Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-05-2016, 02:05   #3
M0n
 
M0n's Avatar
 
Reputacja: 1 M0n ma wspaniałą reputacjęM0n ma wspaniałą reputacjęM0n ma wspaniałą reputacjęM0n ma wspaniałą reputacjęM0n ma wspaniałą reputacjęM0n ma wspaniałą reputacjęM0n ma wspaniałą reputacjęM0n ma wspaniałą reputacjęM0n ma wspaniałą reputacjęM0n ma wspaniałą reputacjęM0n ma wspaniałą reputację
Cholerna łajba niby łupina orzeszka od bez mała kilku dni rzucała się wśród fal, przez co krasnolud jako stworzenie bezsprzecznie lądowe znosił to... po krasnoludzku klnąc ustawicznie, w przerwach pomiędzy kolejnymi atakami choroby morskiej. Wreszcie, zapewne nie mając już czym zahaftowywać najbliższej okolicy, chmurnie spoczął nie klnąc już nawet. Strapiony był niezmiernie swym aktualnym położeniem, bowiem jako krzepki kowal mógł i do usranej śmierci machać wiosłem na galerach. Przytłaczała go owa wizja, choć nadal jawiła się mgliście, jako że po tak wielu latach spędzonych w rodzinnej kuźni, z trudem było mu przyjąć tak drastyczną odmianę onego chędożonego losu. Lecz jak się okazać miało, był to jedynie zaczątek tej niespodzianej historii.
Po tym, jak dnia wczorajszego ten orczy cap przebrzydły, pewnikiem do Krasnoludów uprzedzony, większość brańców z ładowni do wioseł wziął, okładając ich przy tym siarczyście batogiem, już więcej gromady pod pokładem skrępowanej swym obmierzłym obliczem nie uraczył. I tutaj po czasie zaczął się ów tumult. Bowiem po tak długiej walce z żywiołem jak wreszcie nie łupnie, jak nie gruchnie, to Garibald Cranmer-Hammer już przodków jął we niebiesiech witać, za grzechy doczesne żałując. Rzucony ku dziobowi pewien był, że przyjdzie mu niechybnie wyzionąć ducha w obcej stronie, jednak los przewrotny zbawiennym tym razem się zdał, bo choć nie do końca kowal temu zawierzał, to nadal czuł przytomnie ból w przetartych od kajdan nadgarstkach.
Gdy tylko droga ku wolności zamajaczyła niewyraźnie, dziurą w dziobie łajby się jawiąc, brodacz nie myślał nawet dłużej mitrężyć, choć i ryzykować niepotrzebnie nie zamierzał. Z pewnością jednak nie miał zamiaru dać się wtórnie spętać niby wół, toteż rozglądając momentalnie jął szukać w owym rejwachu klucza, którym mógłby rozkuć kajdany, klnąc przy tym po krasnoludzku zwrócił się do przygodnych współwięźniów.
Spróbuję wyrwać te chędożone kajdany, i obym zdołał nim ten troli syn tu zlezie. – Rzekł niepewny do końca, czy aby ów nadzorca nadal żyw był. Po czym zapierając się całą mocą, umęczony trudem dotychczasowej żeglugi, zaciskając tęgie łapy na łańcuchach, począł je wyszarpywać z beli, do której były przytwierdzone, pewnym będąc, że nie zawiedzie.
 
M0n jest offline