W rogu karczmy pół-siedząc, pół-leżąc spał, odziany w kolczugę wojownik. Jego głowa, pokryta czupryną jasno-szarych włosów, opierała się o belkę nośną tego przybytku, jakby to była najmiększa na świecie poduszka. Osobnik ten chrapał wydając przy tym dźwięki niczym zgłodniały niedźwiedź, a od czasu do czasu mamrotał coś w niezrozumiałym języku. Każdy kto przeszedłby teraz obok niego, niechybnie wyczułby bijącą od niego woń alkoholu, ale zauważyłby również leżący na ławie powgniatany prosty hełm z nosalem i morgensztern z zaschniętymi śladami krwi na kuli.
Gdy drzwi karczmy otworzyły się wojownik obudził się i półprzytomnym wzrokiem ogarnął salę. Jego mętne oczy zatrzymały się na chwilę na sylwetce pięknej kobiety, która właśnie weszła do środka, by chwilę później podziwiać inne kształty w postaci butli gorzały.
Kund gdyż tak brzmiało imię tego wojownika, przeciągnął się, aż coś chrupnęło w kościach, a potem sięgnął po butelczynę i pociągnął solidnego łyka. Gdy okazało się że dziewka jest posłańcem od zleceniodawcy, wojownik wstał zza ławy, założył hełm, wziął swą broń i chwiejąc się podszedł do niej i do reszty, jak się miało okazać przyszłych współpracowników. Stał przy stoliku kiwając się i tylko jego nieliczne dziwne reakcje, wskazywały że wie co się dookoła niego dzieje. Na przykład splunął trzy razy za siebie, gdy jeden z mężczyzn wyszedł z karczmy, jakby chronił się przed urokiem, albo głośno zarechotał gdy inny gość dostał bolesną reprymendę od kobiety za przekroczenie pewnych granic. W końcu jednak odezwał się, próbując wziąć monetę ze stołu, co w tym momencie nie było dla niego zbyt proste. - To chzie ten wóz? |