Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-06-2016, 18:13   #125
Anonim
 
Reputacja: 1 Anonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputację
KSIĄDZ BONIFACY


Ksiądz Bonifacy był całkiem wiekowy, ale nie jeden zakapior co go nie znał to się z nim liczył (no i wszyscy, którzy go znali). Przede wszystkim był jednym z księży, którzy byli na liście do zabicia w latach osiemdziesiątych - wysłano na niego, aż trzy ekipy, ale pierwsza miała wypadek samochodowy (wszyscy spłonęli ze względu na wadliwie zabezpieczony bak paliwa), druga nawet nie wyjechała, bo osoba mająca podpisać rozkaz dostała zawału serca i zmarłą, a trzecia... wiadomo tyle, że wyjechali na akcję, ale nigdy nie dotarli na miejsce i ślad po nich zaginął. Księdzem Bonifacym interesowali się też radzieccy specjaliści od działalności paranormalnej, ale seria nieszczęśliwych wypadków sprawiła, że ostatecznie zniszczono wszelkie materiały na temat tej osoby. Podobnie postanowiła esbecja.

Ksiądz Bonifacy nie miał problemu ze zwołaniem walnego zebrania - właściwie to był zadowolony, że od czasu do czasu takie rzeczy miały miejsce w kościele, bo wykorzystywał to do szerzenia Słowa Pana. Tego Najwyższego, nie ryszardowego, czy grześkowego. W każdym razie w przeciągu godziny ławki powoli zapełniały się różnymi typami spod ciemniejszych i jaśniejszych gwiazd. Wszyscy karnie zdjęli czapki, a część to i nawet klęczała. Zakapiory dobrze wiedziały, że podskakiwanie księdzowi Bonifacemu było równoznaczne z potrzebą uzyskania ostatniego namaszczenia. Wypadki chodziły po ludziach, ale częściej wśród wrogów księdza Bonifacego.

Prawda była taka, że ostatnio ksiądz Bonifacy miał problemy z lewackimi władzami miasta, które podążając za polityką Komisji Neobabilonu starały się zniszczyć chrześcijaństwo i szerokim strumieniem wpuścić mahometan na społeczeństwo. Ksiądz miał swoje wtyki, więc zdawał sobie sprawę kto w niego mierzy - jakie ohydne grupy konsolidowały się przeciwko niemu. Z tego też powodu starał się żyć w zgodzie z osobami o poglądach swojskich, nawet jeżeli osoby te wiele miały na sumieniu. Starał się ich zresztą nawracać na wiarę i dobre obyczaje. Miał zresztą nadzieję, że nawet ci najgorsi przyjdą w końcu wyspowiadać się. Wracając jednak do spraw bieżących to ławki na serio zapełniły się. Bonifacy przetarł siwiejące włosy i zaczął obserwować tłum. Niektórzy zupełnie nie wiedzieli jak zachowywać się w kościele, ale koledzy mówili im, żeby zamknąć mordę dopóki nie ma Pana Ryszarda. Bonifacemu to pasowało, a jednak miał złe przeczucie. Neobabilon wszystko obserwował, nic nie było dla niego świętością i mogła wydarzyć się tutaj obława. Kontakty również jakoś podejrzanie milczały przez ostatnie dni. Ksiądz Bonifacy miał przygotowane Plany B, C, D, E, F, G, a nawet I.

W momencie, gdy już zbliżała się godzina zamówionej mszy, a Pana Ryszarda wciąż nie było Ksiądz Bonifacy wyszedł na mównicę:
- Szczęść Boże wszystkim zebranym. Powstańmy i zmówmy wspólnie modlitwę. - powiedział spokojnie i zaczął modlitwę. Większość powstała, a mniejszość została zmuszona przez większość. Na początku niemrawo, ale potem co raz więcej osób zaczęło powtarzać za księdzem. Dla osób, które rzadziej bywały w tym konkretnym kościele pewnym zaskoczeniem było zachowywanie się żyrandoli. Te zdawały się żyć własnym życiem i popadać w drgania jakby za chwilę miały się zerwać akurat nad ludźmi, którzy w ogóle nie modlili się albo robili to słabo. Dla bywalców nie było to zaskoczeniem i od początku gorliwie uczestniczyli we wspólnej modlitwie.

Po modlitwie ksiądz powiedział wszystkim, żeby spoczęli i rozpoczął na szybko przygotowane rekolekcje, żeby skorzystać z okazji i nawrócić jak najwięcej grzeszników przed zbliżającą się wojną z kalifatem (i lewactwem, ale lewactwo to pewnie zostanie wyrżnięte przez mahometan). Nie wszyscy słuchali. Wśród zebranych było bliżej nikomu z pozostałych zebranych nieznane indywiduum, którego pewni ludzie mieli wpisani w swych książkach kontaktowych jako "Lama-11". Ta wyjątkowo bezczelna kanalia jak tylko dostała wiadomość tekstową to natychmiast wyciągnęła komórkę (jakby była na bazarze, a nie w kościele) i odczytała. Akurat dla Lamy=11 to było sporo szczęścia, no bo dostał ostrzeżenie. Innymi słowy wiadomość pochodziła z samego dna Piekła. Na szybkości Lama-11 wyciągnął kartę sim z telefonu, złamał ją i zjadł. Następnie oczekiwał na falę chaosu jaka miała przetoczyć się po kościele już za kilka sekund.

Jedyne osoby, które zwróciły uwagę na zachowanie Lamy-11 to byli siedzący nieopodal Luidżi Mario i Czarny Rumun ([Żul Zaciemnienie] Wyścig Wyborczy), no i, z mównicy, Ksiądz Bonifacy (jego karcący wzrok sięgał nawet much, którym zdarzało się nasrać na jakąś ławkę). Te dwie osoby dokładnie wiedziały, że jakiś duży smród kroi się (w sensie Czarny Rumun był tutaj raczej półświadkiem - cośtam wiedział, ale tak właściwie to nie). Luidżi Mario widząc niszczenie karty sim natychmiast przeszedł do konfesjonału ze swoją Torbą Pełną Trików. Ksiądz Bonifacy natomiast sięgnął ręką do ukrytego w mównicy guzika alarmowego, ale nie przerywał mowy.

Nagle wrota kościoła zostały otwarte i do środka wsypały się feministki, tevauenowcy, jakieś inne lewackie ścierwa, straż miejska, no i policja. Ta ostatnia zresztą weszła też od tyłu odcinając drogę ucieczki Księdzowi Bonifacemu (który zresztą uciekać nie zamierzał, bo już nie takich skurwieli pokonał siłą i siłą wiary). Tym czasem ksiądz wcisnął guzik, Luidżi skorzystał z Torby Pełnej Trików i przybrał kamuflaż, a Lama-11 rzucił swoją komórkę pod nogi Czarnego Rumuna i już niedługo zamiast drogiego urządzenia do zdalnej komunikacji był jedynie złom, którego nawet nie opłacało się na skup oddać.

W kościele zrobił się młyn. Feministki i tevaunewcy rzucali jakieś oskarżenia o pedofilię, w ruch poszły natomiast kosy i widły zebranych próbujących przegonić satanistyczny siły. Straż miejska próbowała legitymować, ale nikt nie chciał dać dokumentów. Krzyki. Krwi w kościele nie przelano, bo Ksiądz Bonifacy z mównicy zabronił. Skończyło się na siniakach i drobnych potłuczeniach. W całym tym zamieszaniu nikt nie zauważył, że Lama-11 na moment wszedł do konfesjonału (od strony tej, w której normalnie ksiądz wchodzi) i podrzucił tam zdjęcia pedofilskie. O tym uczynku wiedział Luidżi Mario, bo słyszał ruch, gdy się przebierał, ale niestety, jak już była mowa, i on nic nie wiedział. No bo jak nikt to nikt.

Po chwili policja rzuciła się na Księdza Bonifacego i próbowała go wylegitymować, a ten powiedział, że papiery ma na zakrystii. Kamera tevauenu w pewnym momencie dotknęła Księdza Bonifacego, który był na to przygotowany i krzyknął:
- Policja! Aresztować go! Naruszył moją nietykalność cielesną! - jakby był włoskim piłkarzem płaczącym nad rzekomym faulem. Zrobiła się kolejna tura awantury. Kamerzysta zarzekał się, że wcale nie, a jak tak to ktoś go z tyłu popchnął. Nikt nie chciał przyznać się o co chodzi, a w pewnym momencie jakiś strażnik miejski w asyście feministek triumfalnie zaczęli krzyczeć, że znaleziono zdjęcia pedofilskie! To były te z konfesjonału, a Ksiądz Bonifacy zachowując trzeźwość umysłu natychmiast stworzył ustami charakterystyczny dźwięk pierdzenia i krzyknął, że tam to każdy mógł podrzucić. Policja kazała wszystkim siedzieć na dupie i się nie ruszać, feministki krzyknęły, że nie będą siedzieć w kościele, a jakiś policjant na to, że chuj go to obchodzi. Ktoś z tłumu krzyknął, żeby wyrażał się jak jest w kościele. Karcący wzrok Księdza Bonifacego zmusił potomka zomowców, żeby z opuszczoną głową wyszedł. Inny policjant wyszedł za nim. Tyle, że ten drugi to nie był policjant, a Luidżi Mario w kamuflażu. Miał ochotę pomóc komuś, ale było to zbyt oczywiste i nie dałby rady. Zrobił natomiast zdjęcie Lamy-11 słusznie podejrzewając, że to ten skurwiel podrzucił zdjęcia.

Luidżi Mario oddalił się na bezpieczną odległość, zmienił swój kamuflaż na Przeciętnego Gapia 2015 i obserwował dalszy rozwój sytuacji. Przed kościołem już po chwili podjechały suki policyjne - wydano polecenie aresztowania wszystkich obecnych. No wszystkich porządnych obywateli, bo feministki i tevaunowcy mieli być puszczeni - z wyjątkiem trzech agresywnych feministek i pechowego kamerzysty, który postanowił zadrzeć z Księdzem Bonifacym i podejść zbyt blisko. Niemalże równo z sukami policyjnymi na scenę zajechał również adw. A. Białas i machając na lewo i prawo swoją legitymacją wtargnął do kościoła. Rozpoczął się tam kolejny młyn, a tym razem z użyciem przepisów prawa. Łamania, wyginania, prostowania i tłumaczenia wprowadziły w wielką konfuzję policjantów, fanatyzm strażników miejskich, a wściekłość pozostałe lewactwo. Większość zebranych to nawet nie wiedziała o co chodzi. Na scenę wezwano Mrocznego Pana.

Mniej więcej równo z Mrocznym Panem na scenę przybyli Bimbromanta, Złomokleta, Holiłud i Ajej. Ten ostatni przyszedł zresztą z Igorem, który powiedział, że rozmówią się po mszy na ubogich, a ten pierwszy (w sensie Bimbromanta, a nie Mroczny Pan) z Biznesmenem. Ogólnie to Igor dodatkowo wiedział już o akcji policyjnej, bo leciało na "więcej niż prawdzie więcej niż dobę" i któryś z jego znajomych dał mu o tym cynk. Dzięki Igorowi reszta dowiedziała się, że to jest obława na Księdza Bonifacego, a nikt nic nie mówił o Mszy dla Ubogich... aż do teraz, no bo teraz to jest przekaz na żywo z akcji w kościele. Po kilkunastu minutach zaczęto wyprowadzać pierwszych aresztowanych. Większość była skuta kajdankami, ale ksiądz Bonifacy nie - ten szedł w asyście adw. Białasa, który otoczył swojego klienta parasolem sprawiedliwego prawa. W momencie, gdy wychodził ksiądz Bonifacy to wśród gapiów pojawiła się ręka. Cała scena przypominała to jak jakiś islamsko komunistyczny skurwiel strzelał do Papieża (a potem nawrócił się, ale to inna historia). Czas jakby zatrzymał się. Palec zacisnął się na spuście i po chwili pistolet wybuchł razem z trzymającą ją dłonią. Wśród gapiów byli ranni. Policja zaczęła wszystkich na oślep zatrzymywać, a aresztowani próbowali w tym momencie ucieczki. Większość skończyła z pałką na ryju i w suce, ale część dała nogę.

William Praudmoore w tym momencie przekonał się czemu przy policjantach należy zachowywać się spokojnie. Wszystko trochę przypominało opowieści o Stalowej Policji - trochę, bo tamci zabijali, a ci używali pałek, kopniaków i innych środków przymusu bezpośredniego. Czasem można było się dziwić, że po takich uderzeniach pałką dana osoba jeszcze żyła, ale była wtrącana do suki. Zresztą karetki też były wezwane.

Mroczny Pan kazał księdzowi Bonifacemu i adw. Białasowi wrócić się do kościoła, a sam podszedł do miejsca, gdzie niedoszły zamachowiec dość wierzgał się po ziemi. Stojący obok policjanci patrzyli się jak robotnicy w dziurę. Za bardzo nie wiedzieli jak skuć kogoś kto nie ma dłoni, a część z nich to miała nawet cichą nadzieję, że jak typ się wykrwawi to po pierwsze bez problemu załaduje się go w worek, a po drugie będzie mniej roboty. Mroczny Pan nakazał pierwszemu z brzegu policjantowi, żeby zabezpieczył telefon komórkowy i dokumenty zamachowca co ten uczynił, a przy okazji przeszukał, czy tam nie ma więcej broni. To drugie to już inny policjant zgodnie z zasadą podejmowania jednej czynności na raz.

Jednej nocy wybuch budynku, drugiej nocy prosta akcja aresztowania księdza zamienia się w próbę zamachu i uliczne zamieszki, to co będzie trzeciej nocy? - zastanawiał się Mroczny Pan, a jego nadświetlny umysł już łączył na pozór niepowiązane ze sobą zdarzenia w jedną logiczną całość. Dość szybko doszło do niego, że większość zatrzymanych to osoby związane z Ryszardem Kociębą vel Panem Ryszardem vel Bimbromantą. Tym samym, który zamieszkiwał w bloku, który wybuchł. Tym samym, którego podwładny Marian został zamordowany przez ludzi Tymoteusza Krakowskiego. Mroczny Pan powrócił do kościoła i zapytał księdza Bonifacego czemu na tej konkretnej mszy było aż tyle ludzi związanych z Panem Ryszardem. Ksiądz odparł, że przecież nie legitymuje wchodzących i nie wie kto jest czyim znajomym, a nawet jeżeli wszyscy to grupka znajomych to należy być zadowolonym, że przyszli na mszę zamiast pić alkohol.
- Bo w życiu ludzkim to jest tak, że są dwie drogi od nieszczęścia. Albo wódka albo Bóg. Ludzie teraz częściej idą do wódki to macie zapełnione więzienia, a babcia chodzi do kościoła i jakimś cudem żyje. - Mroczny Pan trawił tą odpowiedź, gdy adw. Białas przedstawił na szybko napisane pismo zażaleniowe, że próba zatrzymania jego klienta niemal nie zakończyła się tragicznie i właściwie to nie ma żadnych podstaw do zatrzymania i żeby odstąpić od dalszych czynności. Mroczny Pan pokwitował odbiór pisma i zaczął je studiować.
- Mój klient ma jedno miejsce zamieszkania od czterdziestu lat... - kontynuował adw. Białas swój wywód prawniczy, a tym czasem ksiądz Bonifacy jakby nagle sobie coś przypomniał podszedł do ławki, gdzie widział nieznanego mu mężczyzny czytającego wiadomości tekstowe. Na posadzce były pozostawione szczątki telefonu komórkowego. Konfesjonał był bezpośrednio przy wyjściu z tych ławek - w prostej linii.
- A te zdjęcia to chyba były tego, który używał tego telefonu komórkowego. Dostał smsa o waszej akcji. - powiedział ksiądz Bonifacy przerywając dysputę prawniczą między adw. Białasem, a Mrocznym Panem. Obaj teraz podeszli do miejsca, gdzie leżał złom i ich wzrok podążył tak jak wcześniej księdza - prosto na konfesjonał.
- O akcji było głośno, bo w telewizji gadali. Poza tym feministki się zwołały przez internet. - powiedział spokojnie Mroczny Pan, ale po chwili krzyknął do policjantów stojących we wrotach, żeby sfotografowali złom pozostały po telefonie i zabezpieczyli to.

Na zewnątrz tym czasem trwał burdel niemal tak duży jak przy eksplozji bloku noc wcześniej. Ktoś podpalił furgonetkę tevauenu (no dobra, prawdopodobnie sami sobie podpalili dla odszkodowania), a nad terenem pojawiły się śmigłowcem mediów. Na miejsce zajechały też karetki pogotowia, które zabrały co bardziej skatowanych pałkami ludzi, ale i ofiary wybuchu pistoletu (w tym niedoszłego zamachowca - żył w związku z czym za karetką pojechał radiowóz z zirytowanymi policjantami).

Jak już była o tym mowa Ryszard Kocięba, Andrzej Nowak, Andrzej Młota i William Praudmoore (i Igor i Biznesmen) stali w bezpiecznej odległości od całego zajścia i tylko obserwowali sytuację gotowi w każdym momencie dać nogi za pas. Chodnikiem szedł sobie jakiś całkiem zwyczajny mężczyzna, którego łatwo było przeoczyć. To nie był nikt znajomy, a mimo tego zatrzymał się przy stojącej grupce i odezwał się:
- No to się spierdoliło. Dobrze, że wy nie trafiliście na dołek. Ksiądz Bonifacy jest niewinny, ale teraz to mam parę spraw do załatwienia, więc spotkajmy się za godzinę na pustostanie przy ul. Świetlanej. - potem osoba ta oddaliła się. Szybko osoby, które znały typa zorientowały się, że to był Luidżi Mario w Kamuflażu Zwykłego Człowieka. Jego Torba Pełna Trików wyglądała teraz jak plecak podróżny.

UCIEKINIERZY


W czasie obławy kościelnej zatrzymano niemal wszystkich, którzy odpowiadali przed Ryszardem Kociębą. Między innymi powinięto Czarnego Rumuna. Jak już była o tym mowa udał się zwiać Luidżiemu Mario, a Biznesmena i Igora nie było na miejscu, bo ci przyszli z Bimbromantą, Holiłudem, Złomokletą i Ajejem. Na miejscu nie było też Jaśka Śnieżki i Biednego Grześka, bo ci wciąż przebywają na Świetlanej. Tyku siedzi, a osoby zniknięte w lesie wciąż się nie odnalazły, a jeśli nawet to nie wiedziały o spotkaniu w kościele. Tak samo o spotkaniu nie wiedzieli ludzie nie związani z ekipą Pana Ryszarda (jak Miguel i Billy), a wyjątkiem jest tu tylko Lama-11. W kościele brakowało również Ani 22latki i jej dwóch koleżanek, z którymi zaprzyjaźnił się Holiłud z powodów, które będą później wyjaśnione.

Ucieczka udała się nielicznym - tak właściwie to jedynie czterem osobom. Po jednej osobie na Bimbromantę, Holiłuda, Złomokletę i Ajeja. Teraz jest moment, żeby opisać kim są ci uciekinierzy, jakie są ich relacje, jak wyglądają i z czego zasłynęli do tej pory. William Praudmoore oczywiście nie znał nikogo kto był na spotkaniu w kościele - co jednak nie przeszkadza opisać postać jaką widział i retroaktywnie stwierdzić, że wygląd skojarzył z informacjami od Bimbromanty.

FRIK I SKRID


Po tym jak Jadwiga Bass odpowiedziała Dziadkowi Łazędze i zadała mu pytanie ten jakby zawiesił się i myślał i myślał, aż wymyślał:
- Achżem wiem. Od mało zwą ich Skrid i Frik. Na moje rozeznanie upośledzeńcy, a słowem głąby. Pierwszoj to kradziej i ogółem zbój, a drugom to przydupas pierwszoj. - odpowiedział w końcu spluwając przy okazji, po czym poinstruował o ich adresach, a także miejscach, w których można ich zastać. Okazało się, że można ich między innymi zastać u Tymoteusza Krakowskiego, ale to w sumie Jadwiga Bass już wiedziała. Po krótkiej gadce Dziadek Łazęga oddalił się, a tym czasem na działkę powróciły dziatki i przekazały wiadomość o spotkaniu w kościele Bimbromanty z jego ludźmi. Przy okazji było czuć od nich alkohol, a dziewczynka z trudem chodziła i brat ją raczej ciągnął. W sumie wiele szczęścia było w tym, że ich nikt nie zabrał z ulicy. Na pytanie co się stało, że pili alkohol to dzieci odpowiedziały, że Bimbromanta dał im po piwie i powiedział, że dobrze im zrobi.
 
Anonim jest offline