03-09-2014, 18:31
|
#182 |
| @Fyrskar: wiedziałem, że się zaczytasz! Jestem pod wrażeniem tempa. Dawaj na pw.
@devilnevercry: wrzucam rozstrzygnięcie i mapkę, tym razem jesteś "pierwszy". Z powodu ran ruch Rorana jest ograniczony do maksymalnie 8 kratek (gojenie tej rany trochę zajmie). Thurin biegł niczym byk, nisko i z pochyloną głową. Mimo niewielkiej postury wydawał się teraz olbrzymem o gorejących oczach. Nadciągający wrogowie wyprostowali się, by wyjść naprzeciw szalonej szarży. Krasnolud wydał barbarzyński okrzyk i rozbujał toporzysko w wahadłowym ruchu. Jeden z przeciwników uchylił się przed ciosem i skoczył do przodu, rozdając szalone ciosy, ale po krótkiej walce z czymś równie nieustępliwym, jak stalowa wieża, spojrzał w górę i ujrzał opadające ostrze topora, za późno by go uniknąć. Karykaturalny stwór zginął od ciosu, który rozciął go w pół. Runiczny topór śpiewał śmiertelną pieśń, usta litanię przekleństw, a krasnoludzka dusza gorzała pieśniami starożytnych przodków. Ci, którzy przeżyli atak, nadchodzili jak niepomni śmierci szaleńcy, na oślep zadając ciosy i przeszkadzając sobie nawzajem.
Ivan skarcił samego siebie mruknięciem niezadowolenia. Zawzięty złapał kusznika w śmiertelną pułapkę wtedy, gdy ten zajęty był przeładowywaniem. Dławiąc się, potwór upadł z bełtem w szyi, a usta wykrzywiły się w krótkiej agonii. Ivan wreszcie odkleił się od pnia drzewa. W żołnierzu wezbrała się dzika radość, która przygasła wraz z krzykiem Thurina.
Dwa policzki – krasnoluda i głowicy gnoblarskiego topora – zetknęły się ze straszliwym wrzaskiem. Coś gruchnęło ponad całym hałasem boju, jak pęknięcie grubej gałęzi. Z zadanej rany buchnęła krew. Zdeformowana szczęka zwisała nienaturalnie. Thurin stał, chwiejąc się i kołysząc na nogach, ale trzymał topór z wielką mocą i pocąc się zaciekle, gotów był odpowiedzieć na rzucone wyzwanie z całą właściwą sobie furią. W głowie krążyła mu tylko jedna myśl – dziki instynkt zabijania i lęk przed własną śmiercią.
Ukryte za drzewami brzydale z łukami przyglądały się walce, zagrzewając swoich okrzykami. Jeden z nich nieopatrznie wychylił głowę. Zachwiał się i upadł, jak drzewo po rąbnięciu drwala. Drzewiec strzały Moritza wystawał z czoła, twarda stal z potylicy.
Tymczasem Roran poczuł znajome mrowienie, zwiastujące gojenie się rany. Dojrzał do desperackiej akcji. Zaczął biec do drzewa. Przeciwnik jednak okazał się szybszy. Gdy krasnolud zdał sobie z tego sprawę, łomot serca prawie go udusił. Brzęk cięciwy i podobny do błyskawicy pocisk zatopił się w jego piersi. Khazad przykląkł. Oczy zaszły purpurową mgłą. Oddech przeszedł w świszczące sapanie. Żyły na jego skroniach nabrzmiały.
Nabrzmiały szaleństwem. Roran w jednej chwili wyprężył się i nacisnął dźwignię spustową, pozbawiając krzywula uśmiechu triumfu, który już zagościł na jego szarym pysku. Po chwili szpetota leżała z otwartą paszczą i zaszklonymi gałami wbitymi w niebo. Krasnolud klął jak pirat. Mało brakowało. Splunął krwią, a jego pochmurne oczy były jak płonące żywym ogniem węgle.
Nagle Jochen usłyszał szuranie nagich stóp, które sprawiło, że przeszły go ciarki. Znał to uczucie. Prowadzony instynktem odwrócił się i w ostatniej chwili odchylił na dźwięk spuszczanej cięciwy. Paczka szarych małpoludów stała wysoko na wzgórzu, odrzucając łuki i przygotowując do śmiertelnego starcia sierpy, krótkie ząbkowane miecze i nabite pałki.
- Okrążyły nas! Roran
Jochen
Gnoblary
Ivan
(Psy)
Thurin i Moritz
Ogólnie dwie osoby są już w "dead zone" i jedna lekko ranna, więc radzę uważać. Chociaż Roran ze swoją regeneracją...
Ostatnio edytowane przez Lord Cluttermonkey : 03-09-2014 o 19:10.
|
| |