Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-08-2016, 03:04   #38
Martinez
 
Martinez's Avatar
 
Reputacja: 1 Martinez ma wspaniałą reputacjęMartinez ma wspaniałą reputacjęMartinez ma wspaniałą reputacjęMartinez ma wspaniałą reputacjęMartinez ma wspaniałą reputacjęMartinez ma wspaniałą reputacjęMartinez ma wspaniałą reputacjęMartinez ma wspaniałą reputacjęMartinez ma wspaniałą reputacjęMartinez ma wspaniałą reputacjęMartinez ma wspaniałą reputację
Tura 5

31 marca 1723, Środa
Rano
- Kliknij w miniaturkęrętą dróżką, na dziedziniec wykuśtykał mały z brzuszkiem; Tu z urwaną jedną nóżką, tam z urwanym jednym uszkiem...
- Morda gówniarze! -
Przerwał wyliczankę dzieciakom pan Trouve, który był najwidoczniej obiektem ich kpin. Niósł zrulowany plakat ogłoszeniowy, młoteczek i jeden gwóźdź. Dookoła biegały sieroty, a Gaspard dokazywał dalej.
- Co tam niesie mały w rączce? Czemu się zatacza srodze? Idzie jakby był w gorączce… Niepo…
Choć był to mały kamyk, świsnął w powietrzu niczym kula z muszkietu. Walnął chłopca w czoło i odbił się lądując gdzieś w krzakach. Kobold podreptał dalej swoim tempem zostawiając za sobą zaskoczone nieco dzieci, a w szczególności chłopca z otwartą szeroką buzią i stróżką cieknącej krwi z rozciętej łepetyny.


Regularne stuk i puk poszło po najbliższej okolicy, gdy plakat przybijany był do słupa obok Burego Kocura.


Tak. W Szuwarach wstał nowy, piękny dzień. Słońce jeszcze tak nie świeciło, ale zapowiadało się całkiem nieźle. Temperatura wymagała cieplejszych płaszczów lub nawet czegoś z podbiciem i zakropieniem, ale przynajmniej było sucho. No.. sucho jak na warunki miejsca, które położone jest na mokradłach i bagnach wśród wilgotnego, liściastego lasu.
Każdego, kto zechciałby teraz przejść się miastem, zaskoczyłaby pewnie radosna atmosfera mieszkańców oraz różnorodność zapachów.





KUSZENIE BOLDERVINÓW (GOSPODA)

- Łojejku, moje kości - zajęczał Yorgel wstając z trzeszczącego łóżka.
- Też się nie wyspałem… Jakby choć na chwilę ta Petunia dała temu szefowi spokój… - marudził DeVramont i wspomniał przez chwilę noc..

Cytat:
- Dawaj Bolat! Dajesz chłopaku! Na dzięcioła dawaj! Albo nie! Na tego .. dawaj “ognisty krąg”...
- Hrrr, hrrr - charczał w dzikich, łóżkowych pląsach Bolat
- Iu, iu, iu - krzyczało łóżko...
Wyszli obaj do sali głównej, gdzie nowy Gospodarz krzątał się już od rana.
- Daj co na śniadanie karczmarzu i co do picia normalnego - Powiedział ochroniarz.
- Ten wczorajszy gulasz to baardzo mi smakował - rzekł troll i zajęli obaj miejsce przy barze - Tamci się jeszcze nie obudzili? - dodał mając na myśli pannę Petunię Cotonfoot i krasnoluda.

- Jest ten wasz Boldervine? Wstał? - W drzwiach stanął pan Trouve i ssał kciuka, gdyż walnął w niego młotkiem aż dwa razy, gdy przybijał ogłoszenie.
Obaj panowie pokręcili głowami.
- Jecie i pijecie na koszt miasta panowie. Gośćmi jesteście od teraz. Pod warunkiem, że nie opuścicie go aż wam powiem - powiedział twardo kobold.
- A do kiedy tak? - Zapytał DeVramont.
- Gdzieś pewnie do zakończenia obrad. Może mer będzie chciał wysłać list jakiś jeszcze, albo nadać przesyłkę czy tam na ten przykład.. jakąś osobę..
Panowie pokiwali głowami, choć nie wiedzieli, czy szef na to pójdzie. Starszy radny podrapał się w głowę i oddalił się tak szybko, jak zjawił.

- No to póki co.. gospodarzu.. weźmiemy… - zaczął kombinować DeVramont.
- Jajecznicę z 10 jaj na bekonie i herbatki żurawinowej, nieco - Dokończył Yorgel.
- Z kilkoma dużymi pajdami chleba, oczywiście.
- I z masłem.
- Ze smalcem...


***
Ocaleniec nie mógł narzekać. Jak na pierwszy raz poszło mu świetnie. Goście chyba dobrze się bawili. Pili i bawili do trzeciej w nocy. W porę też z Lizą znalazł pierzyny.. choć wypadałoby je wcześniej wytrzepać. Ciekawiło też nowego karczmarza co jest w piwnicy. Drzwi były zamknięte, a klucza nie mógł znaleźć…
Było coś jeszcze. Po raz pierwszy zasnął. Nie mógł sobie co prawda przypomnieć co mu się śniło, ale czuł wreszcie, że żyje. No i w brzuchu mu zaburczało. Zdał sobie sprawę, że nie jadł odkąd jest w Szuwarach...


KUMPEL (ŚWIĄTYNIA)

Świątynia była dużym gmachem i dźwięki po niej rozchodziły się różnie. Zawsze jednak nie były one zbyt intensywne. Błądziły gdzieś po korytarzach, ginęły w komnatach. Tak czy siak do ucha kogoś przebywającego wewnątrz zazwyczaj dolatywał jakiś strzęp. Tym razem brzmiał on:
- N to i obił?! Ary, edny obold! Uż a u aże!
Głos z echem dotarł do archiwum, wpadło okrężnie w małżowinę uszną cicerone i rozpłaszczyło się o błonę bębenkową.
Duchowny wzdrygnął się leżąc głową na starej książce i otworzył jedno oko. W pomieszczeniu było ciemno, gdyż grube kotary szczelnie przykrywały okna. Była to głupota, gdyż każdy promyk słońca mógł nieco osuszyć to wilgotne, zapleśniałe miejsce. Panowało jednak przekonanie, że słońce szkodzi książkom i papierom. Po za tym czytanie przy lampach i świecach było teraz bardzo trendy...
Kości musiały boleć Theseusa, gdyż spał w dość niewygodnej pozycji. Dźwignął się teraz i patrzył na kopę papierów które przebrał, przejrzał i poczytał w nocy...
Były to spisy, zapisy i obliczenia oraz trochę historii. Nic jednak nie zwróciło szczególnej uwagi mężczyzny.

- E! Będziesz może to jeszcze czytał śmiertelniku? - padło pytanie gdzieś ze stołu. Cicerone nie mógł być pewien czy mu się to śni czy dzieje się naprawdę. Być może pół na pól, co byłoby najgorszą opcją…
Na stosie książek leżał na brzuchu spasiony szczur i machał nóżkami. Łapkami podpierał pyszczek. Poślinił kciuka i przewrócił stronę “Memorandum Szuwarum 1680”.
- Zawsze nim coś ffszamię , kurka, to czytam. Szacun mam dla zapisanego papieru. Nie to, co te ścierwa - mole. Banda nieokrzesanych, ffajdających wszędzie małych…. Wow!.. widziałeś ten obrazek? - Wskazał na rycinę pracujących i wypiętych przy tym praczek nad brzegiem Rechotki.
Ponieważ cicerone do tej pory z pewnością nie wypowiedział żadnego słowa, szczur westchnął tylko.
- Wiem, wiem. Gadający szczur. No co mogę poradzić, tak już się stało. Zwal wszystko na grzyby, które porastają te świątynne mury. Widzę, że szukasz czegoś tutaj konkretnego. To ci tylko podpowiem, że tamta księga miała spore wzięcie sądząc po zapachu - wskazał na cienki skoroszyt z żółtą okładką.
- A przynajmniej używana była ostatnio. Ja będę spadał teraz, ale zostaw mi tamto na drugie, co?
I szczur się zmył.
Długo zajęło duchownemu otrząśnięcie się z tego, co przed chwilą widział i słyszał.



ŻYCZLIWI SĄSIEDZI (KUŹNIA)

Troll Armand musiał zaliczyć tę noc do udanych. Nie dość, że późną nocą odwiedziło go wielu życzliwych sąsiadów to jeszcze każdy kupił trochę gwoździ. Platier w ciemię nie był bity i wiedział, że gdy podaż rośnie to i cena. Sprzedał zatem najdroższe gwoździe w świecie bo aż po 50 pensów za sztukę, co dało w sumie całe 8 Szylingów.
Gwoździe były tak porządane, że ludzie nawet zadłużali się między sobą, gdyż nie każdy wziął po nocy sakiewkę.
Nie dość tego, zajrzała również pani Radegondre Devillepin - szanowana kucharka, która znała już Armanda długo. Przyniosła misę buł nadziewanych pasztetem i trochę ciepłego barszczu. Nim pogoniła klientelę, wynieśli oni tego orka, który jak się później okazało, chciał przemycić po kryjomu jednego gwoździa w swojej stopie. Szczęśliwie Platier to zauważył i jednym ruchem pozbawił niemowę łupu.

- Panie kowalu?! Jest pan?!
Wzrok trolla oderwał się od rozbryzganej krwi na podłodze. Jakiś cień w drzwiach? Do kuźni wtargnął krasnolud, co to chyba dyliżansem z dalekich stron przybywa tu ciągle... Bolat Boldervine
- Panie kowalu, sprawa jest - rzekł od progu.. - Obrady zatrzymały nas na dłużej we wsi .. tfu.. mieście, to skorzystać chciałem. Rzuciłby pan okiem fachowca na powóz i konie? Koło nam padło w Chlupocicach, ośka ledwo nie trzasnęła. Wie pan jakich tam mają fachurów... Skoro czas jest to i może by pan popatrzał czy dojedziemy do Chenes?


 

Ostatnio edytowane przez Martinez : 02-03-2017 o 02:34.
Martinez jest offline