Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-05-2014, 07:00   #2
Baird
 
Baird's Avatar
 
Reputacja: 1 Baird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputację
Roto'Szaad i Lana'Moreh, Przestrzeń Kosmiczna, Zemsta Karthir'a

Minęło kilka tygodni od kiedy niewielki quariański transportowiec ''Zemsta Karthir'a'' opuścił flotyllę i wyruszył w daleką drogę do cytadeli, no może nie do cytadeli ale do najbliższego przekaźnika masy. Flota nigdy nie stacjonowała blisko tych urządzeń z oczywistych powodów a gdy jakiś transportowiec floty chciał, z któregoś skorzystać czekała go wtedy dwu, trzytygodniowa podróż do jednego z proteańskich urządzeń. Na pokładzie Zemsty dwoje pasażerów cieszyło się z tej podróży bardziej niż reszta stałej załogi. Pierwszym z nich był sierżant zbrojeniowy Roto'Szaad vas Goliath, dobrze wyszkolony i zaprawiony w bojach quariański weteran, który nie raz wrócił z tarczą z samobójczy misji na terenie geth, kryjówek piratów lub akcji abordażowych. W czasach swojej pielgrzymki Roto miał przyjemność zwiedzić dużą cześć galaktyki ze swoimi najemnymi przyjaciółmi i gdy zakończył on swoją podróż i był zmuszony porzucić życie najemnika to jednak życie najemnika nigdy nie porzuciło Roto. Mimo, że flotylla była jego domem to przestrzeń wzywała go silniej, duch wolności i przygody jaki towarzyszył mu w młodości nadal czasem go nawiedzał gdy ten spoglądał na gwiazdy z pokładu Goliatha. W końcu kilka tygodni temu admirał Zaan'Shar vas Goliath zezwolił Roto na opuszczenie posterunku w ramach ''treningu bojowego z udziałem nie quariańskich jednostek szturmowych'' wymówka była dość dobra by admirał nie musiał się tłumaczyć przed innymi ale przede wszystkim dawała ona Roto swobodę oraz czas na ponowną eksplorację drogi mlecznej.
Drugim wspomnianym członkiem załogi, którego ekscytacja spowodowana opuszczeniem flotylli zaczynała już powoli denerwować pozostałych członków załogi była Lana'Moreh nar Altem. Lana w przeciwieństwie do nostalgicznego Roto nie wiedziała czego się spodziewać, w końcu była to jej pierwsza pielgrzymka w życiu. Od wejścia na pokład Lana wypytywała wszystkich starszych członków załogi o kulturę i zwyczaje ras cytadeli. Dla większości z nich już po kilku dniach stała się ona męcząca, wszystkich za wyjątkiem sierżanta zbrojeniowego, który widział w dziewczynie odbicie swojego entuzjazmu sprzed lat, tego samego entuzjazmu, który i jego pchał na powrót do stolicy galaktyki. Przez kolejne tygodnie podróży Roto i Lana zbliżyli się do siebie niczym ojciec i córka. Rodzice Lany nigdy nie popierali jej decyzji o zostaniu żołnierzem, uważali oni, że jest to zbyt niebezpieczne a ich mała córeczka byłaby znacznie bezpieczniejsza gdzieś w przepastnych, mechanicznych trzewiach jednego ze statków flotylli. Lana nie zgadzała się z nimi i mimo, że ich kochała to nie mogła pozwolić im by decydowali za nią co dla niej lepsze. Roto'Szaad cenił sobie zapał i entuzjazm młodej quarianki i podczas czasu jaki spędzili razem chętnie nauczał ją nie tylko o zwyczajach innych ras ale również o pancerzach, uzbrojeniu czy specyficznym stylu bycia. Roto bardzo często mówił o kroganach, którzy należeli do jego ulubionych kosmitów ale Lanie nie przypadli oni specjalnie do gustu. Lana chętnie uczyła się tego wszystkiego, bronie, pancerze, strategia walki podczas abordażu oraz techniki dywersyjne, końcu chciała kiedyś zostać quariańskim żołnierzem a teraz szkolił ją sam wielki Roto'Szaad vas Goliath.
Roto i Lana siedzieli w maszynowni Zemsty Karthir'a. Lana podobnie jak Roto została przypisana na czas lotu do załogi statku. Jako młodszy mechanik była zmuszona do częstego przebywania na niższych pokładach statku ale nie przeszkadzało jej to, Roto często odwiedzał ją przy pracy, praktycznie codziennie i opowiadał jej kolejne ze swoich pamiętnych przygód.
- I wtedy rzuciłem granatem przylepnych prosto w oko niszczyciela, w momencie wybuchu jego głowa błyskawicznie znalazła się przy jego du...- Roto trochę wstydził się przeklinać przy młodej quariance. -...dole pleców. -
- I co było dalej? - Zapytała podekscytowana Lana nie zwracając wcale uwagi na próby cenzurowania się Roto.
- Bosh'tet musiał wezwać wcześniej posiłki bo chwilę później cała stacja roiła się od geth. - Odpowiedział quarianin.
- I co zrobiliście? - Dalej dopytywała Lana.
- No cóż. Wiedzieliśmy, że muszą mięć gdzieś na planecie nadajnik do...- Słowa Roto przerwał komunikat z mostku.
- Uwaga załoga. Mówi wasz kapitan. Własnie zbliżamy się do przekaźnika masy. Przygotować się do skoku. - Głos w głośnikach ucichł równie szybko jak się pojawił.
-...komunikacji. - Skończył Roto. - Idziemy? -
Od kilku dni tematem rozmów ów tej dwójki była tylko i wyłącznie Cytadela nie było więc zaskoczeniem, że Lana chciała zobaczyć cały jej majestat. Gdyby była na pokładzie sama zapewne moment wyskoczenia z przekaźnika podziwiała by jedynie na odczytach w maszynowni. Na szczęście dla dziewczyny nie była sama a słynny Roto'Szaad vas Goliath mógł bez problemu załatwić jej wejście na mostek na czas skoku.
Lana spojrzała na starszego mechanika, ten tylko skinął głową.
Chwilę później Lana i Roto byli już w drodze na mostek. W głębi ducha Roto również był podekscytowany tym, że ponownie zobaczy cytadele ale jako twardy żołnierz i doskonały oficer nie pozwolił sobie na zbytnie okazywanie tych uczyć.
- Wszystkie systemy w gotowości. Możemy skakać kapitanie. Usłyszeli gdy tylko weszli na mostek.
Kapitan Ken'rah vas Karthir spojrzał na stojących obok niego Lanę i Roto.
- No to skaczemy. - Odpowiedział kapitan.
Nie da się słowami opisać tego jakie to uczucie gdy ty, cała załoga i statek, którym właśnie lecicie zmniejsza swoją masę do zera by przelecieć kilka tysięcy lat świetlnych w przeciągu sekundy by zaraz potem odzyskać swoją dawną i wyhamować do prędkości kilkudziesięciu tysięcy kilometrów na godzinę. Najbliższym słowem, które rzuca się na myśl jest niemożliwe, choć niektórzy wolą używać słowa, pawioprodukcyjne.
Na szczęście dla Lany jej pierwszy przeskok nie należał do pawioprodukcyjnych i mogła ona w spokoju podziwiać widok, który rozcierał się przed jej oczami.
Właśnie taką zapamiętał ją Roto, piękna i olbrzymia cytadela. Centrum galaktycznych finansów i polityki oraz pierwszy przystanek w drodze do przygody.
- Spójrzcie na tego kolosa. Jest większy niż jakakolwiek jednostka we flotylli. - Lana wskazała przez szybę na sunącą powoli po horyzoncie gargantuiczną sylwetkę pancernika asari.
- To Destiny Ascension. - Odpowiedział jej krótko Roto.
- Jest niesamowity. - Powiedziała zachwycona Lana. - Pomyśl jaką musi mieć moc. -
- Moc to nie wszystko. Liczy się taktyka. - Odparł Roto.
Jakiś czas później Zemsta Karthir'a dokowała już w doku 42. Roto i Lana byli jedynymi członkami załogi, którzy opuszczali pokład, reszta za kilka dni uda się w drogę powrotną do flotylli.
Stojąc po raz pierwszy na pokładzie cytadeli Lana wcale nie miała wrażenia, że znajduję się na pokładzie sztucznej stacji, to miejsce było tak ogromne i pełne przestrzeni. Lana nigdy nie postawiła stopy na żadnej planecie ale gdyby miała zakładać to niewiele by się to różniło od bycia tu.
- Chodźmy. - Powiedział Roto. - Musimy zarejestrować nasze przybycie. -
- Zarejestrować? - Zapytała quarianka.
- Tak. W SOCu. - Odpowiedział Roto.
- Soku? - Lana była już całkiem zmieszana.
- Siły Ochrony Cytadeli. - Wyjaśnił Roto i chwycił rękę dziewczyny by nie zgubić jej w tłumie jaki wypełniał doki. Wkrótce ich kroki skierowały się do posterunku SOCu.
Tymczasem w Akademi SOCu...
-->kont w gdocu

Nakmor Koruder, Cytadela, Akademia SOC

Grupa pięciu uzbrojonych po zęby oficerów SOCu eskortowała krogańskiego więźnia. Celem ich podróży był niewielki transportowiec, który już czekał na przyjęcie więźnia w doku 43 ale przed dotarciem do statku musieli się zatrzymać przy kolejnym już punkcie kontroli.
Turiański oficer stojący przy konsoli na lewo od drzwi widząc idący konwój włączył zabezpieczenia drzwi według procedur.
- Widzę, że wreszcie pozbywacie się tego śmiecia. - Powiedział turianin.
Oficerowie transportujący więźnia nic nie odpowiedzieli. Tylko jeden z nich wręczył stojącemu przy konsoli turianinowy rozkaz przewozowy.
Turianin spojrzał na dokument i po pobieżnym przeczytaniu oddał go z powrotem.
- Trafiasz do lodówki Koruder. Czyściec już na ciebie czeka. -
Kroganin, który cały czas szedł z opuszczoną głową teraz podniósł ją i odpowiedział pyszałkowato.
- Chyba na ciebie stalowy zadku. -
- Zabierzcie mi go stąd zanim mu coś zrobię. - Turianin rzucił do oficerów eskortujących kroganina jednocześnie odblokowując drzwi.
- Chciałbym żebyś spróbował. - Odpowiedział Nakmor zanim konwój ruszył dalej.
Kilka chwil później kroganin i jego eskorta byli już w drodze do doków. Nagle w komunikatorach strażników odezwał się jeden i ten sam głos. Koruder znał ten głos, jego właściciel próbował go przesłuchiwać przez ostatnie kilka tygodni. Ha, próbował ale jak sromotnie poległ na tym polu Koruder w pewien sposób podziwiał ów funkcjonariusza, nie zawahał się on nawet przed użyciem siły czy próby przekupstwa. Niestety głupi glina nie wiedział, że Koruder mimo, że był zwyczajnym najemnikiem to cenił sobie honor.
- Tu porucznik Bailey. Mamy próbę ucieczki w sektorze 4, kwadrant beta. Więzień jest w towarzystwie grupy przebranej za oficerów SOC. -
- No to się rypło. - Powiedział jeden z eskortujących Korudera żołnierzy wręczając mu strzelbę. - Mówiłem Reidowi, że ten plan jest zbyt idealny żeby zadziałał. -
- Zamknij ten swój dziób i osłaniaj moją szósta! - Skarcił go Nakmor.
Grupa dotarła do windy łączącej akademię z dokami. Niestety SOC musiał już ją odciąć gdyż nie reagowała on na żadne próby uruchomienia.
- Kurwa! - Koruder wystrzelił w konsolę windy ze strzelby całkowicie ja rozwalając. - Użyjemy schodów. - Oznajmił swoim towarzyszą.
Na schodach na chwilę zatrzymał ich oddział SOC ale moce biotyczne kroganina w połączeniu z siłą ognia sześciu chłopa bardzo szybko przebiły się przez oficerów cytadeli, którzy kontynuowali swoją ucieczkę.
- Myślisz, że nam się uda? - Zapytał w biegu turianin.
- Skąd mam kurwa wiedzieć? Biegnij i strzelaj do każdego skurwysyna z bronią. - Odparł już dość wkurwiony Korudel. Ten dzień nie wyglądał dobrze.
Kroganin, trzech turian i dwóch ludzi biegli teraz w stronę doku 43 i modlili się, żeby SOC już tam na nich nie czekał.
- Przed nami. - Kroganin wskazał na ostatni posterunek SOC na ich drodze, tylko ta cienka, plastikowa bramka oddzielała ich od statku.
Nagle z sufitu nad punktem kontrolnym wyłoniło się działko automatyczne a zaraz za nim pojawili się kolejni oficerowie SOC. Ci w przeciwieństwie do poprzednich byli wyekwipowani w cięższe pancerze i broń.
- Ale będzie rozpierdol! - Wykrzyczał z entuzjazmem Koruderl uskakując przed nadlatującym pociskiem z granatnika.
Tymczasem w Szpitalu Huerta
-->kont. w gdocu

Darian Ezno, Prezydium, Szpital Imienia Huerta

Minęło już kilka tygodni od feralnej misji a mimo to wspomnienia tamtych wydarzeń nadal nie dawały Darianowi spokoju. Spośród tak wielu pytań, myśli, jedna wciąż powracała tak jak natrętne migreny, które go nękały. Co z Randallem? Czy jego brat żyje? Kiedy i czy kiedykolwiek go zobaczy? Nagły ból w klatce piersiowej przywrócił Dariana do rzeczywistości.
- Spokojnie. - Powiedział salariański lekarz, który teraz stał nad nim z nową dawką leków przeciwbólowych. - Rehabilitacja to długi i skomplikowany proces, zwłaszcza na tak powolnym gatunku jak wasz. -
Powolnym? Zapewne doktor miał na myśli wolniejszy od salariańskiego ludzki metabolizm nadal jednak brzmiało to jak obelga.
Po kilkunastu minutach rehabilitacji asari zabrała Dariana z sali rehabilitacyjnej do jego pokoju. Po drodze nie zamieni oni ani jednego słowa, z resztą jak zawsze od ostatnich dwóch tygodni.
Pokój w, którym go umieszczono nie był zły, miał telewizor z wiadomościami sojuszu oraz całkiem niezłym widokiem na prezydium. Gdyby tylko wszystkie gnaty go tak nie napierdalały było by tu jak w niebie, to no i oczywiście cholernie paskudne szpitalne żarcie. Darian włączył telewizor.
- Terra Nova zapowiedziała...- Ezno zmienił kanał. Wiadomości biznesowe były co najmniej nudne.
[i]-...nie możemy być razem ja mam swoją służbę a ty masz swój lud. -[i] Powiedział turianin na ekranie podchodząc do quarianki. - Nie dzisiaj, dzisiaj jestem wolna jak pył na wietrze słonecznym... Odpowiedziała quarianka zbliżając się do ukochanego.
Darian przełączył po dłuższej chwili przypominając sobie, że już kiedyś widział ''Flotę i Flotyllę.''
- Mówi do państwa Emily Wong. Za moimi plecami rozgrywa się własnie istna bitwa w dokach cytadeli. - Darian zostawił kanał widząc na ekranie serię wybuchów oraz wielkiego kroganina strzelającego do uciekających oficerów SOC z granatnika.
- I to się nazywa telewizja. - Powiedział oglądając reportaż.
Nagle do pokoju weszła młoda ludzka lekarka. Darian poznał ją od razu, już mieli przyjemność się poznać gdy trafił do szpitala. Darian wyłączył głos w telewizorze gdy tylko ją zauważył.
- Doktor Michel. - Przywitał się.
- Panie Enzo. - Powiedziała patrząc w kartę doktor Michel. - O przepraszam. Ezno. - Doktor poprawiła się jednocześnie się rumieniąc.
- Nic się nie stało. - Odpowiedział uśmiechając się Darian. - Wiele osób się myli. - Dodał po chili.
- Pana wyniki wyglądają dobrze. - Kontynuowała doktor Michel. - Myślę, że za parę dni będzie można pana wypisać. -
- Doktorze czy wiadomo co z moim bratem? - Darian zapytał poważniejąc.
- Statek, który pana znalazł nie natrafił na więcej odczytów życia. - Odpowiedział lekarka, po chwili dodając. - Ma pan wiele szczęścia, że żyje. -
Doktor Michel opuściła salę Dariana i kontynuowała obchód, Darian w tym czasie wrócił do oglądania wybuchowych wiadomości.
- Kroganin i towarzysząca mu grupa wyglądają jakby próbowała przedostać się do konkretnego doku. W tej chwili znajdują się oni przy numerze 41 i nadal prą naprzód. -
Darian wyłączył telewizor i postanowił przejść się na spacer. W końcu doktor Michel zalecała mu spacery a pogoda w prezydium zawsze dopisywała. Darian ubrał się i ruszył w stronę windy do publicznej przestrzeni prezydium, spacerując po przestrzeni publicznej Darian natrafił na ciekawego człowieka w garniturze, który nie wdając się zbytnio w szczegóły zaproponował Ezno fuchę, gdy ten wydobrzeje i wyjdzie ze szpitala. Nieznajomy dodał na koniec, że Darian znajdzie go w tym samym miejscu w małej kawiarence nad tarasem.
Kilka dni później gdy doktor Michel wypisała Dariana wreszcie ze szpitala ten mógł udać się na spotkanie z tajemniczym biznesmenem, Ezno miał dobre przeczucia co do tej roboty.
Tymczasem nieopodal w prezydium...
-->kont w gdocu.

Jason Jacobsen, Prezydium, Przestrzeń Publiczna

Jason Jacobsen spędzał kolejny dzień w swojej ulubionej kawiarni w prezydium przy porannej gazecie i kawie. Człowiek ten był bardzo elegancki i schludny z idealnie przystrzyżonymi włosami i skórzanymi butami za kilka tysięcy kredytów. Dyrektor Jacobsen był człowiekiem majętnym i wpływowym ale przede wszystkim był człowiekiem złym. Nie mówimy tu jednak o takim rodzaju zła, które zabija dzieci czy też wysadza szkoły. Nie, dyrektor Jacobsen był złem eleganckim popełniającym przestępstwa w białym kołnierzyku i bez krwi na rękach. Człowiek ten mógł doprowadzić swoich przeciwników do rozpaczy lub nawet na skraj samobójstwa a łapówki czy przekupstwa były jego chlebem powszednim. Jacobsen jako dyrektor ArgenStar bardzo często odwiedzał Omegę ale ostatnie niepokoje w Terminusie spowodowane przez batarian zaczęły mu się na tyle naprzykrzać, że postanowił on nie tylko przenieś swoją osobę do Cytadeli ale także znaleźć rozwiązanie batariańskiego problemu.
Jason przerzucił kolejną stronę gazety analizując dane rynkowe oraz ceny w między czasie popijając poranną kawę z malutkiej filiżaneczki. Za chwilę, jak co dzień, podejdzie do niego jedna z uroczych kelnerek i poda mu kolejną filiżanką kawy. Jak co dzień, Jason podziękuje uśmiechając się do niej szeroko z wystudiowanym uśmiechem za cukier i śmietankę, których i tak nie użyje bo pija kawę czarną i gorzką. Jednak niech, któraś z kelnerek nie poda mu tych dodatków to pożałuje tego błędu do końca swego, od tej pory bardzo ubogiego, życia.
Do stolika przy, którym siedział dyrektor Jacobsen podszedł siwowłosy mężczyzna ubrany w schludny jasny garnitur, człowiek ten ten ogródek usiadł naprzeciw Jasona i w dość głośny i wulgarny sposób rozpoczął rozmowę.
- W co tym mnie próbujesz wrobić chłopcze? Myślisz, że tak łatwo dam się wam pociągnąć na dno! -
Jason odłożył spokojnie gazetę następnie pociągnął ostatni kawy z filiżanki i spokojnie odpowiedział.
- Spokojnie ambasadorze Udina. - Jason z do tej pory dość wyluzowanej i odchylonej pozycji na krześle przesunął się do przodu zmniejszając dystans od stołu i ambasadora. - Radzę ci się uspokoić gdyż twoje obsceniczne zachowanie przyciąga na ciebie zbyt wiele uwagi.
Po tych słowach ambasador rozejrzał się po praktycznie pustym placu. Widać było, że słowa dyrektora ArgenStar do niego dotarły gdyż natychmiast zmienił ton na o wiele spokojniejszy.
- W co wy mnie próbujecie wrobić? Przymierze już patrzy mi na ręce a wy chcecie żebym tak nadstawiał karku? -
- Ambasadorze Udina. Pańska kampania jak i późniejsze życie polityczne zostało opłacone przez moich pracodawców i zrobili to oni właśnie na wypadek takich okoliczności. Dlatego niech nie dziwi pana to, że gdy każemy panu posprzątać to ma pan to zamieść pod dywan. -
Panowie przerwali na chwilę rozmowę gdy kelnerka przyniosła Jasonowi kolejną kawusie razem z cukrem i śmietanką a następnie zabrała pustą filiżankę. Przed odejściem dziewczyna zapytała jeszcze.
- Coś dla pana ambasadorze? - Lecz zanim Udina zdążył odpowiedzieć Jason go wyprzedzić i powiedział.
- To będzie wszystko. Ambasador nie zostaje na długo. -
Dziewczyna skinęła głową i odeszła.
- Nie próbujcie mnie wykiwać. Ja mam znajomości i mogę was zniszczyć. Jeśli ja pójdę na dno to wy również. - Udina powiedział lekko rozzłoszczony
- Ambasadorze, niech nie będzie pan głupi. - Jason napił się świeżutkiej kawki. - Gdziekolwiek pan nie sięga. My sięgamy dalej. Z resztą wie pan dobrze, że groźby pod adresem moich przełożonych to ostatnia rzecz, która panu potrzebna. -
Udina ponownie spotulniał. - Może masz rację. Trochę mnie poniosło. Zobaczę co da się w tej sprawie zrobić. -
- Widzisz Donellu. Nie można było tak od razu. A teraz powiedz mi co z radą i batarianami. Zainteresowali się wreszcie naszą sprawą? -
- Zgodzili się wysłać ich agenta do Terminusa żeby zbadał sprawę oraz grupę najemników jako wsparcie. Wszystko poza oficjalnymi kanałami. -
- To jeszcze lepiej niż zakładałem. - Jason uśmiechnął się do ambasadora. - Niech pan im przekaże ambasadorze, że ma pan dla nich odpowiednich ludzi, którzy mogliby pomóc w tej misji. -
- Ale ja nikogo takiego nie mam. - Odpowiedział Udina.
- Już pan ma. -
Jason przesłał plik Udinie ze swojego Omni-Klucza
- To wszystko ambasadorze? - Zapytał Jacobsen.
- Chyba tak. - Odparł Udina.
- W takim razie może pan odejść. - Odpowiedział dyrektor.
Ambasador Donell Udina i Dyrektor Jason Jacobsen wymienili uprzejmości po czym ambasador odszedł skąd przyszedł, sam Jason wrócił do swojego zajęcia picia kawy i czytania wiadomości z myślą, że oto maluje się przed nim kolejny udany poranek w prezydium.
-->kont w gdocu.
 
__________________
Man-o'-War Część I

Ostatnio edytowane przez Baird : 29-05-2014 o 12:49.
Baird jest offline