Merzier wstał zza stołu i zaczął się przechadzać po gabinecie. Mimo zwalistej, ociężałej budowy idealnie pasował na dowódcę batalionu desantowo-szturmowego, którym był niegdyś.
- Sebastian, bo tak chcę. Bo mam dośc tego, że wpieprzacie się w każde gówno, w jakie można się wpieprzać. Bo już dość może waszych zabaw z bronią, a przynajmniej dość zabaw bez mojej kontroli. Bo nie chcę, by ktoś cię rozwalił. Wybierz sobie dowolną z przyczyn, opiekunów i tak dostaniecie, a jak się nie zgodzicie, to opiekunowie was tu przywiozą powiązanych jak barany i zamkną na najbliższe 10 dni, aż się uspokoi to wszystko... - wykonał nieokreślony ruch w kierunku okna. - O zadymie na cmentarzu coś wiem, coś tam się dzieje, coś złego, a sam tam nie wejdę. A dzicy? Dzicy nic nie znaczą, tyle że wy chcecie wdepnąć w sprawy korporacji. IG Fahrben nie wybacza tego. Sebastian, przeciez wiesz, że też mam z nimi porachunki. |