Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-09-2012, 12:50   #25
Komtur
 
Komtur's Avatar
 
Reputacja: 1 Komtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputację
Cisza wymowna zapadła po występie pana Odloczyńskiego. Janikowski spojrzał krzywo na swego przeciwnika, ale milczał cały czas. Siedział cicho, na dalszy rozwój wydarzeń czekając.

- Ekhm - odchrząknął Jakub, niezręczne milczenie przerywając - Piotrze kochany zostań z gościem, a ja sam po turczyna pojadę.

- Ja z imć Janikowskim ostanę... nie turbuj się waść. Odburknął pan Andrzej, racząc swoim wilczym spojrzeniem szlachetkę bawolą głową się pieczętującym gdyż jeno w nim mu nadzieja ostała na jakoweś harce tego wieczoru. Być może nie utrzyma jadaczki zamkniętej i dam mu pretekst do wyciągnięcia żelaza zgodnie z obietnicą.

Posłuszny, gdy wystrzał w izbie zagrzmiał, łeb rękoma nakrył i przykucnął odruchem wiedziony, przez co przez chwilę widać go nie było po za stołem zniknął. Rychło jednak wynurzył się stamtąd, wzroku z Pana Odloczyńskiego nie spuszczając - jakoby całkiem zainteresowanie Janikowskim stracił. Gdy zacichły słowa innych, spojrzenia obu Panów Andrzejów się spotkały - bo i Posłuszny nie zamierzał łba spuszczać.

Niespodziewanie śmiechem wybuchnął, gromkim, rechotliwym niby u wielkiej żaby.

- Szaraczkowie? - ocierał łzy Pan Posłuszny - Patrzcie go, waszmościowie, karmazyna! Wybacz waść, bo nie zauważyłem że z magnatem przyszło mi biesiadować! Kimże ty, że do rodowej szlachty z tych ziem tak się chcesz zwracać? Kimże, co to trzy niedziele temu ledwie się tu pałętać zaczął i za cały majątek liche odzienie, konia i to co na nim posiada?

Spoważniał Posłuszny tak nagle jak wybuchł, łypiąc spod byka na Pana Odloczyńskiego.

- Warcholę, warcholiłem i będę warcholił...- wycedził - ...i waszmości ani nikomu nic do tego. Ślipiami, co to waćpań za wilcze jak widzę uważasz a dla mnie wejrzenie zająca pod miedzą srającego przypomina, mnie nie wystraszysz. O świńską rzyć moją też sprzeczać się nie mam zamiaru, choć kraśniejsza rzyć moja świńska od pańskiego pyska, panie bracie. Ale od bawolej głowy...- powoli pomachał paluchem szlachcic - ...wara ci, wara! Herbu mojego nikt tu szargał nie będzie, zwłaszcza taki co to ma w polu swym miecz między dwa półdupki wciśnięty.

Przerwał by nabrać oddechu.

- A jak się to waszmości nie podoba...- Posłuszny zmarszczył porośnięte jak step brwi - ...i tak waści do krócicy pilno, że aż dziury w dachu dobrodziejce pani Ksymenie robisz...To możem stanąć na trzydzieści albo i dwadzieścia kroków na ubitej ziemi z pistolami, mnie to furda. Będę tedy wreszcie prawdziwy powód miał, by księdza sprowadzić.

Nagłe łupnięcie w stół wywody imć Posłusznego skontrowało. Pobladła pani Ksymena stała wyprostowana jak struna, i raz za razem tłukła w stół workiem z kulami. Drewno protestowało jękliwie, a zajadła ta niewiasta rąbała dalej, aż tkanina pękła i kule potoczyły się po stole.

- Cisza! - warknęła głosem cichym, lecz wściekłym. - Dziewka pod naszym dachem dogorywa, może ostatnie chwile to jej, a wy burdy urządzacie sobie? Przy wrogu naszym siedzicie zajadłym, takie twarze pokazujecie? Mości Posłuszny, takie obyczaje w rodzie twym, o którym zawszeć dobre rzeczym słyszała, by jeńca, co parol dał, po mordzie prać? Zdaje się wam, że gdy Henryka nie stało, pozwoleństwo na warcholenie będzie, bom słaba niewiasta? Otóż nie będzie, waszmościowie... - wysyczała, jedną z kul w sęku na stole spoczywających podniosła w dwa palce i w Łasiczkę zapakowała sprawnie. - Choćbym i jedną nogą w grobie już stała, obydwu was za karki jeszcze wezmę. I to wam obiecuję, panie Odloczyński i panie Posłuszny - jak do burdy kolejnej dojdzie, dochodzić, przy kim racja stała, nie będę. Obydwu was precz spod dachu mego pognam, byście się swarzyć mogli na gościńcu.

Imć Odloczyński chyba jeno przez grzeczność wdówki wysłuchał… jednak sądząc po jego czynach nic sobie z tych słów nie zrobił. Mimo, iż ze swoim adwersarzem jedno imię nosili to jak widać wiele ich różniło. A nade wszystko Odloczyński nie rzucał słów na wiatr a i obrazy niczym jaki Posłuszny mimo uszu nie nawykły puszczać. Jak na dobrego chrześcijanina ostrzegł obu pieniaczy cóże ci muszą uczynić aby uszczerbek z jego strony ich nie spotkał. Jak się okazało dla pana Posłusznego zmilczenie było zbyt wielkim wyzwaniem… a obraza rozeźlonego szlachcica z Małej Polski zbyt wielką pokusą. Na własne życzenie, Odloczyńskiemu za grzech to nie będzie poczytane. Tedy jak Ksymena obecność dziewek pod dachem wypominała on obojczyk i karwasze ściągał. Kiedy strofowała opoja Bawolą Głową się pieczętującego on guzy żupanu rozpinał. Kiedy o parolu prawiła on już w samej koszulinie i hajdawerach stał. A nim skończyła obnażył żelazo.

Gdy Ksymena perorę ku Posłusznemu głównie kierowaną, bowiem jego za koronnego pieniacza tu miała, skończyła, i obróciła się ku Odloczyńskiemu, ten rozdziany już stał i kępę włosów na piersi na obaczenie wszystkim wystawił, gęstą całkiem jako te chaszcze, co to je pani Ksymena Janikowskim była wycięła. Zaskoczenie szybko znikło z jej twarzy suchej, a w oczach rozpaliły się ogniki wesołe, prędzej młódce jakowejś niźli dostojnej matronie przystające. Choć nie drgnęły kąciki wąskich ust, te oczy roześmiane ponad poważną twarzą swoje mówiły. Po raz pierwszy ode dawna, a na pewno od czasu, gdy pojednać się z bratem wróciła, panią Ksymenę coś uradowało prawdziwie. Ni słowa nie rzekła, Odloczyńskiemu skinęła tylko ledwie dostrzegalnie głową.

- Panie Posłuszny co to posesjonatem się mienisz ze słom z dziurawych butów wystającą. Zapraszam na majdan dokończyć ten dyskurs zgodnie z honorem polskiego szlachcica. Z żelazem w ręku. Powiedział nad wyraz spokojnie. – Rzecz jasna może jesteś synem murwy i szewczyka krzywym kusiem zrobiony w chlewiku. Może za nic masz to co ci prosto w oczy i przy świadkach powiedziałem. A wstyd to żaden dla ciebie jest. Możesz mi tu suponować, żeś światły szlachcic i sodomicką francuską modłą na krócicę pojedynkować byś się chciał ale to jeno wstyd waszmości jeszcze większego przynosi. Mając broń palną za haniebną w rozstrzyganiu sporu a i wiedząc czym grozi ubicie szlachcica z samopału tedy gardła za poszczerbienie takiego suczego syna nie zamierzał dawać. A jako że odszczekania nie usłyszał tedy ruszył przez izbę na majdan. – Czekam waści!

- Na dwór, waszmościowie, jak się wadzić chcecie - wcięła się twardo pani Ksymena, choć ciągle wyglądała, jakby to jej słów nieposłuchanie radość jej jakowąś sprawiało.

- Odpuść, panie Andrzeju. - ozwał się do pana Posłusznego pan Winnicki, pobladły i milczący już przez czas dłuższy - Nie warto.

Ale wiedział on dobrze, że natura Posłusznego nie da się do butów wepchnąć. Takoż i nie zdziwił się, gdy jego pan wcale go nie słuchał.

Ichmościni Ksymena z rękawa czystą chusteczkę dobyła i Janikowskiemu rzuciła przez stół.

- Naści, młodziku. Krew z oczu sobie otrzyj, bo twe baczenie potrzebne będzie. Ranę ci później wychowanica ma opatrzy, rękę do szycia to ona ma.... Widzisz - dodała już ciszej, przechodząc ku panu Tadeuszowi, chustę ujmując i własną ręką krew z gęby ścierając, bo coś niesporo mu szło. - Widzisz, z kim ja przestawać muszę? Jeden pan Odloczyński prawy człek trafił mi się niczym perła w świńskim szafliku, przywiodłam go tu, by bratankom mym przykładem świecił... to go bisurmanin ten Posłuszny judzi do złego i rozpija. Ale... nie twoja to rzecz. Nuże, wstawaj.

- Waszmość się prawem nie zasłaniaj...- krzyknął za panem Odloczyńskim Posłuszny, takoż rozbierający się już do samiuśkiej poplamionej koszuli, przy czym poplątał się w tym nieco, ze złością ubiór uparty szarpiąc aż ten się naddarł nieco i wreszcie puścił - Z lepszymi od ciebie żem się strzelał, o co wszelako nietrudno w przypadku chama! Nie hańby ty się boisz jeno zwyczajnie strach ci kostki podgryza! Ale do żelaza stanę, mi zajedno! Wszyscy świadkami, żeś powód pierwszy dał - z herbu mojego rodowego się naigrywając, o przezwiskach chrześcijanina niegodnych nie wspomnę.

- Pelaśka! - zakrzyknęła pani Ksymena na posługaczkę. - A dygaj no na dwór i ściągaj piernaty z cembrowiny, bo jeszcze mi tu je pokrwawią. I krowę zapędź do sadu, czas już. Niech tam na majdanie nie stoi, łeb jej zadrasną w ferworze walki te wielkie hetmany, jeden i drugi ledwo z przepicia widzi i omylić się mogą, kogo i co tną.

Stanął wreszcie Pan Andrzej, zasapany ale w samej rozdartej koszuli i hajdawerach, dłoń na głowicy szabli oparł i posłał gospodyni spojrzenie pełne pomyślałby kto żalu, do kompletu z uśmiechem szerokim i rozbrajającym, straszącym jeno zepsutymi zębiskami.

- Wybacz dobrodziejko moja, że w gościnie Twej takowe rzeczy się dzieją. Ale cóż począć...- Pan Posłuszny rozrzucił szeroko ramiona w przesadnym geście - Cóż z warchołem takim jak Odloczyński robić? Przez takich to synów Rzeczypospolita matka srogo płacze. Warcholstwa bezwstydnego ktoś przecie musi go oduczyć.

- Ależ, wybaczam, panie Andrzejku kochany - mruknęła pani Ksymena cokolwiek fałszywie.

Szlachic ruszył śladem Odloczyńskiego ku drzwiom.

- Dzbana mi popilnujcie, waszmościowie! - rzucił gromko przez ramię nie oglądając się - Wartko się uwiniem i jeszcze przed e k s k u r w s j ą do księdza zdążę strzemiennego z wami wychylić.

Zaraz za panem Andrzejem na podwórze wyszedł Tadeusz Janikowski, chustę do czoła przyciskając ciągle. Dziwnie szedł, jakby w tańcu jakowymś na dworach modnym, to szybciej, to wolniej, a to zadrobił niczym kokosz w miejscu. Wszystko zaś dla tej przyczyny, że postępująca krok za nim pani Ksymena raz za razem dźgała go między łopatki kościstym palcem.

- Jedna rzecz, waszmościowie - ozwała się pani Ksymena zadowolonym głosem kogoś, kto w świątecznym pierogu na szczęśliwy orzeszek natrafił. Janikowski stanąć z boku chciał, to go za rękaw żupana złapała i osadziła w miejscu. - Nie, żebym któregokolwiek z zacnych waszmościów o jakieś brewerie oskarżała, jeno swara była a waszmościowie obydwaj po wypitce. W gniewie po gorzałce krew gorąca i głowa czasem nie wie, co ręka czyni. Tedy, żeby sporu rozsądzenie sprawiedliwym było, sędzia z nikim niezwiązany tutaj baczenie mieć na wasze tańce będzie. Co za szczęście, że takowego, i to jeszcze z szablą obznajomionego mamy - Janikowski za żupan szarpnięty poleciał do przodu jak kopnięta w kuper kokoszka. - Mości Tadeusza sama żem na sejmiku widziała, jak sprawiedliwie i godnie pana Miłosza Ostrowieckiego poszczerbił. No, to sędziuj waści.

Po czym pani Ksymena zasiadła sobie wygodnie na ławie w podcieni, suknię w równe fałdy układając.

- No, pięknie, waćpanna! - huknął Pan Posłuszny, który już to na ubitej ziemi zaczął się ustawiać - Janikowski, sędzią?! Toż to od razu widać kogo jako zwycięzcę pragniesz Pani widzieć! Nie masz to lepsze, niż gdy sędzią w twojej sprawie ma być ktoś komuś właśnie łeb dzbanem rozwalił! Paradne! To ja już wolę, byś to Ty sama rozsądzała! A jeśli nie chcesz, któryś z druhów moich, Patulskich! Łotrowi, co to po gościńcach podróżnych napada, sądzić się nie dam!

To mówiąc Posłuszny obrażony założył ramiona na siebie i w dumnym geście obrócił głowę w kierunku, gdzie służąca pani Ksymeny akurat prześcieradła ściągała, nachylając się przy tym i całkiem dosadnie kuperek rozkoszny eksponując.

- Waszmości mniej gardłuj, a więcej do rzeczy sposób się - odpaliła z wdziękiem pani Kusznierewicz. - Dopóty starosta wyroku nie wyda, dopóty wina pana Janikowskiego niepewna. A że łeb rozbity... przy każdej biesiadzie zdarza to się, i nikt tego pode trybunały nie podnosi. Ani ja sądzić nie będę, bom niewiasta i nie godzi to się, bym się pomiędzy mężów z wyrokami wcinała, ani bratankowie moi, boć was obydwu jako braci rodzonych kochają. Jak osoba sędzi waści nie leży, to waści pojedynek przekładaj i innego szukaj, jeśli pan Odloczyński zgodzi się. Lub sprawę oddaj, za pokonanego uznając się. Mnie tam zajedno, panie Posłuszny, jeno czas leci, a wam zimno cokolwiek rozdzianym, hm?

- Za pokonanego?! Nigdy! - obruszył się prawdziwie szlachetka - No i jeszcze Janikowski niewinny, jakżem na własne ślepia rozbój widział, no ładne to rzeczy. Patulscy braciaszkowie, słyszycie to Wy? Zupełnie to inne rzeczy żem o waszej ciotuchnie słyszał, oj inne, ale tu widzę insze układy panują niż się to przy stole d e k r a l u j e. Może jeszcze proszę ja was wreszcie pokażecie kto tu w rodzinie waszej portki nosi, bo jak na razie to najwięcej to panią Ksymenę słychać a wy jako zające pod miedzą siedzicie!

Usta pani Ksymeny ledwo drgnęły, gdy półgębkiem wysyczała do stojących przy niej bratanków:

- A ozwij się który, to płazem szabli w tyłek wleję, jako żeście chłystkami byli. Wszystko ku dobremu idzie...

Pan Posłuszny zwrócił spokojny w sumie wzrok ku Panu Odloczyńskiemu.

- Z Janikowskim jako sędzią, ze względu na pamięć moich przodków, nie staję i już. Toż to nawet sam dziadeczek by się w grobie przewrócił, o innych nie mówiąc. Z każdym, byle nie z Janikowskim. Albo waszmość kogo innego dajesz, albo i przyjdzie rzecz odłożyć skoro nie da się inaczej. Waszmość decyduj!

Gdy wszyscy na majdan wyszli pojedynek oglądać, pan Kmita, który ostatni jeden się w izbie ostał, listy w sakwie znalezione za pazuchę schował. Potem zadowolony dołączył do reszty, by pojedynek oglądać, choć co do wyniku to raczej był go pewien.

Imć Odloczyński czuł się niczym na sejmiku lubo na jakim targu. Stal jak nie przemawiała tak nie chciała przemawiać. Nic tylko mielenie ozorami… Pan Posłuszny widząc, że z nim już nic nie zwojuje tedy w dyskursa z Ksymeną wdawać się począł… chyba jeno tylko odwlekając pojedynek próbując. Rzecz jasna i tutaj pan Andrzej żadnego sensu nie widział… jak to nie kończyło parodii działania nic-nie-robienia końca widać nie było. W pierwszym momencie jedyne riposty jakie można było słyszeć ze strony zagończyka to te wydawane przez jego szablisko kiedy to wywinął parę młyńców i zamaszystych cięć. Wykonał parę ruchów ramion i przysiadów z wyskokiem dobitnie pokazując swą gibkość i… trzeźwość. Sprawdził czy węgierka dobrze, jak zwykle leży mu w dłoni… leżała. Z grymasem niezadowolenia podwinął rękaw koszuli na prawym ramieniu. Wąsa wygładził. Obcasem trzasnął… A kiedy już Posłuszny zadecydował zwrócić się z kasacją wyroku niczym do trybunału do to pióro szabli już nisko nad ziemią zawisło. Jakby w oczekiwaniu na pierwsze cięcie.

- Mnie tam sędzia za nic potrzebny. Odrzekł beznamiętnie. – Jeżeli kto tu trupem padnie to zapewne wszyscy przed starostą zaświadczą, iże to nie było niczyją intencją. Tedy jak na moje wyrozumienie trzeci w tym sporze nie jest nam potrzebny, chyba że acan oczekujesz jakowej dodatkowej szabli która by ci w sukurs przyjść mogła. - I wzruszył ramionami.

- Skoroś już acan zdecydowałeś się stanąć przede mną z szabliskiem to jak dumam nie po to aby odszczekać to coś powiedział. Jeżeli sądzisz że we łbie ci się zmąciło i żal za słowa swe odczuwasz to możesz wsadzić rzyć w kulbakę i jechać po księdza… jak cię grzecznie proszono. Jeżeli nie to szkoda dalej strzępić języka... i pora trochę poszczerbić szable.

Wysunął prawą nogę nieco do przodu zwracając się prawym bokiem do Posłusznego a oba kolana nieznacznie mu się ugięły. Wąsa raz jeszcze przygładził i milczał. Teraz już zostały dwie możliwości… nie więcej. Odloczyński nie zamierzał się z niczego wycofywać.

- A mnie się widzi...- Posłuszny wyciągnął powoli szablisko z pochwy, ale go póki co dalej go opuszczone trzymał -...że skoroś waść tak do polskiej modły pojedynków przywiązany, nie francuskiej, to warto by dotrzymać tego co pani Ksymena mówiła. Nie chcesz waszmość po francusku, to po polsku sędzia się przyda i już. Takie moje zdanie.

Mimo swoich słów, Pan Posłuszny pozycję przyjął, może nieco niezgrabną, może nieco się na nogach chwiał ale mordę miał zaciętą i garścią mocno szablę trzymał.

- Byle nie Janikowski, powtarzam. A jak waszmości szczekania trzeba, to ode mnie go nie posłyszysz. Starczy, że sam gębę otwierasz.

I to imć Andrzejowi starczyło za odpowiedź. Dość mielenia ozorem. Przyszła pora na podgolenie wąsów. - Stawaj Waść! Uniósł szablę i począł obchodzić z lewej strony pana Posłusznego zważając na błocko zalegające na całym majdanie. Szukał sposobności do pierwszego ataku.

Wszystkie oczy zwrócone były na pojedynkowiczów, wszystkie oprócz pana Kmity. Ten stał na uboczu i minę miał marsową, jakby ważył się trudną decyzję podjąć, a oczyma tylko na boki świdrował czy nikt baczania na niego nie ma. Bo w rzeczy samej pan Jakub trudną decyzję podejmował, mogącą zaważyć na jego reputacji. Zastanawiał się on właśnie czy pieczęci listu nie naruszyć i tym samym wolność szlachecką podeptać. Po chwili wewnętrznej walki, ciekawość jednak zwyciężyła, sięgnął ręką za pazuchę i zmiął pergamin tak, by pieczęć od niego odlazła. W razie nieprzyjemnych pytań, gotów był na Posłusznego lub sługę Janikowskiego winę zwalić, że ci w gniewie pergamina pomięli i pieczęć naruszyli.
 
__________________
"Kto się wcześniej z łóżka zbiera, ten wcześnie umiera" - Mag Rincewind
W orginale -"Early to rise, early to bed, makes a man healthy, wealthy and dead."

Torchbearer dla opornych. Ostatnia edycja 29.05.2017.
Komtur jest offline