Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-05-2016, 00:16   #18
Baird
 
Baird's Avatar
 
Reputacja: 1 Baird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputację
Gerhard
Ukląkłeś a kapłan pobłogosławił Cię słowami.
: Niech pan śmierci da Ci siłę by żyć i zwyciężać.
Po błogosławieństwie ruszyłeś miedzy swoich ludzi dzielnie walczących z przeważającym liczebnie wrogiem. Przebijając się przez wrogie szeregi uderzyłeś jednego z gwardzistów krawędzią tarczy, drugiego natomiast przebiłeś mieczem. Inny próbował Cię zaatakować ale szybki unik, a następnie sparowany atak zakończyły się dla niego ostrzem w oczodole. Twoi ludzi widząc twą heroiczną akcję ruszyli w twe ślady. Wróg miał przewagę liczebną, ale gorsze uzbrojenie. Skórzane kaftany i kolczugi były niczym w porównaniu do czarnej stali zakonu kruka, a halabardy arabów z zbyt powolne by trafić zbrojnych zatrzymywały się na wytrzymałych tarczach, lub całkowicie chybiały celu. Giermkowie również nie ustępowali, choć trzymali raczej drugą linię i flanki.
W końcu udało Ci się przebić przez gwardzistów pod ołtarz. Czarownik albo Cię nie zauważył, albo pogodził się ze śmiercią. Gdy podbiegłeś do niego i rozciąłeś jego brzuch z którego na ziemie wylały się flaki wydał z siebie jedynie krótkie jęknięcie. Padając na ołtarz popchnął gliniany dzban wypełniony krwią ofiar, która rozlała się po spaczeniu wprost na poświęconą ziemie, po czym dołączył do sterty złożonych w ofierze ciał. Gdy ty kończyłeś życie araba, rycerze uwolnili dwóch pozostałych przy życiu jeńców.
Nagle ze spaczenia wystrzelił zielony promień światła, który trafił prosto w środek chmurnego wiru. Obłoki zaczęły powoli opadać na cmentarz jak całun. Zielone mgła zaczęła wnikać w ziemię i w groby.
Usłyszałeś rechot ze sterty ciał.
: Ha! Ha! Ha!
Czarnoksiężnik zaśmiał się szyderczo wypluwając krew.
: Spóźniłeś się kafir. Rytuał został zakończony! Krew niewinnych splamiła poświęconą ziemię.
Niespodziewanie ziemia zaczęła się trząść pod twoimi stopami. Z pęknięć wydobywały się piekielne jęki potępiony dusz. Potem się zaczęło. Martwi zaczęli wychodzić z grobu.
W pierwszej chwili myślałeś, że da się to zatrzymać. Było ich tylko kilka tuzinów, potem zrobiło się ich więcej, setki. Nie myśląc długi podjąłeś jedyną słuszną decyzję, odwrót do klasztoru. Jedynie to mogło was uratować przed powstającą hordą nieumarłych. Helmut zebrał już vipa i tych walczących na tyłach. Kilku rycerzy wyważyło drzwi, po czym wtoczyliście się grupą do środka zatrzaskując za sobą ciężkie wrota i w ostatniej chwili uciekając przed nieumarłymi. Wewnątrz klasztoru przywitała was grobowa ciemność.

Magnus
Walka trwała minuty, ale tobie zdawała się ciągnąć wiele dłużej. Jeden martwy i trzech rannych, jednak nie mieli oni zamiaru schodzić z pola, gdy ich bracia walczyli, więc szybko zostałeś zmuszony do zmiany działania.
Nagle cmentarz rozświetlił zielony błysk światła. Arabowie, którzy do tej pory stanowili niemały opór rzucili broń i zaczęli uciekać. Coś Ci mówiło, że to nie jest dobry znak. Widząc ich reakcję brat Helmut zebrał ludzi i ruszył pod drzwi klasztoru. Chwilę później ujrzałeś widok nie z tego świata. Przez bramę cmentarną spokojnie można było zobaczyć jak liczni umarli wstają z grobów. Mistrz Scholberg i towarzyszący mu wojownicy starali się je zatrzymać, ale w końcu Gerhard nakazał odwrót. Horda umarłych ruszyła śladem kruków.
: Dalej chłopy! Otwierajcie te drzwi jeśli wam życie miłe!
Brat Helmut krzyknął kopiąc w potężne drewniane skrzydła. Bardzo szybko znaleźli się kolejni chętni, którzy nie chcieli się rozstawać ze swoimi mózgami i życiem.
W końcu drzwi otworzyły się z hukiem, a bracia kruki i niepozorny sługa Shallyi wylądowali wewnątrz. Kilku z tyłu przytomnie zamknęło drzwi i zabarykadowało je stojącą nieopodal drewnianą belką. Wtedy zrobiło się bardzo ciemno.

Reinhard
Klin, jak można się domyśleć w wykonaniu jakby nie patrzeć nie cienkich wojowników przyniósł zamierzony efekt. Przód arabskiego oddziału został rozbity, a wsparcie ze strony trzeciej kompanii przypieczętowało ich los. Po środku morza ciał stał kapłan wilka. Zdyszany, lekko ranny, ale żyw. Arabskie niedobitki zaczęły uciekać do wieży, jednak roztropnie nie wdałeś się w pościg. Von Ritter również zakończył natarcie z drugiej strony muru i rozkazał ponowne zgrupowanie formacji na dole.
Kilka minut później na placu przy kuźni dalej trwały walki, jednak twój oddział miał teraz chwilę oddechu.
: Dobra łajzy. Niech wam się nie wydaje, że to koniec. W trakcie, gdy kompanie od szóstej do jedenastej czyszczą miasto z arabskich psów, naszym celem jest dostać się do portu by wesprzeć wojska elektorów i zabezpieczyć port dla paniczków na koniczkach. Galten ty i klecha trzymacie ze mną front. Kompania wymarsz!
Ritter miał na myśli ulrykanina.
Nie zaszliście daleko, gdy na horyzoncie pojawiła się zielona flara. Rozbłysk jakiejś nieziemskiej energii miał swoje źródło na portem. Z boku usłyszałeś jedynie jak dowódca przeklął pod nosem.
: Oż ty w kurwę jebany.

Garion
W końcu opadłeś z sił i zdawać by się mogło, że wróg zaraz Cię otoczy i zasieka, jednak niespodziewanie kompania zaszarżowała przebijając się do Ciebie i dając Ci chwilę na złapanie oddechu.
Po skończonej konfrontacji oddział zebrał się poniżej muru, na placu przed kuźnią. Dowódca, stary von Ritter przemówił do oddziału.
: Dobra łajzy. Niech wam się nie wydaje, że to koniec. W trakcie, gdy kompanie od szóstej do jedenastej czyszczą miasto z arabskich psów, naszym celem jest dostać się do portu by wesprzeć wojska elektorów i zabezpieczyć port dla paniczków na koniczkach. Galten ty i klecha trzymacie ze mną front. Kompania wymarsz!
Dowódca mówił o tobie.
Nie zaszliście daleko, gdy na horyzoncie pojawiła się zielona flara. Rozbłysk jakiejś nieziemskiej energii miał swoje źródło na portem. Z boku usłyszałeś jedynie jak dowódca przeklął pod nosem.
: Oż ty w kurwę jebany.

Ulryk
Król Louis poprowadził was przez alejki na tył wroga po czym doszło do szarży. Jedynie pikinierzy atakowali. Twój oddział osłaniał. Zdawało się, że walka zakończy się szybko, nagle jednak na horyzoncie pojawił się zielony rozbłysk. Nie wiedziałeś co to było, ale poczułeś mały niepokój. Magia nigdy nie była dobra. Po wzięciu wroga z dwóch stron pikinierzy Louisa zmasakrowali wroga w parę minut.
Nagle kolejny rozbłysk rozjaśnił niebo. Czerwone fala światła zalała miasto. Jej epicentrum była eksplozja w świątyni Solkana, a dokładniej w miejscu gdzie świątynia kiedyś stała. Kawałki skał wyrzucone przez eksplozje zaczęły spadać w losowych miejscach miasta, z nimi uderzyła fala dźwiękowa oszałamiająca wszystkich na parę chwil.
Spojrzałeś w niebo. Tam gdzie kiedyś była wieża świątyni, teraz wisiał spory portal, jak rozdarcie w rzeczywistości przez, który do wymiaru śmiertelników wpadały przerażające demony, ognista chmara.
: Mon dieu!
Powiedział Louis.
Heretycy chyba woleli aby miasto pochłonęło piekło, niż mieli by je zdobyć krzyżowcy.
Nagle z nieba zleciał oddział rycerzy gralla na pegazach. Dowódca oddziału trzymał linę z wierzchowcem bez jeźdźca.
: Panie to zbyt niebezpieczne byś dalej walczył w pierwszej linii. Proszę, leć z nami.
Louis skinął głową i wsiadł na latającego rumaka.
: Nasz cel się nie zmienił. Ruszajcie do świątyni zbierając kogo się da po drodze. Ja postaram się spowolnić te plugastwa. Niech pani ma was w opiece.
Powiedział do Ciebie po czym odleciał.
Jako najstarszy stopniem zebrałeś zweihandlerów, oddział mieczników, dwa oddziału pikinierów i ruszyłeś w stronę świątyni. Panna gralla dołączyła do twojego oddziału. Bretońskie oddziału miały swoich kapitanów i chorągwie. Byliście sprawni do walki.

Reinhard & Garion
Wasz oddział maszerował w stronę portu, gdy na niebie pojawił się kolejny rozbłysk, tym razem czerwony. Zobaczyliście z oddali, że dzwonnica w świątyni Solkana wybuchła, a w jej miejscu pojawiło się rozdarcie. Garion od razu zrozumiał, że to przejście do pustki. Wymiaru chaosu. Reinhard może nie znał się na takich teologicznych sprawach, ale nie musiał kończyć religioznawstwa, by wiedzieć, że dzień się właśnie spierdolił.
Widząc wyrwę w niebie i wylewające się z niej hordy demonów Ritter zaklął ponownie.
: Zaje! Kurwa! Biście!
Po czym powiedział do Reinharda.
: To niczego nie zmienia. Mamy swoje rozkazy. Niech żabojady się z tym gównem męczą. My idziemy na zielone.

Gerhard & Magnus
Po wejściu do klasztoru przywitała was ciemność. Jeden z kapłanów rozjaśnił ją odpalając jedną z lamp na ścianie. Było ich jeszcze pięć, więc szybko je rozpalono i podzielono między ludzi. Nagle z ciemności przywitał was kobiecy głos.
: Nie spodziewałyśmy się gości o tej porze.
Z mroku wyszła siostra ubrana w biały habit.
Siostra poprowadziła was z przedsionka, w którym się znajdowaliście do głównego pomieszczenia, olbrzymia sala nie była wielce zdobiona. Jedynie witraże i gotyckie łuki. Pomieszczenie to było sercem klasztoru, kaplicą w której stał olbrzymi, dziesięciometrowy posąg bogini. Posąg z wapienia, pomalowany farbą miał oczy zasłonięte kawałkiem materiału. Wszystkim wydało się to dziwne, ale nikt nie powiedział ani słowa. Po obydwóch stronach kaplicy znajdowały się schody prowadzące w dół.
Siostra wskazała wam ławy w pierwszym rzędzie przed boginią.
: Odpocznijcie tu i opatrzcie rannych. Matka przełożona z pewnością przyjdzie niedługo by z wami porozmawiać.
Po tych słowach młoda zakonnica zeszła po schodach na prawym skrzydle.
 
__________________
Man-o'-War Część I

Ostatnio edytowane przez Baird : 20-05-2016 o 14:13.
Baird jest offline