26-10-2014, 09:23
|
#11 |
| - Leśnyje łogrody? - zdziwionemu Arnonowi odbiło się głośno. - Mówiła wam, co to były za miejsca? Wiecie, jakieś jeziorko, wzgórze, wielki kamień, cokolwiek? Czy była tak zahukaną polędwiczką, że nawet ze starym nie potrafiła się dogadać? - burknął zachmurzony, nie oczekując odpowiedzi.
Francksen spojrzał z niesmakiem na Svena krążącego między alkową a salą biesiadną. Wyobraził sobie siebie na jego miejscu, a raczej ilość energii i ruchu, jaką kosztowało takie swawolenie. W ułamku sekundy doszedł do wniosku - zresztą nie pierwszy raz - iż żarcie, szczególnie w takiej ilości, było mu przyjemniejsze od najgładszych alabastrów Imperium.
- Leśne ludki... - mruknął cynicznie, już nie imitując ungolskiego akcentu. Wychylił część wina, a resztę wylał na podłogę, czyniąc dziwny, pogański gest, po czym rozbił kielich, a przynajmniej próbował, gdyż ten okazał się być wykonany z cyny, a nie z gliny. Wyglądał jakby wyczuwał jakąś aurę zagrożenia i mocy, choć w rzeczywistości w zajeździe nie było nikogo ani niczego, co mogłoby go skrzywdzić, w przeciwieństwie do wulgarnych przesądów, które wyniósł z domu rodzinnego.
Ostatnio edytowane przez Lord Cluttermonkey : 29-12-2014 o 12:42.
|
| |