Drodzy panowie chyba źle się trochę zrozumieliśmy, ja nie jestem przeciwnikiem walki jako takiej, ale jestem przeciwnikiem zachowań, które dla łatwiejszego wyrażenia przedstawię na przykładzie:
Drużyna zabijaków ma zadanie dopaść miejscowego bossa (wpływowy kupiec lub bandyta) i gracze po ustaleniu gdzie znajduje się jego chata, ruszają z miejsca do akcji. I nagle okazuje się, że ochrona bossa to nie byli chłopcy Gisberna, tylko profesjonaliści z automatycznymi kuszami i pieskami wielkości sporego kuca. Drużyna dostaje po ryju, aż miło i potem gracze beczą, że przygoda była za trudna. A wystarczyło parę dni spędzić na obserwacji, by dowiedzieć się, że boss raz w tygodniu jeździ z małą obstawą do swojej kochanki i tam go można próbować dopaść.
Nie lubię też gdy gracze, którzy właśnie zdobyli skarb smoka, przepuszczają wszystko na dziwki i magiczne super miecze, zamiast siąść na przysłowiowym zadzie, kupić kawał ziemi, wybudować sobie zamczysko i zacząć wreszcie do cholery zdobywać władzę nad światem, albo jak kto woli poczekać aż potwory same przylezą pod zamek, a nie przemrażać sobie korzonki w wilgotnym lochu. Przypominam że jest to moja subiektywna ocena.
A co do tematu zasady są po to by ich używać, więc powergaming jest ok, a muchkinizm jest be. |