Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-05-2016, 14:31   #5
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
Schowała telefon do kieszeni bluzy i ruszyła do przedpokoju. Miała godzinę.
Pies do niej dołączył, gdy tylko usłyszał, że jego właścicielka bierze do ręki smycz. Grzecznie położył się na podłodze czekając aż Isobel ubierze sportowe buty i założy mu obrożę.
Poranna wyprawa do pobliskiego parku zawsze była dobrym powodem dla Łobuza by odtańczyć taniec radości na klatce schodowej i szczekać na tyle głośno by pekińczyki sąsiadki z dołu dołączyły się do chórku. Na szczęście nie było szczególnie wcześnie by komukolwiek to bardzo przeszkadzało. Z resztą pies uspokajał się jak tylko wpadał do windy. Cwaniak zdążył nauczyć się przywoływać ją wduszając łapą guzik. To tłumaczyło czemu na tym piętrze panel przy drzwiach od windy był porysowany zdecydowanie bardziej niż na innych. Mieszkanie w centrum miasta miało swoje plusy, jak na przykład to, że praktycznie nie znało się swoich sąsiadów i nikt nie interesował się drugą osobą ze swojego otoczenia. Beckett to pasowało, bo mogła sobie spokojnie żyć bez ciągłych pytań "jak się czujesz?". Wystarczyło przywołać na usta lekki uśmiech i uprzejmie witać się z sąsiadami krótkim "dzieńdobry". Nikt nie zatrzymywał na dłuższą rozmowę, nie chciał się poznawać bliżej. Było idealnie.

W parku też mało kto ją zaczepiał. Po pierwsze rasa psa nie zachęcała do bliższej zażyłości, a po drugie słuchawki w uszach właścicielki jasno dawały do zrozumienia, że woli własne towarzystwo. Owszem, czasem miewała dni kiedy lubiła towarzystwo innych i nawet sama kogoś zagadywała, ale po dzisiejszym poranku wyjątkowo wolała być sama ze sobą.
Pogoda była ładna i było ciepło. Wiosenna aura nastrajała pozytywnie, a przyglądanie się jak Łobuz bawi się z młodym goldenem tylko wzmocniło w niej dobry humor.
Beckett spojrzała na telefon.
- Wracamy - zawołała psa i zapięła mu automatyczną smycz do obroży.
Kolejny punkt jej bardzo poukładanego dnia zakładał powrót do domu i przebranie się by wyjść do pracy.
Pies od razu po przekroczeniu progu mieszkania skierował się do łazienki. Umycie mu łap było przepustką dla niego by mógł wylegiwać się na kanapie czy łóżku.

Isa szybko przebrała się, zrobiła sobie lekki makijaż, wrzuciła bluzę do pralki i nastawiła pranie. Ruszyła do kuchni i tam schyliła się by otworzyć piekarnik. Wyciągnęła z niego ciasto, które upiekła poprzedniego wieczoru. Gotowanie czy pieczenie pozwalało jej się skupić i nie myśleć o niczym innym, a gdy towarzyszyła temu lampka wina to było tylko lepiej. Pokroiła ciasto na kawałki i spakowała do papierowej torby.
Jeden kawałek się nie zmieścił więc przekroiła go na mniejszy, jeden zjadła sama a drugu rzuciła dla psa. Łobuz złapał w locie i od razu połknął.
Przechodząc przez korytarz zatrzymała się jeszcze przed lustrem by sprawdzić czy dobrze wygląda. Uśmiechnęła się uprzejmie do swojego odbicia. Dla niej wyglądało to nieco sztucznie, ale ważne, że dla otoczenie widziało to co chciała. To dawało gwarancję, że nikt nie zapyta “czy wszystko w porządku?”, bo co miałaby odpowiedzieć?
“Nie, nie jest, bo zaczynam słyszeć głosy i nie wiem czy to od leków czy po prostu wariuję”.
Beckett wyprostowała się i zawołała psa. Wzięła jeszcze do ręki klucze od mieszkania i auta po czym wyszła w towarzystwie swojego dobermana.
Windą zjechała aż na sam dół, do podziemnego garażu. Przechadzając się pomiędzy autami w odcieniach czerni i szarości dotarła do swojego miejsca parkingowego. Łobuz ubiegł ją i już przyglądał się jej wyczekująco by otworzyła mu drzwi.
Błękitny Jensen Interceptor Marc III wyróżniał się na tle dużo młodszych samochodów. Jeśli Łobuz był jej oczkiem w głowie to jak należało by nazwać auto, na którego odrestaurowanie nie szczędziła pieniędzy?
Szczęściem jej było, że gdy wóz trafił w jej ręce był już w trakcie doprowadzania do stanu używalności, więc nie wydała na niego takiego majątku o jaki można by podejrzewać. Tak więc nie musiała się zapożyczać, a jedynie wyprztykała się na niego z oszczędności. Ale efekt końcowy był wart każdego włożonego w niego pensa.

Wpuściła psa na tylne siedzenie, wrzuciła za fotel kierowcy torebki i dopiero usiadła za kierownicą. Wsadziła kluczyk do stacyjki i odpaliła silnik. Przyjemny pomruk silnika został przytłumiony przez głośną muzykę. Uwielbiała słuchać muzyki w ten sposób, ale nagłe uderzenie głośnej melodii już do przyjemnych nie należało. Ściszyła radio i ruszyła.

Zwykle do jej obowiązków należała papierkowa robota, ale w ostatnim czasie był nawał roboty, więc pomagała jak mogła i robiła co jej siostra wyznaczała do pracy. W biurze była o czasie i skierowała się prosto do kuchni, gdzie postawiła upieczone przez siebie ciasto. Zapach od razu przyciągnął kilku pracowników biura. Nikogo tu już nie dziwił cień pod postacią czarnego podpalanego dobermana towarzyszący kobiecie. Można było go już uznać za firmowego pupilka, który lubił ganiać kulki zrobione ze zgniecionego papieru.
- Czekoladowe? - zapytał Dave, chudy gość, z okularami i we flanelowej koszuli, który nie tylko był tu informatykiem, ale również pasował idealnie do utartego obrazu przedstawiciela tej grupy zawodowej.
- Aha, z konfiturą wiśniową - uściśliła Isobel uśmiechając się do niego i zachęcając by się częstował. Przez takie drobne sprawy ludzie w firmie lubili ją. Kolejnym powodem dla którego warto było ją lubić to to, że zwykle gdy jej siostra, a dla nich szefowa, miała zły humor, to Isa brała ją na siebie.

I zdecydowanie taki właśnie zły humor Laura Gondry, starsza siostra Isobel Beckett musiała mieć właśnie tego dnia. Kobieta w średnim wieku, około połowy drogi między 30 a 40 rokiem życia, o niebieskich oczach i włosach w ciemnym odcieniu blondu zdawała się ciskać piorunami przy każdym wypowiedzianym słowie. Isa znosiła to cierpliwie, bo wiedziała, że siostra ma stresującą pracę. Kierowanie samodzielnie całą firmą z pewnością nie należało do prostych zajęć, a zdaniem Beckett, Laura wywiązywała się z tego wspaniale. Do tego starsza miała rodzinę, którą utrzymywała, bo jej mąż zarabiał sporo mniej od niej.
Po trochu Beckett zazdrościła jej, że potrafiła tak sobie zorganizować życie. Nie to co ona.
Komentarz Rasiela nie zirytował jej. Miał rację, bo to siostra wyszła z inicjatywą dając młodszej pracę, gdy ta nie mogła sobie znaleźć miejsca i co rusz zmieniała zatrudnienie. Dzięki Laurze miała stałą pracę.
- W kuchni jest ciasto. Jak się pośpieszysz to coś może jeszcze dla ciebie zostanie - odparła z mrugnięciem oka nim zamknęła za sobą drzwi do gabinetu Laury. Będąc już na korytarzu westchnęła i spojrzała na kopertę. Było to nietypowe, ale jak to się mówi: kto bogatemu zabroni?
Dla takiej “przesyłki” nie warto było ciągać kierowcy w transicie. Skierowała więc swoje kroki na parking pracowniczy.

Siedząc już w swoim aucie sprawdziła raz jeszcze adres, który widniał na kopercie. Wyciągnęła telefon i wpisała w googlemaps. Okazało się, że miejsce to znajdowało się na przedmieściach Glasgow. Oznaczało to, że nie utknie w korku, który o tej porze będzie się ciągnął w przeciwną stronę. Wybrała najszybszą zaproponowaną trasę i włączyła nawigację. Wkrótce ruszyła w drogę.
Towarzyszący jej doberman siedział grzecznie na tylnym siedzeniu i wpatrywał się z zainteresowaniem na świat za boczną szybą.

Beckett zaparkowała swoje auto i spojrzała w kierunku domu, który nawigacja googla wskazywała jako cel jej podróży. W międzyczasie odłączyła telefon od gniazda zasilania i sięgnęła po leżącą na siedzeniu obok kopertę, a lewą ręką poklepała łeb dobermana który z zaciekawieniem wychylił się z tylnego siedzenia.
- Zaraz wracam - odparła kobieta do zwierzaka po czym wysiadła z pojazdu. Zamknęła auto na kluczyk, schowała telefon do tylnej kieszeni spodni i ruszyła by oddać przesyłkę do zainteresowanego.

Po znalezieniu się pod drzwiami sprawdziła jeszcze czy aby na pewno adres jest właściwy, a gdy wszystko się zgadzało wdusiła guzik dzwonka. Zaraz po tym zapukała, tak dla pewności.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline