Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-02-2016, 21:43   #29
Baird
 
Baird's Avatar
 
Reputacja: 1 Baird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputację
Podczas postoju Paine zwrócił się do Bo.
- Miej oko na Marcusa i artefakty. Ja idę się odlać.-
Bobo nic nie odpowiedział, ale Tankred uznał, że w razie czego użyje on swojej rusznicy by wspomóc czarodzieja.
Będąc w krzakach Paine postanowił się pomodlić.
- Panie, wiem że dawno się nie odzywałem, ale sam rozumiesz, że skrytość jest moim sojusznikiem. Od kiedy dałeś mi drugą szansę, szansę by pomścić śmierć bliskich podążałem tam gdzie kazał mi los bo wiem, że ty nim władasz. Teraz jestem tu, na szlaku do Averheim by wykonać misję zesłaną na nas przez twojego anielskiego herolda, lecz powątpiewam czy drużyna w jakiej jestem jest w stanie sprostać twemu wyzwaniu. Już straciliśmy jednego, który zapewne był z nas najpotężniejszy gdyż znał język aniołów. Proszę Cię Panie daj mi znak, że idziemy w dobrym kierunku i że taka jest twoja wola i niech prowadzi nas twoj anioł. Wieczna chwała Panu.-
Po skończonej modlitwie Tankred wrócił na wóz.

Gdy wędrowcy wrócili na dół po naradzie w sali wspólnej karczmy wybuchła kłótnia. Przywódca ochroniarzy krzyczał i groził pięściami niziołczym kupcom.
-Nie pisałem się na to żeby zdechnąć na jakieś choróbsko w tej dziurze. Jesteśmy najemnikami nie kapłanami Shalyi.
- Ależ panie Gepolter kto tu mówi o umieraniu - próbował łagodzić Hogo.
Tankred podszedł do kłócących się nizołka i ochroniarza. Zabrał przy tym ze sobą Bobo.
- Co się tu dzieje?- Zapytał.- Kto umiera?- Zapytał sarkastycznie.
-Kiedyś wejdziesz nam w drogę o jeden raz za dużo cwaniaczku.
- Cwaniaczku? To nie ja szukam wymówek do opuszczenia zleceniodawcy w połowie drogi. Nie wiem skąd Zieleniaki was wyciągnęły, ale weźcie się w garść. Kto widział by tacy wojownicy srali w portki z powodu jakiegoś przeziębienia.
-Znalazł się kurwa weteran, który będzie mnie pouczał. Mleko masz smarku pod nosem. Widzę, że masz problemy ze zrozumieniem co sie do ciebie mówi, więc powiemy tak żebyś zrozumiał.
Bertram dał znać i uskoczył na bok. Dwóch jego podkomendnych widać zdążyło dyskretnie załadować kusze i czekało w gotowości. Unieśli kusze i wycelowali w Tankreda i jego towarzysza.
-I co, narobiłeś już w gacie- Bertram zarechotał. teraz sobie porozmawiamy po naszemu.
Markus spojrzał szybko w stronę trzech magów w płaszczach.
Zieleniakowie widząc nieuchronny rozlew krwi zaczęli krzyczeć i z wysoko uniesionymi rękoma ustawili się pomiędzy stronami konfliktu.
Małżeństwo karczmarzy słysząc krzyki wybiegło z zaplecza. Oboje uzbrojeni byli w proce a ich miny nie wróżyły niczego dobrego.
-Nikt w mojej karczmie nie będzie nikogo mordował! Opuścić bronie i rozejść się!
Dwóch spośród trzech tajemniczych gości w czarnych płaszczach stanęło z dłońmi na rękojeściach pistoletów i bez słowa przyglądało się zajściu.
Holzer widząc, że bedą chcieli się właczyć w zajscie szybko splatał magię by być gotów na walkę.
Widząc, że sprawy przyjmują niekorzystny obrót Bertram zazgrzytał zębami. Widać było, że sie waha. Kiedy juz się wydawało, że da znak do wystrzelenia z kusz ponownie odezwał się Dodo Zieleniak.
-Niech stracę. Podnoszę wam tygodniówkę do trzech złociszy. Co wy na to? Zbóje popatrzyli niepewnie na swego przywódcę. Gepolter przełknął głośno ślinę.
~~ Speniał… - pomyślał Markus ~~ czyli nie jest taki chojrak na jakiego chce wyglądać.
- Trzy złocisze. Dobrze, chwilowo może być, chwilowo! A ty- tu wycelował brudnym paluchem w Tankreda- trzymaj się od nas z daleka.
Po tym ochroniarze opuścili bronie i usiedli na powrót przy swoim stole.*
Paine wziął głęboki oddech, lecz nie był to oddech na brak tchu spowodowany celowaniem do niego z kusz. Gdzieś z tyłu głowy cichy głosik cały czas mówił mu że nie strzelą. Głównie dlatego, że oznaczało by to dla nich szybienicę lub loch w kilka godzin. Oddech ten był odzwierciedleniem złości jaka powoli go opuszczała gdy siadał do stołu. Tankred wiedział, że trzeba pozbyć się ochroniarzy Zieleniaków, lub chociaż odłaczyć się od ich karawany. Kolejna taka akcja i będą ofiary.
- Tak. Z daleka.-
Markus nie po drodze było pozbywać się Paine z drużyny więc także żywo zareagował.
- Jęsli Wam życie miłe i chcecie mieć wszystkie kończyny na miejscu to zaprawdę powiadam Wam następnym razem sprawdźcie czy gagatek z którym macie na pieńku nie ma w towarzystwie żadnego czarodzieja… Póki co to tylko ostrzeżenie.
Markus skończył kolacje dopił swój napitek, sprawdził jeszcze raz swój ekiwpunek i był gótów do dalszej drogi. Tak jak i reszta druhów.
 
__________________
Man-o'-War Część I

Ostatnio edytowane przez Baird : 01-03-2016 o 23:37.
Baird jest offline