Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-08-2016, 21:56   #17
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
Świątynia część 2 z 2

Theseus zważył klucze w dłoni i podrzucił nimi kilka razy. Skinął grabarzowi w podzięce i sam schował je do swojego płaszcza.
- Dziękuję, synu. A teraz udaj się na rynek. Wszyscy mieszkańcy się tam zbierają. W związku z tym całym… - kapłan machnął ręką, spoglądając w niezbyt przytomną twarz Mileta. Być może Glaive uświadomił sobie, że grabarz i tak go teraz nie zrozumie, toteż zamiast strzępić niepotrzebnie język, powiedział jeszcze raz głośne “dziękuję” i wykonał przed nim Znak Boga. Zaraz po tym delikatnie pociągnął Chloe, by ta poszła za nim.
I dwa razy nie musiał jej prosić. Wyprostowała się i ruszyła za nim.
- Ciekawe jak długo już nikt na plebanii nie mieszka - powiedziała swoje myśli na głos.
- Ojciec Phillipe zmarł ponad miesiąc temu. Słyszałem, że jego gosposia odeszła od zmysłów tuż po tym. Tak więc… możemy zastać tam trochę kurzu i parę pająków - odpowiedział na jej myśli z przekąsem.
- Pająki mi niestraszne - uśmiechnęła się szeroko gosposia. - To ojciec poczeka, a ja uprzątnę pokoje nim ojciec w nim zamieszka - zaproponowała a w jej głosie pobrzmiała nuta która zdradzała, że dziewczyna nie przyjmie jego sprzeciwu.
Theseus i Chloe przemierzyli korytarz sierocińca, kierując się na lewą część kościoła. Odgrodzona drzwiami strona była już przyświątynną plebanią. Kapłan zatrzymał się przed przejściem i wyciągnął zdobyty przed chwilą klucz, który zaraz też wylądował w zamku. Drzwi ustąpiły pod lekkim naporem, wydając przy tym nieprzyjemny dla ucha zgrzyt. Glaive w swoim długim życiu zwiedził niejedną świątynię, toteż z czasem zaczął dostrzegać w nich podobieństwa. Nic więc dziwnego, że potrafił się tutaj mniej więcej zorientować w rozkładzie budynku.
- W pierwszej kolejności pozbądźmy się naszych bagaży. Potem proponuję małą wycieczkę krajoznawczą - powiedział do Chloe, kiedy znaleźli się w głównym korytarzu plebanii.
- Może pakunki zostawimy w składziku? - zaproponowała dziewczyna. Zaraz jednak na jej twarzy pojawiło się zmartwienie jakby o czymś sobie przypomniała. - Mój koszyk, został w dyliżansie… Miałam tam przygotowaną kolację dla nas od pani Kłopot - dodała ze smutkiem
- Tu chyba będą nasze pokoje - wskazał dłonią dwie pary drzwi. - Składzik wolałbym na razie nie otwierać, dopóki nie będziemy gotowi na robienie porządków - mruknął, rozglądając się wkoło.
- To nic, zaraz wracamy na rynek. Weźmiemy twój koszyk po drodze.
- Ale... - Chloe przygryzła wargę w niepewności spoglądając na swój kuferek. - Nie chciałabym zostawiać tu swoich rzeczy bez nadzoru - wyznała wspominając próbę kradzieży jaka miała miejsce na rynku.
- W gabinecie Cicerone powinny być klucze do wszystkich pokoi na plebani - bąknął w zadumie. - A przynajmniej tak to wyglądało u większości moich braci. Co ty na to, by sprawdzić ten gabinet, panienko?
Chloe skinęła mu głową twierdząco.
- Jeśli nie ma kluczy z tym od drzwi którymi weszliśmy to właśnie w gabinecie bym ich szukała - zgodziła się z nim.
Theseus trafnie odgadł, w którym miejscu znajdował się wspomniany gabinet Cicerone. Jak się okazało, pomieszczenie stało otworem. Jedynie światło księżyca wpadające przez wysokie okna pozwalało widzieć im cokolwiek. Kapłan bez zastanowienia wszedł do gabinetu.
Pomieszczenie dobitnie dawało nowo przybyłym do myślenia, iż od bardzo dawna nikt z niego nie korzystał. Meble zostały szczelnie obrzucone oraz zabezpieczone różnymi tkaninami i obrusami, co dawało przytłaczający efekt, zwłaszcza przy tak skąpym świetle. Nie trudno było jednak dostrzec misternie wyplecione pajęcze sieci, które zajmowały każdy róg gabinetu, ale nie tylko. W oczy kapłana oraz gosposi rzucały się także stosy poukładanych i posegregowanych pism, czy innych papierów, które zawalały cały regał pod ścianą. Parę manuskryptów leżało jednak na podłodze, a w kilku innych miejscach bałagan wyglądał na zrobiony nieprzypadkowo.
Glaive podszedł do masywnego, ozdobionego w święte symbole biurka, na którym wielu Cicerone od momentu wybudowania tej świątyni pełniło swą służbę. Mały stosik książek i wyciągnięte na wierzch pióro do pisania wraz z kałamarzem potwierdzało tylko tę tezę.
Theseus mimochodem zahaczył spojrzeniem o obraz zawieszony za biurkiem. Portret Eldenusa, Opiekuna kupców. Był to zapewne symbol dawnych lat, kiedy Szuwary jeszcze były ośrodkiem handlu. Nagle coś innego zwróciło jego uwagę. Szuflada. Była wyłamana.
- Ktoś tu czegoś szukał - powiedział na głos, jakby zdradzał swoje myśli.
Gosposia nie traciła czasu i również uważnie przeglądała szafki, półki i bibeloty na nich rozstawione.
- Może klucza? - rzuciła luźną sugestię. - Może kosztowności… - dodała, ale już bez przekonania.

Sługa boży rozejrzał się dokładniej. W szafce pod biurkiem znalazł butelkę z jakąś barwną cieczą - prawdopodobnie winem, choć już nieświeżym - i kilka cynowych kielichów. Były też i dwa porządne świeczniki. Srebrne. To musiały być jedne z nielicznych kosztowności w tej świątyni. Drobnomieszczańscy Cicerone zazwyczaj nie gromadzili innych skarbów, niż te duchowe. Poza tym w pozostałych szufladach znalazł więcej dokumentów, kawałek świecy, lak i klucz. Theseus wyłożył świecę wraz ze świecznikiem na blat biurka. Klucz trzymając w dłoni, ustawił w stronę okna, by się mu lepiej przyznać.
- Zostawił jednak srebro i ten klucz… - powiedział zamyślony, jakby zakładając, że ten, kto dokonał tej dewastacji, był mężczyzną. - Jak myślisz, lilium, od czego może on być? - zapytał, nie odrywając od niego wzroku.
- Co ojciec wie o śmierci poprzedniego wielebnego Szuwar? - zapytała Chloe co trochę zabrzmiało jak zbycie jego pytania.
- Tyle co wszyscy, czyli nic szczególnego. Mówią, że był to wypadek. I być może jest to prawda. Nie znałem ojca Phillipe. Być może gdyby było inaczej, miałbym lepsze spojrzenie na tę sprawę - odparł, zaciskając pięść na znalezionym kluczu.
- Musimy dowiedzieć się, do czego tu doszło… ale to później. Chodźmy, dość już czasu tu zmitrężyliśmy. Czuję, że powinniśmy być na tym rynku. Odłóżmy bagaże w pokojach i zamknijmy na razie kościół. Wciąż nie odnaleźliśmy wszystkich kluczy. Może mer będzie coś o tym wiedział - powiedział, rzucając ostatnie spojrzenie na portret Opiekuna, po czym skierował się powoli w stronę drzwi.
- Dobrze ojcze - skinęła głową gosposia i pierwsza wyszła z gabinetu. Udała się do pokoi naprzeciw. Zdecydowała, że weźmie dla siebie pierwszy z brzegu pokój. Nacisnęła klamkę. Drzwi otworzyły się przed nią ukazując zlane światłem księżyca pomieszczenie. Weszła do środka rozglądając się uważnie. W pokoju było zaścielone łóżko, krzesło i stolik. Wszystko pokrywała co najmniej miesięczna warstewka kurzu.
- Z pewnością będę miała co tu robić - westchnęła dziewczyna z niezadowoleniem. Podeszła do stolika i położyła na nim rysunek. Zaraz po tym zerknęła pod łóżko. Tam o dziwo nie było spodziewanych przez nią kłębków kurzu zalegającego latami. - Dzięki niech będzie za skrupulatną ostatnią gosposię - nieco ucieszyło ją to. Chloe położyła swój kufer na boku i wsunęła pod łóżko. Na teraz powinno jej to wystarczyć. - Oby - mruknęła.

Z pustymi już rękami wyszła z pokoju i zamknęła za sobą drzwi.
- Możemy już iść ojcze Glaive - powiedziała na głos gosposia.
Theseus w tym czasie wyłonił się z końca korytarza.
- Zamknąłem przejście do sierocińca. Twoja bagaże powinny być bezpieczne, panienko Chloe - powiedział przystając przed nią. Ruchem głowy wskazał na boczny korytarz. - Jeśli dobrze się rozeznałem, tamto wyjście prowadzi bezpośrednio na zewnątrz - dodał, idąc już w tym kierunku.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline