Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-06-2016, 21:26   #100
Anonim
 
Reputacja: 1 Anonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputację
WEJŚCIE MIGUELA


W ognistym kręgu niegdyś do Kansas City przybył mężczyzna, który posługiwał się imieniem Miguel. ([Neuroshima] Głód) Towarzyszyło mu wówczas kilka osób, ale wszyscy z biegiem czasu zginęli chyląc czoła przed potęgą Wielkich Przedwiecznych Alchemików Spoza Czasu I Przestrzeni Ów Wybitnej! W każdym razie od tamtej pory Miguel kręcił się po mieście i zbierał ofiary uśmierzając swój i budynku Głód. Nie był jednak kanibalem, bo jego ciało od dawna odzwyczaiło się od dużych ilości jedzenia, a raczej w czymś w stylu Krytyków. Złośliwców, którym nie podoba się, ale nie zaproponują nic konstruktywnego, a jeszcze będą latać po pozawymiarowych instytucjach szukając popleczników swoich złowieszczych akcji wyborczych. Takim oto indywiduum był Miguel, dla którego zamordowanie człowieka - nawet tak naćpanego jak Oskar - nie było żadnym nadzwyczajnym wyczynem, a chlebem powszednim. Jak głosiło jego motto: jak nie kijem to maczetą. Porzucone przez niego truchło Oskara miało znaczyć tyle ile porzuciłby krzesło: drobny problem do ominięcia przez jego przeciwników. Spośród jednak ludzi znajdujących się w Budynku spoza tego czasu jedynie jeden miał na tyle duże jaja, żeby natychmiast rzucić się w pogoń za człowiekiem, którego miał ochotę zabić. Billy, bo tak się dziwacznie zwał, był weteranem wielu bitew, walk, a nawet walek. Dwóch ludzi z zupełnie innego czasu i zupełnie innego miejsca biegali za sobą po zakazanych korytarzach budynku, który został odcięty od świata przez służby sanitarne. Obaj wdychali w siebie środki psychotropowe krążące w powietrzu. I obu otaczały dziwne spięcia powietrza. Te spięcia to były niewielkie wyrwy w rzeczywistości. Następowała kolizja dwóch budynków: jeden istniał w Zasranych Stanach, a drugi w Polsce. Dwa budynki nie mogły istnieć w jednym miejscu, więc tworzyły się wyrwy chroniące przed paradoksem. Przecinały one czas i przestrzeń niczym żyletki wepchnięte do odbytu. Zarówno Billy jak i Miguel wielokrotnie byli trafieni przez takie ostrza czasoprzestrzeni, ale powodowały one niewielkie rany - oczywiście o ile nie przecięły czegoś ważnego. Tak jak Billy i Miguel mieli szczęście tak sam budynek aż tyle szczęścia to nie miał - wszakże był nieożywiony w odróżnieniu od tego w Kansas City, z którego nie dawno uciekli. Kilka wyrw czasoprzestrzennych przecięło rury z gazem i zabezpieczenie, które wcześniej założyły służby sanitarne. Wokół Billego i Miguela pojawiły się syki, gdy ci już byli na parterze. Pomimo tego, że Billy był twardym człowiekiem to Miguel poruszał się z niemal nadprzyrodzoną szybkością - niczym Staszek Szybki Jest! Billy pomyślał "a co ja będę pierdolił się" i wyciągnął z kieszeni niewielki pistolecik i strzelił. Pocisk trafił Miguela, ale równocześnie zapewnił zapłon zebranego wokół gazu. Nastąpiła pierwsza z wielu eksplozji jakie przetoczyły się przez budynek w ciągu kolejnych sekund zamieniając wszystko w cholerne zgliszcza!

Wybuch rozpieprzył wszystkie szyby w zasięgu pięćdziesięciu metrów i niektóre w zasięgu pół kilometra. Sama eksplozja była słyszana z pięciu kilometrów. Wszystkich gapiów stojących w pobliżu budynku skosiło z nóg. Były ofiary śmiertelne. Wśród osób rannych, które powoli wstawały był i Miguel, który z kulką w plecach pognał na falach ognia na zewnątrz. Aktualnie był dość mocno poobijany, miał złamany nos no i ranę postrzałową. Mimo tych wszystkich obrażeń wstał i odszedł z miejsca zdarzenia.

WYJŚCIE
RYSZARDA I WILLIAMA


Eksplozja jednocześnie zamknęła przejścia międzywymiarowe, które namnożyły się w między czasie. No i podmuch powietrza ostro przewietrzył budynek przed całym naleciałym syfem (zastępując go gryzącym płuca dymem). Przede wszystkim nie istniał już korytarz, przez którym William Praudmoore, Charlotte Redling, Hadżi Agniprawa i śmierć dla Oskara trafili do domeny Ryszarda Kocięby zwanego Bimbromantą. Wybuch przewrócił ich, ale nie pozabijał. Trzeba było uciekać i to szybko, bo budynek zaczął zapadać się w płonące zgliszcza. Bimbromanta złapał worek ze swoimi rzeczami, a Hadżiemu kazał zabrać obrazy, które wcześniej trzymał Oskar. Nie bardzo było wiadomo gdzie uciekać, ale wszyscy podążali za Bimbromantą. Biegiem zmierzali do końca korytarza kiedy to z sufitu oderwał się kawałek deski i uderzył w głowę Charlotte. Ta padła nieprzytomna. Praudmoore próbował jej pomóc, ale wtedy zaczął walić się cały sufit i zakleszczył Charlotte niczym Helgę w tej innej rzeczywistości. Praudmoore zaczął się dusić i sam by padł, gdyby nie krzyk Bimbromanty, że trzeba uciekać. Zresztą chwilowe zatrzymanie się Praudmoora i Bimbromanty uratowało im życie, bo korytarz przed nimi zapadł się z kolei w ognistą otchłań, w którą wpadł Hadżi z obrazami. Hadżi? Teraz to już był tylko skwierczący kebab. Nie mając innego wyjścia Bimbromanta i Praudmoore wbiegli do jedynego pomieszczenia, do którego jeszcze mieli dostęp: do kibla, gdzie Jasiu Śnieżka martwy siedział na tronie. Po chwili nastąpiła kolejna eksplozja, o wiele mniejsza niż poprzednie i ciśnienie wody, aż podniosło na równe nogi Jasia Śnieżkę jak i balasy pływające w rurach. W kiblu zrobiło się niezwykle ciasno, gdy trzech chłopa tam stało. Dobrze, że wszyscy byli ubrani, bo inaczej to wyglądałoby wyjątkowo pedalsko.

Powracając do dramatycznej sytuacji w kiblu to podłoga pod nimi zarwała się i spadli do kibla niżej, a z niego jeszcze niżej do piwnicy, gdzie było pełno wody. Raz w życiu Kocięba był szczęśliwy z uwagi na fatalny system kanalizacji budynku: przeciekała jak służby specjalne za Ryczącego Bonda. William Praudmoore natomiast był lekko zdziwiony, że z jednej mocno pojebanej sytuacji trafił do kolejnej. Przynajmniej jeszcze żył, ale jak długo? Czy z Connorem nie miał większych szans na przeżycie? I co z tego, że byli w wodzie skoro to nie ratowało przed walącym się budynkiem?

- Panie Rysiu, kurwa, co tu robicie? Spierdalamy tenty. - powiedział jakiś przepity głos z ciemności piwnicy, a jak przepity to swój, więc Bimbromanta zakrzyknął do Praudmoora, żeby kierować się za głosem. Jedyne światła jakie były w piwnicy to pochodziły od przepalającej się podłogi parteru, więc było źle. Naprawdę źle. Okazało się jednak, że w jednej z piwnicy był podkop do tworzonych tuneli kolejki podziemnej i tą drogą Bimbromanta, Praudmoore i Jasiek Śnieżka uciekli z płonącej i zalanej pułapki jaką stanowiła piwnica. W tunelach spotkali zresztą Byku Khazila jednego z tych żuli, którego rodzinę do Polski przywiała bieda panująca tak w ojczyźnie jak i w PRL (a było to w latach sześćdziesiątych, więc pomimo dziwacznego nazwiska i wiecznie opalonej skóry Byku Khazil był praktycznie swój), którego to głos uratował im dupę w piwnicy. Odżyły tym czasem Jasiek Śnieżka stwierdził, że "kurwa, znów próbowali mnie zabić, ja pierdolę".

W TVP MÓWILI


Noc z 19 na 20 grudnia 2015 roku obfitowała w tyle akcji, że nie mogło dziwić, że niemalże nic nie wydarzyło się za dnia. Zresztą nawet jakby wydarzyło się to media były zbytnio zajęte katastrofą budowlaną. Wstępne, oficjalne ustalenia wskazywały, że wielu mieszkańców zniszczonego bloku miało nielegalne podłączenia do sieci elektrycznej i jako uziemienia używali metalowych rur gazowych. Na dodatek wielu mieszkańców miało nielegalnie podłączone instalacje gazowe omijające liczniki. W momencie osunięcie się ziemi wynikłej z prac budowlanej w tunelach kolejki podziemnej gaz zebrał się w nielegalnych instalacjach w takiej ilości, że zakręcenie głównego zaworu nic nie dało. Dodatkowo w telewizji mówi się o jedenastu ofiarach śmiertelnych, a w tym trzech pracownikach, którzy znajdowali się w bloku w czasie wybuchu. Na forach teorii spiskowych ktoś wgrał filmiki ukazujące postać wybiegającą z budynku w momencie wybuchu i jakby unoszącej się na fali ognia i rzuconej na ulicę i jeden filmik wskazujący, że ktoś w czasie wybuchów strzelał z pistoletu. Policja na razie nie komentuje tych filmików.

Powyższe informacje Andrzej Młot uzyskał od swych znajomych w czasie, gdy wracał z nimi na Dzielnicę kradzionym samochodem. Szybko skojarzyło mu się, że był to dokładnie ten blok, w którym mieszkał Obszczyfurtek i Bimbromanta. Z resztą chłopaki wysadzili go nieopodal. Na pytania o zlecenie dali mu tani telefon komórkowy z kartą, która umożliwia odbieranie połączeń i powiedzieli, że robota może być w nocy z niedzieli na poniedziałek jeżeli jest gotów trochę zarobić i trochę zaryzykować. W skrócie chodziło o przetransportowanie plecaka bez zaglądania do niego z punktu A do punktu B w obrębie miasta. Andrzej Młot wstępnie zgodził się po czym wysadzili go przy zgliszczach spalonego budynku. Dali mu też jakieś ciuchy, które sam sobie znalazł w samochodzie na tylnej kanapie.

Widok przedstawiał się iście apokaliptycznie. Z tego co wiedział o Panu Ryszardzie i jego przygodach to na koniec jego przygód zazwyczaj następowała jakaś eksplozja jako taka kropka nad przysłowiowym i. Na głowę Ajeja to jednak nie był koniec przygód, no bo po pierwsze nawet nie dotarli do córki Bimbromanty, a po drugie do świąt było jeszcze kilka dni. Zbyt blisko podejść nie mógł, bo nadal na miejscu pracowali strażacy, a i po okolicy kręcili się policjanci i jacyś rządowi, czy miejscy pracownicy. Był i Mroczny Pan przechadzający się wśród zgliszczy jak gdyby nigdy nic i oglądający niewiadomo co. Andrzej nawet podszedł do jakiegoś krawężnika i zapytał, czy jest już lista ofiar śmiertelnych, ale ten odesłał do rzecznika policji. Po chwili namysłu (przyjrzał się Młotowi i uznał, że ten z pewnością nie dotrze do rzecznika) policjant dodał, że nie wszyscy zostali zidentyfikowani.

Nie mając za bardzo innego punktu zaczepienia i będąc mocno osłabionym po nocnych przygodach Andrzej Młot zdecydował się uzupełnić swoje zapasy i udał się do Grackiej Osiemnastki. Sklep był jednak nie czynny z uwagi na wczorajszy napad grupy przestępczej. Kartka informowała, że sklep zostanie otwarty w poniedziałek. Pod sklepem Andrzej Młot spotkał jednak Anię 22-latkę. Dziewczyna była mocno przybita, bo z jednej strony wcięło gdzieś wszystkich, a z drugiej strony wyleciał w powietrze blok Pana Ryszarda, którego bardzo ceniła. Obawiała się, że Pan Ryszard był w środku w momencie wybuchu.
- Bo to przeż nie tajemnica, że te jebane Lamy zasadzały się na Pana Ryszarda już od jakiegoś czasu. Nie wierzę jednak, że go dopadli. Wśród zidentyfikowanych ofiar śmiertelnych nie ma nikogo znajomego. Mam nadzieję, że nie ma ich również w pozostałej czwórce. - powiedziała z mieszaniną wiary i smutku w głosie. Po chwili gadki o niczym dziewczyna zaproponowała, żeby iść na Belkową kupić jakiegoś "alkomata". Andrzej zgodził się, bo potrzebował jakiegoś tropu, a pod Gracką Osiemnastką nie było nic więcej ciekawego (no dobra, jeszcze jakiś anonimowy sęp kręcił się po okolicy, ale chuj z sępami).

Belkowa 11-13-15 przez ostatni rok znacznie poprawiła się. Tak jak jeszcze rok wcześniej była wyłącznie rozlewiskiem zachodniego szamba z nutą azjatyckiego uwielbienia dyktatur tak teraz było mieszaniną zachodniego i wschodniego szamba zlanego w jedno wielkie gówno. Tak czy inaczej można tu było kupić alkohol po wcale nie okazyjnych cenach od pracowników, którzy podpisywali takie syfiaste kontrakty, że to już nie pod urząd pracy podchodziło, a pod sanepid. Z uwagi na ogólnie poobijaną mordę Ajeja Ania 22-Latka sama weszła do sklepu i już po chwili wyszła z dwoma dżulianami (taki szampan). Ajej wypierdolił butlę na jeden haust, beknął i od razu poczuł się lepiej. Butelkę warto było zatrzymać, bo to dość potężna broń ręczna (przy uderzeniu prędzej łeb rozpierdoli się niż szkło). Na Ani zrobiło to wrażenie, ale powiedziała, że ona swoją butlę to jednak będzie męczyć dłużej, więc dobrze by było udać się w miejsce jakieś odosobnione od możliwości otrzymania mandatu za spożywanie w miejscu publicznym. Przy okazji przy Belkowej Andrzej i Ania spotkali braci Kartoflaków załatwiających jakieś ciemne interesy z miejscowym pół-arabusem pseudonimu Maroko (a religii heroinowej).

Maroko dopytywał o Tyku (co nie dziwiło) i o Longinusa (co było kurewsko dziwne, bo Longinus nie parał się narkotykami, bo był pieprzonym sępem) - jednak o żadnej z tych osób Andrzej Młot nie posiadał żadnych informacji. Ania 22-Latka sprzedała natomiast informację, że Longinusa psiarskie zgarnęli sobotniego ranku, więc jak na cztery osiem to wypuszczą rankiem w poniedziałek. Bracia Kartoflaki mówili coś o wybuchu (to znaczy dosłownie coś, bo to co mówili to warte jest jedynie podtarcia, wyrzucenia do klopa i spuszczenia wody) i o tym, że nie chcieliby, żeby Berło Władzy wpadło w niepowołane ręce. Dodatkowo można było dowiedzieć się, że starszy z braci Kartoflaków kombinuje z bandytami w jakimś większym złodziejstwie, ale w sumie szczegółów żadnych nie powiedział. Jakby nie był takim debilem to i tego by nie powiedział, ale jako, że jest no to nowa plota właśnie zawitała na miasto.

Tak Andrzej Młot i Ania 22-Latka kręcili się po Dzielnicy, aż dziewczyna wypiła swojego Dżuliana. Końcówką zresztą poczęstowała Ajeja, który wyraźnie odżył, ale poczuł się sennie. Postanowili iść na Świetlaną 8 sprawdzić, czy kogoś tam nie przywiało. No i to był strzał w dziesiątkę. A raczej w ósemkę, ale kto by tam liczył.

STARE ŚMIECI

NIEDZIELA WIECZÓR 20 GRUDNIA 2015 ROKU


Po dniu pełnym wrażeń William Praudmoore w końcu mógł położyć się i zdrzemnąć w całkiem bezpiecznym miejscu jakościowo podobnym do tego do czego był przyzwyczajony. Różnica była taka, że nie musiał martwić się o atak mutantów, robotów Molocha, czy innego gówna prosto z chorych koszmarów. Trochę była dziwna zmiana strefy czasowej, ale dało się przeżyć - po prostu przespał dzień i obudził się wieczorem. Podobnie zresztą Ryszard Kocięba. Spali w pustostanie przy ul. Świetlanej 8, gdzie nie byli niepokojeni przez nikogo. Z nimi byli Jasiek Śnieżka (czuwający, cośtam sobie rysował w swoim zeszyciku) i Biedny Grzesiu (napierdolony jak szpadel i śpiący). Byku Khazil poszedł na swoje zwiady i interesy, więc tylko dotarł do Świetlanej 8 i zanim William i Ryszard poszli spać to on już poszedł w pizdu. W momencie, gdy się obudzili to już słońce zachodziło.

W momencie, gdy Praudmoore i Bimbromanta obudzili się to akurat na miejsce przyszedł Andrzej Nowak pseudonim Złomokleta. Ubrany był jakby Rolnik Szuka Żony, więc można było upewnić się, że nadal miał najebane w głowie. W trakcie swych przygód dokonał udanego włamu do budki działkowej i ogólnie szacun na dzielni. O wybuchu w bloku Bimbromanty to słyszał tylko od jakiegoś półświadka, który cośtam wiedział, ale nie do końca i teraz Złomokleta wiedział ćwierć tego co wiedziałby, gdyby w tym uczestniczył. Wracając jednak do włamu to oprócz wystrzałowego ubranka z czerwoną muchą to obczaił również prawdziwą golarkę do strzyżenia owiec (no elektronika, z pewnością do czegoś przyda się), spory flakonik perfumy (którą wylał na siebie, no bo kraniki na działkach są zakręcane na zimę, więc nici z umycia się - dzięki perfumie gówno, którym był umemłany miało w sobie całkiem potężny odcień zapachowy fijołków) i porządne kalosze, które z pewnością przydadzą się, gdy jego wrogowie będą stali w kałuży, a on użyje kabla o wysokim napięciu, żeby wszystkich skurwieli przysmażyć. Marzenia. No, ale przynajmniej dobre obuwie. Co do brudu to tam gdzie się dało to oczywiście wytarł się znaleźnymi szmatami. "Nieprzyjemny zapach" vel "jebie, że ja pierdolę" jednak pozostał i tylko perfuma sprawiła, ze z ulicy nie zgarnął go sanepid.

Chwilę po Złomoklecie z krzaków wyłonił się Andrzej Młot pseudonim Ajej z Anią 22-Latką. Mieli ze sobą kolejne sześć dżulianów, której Ani kupił jakiś frajer (no dobra, zrobiła mu loda).

NOWE ŚMIECI


Dziewczynka zdała pełną relację Jadwidze Bass, która stworzyła sobie tymczasowe centrum dowodzenia na działce. Dziewczynka co prawda nie bardzo orientowała się w międzywymiarowej balladzie jaka rozegrała się w bloku Bimbromanty - była na zewnątrz. I przez jakiś czas go zgubiła, ale za to zdała relację o przyprowadzeniu jakiejś męty spoza czasu i przestrzeni (chodzi tu o Miguela), płonącym mężczyźnie, który wybiegł z bloku już po pierwszym wybuchu i strzelał z pistoletu (Billy). Nie chciała opuszczać posterunku to i nie dowiedziała się, gdzie te osoby pobiegły. Dziwiła się natomiast, że nikt nie zwrócił uwagi na płonącego faceta. Trop za Bimbromantą podjęła dopiero kilometr dalej. Okazało się, że on z trójką kumpli uciekli korytarzami kolejki podziemnej na ulicę Świetlaną 8. Jadwiga Bass dowiedziała się dodatkowo, że Kocięba z kumplami zasnęli w tamtym miejscu. Teraz już jednak zapadał zmrok, więc pewnie obudzili się. Dziewczynka nie spotkała Złomoklety i Ajeja i zupełnie nic o nich nie wie. Chłopiec natomiast wie jak wygląda Złomokleta, bo widział go jak uciekał na działkach, ale z kolei nie zna wyglądu kogokolwiek innego niż Kocięby (którego to fotografię posiada Jadwiga Bass).
 

Ostatnio edytowane przez Anonim : 02-06-2016 o 21:32.
Anonim jest offline