obcych. Nadal stał i głupio trochę to wyglądało, zajął więc pośpiesznie miejsce.


Gdy karczmarz zaczął przedstawiać zebranym sytuację, nie słuchał uważnie. Wiedział już co jest na rzeczy. Od trzech dni, jak tutaj jest nie mówiło się o niczym innym. Gdy przybył do wioski, nie takiej złej jak na jego gust, od razu zasypano go pytaniami czy pomoże. "Jasne, że pomoże" mówił. Skoro płacili, to pomoże, a że nie on jeden miał pomóc, bo ogłoszenia ponoć dali to czekać musiał. Moror nie lubował się jednak w czekaniu, więc i robić coś musiał. Na jego szczęście była niegdyś kuźnia w siole. Teraz to już nie za bardzo kuźnia bo rozebrana była w większości i zniszczała. Palenisko jednak krasnolud umiał odbudować, narzędzia miał swoje, a jakże. Mógł więc robić chociaż podkowy dla ich kobyłek. Pracy dla kowala we wiosce było dużo, on jednak to wojownik, najemnik - dlatego siedział teraz w karczmie, nadal w brudnym odzieniu roboczym i słuchał.

- Więc tako ja wam powiem. Ja biorę dla siebie czterysta sztuk złota, bo na podróż potrzebuję. Wy nie.
Coś go zaczęło drapać w gardło, charknął więc, pociągnął nosem i splunął pod nogi.
- Pozostałe osiemdziesiąt dzielimy na ośmiu bo tylu nas jest. - pozostali spojrzeli na niego jakoś dziwnie, z pobłażaniem. - Żartu nie pojęliście? Czy jak?
Skoro nie zrozumieli, to nie miał dalej co gadać, pociągnął więc łyk piwa.

Gdy kapłan wspomniał o napiciu się, krasnolud spojrzał na swój drugi kufel. Żal mu się go trochę zrobiło - piwa bardziej, niż człowieka. Podsunął jednak naczynie w kierunku tamtego, bo o Kordzie słyszał i wiedział, że to patron wojowników, toteż poczuł sympatię do kapłana.
- Masz. Nie piłem. - szybko dodał widząc zwątpienie w jego oczach.

Po wylewnych wrzaskach tego, który przedstawił się jako Darett, Moror dopił spokojnie piwo zastanawiając się czy na pewno chce z kimś takim przestawać. Nie lubił pieniaczy, tacy byli nieobliczalni, ich odwaga sprowadzała się tylko do czczej gadaniny, a gdy przychodziło do spotkania ze smokiem... Nie -smok to kiepski przykład, ale na przykład z takim orkiem, to byli pierwsi do spierdalania.
- Następnym razem chłopcze - sam nie był jeszcze stary, raczej niedawno wyrosły z wieku młodzieńczego. Jak dla ludzi jednak jego wiek byłby już "większą połową" życia - zastanów się co i do kogo pierdolisz. Szacunek trza mieć i okazywać. bo nie wiesz kto ci przy okazji ostrze w dupę wsadzi. Ot co.

Osobiście nie miał pytań. Był już myślami w swoim pokoju. W głowie, przywdziewał już napierśnik, polerował tarczę i sposobił się do drogi. Jednak teraz chyba ktoś o piwie gadał - źle gadał.

Moror znał trudne słowa, jakimi uczeni lubili się posługiwać, ale korzystał z nich rzadko. Nie tyle go to męczyło, co uważał, że proste słowa lepiej wyrażają myśli. Teraz jednak musiał ich użyć.
- Hola, Hola. Pofolgujcie sobie panowie. Nie śmiem tolerować w moim, to jest tego, no moim towarzystwie, o! Nie lubicie P I W A - każdą literkę musiał powiedzieć osobno - to nie pijcie. Ale i nie gadajcie, że to szczyny. Jakiem zwiedził dużo krajów, to piwo, to zawsze tego, no ambrozja była. - pociągnął kolejny łyk.
 
__________________
moja pierwsza sesja na forum (z przed czterech lat): http://lastinn.info/archiwum-sesji-i...pod-rynne.html
sesja obecna: http://lastinn.info/sesje-rpg-dnd/92...linga-snu.html

Ostatnio edytowane przez Vangard : 18-12-2010 o 01:03.
Vangard jest offline