Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-08-2016, 23:11   #161
Anonim
 
Reputacja: 1 Anonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputację
BUDA

- O ty kurwo jebana! - krzyk przeciął nocną, miejską ciszę niczym ostrza islamistów demokrację liberalną europy zachodniej. Bliżej nieznany Ryszardowi Kociębie dresiarz piłował mordę i kopał w drzwi budy znajdującej się po drugiej stronie ulicy od dawnego domu Vela i pustostanu.
- Zajebię cię! - krzyczało dalej indywiduum w fioletowym dresie. Towarzystwo stojące razem z Bimbromantą zrobiło duże oczy. Wszystko to było tak przypałowe, że już gorzej być nie mogło.
- Nie no, kurwa, zapierdolę mu. - powiedział Bebe, ale wtem na ulicy z piskiem opon pojawiło się czarne BMW, które zatrzymało się (również z piskiem opon) przed budą. Miało przyciemniane szyby, więc świadkowie - w osobach ekipy Ryszarda - nie rozpoznało kierowcy, ani nawet czy była tam jedna, czy więcej osób. W każdym razie krzykacz odwrócił się i wskoczył na siedzenie pasażera po czym samochód z piskiem opon odjechał.
- Ktoś spisał numery? - powiedział z zatroskaniem, ale oczywiście dla beki Czarny Henryk, który aktualnie lekko słaniał się na nogach - po chwili zresztą już praktycznie na automacie udał się w najbliższe krzaki odeszczać się, a potem dalej wgłąb mroku do pustostanu.

Reszta towarzystwa również powoli rozchodziła się w stronę pustostanu, aż w końcu zostali jedynie Ajej, Holiłud i Zadra. Po drugiej stronie ulicy znajdował się zadbany miejski skwer, niezwykle przypałowe miejsce ze względu na monitoring miejski ustawiony od drugiej strony (nie sięgał pustostanu i dawnego domu Vela). Przy skwerze znajdował się niewielki przystanek autobusowy obok którego stała buda oklejona ze wszystkich stron reklamami - wyjątkiem były jedynie białe drzwi bez żadnych napisów. Buda była odrobinę większa niż przeciętna wielkość kiosku.
- Hy, właściwie to nie kobieta z monitoringiem. - odpowiedział Ajejowi Zadra w momencie, gdy drzwiczki budki otworzyły się. Wszyscy zebrani ujrzeli Profesora Kolibę, który jak gdyby nigdy nic rozejrzał się po okolicy i zmarszczył czoło, gdy zobaczył znanego sobie Zadrę (starego partyzanta, który nie jednego niemca odpierdolił w czasie wojny), znanego sobie wyłącznie z widzenia Ajeja i zupełnie nieznanego sobie Holiłuda.

Trójka mężczyzn przeszła ulicę i przywitała się z Profesorem Kolibą. Zadra wszystkich poprzedstawiał. Okazało się, że informacje o Tymoteuszu Krakowskim posiadał właśnie Profesor Koliba - jedna z osób zaangażowanych w walkę z opcją niemiecką w dzielnicy. W czasie odsiadki miał sporo czasu na przemyślenia i wykoncypował sobie, że najlepiej znać wroga - takim sposobem pogadał z kim tam trzeba w więzieniu i uzyskał pomniejszy artefakt: Kserokopię Albumu Skurwysynów. KAS było wielkości niewielkiej książeczki, więc nosił ją ze sobą. Były w niej zawarte zdjęcia skurwysynów z adresami, krótkim opisem i w niektórych przypadkach również fotografiami członków rodzin, konkubin i samochodów. Tak się składało, że akurat w przypadku Tymoteusza Krakowskiego nie było nic wiadomo o jego rodzinie i konkubinach, ale za to oba samochody były skrzętnie sfotografowane z opisem jak odciąć mu hamulec bez ostrzeżenia dla niego w komputerze pokładowym. Były też trzy numery telefonu i jego dane personalne sprzed 1968 roku (Tovah Rojer).

Co prawda Profesor Koliba nie był osobą, która roznosiła ploty, ale użytkowanie KASi zobowiązywało do dzielenia się informacjami z zaufanymi osobami. Do takich osób niewątpliwie zaliczał się stary Zadra - bojownik o wolność i niepodległość prawdopodobnie już od czasów cara. W czasie krótkiej rozmowy okazało się, że Profesor Koliba ni z tego ni z owego został kilka dni wcześniej zwolniony na warunkowy z więzienia, choć do odsiadki zostało mu niewiele czasu. Od tamtego czasu próbuje odkuć się grając na automatach. Aktualnie jest na plusie o dziesięć złotych - wsadził sto osiemdziesiąt, a wyjął dwieście. Można by zapytać, czy z tych rachunków to nie powinno zostać dwadzieścia złotych, ale do takich pytań to należało być trzeźwym. Lub bardziej pijanym.

- Przepraszam panów, ale zamykam na dziś lokal. - powiedziała nagle kobieta, ktorej do tej pory nikt poza Profesorem nie dostrzegł. Była to Renata Kołodziejczak niegdyś znana jako Renata z Kiosku, ale od kiedy wypadła z biznesu kioskarskiego to po prostu jest Renatą pilnującą jednorękich bandytów. Ruch był taki sobie, ale miała stały dochód z wynajmu miejsca na automaty. Widzący ją pierwszy raz Holiłud lekko zdziwił się jej wyglądem, bo jako żywo wyglądała na mutanta: wyjątkowo paskudna, mała istota o twarzy i posturze przypominającej gnoma z bajek. Nikt na to nie reagował, więc i Holiłud, jak na razie, nic nie zrobił w związku z tym widokiem. Kobieta dodała, że przestraszył ją tamten świr i podziękowała Profesorowi za pomoc w wypchnięciu gnoja na zewnątrz.

W tym momencie zadzwonił telefon kobiety, a ona odbierając przypadkowo włączyla głośnomówiący. Głos bliżej nieustalonego mężczyzny powiedział:
- Spalimy ci dziś tą budę kurwo. - i rozłączył się. Uh, och - podpalenie w tym miejscu i do tego tej nocy było bardzo nie pomyśli Andrzejowi Młotowi i Williamowi Praudmoorowi ze względu na to co miało pozostać jeszcze trochę ukryte po drugiej stronie ulicy. Taki pożar to w sumie nikomu nie był na rękę. Kobieta popłakała się i powiedziała, że musi zadzwonić na policję. Smutny gnom. Serce się, kurwa, kraja na ten widok. Jakieś plany panowie? Zadra nie ma niestety żadnych, ale chętnie pomoże. Domyśleć się jedynie można, że udanie się po posiłki na pustostan raczej nie wchodzi w grę, bo wówczas można przegapić całą akcję.

REWELACJE LUIDŻIEGO

W tym samym czasie nieświadomi bliskości poinformowania o wszystkim psiarskich Złomokleta zdążył skonstruować porządny paralizator i podarował go Piździeliuszowi. Chłopak lekko obawiał się z niego korzystać ze względu na poprzednie przeżycia, ale po jednorazowym zaświeceniu uśmiechnął się i schował do kieszeni dziękując Złomoklecie i obiecując mu, że skombinuje mu porządne ubrania. Tym czasem kombinowanie wydawało się nie być, aż tak konieczne, bo jakieś szmaty dało się i ogarnąć na Pustostanie, gdyby poszukać. Choć też trzeba było pamietać, że tego typu rzeczy zazwyczaj miały właściciela i kogoś można było obrazić uwłaszczeniem dóbr materialnych.

Tym czasem Bimbromanta rozmawiał z Jasiem Śnieżką. Próbował od niego dowiedzieć się losów Biednego Grzesia (nie było go na pustostanie) i Biznesmena, ale tamten tylko coś pierdolił o tym, że walczył w zimowych warunkach za taką wielką murą. Murwą. Kurwą. Tak, walczył za taką wielką kurwą. Za taką wielką kurwę. O tak, dokładniej.
- I jak przyszło co do czego to mnie zdradziła suka jebana i wyjebała z mieszkania. Jebane przekupne sądy na to zezwoliły, choć procesowałem się ile mogłem. - w oczach mężczyzny pojawiła się łza, gdy przypomniało mu się - Mieszkanie rodziców. Powinien kurwę zajebać. - na co przez delirium Czarny Henryk przytaknął - O tototo.

Już Ryszard Kocięba myślał, że kompletnie traci czas, gdy na miejscu pojawił się Luidżi Mario i opowiedział wszystko co wiedział z akcją związaną z Księdzem Bonifacym ([Żul Zaciemnienie] Odmęty Artystyczne), a także pokazał zdjęcie zrobione Lamie-11 - przy czym ustalił, że jest to właściciel biura zajmującego się pośrednictwem kredytowym o danych Adrian Buńczyk. Miał również jego adres domowy i proponował na gorąco się tam udać - ta osoba prawdopodobnie aktualnie była na dołku, więc to był wspaniały moment, żeby niepostrzeżenie zrobić wjazd na chatę... Ryszardowi Kociębie nagle przypomniało się, gdzie już widział ten adres - to ten adres, w którym razem ze Zdzichem Sawielukiem dwa lata wcześniej w obronie własnej odjebali dwóch pederastów z opcji niemieckiej.

Bebe tym czasem pił dalej co jakiś czas wlewając wódę do gardła śpiącego Czarnego Henryka. Bebe jednym uchem słuchał rewelacji Luidżiego.
- Ja to nie wiem na co czekamy. Skoro to taki skurwiel, że wrabia Księdza Bonifacego to ogólnie proponowałbym mu zrobić kolumbijski krawat, a potem spalić go razem z tą chałupą, żeby nie cieszył się z odszkodowania. Chuj jeden.
 
Anonim jest offline