Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-11-2016, 12:53   #22
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
[media]http://pre12.deviantart.net/6cdc/th/pre/f/2016/004/2/a/2af849c7f745d7ba980ad31243f7101b-d9mp3fj.jpg [/media]

- I to nawet nie jest najdziwniejsza sytuacja w jakiej się znalazłam - mruknęła Imogen rozglądając się po ruderze.
Teraz najważniejsze dla Olander było, by zająć się Solvi. Wzięła torbę małej i siadając na krześle, położyła ją sobie na kolanach. Skrupulatnie, uważając by córka nie miała żadnej styczności z brudem, którego było pełno w pomieszczeniu, wyciągnęła z torby to co potrzebne i zabrała się za przewijanie jej.

Fałszywa Szwedka nie odpowiedziała na pytanie Tiny, bo skupiona na swojej czynności intensywnie zastanawiała się co zrobić dalej. Musiała przyznać, że gdyby nie to całe zamieszanie to pewnie byłaby już martwa. Bo gdyby ten "policjant" przyszedł do niej do domu…
Zimny dreszcz przeszedł Imogen po plecach. Kark ją bolał po tym jak uderzył ją Nikolai, ale przynajmniej miała nadal swoją blond główkę na tej obolałej szyjce.
- Uratowana przez mafię od mafii - powiedziała do siebie kręcąc głową. Solvi cichutko i radośnie gaworzyła przy tym.
Na razie całą tą szopkę z Ruskim proszącym o jej rękę swojego szefa zignorowała. Pozostawało mieć nadzieję, że uszanują przynajmniej tymczasowo jej żałobę, którą wciąż nosiła po swym nieszczęśliwie zmarłym mężu.
"Dzięki Lars, jak zawsze pomocny gdy międzyludzkie interakcje robią się niewygodne" westchnęła w myślach wspominając męża, którego istnienie poświadczały papiery równie prawdziwe jak jej dyplomy z ukończonej w Liverpoolu wyższej uczelni.

Ucieczka nie wchodziła w grę. O ironio wśród Ruskich była bezpieczna, a gdzieś tam, za murami tej rozwalającej się rudery Konsumenci bardzo dybali na jej życie. A ona nie zamierzała im dać tej satysfakcji.
W tym momencie cholernie potrzebowała sojuszników, bo na pomoc “swoich” nie miała co liczyć.
- Masz telefon? - odezwała się cicho do Tiny.
Kobieta pokręciła głową.
- Nikolai go wziął - szepnęła. - Ale ma go przy sobie, a teraz śpi - zawiesiła głos, jakby chcąc coś zasugerować. - Jeżeli chcesz wezwać policję, to chyba nie jest to najlepszy pomysł - dodała. - Nie po tym, co się stało.
Olander westchnęła i tylko przewróciła oczami. Policja była ostatnim miejscem, gdzie miała zamiar dzwonić. Ale tak po prawdzie...
Wykrzywiła usta w smutnym uśmiechu.
Nie miała do kogo zadzwonić.
Nikt nie przyjdzie jej na pomoc.
Kątem oka spojrzała na śpiącego Nikolaia, tulącego do siebie pornola i butelkę wódki. Pokręciła z rezygnacją głową.

- Czemu do mnie przyszłaś po pomoc? Przecież nawet nie mówisz do mnie po imieniu... - Imogen zmieniła temat, ale nie spojrzała na dziewczynę, bo akurat po zmianie zwijała zużytą pieluszkę i kilka wilgotnych chusteczek w foliową torebkę. Dopiero w takim uszczelnionym stanie rzuciła pakunek w kąt pomieszczenia i zabrała się za zapinanie śpioszków Solvi.
- Tak po prawdzie... - Tina uśmiechnęła się smutno. - Nie miałam do kogo zadzwonić. Nikt nie miał przyjść mi na pomoc - wzruszyła ramionami. Przytuliła do siebie złożoną planszę warcabów i oparła na niej podbródek. - Więc uciekłam. Nie spodziewałam się, że przyniosę z sobą niebezpieczeństwo. Praca była zawsze jedynym miejscem, w którym czułam się bezpiecznie. O to też pokłóciłam się rano z Bogdanem. On myślał, że wymykam się do kochanka, kiedy w rzeczywistości przychodziłam sprzątać i piec. Więc powiedziałam mu, jak jest naprawdę, ale to go tylko rozzłościło. Wrzasnął, że nie pozwoli na to, by jego kobieta chodziła do pracy i że go upokorzyłam. Potem mnie zbił - dodała. - A ja tylko chciałam zarobić pieniądze, aby spłacić dług, który u niego zaciągnęłam.

- Ludzie źle kończą kiedy im pomagam - odparła z powagą Imogen i pokręciła głową z bezsilności. Ale spoglądając na córkę zaraz uśmiechnęła się ciepło do małej, którą skończyła przewijać. W międzyczasie opatrzyła skaleczenie, które Solvi miała na skroni. Na szczęście ranka była płytka co dawało szansę, że nie zostanie z tego blizna. Po tym Olander zaczęła sprawdzać co zostało jej w torebce. Natrafiwszy na termos wyciągnęła go, razem z małą buteleczką do karmienia dziecka i zaczęła przelewać zawartość jednego do drugiego.

Immy nie potrafiła przestać rozprawiać nad swoją sytuacją. Szef mafii wydawał się jej być dziwny. Wszyscy tu się go bali, a ten mimo prymitywnych rysów twarzy to zachowywał się bardzo inteligentnie, no i potrafił tych wszystkich ludzi sobie podporządkować. Zwykła tyrania i siła nie wystarczała, odrobina mądrości była do tego również potrzebna. Zgodnie, więc z postrzeganiem świata... i szczęściem jakie miała, Imogen spodziewała się, że podwyższone PWF może mieć tu całkiem sporo do czynienia.
Olander zakręciła buteleczkę i termos, ten drugi schowała do torby, a butelkę - nim podała córce - najpierw wzięła do ust smoczek by go oczyścić z potencjalnego zabrudzenia.
Dopiero wtedy ułożyła w swoich ramionach Solvi i zaczęła ją karmić.

“Czemu do cholery sama nie mam jakiejś mocy, która teraz by mnie z tego wszystkiego wyciągnęła” pomyślała ze złością. “Czemu Andreas skończył jako pieprzona kostkarka, a ja od razu wskoczyłam na krytyczne wartości” zgrzytnęła zębami, znów przybierając ponurą minę.
- Opowiedz mi o nim, o Bogdanie - zachęciła Tinę.

Russov zagryzła wargę, po czym westchnęła.
- Bogdan - powtórzyła imię. - No cóż, urodził się w Anadyrze na Kamczatce, jednak nielegalnie wyemigrował na Alaskę wraz z moim ojcem i kilkoma innymi kompanami. Był wtedy jeszcze dzieckiem, niedługo potem urodziłam się ja. Znałam go od dzieciństwa, choć słabo - wyjaśniła. - Mieszkałam na Alasce przez całe swoje życie. Chciałam pójść na studia, jednak moja rodzina nie miała na to pieniędzy, a ja bałam się zaciągać kredytu studenckiego... i wtedy akurat moja koleżanka, też Rosjanka, urządziła wesele. I to na nim spotkałam Bogdana... i poznałam go na nowo. Zachwycił go mój taniec - twarz Tiny rozjaśniła się niespodziewanie. - W ogóle nie rozpoznałam w nim tego małego chłopca, którego znałam z dzieciństwa. I też nie spodziewałam się, że przez ten cały czas... no cóż, zmienił się, stał się groźnym kryminalistą i głową mafii w pobliskim stanie. Ale... szczerze mówiąc, nie wiem, czy postąpiłabym inaczej, gdybym to wiedziała. Ja wtedy byłam całkowicie zakochana... i no cóż, chyba nadal jestem. Pomimo tego wszystkiego - westchnęła. - Rzadko kiedy się z nim zgadzam, jednakże... - Tina jakby zarumieniła się. - Bardzo łatwo zapominam o jego wadach, kiedy jesteśmy razem.

- Tak to już jest z tymi uczuciami, że pojawiają się nagle i mogą być skierowane ku najmniej odpowiedniej osobie - odparła jej Imogen ze smutkiem przyglądając się swojemu największemu skarbowi, który teraz, po odłożeniu pustej już buteleczki, szczelnie otulała w ramionach. Tina spojrzała na nią dziwnie. Słowa Imogen z jednoczesnym wpatrywaniem się w niemowlę zabrzmiały dziwnie w jej uszach.

- Jakie mamy szanse wyjść żywe z rozmowy z Bogdanem? - zapytała Szwedka, która wstała ze swojego miejsca i podeszła do Tiny. - Przytrzymaj ją - powiedziała z wyraźną niechęcią do rozstawania się z dzieckiem po czym podała je Russov.
- Och, ja mam duże. W najgorszym przypadku powołam się na mojego ojca i wspomnę, co myślę o mordowaniu kobiet z Anadyru. Ty również powinnaś wyjść z tego cało. Bogdan zgodził się na twój ślub z Nikolaiem, jeżeli dobrze słyszałam, a więc... Przynajmniej zakłada, że to przeżyjesz.

Mając wolne ręce Olander wyprostowała się i krzyżując ręce przed sobą spojrzała na Nikolaja. Pijani faceci to coś z czym często miewała do czynienia w ostatnim czasie. Przeszukiwanie kieszeni, w poszukiwaniu kluczy...
Skorpion odliczał czas jaki pozostał do spotkania z Big Bossem Ruskich. Za to z pomocą innego modułu Immy przez całą drogę śledziła trasę jaką pokonali do pustostanu...

Ostrożnie stąpając po przegnitej podłodze, podeszła do mężczyzny. Przykucnęła przy nim i zaczęła szukać jakiegokolwiek telefonu. Już sięgała do kieszeni, kiedy Nikolai poruszył się przez sen, a jego dłoń prawie pacnęła Imogen.
Kobieta ponowiła próbę. Nikolai mocniej złapał butelkę alkoholu, jak gdyby była jego najcenniejszym skarbem i w rezultacie przechylił się nieco w prawo, tym samym eksponując prawa kieszeń. Olander bez problemu wysunęła swoją komórkę z kieszeni mężczyzny, który niczego nie zauważył.
Immy odsunęła się za Nikolaia i... Znów zaczęła oddychać. Od razu odblokowała telefon i wybrała numer, do którego miała trafić wiadomość. Nie, nie zamierzała dzwonić.
Od razu, z zacięciem wymalowanym na twarzy, na klawiaturze qwerty jej BlackBerry zaczęła wyklikiwać literki układające się w słowa. A wszystko to w języku szwedzkim.
Cytat:
Napisał do: Brandy
porwała mnie rosyjska mafia. Bogdan Gorelev to ich szefu wszyscy się go boją. zatrzymała nas policja, policjant strzelił do mnie! żyje tylko bo szarpałam się z ruskiem o broń! Co do kurwy nędzy się dzieje?! ten co do mnie strzelał to ten sam co rok temu kradł dla KK! moge uciec ruskim, ale boje się, że K tylko na to czeka! Zostaje tu. Ruscy przesłuchują tego co strzelał do mnie. Resztę zabili. Są uzbrojeni po zęby. Sol jest ze mną...
Dopisała jeszcze adres gdzie się znajdowała w tej chwili i wysłała.

Od razu też ustawiła telefon w tryb milczenia. Na koniec zbliżyła się do Rosjanina i włożyła mu telefon z powrotem do kieszeni. BlackBerry szczęśliwie był naładowany, bo po przygodach z pseudo Nokią na jej ostatniej misji teraz zawsze pilnowała by aparat był w pełni sprawny gdy w końcu opuszczała swoje bezpieczne cztery kąty.

Aż podskoczyła, gdy usłyszała samochody przejeżdżające na podwórzu. Zajechały przed rozwalający się budynek. Imogen ujrzała Bogdana Goreleva wychodzącego z jednego z nich.
- Już jest - Tina westchnęła głęboko. - Wracaj, prędko - syknęła do Imogen. - Co ty tam robiłaś?
Immy nie zamierzała jej niczego tłumaczyć, więc bez słowa podeszła do niej i wzięła na ręce Solvi. Od razu na jej twarzy pojawiła się odrobina ulgi. Wróciła na miejsce gdzie wcześniej siedziała.

Tymczasem Nikolai poruszył się i rozwarł oczy. Wypuścił z ręki magazyn, przetarł oczy i pociągnął głęboki łyk trunku. Następnie wstał, jak gdyby przypominając sobie, gdzie obudził się i posłał groźne spojrzenie kobietom.
- Nie odzywajcie się, jeżeli was o to nie poprosi - warknął. - Najwyższy szacunek względem papy ma być tak oczywisty, jak oddychanie. Ponimayu?!
Olander skinęła głową i przytuliła do siebie gaworzące cichutko dziecko. Przełknęła ślinę i w napięciu zaczęła się mentalnie szykować na cokolwiek teraz miało się wydarzyć.
Nie liczyła na to, że oddział SWAT pod wezwaniem IBPI wpadnie i ją uratuje. Takie rzeczy się nie dzieją, a już na pewno IBPI nie miało takiego oddziału. Ale jeśli Konsumenci właśnie urządzili sobie ogólnoportlandowe polowane na Detektywów…

Aż cała pobladła na tą myśl.

- Ja pierdole… - Olander jęknęła pod nosem czując, że robi jej się słabo na samą myśl o tym. Dobrze, że przynajmniej siedziała, bo pewnie teraz by się pod nią nogi załamały.
Tymczasem do środka wszedł Bogdan z całą swoją świtą, na którą składało się ośmiu mężczyzn oraz skrępowany sznurami Marcello. Nawet nie spojrzeli na Tinę i Imogen.
- Potrzebujemy więcej czasu - mruknął Bogdan do Nikolaia.
- Tak jest! - mężczyzna natychmiastowo skinął głową.
- Nie przeszkadzać. Idziemy na piętro - Gorelev rzucił za siebie. Następnie ruszył po trzeszczących schodach w górę. Jeszcze tylko spojrzał na rozlatujący się portret kobiety o imieniu Lilliane (jak wskazywała barwna szarfa pod jej podbródkiem) i zniknął na wyższej kondygnacji.
Szwedka milczała. Nie zamierzała nadużywać gościnności Bogdana i skorzystała danej jej przez Saszę z rady by nieproszona go nie zgadywać.
Znów zostały tylko z jednym Rosjaninem.
Immy, gdy ucichło skrzypienie na schodach spojrzała na tego który chciał ją poślubić.
- Nikolai - zaczęła spokojnym i nawet miłym tonem głosu - Chciałabym zadzwonić i odwołać spotkanie, na którym zaraz mam być. Jeśli tego nie zrobię to zaczną mnie szukać... - mówiła powoli, uważnie przyglądając się mężczyźnie.

Mężczyna zmarszczył brwi. Z jednej strony nie podobało mu się to, a z drugiej nie chciał wydać się przesadnie szorstki.
- Podyktujesz mi SMSa, a ja go wyślę - warknął. - Nie przechytrzysz mnie z tym telefonem. Nie pozwolę zrobić z siebie głupca. A na pewno nie teraz, kiedy papa jest tak blisko.
- Dobrze - zgodziła się Olander i podyktowała suche “miałam wypadek, nie dotrę niestety, jestem w szpitalu na obserwacji, bardzo przepraszam”.

Czas mijał bardzo powoli. Na domiar złego zegar na ścianie stanął. Co chwilę słychać było krzyki Marcello dobiegające gdzieś powyżej. Mijały minuty, kwadranse... być może nawet godziny. Niekiedy cisza wypełniała opuszczony budynek, czasami jednak Skorpion tłumaczył przekleństwa i płacze z języka włoskiego... i w rezultacie robiło się jeszcze bardziej ponuro.
Tina kołysała się w kącie i bawiła się figurami szachowymi, a Solvi patrzyła z niepokojem na Imogen tym swoim wzrokiem domagającym się odpoczynku i muzyki ambient.
Immy dłońmi zakrywała uszka Solvi by ta nie musiała słuchać krzyków torturowanego. Sama za to w skupieniu starała się cokolwiek dosłyszeć z jęków, które dochodziły z góry. Chciała zrozumieć coś z tego co mówił między językami, żeby dowiedzieć się jak bardzo przesrana była sytuacja Detektywów IBPI... W jej myślach zaczynała rosnąć obawa, że Ruscy mogliby się dogadać z Konsumentami. Wtedy prędko by jej osoba miała okazję trafić na tą samą pozycję w której był teraz Marcello... Starała sobie wmówić, że to tylko absurdalna myśl, ale z nerwów zaczęło jej się robić niedobrze…

Niestety, wszystko wskazywało na to, że istotne informacje Marcello przekazywał szeptem, natomiast wrzaski rezerwował jedynie dla nic niewnoszących eksklamacji. W pewnym momencie, po wiekach oczekiwania, jeden z nieznajomych zszedł po schodach i skierował się do Nikolaia.
- Powiedz kobietom, że mają osobno iść do szefa - rzekł, po czym wrócił na piętro.
- Ty pierwsza - rzekł Nikolai z wahaniem do Imogen. Nie przekazano mu kolejności i źle czuł się, musząc decydować, kiedy przywyknął do czystego wykonywania rozkazów. - Natomiast ty - zwrócił się do Tiny. - Zostaniesz, aby przypilnować malyshkę.

[media]http://www.youtube.com/watch?v=urmoWFQw4aE [/media]

Zimny dreszcz przeszedł po plecach Imogen. Poczuła się jak zwierzątko zapędzone w kąt. A co gorsze kazano jej się rozstać z córką.
Blondynka dłuższą chwilę siedziała milcząc, jakby nie dotarły do niej słowa Nikolaia. Gorączkowo starała się przewidzieć co jej reakcje mogą wywołać. Teraz najbardziej w świecie chciała nie zgodzić się na rozdzielenie jej z córką. Ona przecież była dla niej całym życiem, bez niej…
Immy przełknęła ślinę i spojrzała z wahaniem na Tinę. Przytuliła Solvi i pocałowała ją w czoło. W końcu wstała i podeszła do Rosjanki podając jej bez słowa niemowlę. Zwyczajnie miała tak ściśnięte gardło, że nie była w stanie wypowiedzieć nawet jednego słowa.

Ruchy Olander stały się sztywne, zdradzające nerwowość, której trudno było uświadczyć wcześniej. Co innego musieć szybko podejmować działania gdy otacza cię chaos, a co innego dostać czas na przemyślenie swojej chujowej sytuacji i teraz musieć iść przekonać się jak bardzo trafne będą czarne myśli, które w tym czasie zdążyły się wyhodować w bujnej wyobraźni byłej pani pilot.
Imogen skierowała swoje kroki tam gdzie poszedł mężczyzna wzywający ją na audiencję do Bogdana.

Weszła niepewnie po schodach, ostrożnie stawiając każdy krok na stopniach, które niepokojąco trzeszczały i jęczały pod jej nogami, niczym potępione duszę.
Jeden z mężczyzn wskazał jej drzwi po drugiej stronie korytarza. Na tym piętrze podłoga skrzypiała jeszcze bardziej. Kiedy Imogen spojrzała w górę, ujrzała przeciekający dach i odkryty system rur. Zapewne budynek znajdował się w takiej ruinie nie z powodu wieku, lecz wyjątkowo spartaczonej roboty kanalizacyjnej. Przegnicie wynikało z zalania. Olander nie mogła uwierzyć, że takie myśli przychodziły jej do głowy w tych okolicznościach. Być może umysł robił wszystko, aby odciągnąć jej uwagę od konfrontacji, która przed nią czekała…

Przeszła przez drzwi.

[media]http://allrus.me/wp-content/uploads/2013/08/Nikolai-Valuev-1.jpg[/media]

Bogdan siedział na obrotowym krześle w niewielkim pokoju, który sprawiał wrażenie gabinetu. Ustawiony był bokiem do Olander. Sprawiał wrażenie, jak gdyby delektował się niesłyszalną muzyką lub przygotowywał przed walką. Po chwili otworzył oczy, obrócił się i wskazał jej krzesło ustawione tuż przed nim. Kiedy Imogen na nim usiadła, przez blisko minutę mierzył ją wzrokiem. Wpatrywał się w jej oczy… a Imogen w jego…
Odniosła niepokojące wrażenie, że Gorelev ma ją co najwyżej za mrówkę. Lecz prawdę mówiąc nie był to pierwszy osobnik z taką postawą, a z jakim miała do czynienia Imogen. W tym momencie jakaś głupia determinacja zatliła się w jej spojrzeniu.

- Powiedz mi, co wiesz o IBPI - rzekł wreszcie Rosjanin. Jego głos był niski, chrapliwy i wibrujący. Wydawał się wręcz nieludzki.
Olander słysząc te konkretne cztery litery, wypowiedziane w tej właśnie kolejności zacisnęła pięści. Chciała milczeć, ewentualnie powiedzieć, że nic nie wie, ale to z pewnością go rozwścieczy. Ale jeśli powie o Firmie… Już raz wykorzystała zakazane informacje by ratować beznadziejną sytuację. Wtedy był statek pełen konsumentów, a teraz… Jaką miała wymówkę?
- Trochę - odparła Imogen po długim milczeniu, uważnie wypatrując reakcji Bogdana. - Ale wystarczająco, żeby Włosi na usługach konkurencji chcieli mnie zabić - dodała. Całe jej ciało było spięte, jakby szykowała się do ucieczki, czy uniknięcia nagłego ataku.

Bogdan przez chwilę wpatrywał się w Imogen. Z jakiegoś powodu te chwile milczenia były bardziej zastraszające, niż gdy przemawiał.
- Kim jest konkurencja? - zapytał.
Czuła jak serce jej wali, zupełnie jakby zaraz miało wyskoczyć z piersi. Mogłaby przysiąc, że tak właśnie wyglądał stan przedzawałowy.
Ostrożnie w myślach dobierała słowa przez co milczenie wciąż się przeciągało. Musiała cholernie uważać, żeby nie wkurwić mafiozy. Postanowiła skorzystać ze sprawdzonych rozwiązań.
- Konkurencja... A raczej śmiertelny wróg. To terroryści, fanatyczni wyznawcy sekty, którzy torturują i mordują ludzi dla samej przyjemności. Posądza się ich również o kanibalizm - po tych słowach zamilkła. To co powiedziała wcale nie miało na celu odwoływać się do ludzkiej strony Rosjanina. Immy na wszelki wypadek zakładała, że mężczyzna jej nie miał, choć ze słów Tiny można było wywnioskować, że wcale nie musiało tak być.
…Ale mogła powiedzieć to co powiedziała albo prawdę, za którą z pewnością by się wściekł, że robi z niego idiotę.
W każdym razie mówienie o tym wzbudziło w kobiecie gniew, który pozwalał jej całkiem dzielnie trzymać się w tej sytuacji. Nawet na chwilę nie spuściła wzroku z Rosjanina.
- Czy mają jakąś nazwę?
- Kościół Konsumentów - odparła bez najmniejszego zawahania w głosie
Bogdan zmarszczył brwi, jednak tylko na chwilę. Jego mimika znów wydawała się spokojna, jakby wykuta z kamienia.
- Czyli IBPI jest wrogiem sekty katolickiej - rzekł, błędnie interpretując słowa Imogen. - Kto stanowi na czele IBPI i czym zajmuje się organizacja?
Zdawało się, Gorelev nie wiedział nic - albo naprawdę niewiele.
- Nie - odparła powoli Imogen, starając się ukryć zaskoczenie jego konkluzją. - Nie wierzą w żadnego boga. Wyznają tylko i wyłącznie swojego guru, który jest szalonym człowiekiem - no i stanęła przed dylematem co mówić dalej. Jedyne co było w miarę bezpieczne to bazowanie na faktach i przerabianie ich na coś brzmiącego wiarygodne.
- IBPI to tajna jednostka specjalna, która rozpracowuje takich jak oni - jeśli Konsumentów, zjawiska paranormalne oraz zdolności nadnaturalne wrzuci się do jednego worka to można było stwierdzić, że Imogen nawet wiele nie mijała się z prawdą w swoich słowach.
- “Takich, jak oni?” - Bogdan podniósł brwi do góry. - Co to znaczy? I powtarzam, kto kieruje organizacją? Gdzie jest jej kwatera? To wytwór rządu USA, czy niezależny? - niski, basowy głos hipnotyzował powoli Imogen.
Olander zmrużyła oczy i nagle odwróciła spojrzenie od Rosjanina.
"Cholera, a jeśli on naprawdę jest Parapersonum i stara się na mnie użyć swojej zdolności..." ta paniczna myśl pojawiła się wraz z tym dziwnym odczuciem jakie towarzyszyło gdy słuchało się głosu Bogdana.
Musiała prędko odwrócić swoją uwagę...
Immy skuliła się, a dłońmi zakryła uszy zupełnie jakby dostała nagłego ataku migreny.
"Dasz radę" pokrzepiła się kobieta w myślach. "Przeżyłaś gorsze rzeczy"
Powoli wyprostowała się i uniosła zdenerwowane spojrzenie na Rosjanina.
- Organizacja jest tworem międzynarodowym - odpowiedziała mu w końcu. - A oni… Ci Konsumenci... - odetchnęła głęboko. - To ludzie o szczególnych talentach, którzy używają swoich zdolności w złym celu, na szkodę ogółu. Bawią się w bogów - Imogen objęła się ramionami, a paznokcie prawej dłoni zaczęła wbijać w lewe przedramię licząc, że odrobina bólu pozwoli jej nie poddać się... Czemukolwiek co mógł jej zrobić Rosjanin.

Nagle rozległo się warknięcie ze strony mężczyzny. Imogen nie odpowiadała na wszystkie jego pytania, a to, co mówiła, niewiele rozjaśniało. Bogdan wstał, wyprostował się i przeciągnął. Olander czuła się, jak gdyby góra znienacka przed nią wyrosła. Z daleka Gorelev był olbrzymem, lecz z bliska to wrażenie potęgowało się. Kobieta odruchowo skuliła się w sobie.
Rosjanin splótł dłonie za siebie, po czym zaczął okrążać Imogen powolnym, dostojnym krokiem. Pomimo postury poruszał się niepokojąco cicho.
- Z pewnych źródeł pozyskałem pewien dokument należący do Dona Lorenza, głowy włoskiej mafii stanu Oregon. Jasno wynika z niego, że otrzymał zlecenie z zewnątrz na zabicie pewnej grupy osób. Teraz myślę, że od Kościoła Konsumentów, o którym wspomniałaś. Była również dołączona trzystronicowa lista, jednak jestem w posiadaniu jedynie pierwszej. Postanowiłem zareagować. Rzadko kiedy interesy Włochów są zbieżne z moimi. Ktoś mógłby nawet rzec, że jesteśmy w trakcie pewnego rodzaju - zasępił się. - Wojny. Uznałem, że spróbuję dotrzeć do ludzi na owej liście i zorientować się, czy powinienem ich ochraniać. Czy mi się to opłaca. Dlatego właśnie z tobą rozmawiam, Imogen Olander, gdyż jesteś na tej liście. Daj mi pięć powodów, dlaczego powinienem zaangażować moje siły w konflikt i stanąć po stronie IBPI. Gdyż po wysłuchaniu twoich odpowiedzi ta sprawa coraz mniej mnie interesuje.
Kobieta otworzyła szeroko oczy w szczerym przerażeniu.
- Kurwa mać - syknęła Imogen nie mogąc powstrzymać słów, które naszły jej na język.
Nienawidziła mieć rację w takich sytuacjach i niestety jej przewidywania się sprawdziły. Gorączkowo zaczęła rozmyślać nad tym co powiedział jej Bogdan. IBPI miało albo ZNOWU kreta albo wykorzystywało dane, które mogły zostać pozyskane przed rokiem...
"Nie, nazwisko zmieniono mi dopiero dwa miesiące temu, to MUSI być świeża sprawa!" na tą chwilę, rozkładając sprawę na czynniki pierwsze, kobieta jakby zapomniała o istnieniu mężczyzny. Nagle spojrzała na Rosjanina.
- Proszę, bardzo proszę, pokaż mi tą listę - odparła prawie błagalnym tonem. Zaraz jednak zreflektowała się w tym czego wymagał od niej Rosjanin. - Dam ci tylko dwa powody Pieniądze i świadomość, że uczestniczyłeś w ratowaniu ludzkości przed upadkiem i zniewoleniem przez fałszywych bogów - dodała śmiertelnie poważnym tonem Imogen. - Więcej powodów i dowodów na to co mówię dostaniesz bezpośrednio od IBPI.

Nieoczekiwanie Bogdan wybuchł. Poruszył się jak pantera, obracając się i z całej siły kopiąc jedną z czterech nóg krzesła Imogen. W rezultacie kobieta poleciała jak z procy w powietrze i ciężko wylądowała na zgnitej podłodze. Czy... czy coś sobie złamała? Odniosła wrażenie, że tak.
- Dlatego, do kurwy nędzy, pytam się ciebie cały czas, głupia pizdo, kto przewodzi IBPI, bo chcę się z nim skontaktować! - ryknął, doskakując do kobiety i kładąc ciężkie łapsko na jej żuchwę. - I nie pierdol o ratowaniu ludzkości przed upadkiem. Teraz powinnaś rozumieć, że nie mam nic przeciwko temu, aby ludzie upadali - zmiękczył na sam koniec ton i nawet lekko uśmiechnął się. Na powrót był spokojny, jednak nie wycofał ręki.
Blondynka jęknęła z bólu. Ciężko dysząc wpatrywała się w jego oczy z... gniewem. Musiała być albo kompletną idiotką, albo głupio odważna.
“Inaczej byś gadał gdyby ktoś zamierzał zniewolić cię dla własnej korzyści” to usłyszał by Garolev gdyby potrafił czytać w myślach.
- Daj mi telefon, listę, a skontaktuję cię z kim trzeba - syknęła ledwo mogąc wypowiedzieć słowa przez to, że miała twarz w żelaznym uścisku Rosjanina, który jakby zelżał. Bogdan wstał, otrzepał się i odstąpił od Imogen.
- Nie w tej kolejności - rzekł mężczyzna. - Najpierw mnie skontaktujesz, a potem sprzedam listę. Dwadzieścia tysięcy dolarów za jedno nazwisko - rzekł. - Takie warunki zaproponuję twojemu przełożonemu.
Imogen nawet nie drgnęła. Nieruchomo pozostawała w pół klęczącej pozycji na podłodze, opierając się jedną ręką o podłogę dla zachowania w miarę stabilnej postawy.
"Dwadzieścia tysięcy..." Spuściła wzrok i wbiła nieobecne spojrzenie w przegniłe deski. To była olbrzymia suma, a nazwisk były aż trzy strony.
"Mają tylko pierwszą..." zgrzytnęła zębami. "Reszta wciąż będzie skazana na śmierć..."
- Dobrze, tak będzie - odparła patrząc na Goreleva.
- Proszę, daj mi mój telefon, bo z innego mogę się nie dodzwonić... - nerwowo przełknęła ślinę. - Przysięgam, że zależy mi na życiu tych ludzi z listy, więc zrobię wszystko dla współpracy z tobą. Natychmiast po dostaniu telefonu i przedstawieniu sytuacji, połączę ciebie z moim szefostwem... Proszę.

Mówiąc to miała nadzieję, że Oddział będzie stać na taki wydatek i chociaż na tyle ceni swoich ludzi... Imogen co prawda było stać się wykupić w wypadku gdyby IBPI się chciało na nią wypiąć... Ale co dalej? Ruscy to będzie jednorazowy epizod, a zagrożenie ze strony Konsumentów było stałym zagrożeniem, które zdawało się nigdy nie mieć zniknąć.
“Kurwa” to jedno słowo najlepiej opisywało ten caly syf, w którym teraz tkwiła.

Bogdan skinął głową, po czym wyszedł na moment, zostawiając Imogen samą. Kobieta usłyszała kilka zdawkowych zdań po rosyjsku. Gorelev wydał rozkaz przywołania Nikolaia ze wszystkimi dobrami odebranymi kobiecie.
- Tutaj jest - pijak ukłonił się, podając telefon swojemu bossowi. - Czy mogę odejść?
Gorelev skinął głową, po czym podał go Imogen. W tym czasie Nikolai wyszedł z pomieszczenia, zostawiając ich samych.
- Jestem duży, ale potrafię być szybki - Gorelev zmierzył Imogen spojrzeniem. - Wystarczy jedno niepotrzebne słowo i zareaguję - przyrzekł, podając urządzenie kobiecie.

Olander skinęła głową, że rozumie co do niej powiedział i wzięła do ręki telefon. Usiadła w międzyczasie w klęczki na podłodze. Spojrzała na wyświetlacz i odblokowała urządzenie.
W żadnym wypadku nie zamierzała robić czegokolwiek wbrew Bogdanowi, więc jego groźbo-zalecenie nie zostało przez kobietę potraktowane jako realne zagrożenie. No chyba, że coś z tego co powie zostanie błędnie przez niego odczytane, ale na to już nie miała żadnego wpływu.
Na szybko spojrzała czy są jakieś nowe wiadomości.
Otrzymała tylko jedną wiadomość zwrotną - od Alissy Cooper.
Pojedyncza kropka.
“.”
Wszystko wskazywało na to, że pracodawczyni zaczęła nienawidzić Olander. Albo też poczuła przejmującą troskę o życie kobiety. Obie możliwości zdawały się równie prawdopodobne i ponadto… wcale nie wykluczały się.
Następnie wybrała kontakt "Biuro Podróży" pod którym krył się numer do Oddziału IBPI w Portland i próbowała nawiązać połączenie.
Ktoś powinien odebrać i to prędko. Teraz jednak linia była - jak nigdy - przepełniona.
Być może nie tylko Imogen starała się skontaktować z Oddziałem w Portland.
Być może wszyscy jego członkowie, którzy walczyli o życie z włoską mafią, próbowali zadzwonić po pomoc.
Mimo to Imogen czekała aż jej połączenie dotrze do jakiegoś Koordynatora. Na wszelki wypadek odwróciła wzrok od Bogdana, żeby nie denerwować ani siebie jego spojrzeniem, ani jego własną miną.
Chyba jeszcze nigdy nie zdarzyło się, żeby w sytuacji kryzysowej Oddział przyszedł jej z pomocą. RAZ, jeden raz odebrali od razu, ale tylko dlatego, że wtedy jej życiu nic nie zagrażało… A teraz cóż, znów była zdana na siebie.
“Jak ja nienawidzę Portland…” przeszło jej przez myśl to szczere stwierdzenie.
Powoli Imogen dochodziła do momentu kiedy miała ochotę rzucić tym wszystkim i uciec na bezludną wyspę…
“Znając moje szczęście byłaby to druga Scylla… Albo ona we własnej osobie” pomyślała ponuro kobieta. Rozłączyła się i od razu włączyła stronę Zbioru Legend z której można było nawiązać kontakt z Oddziałem. Wklikała się w odpowiednie rubryki i zostawiła wiadomość.
Cytat:
Ruska mafia chce nam pomóc. 20k za osobę z trzystronicowej listy śmierci jaką mają włosi od KK. ruscy mają tylko pierwszą stronę. dzwońcie natychmiast, póki jeszcze chcą wkurwiać włochów, a nie negocjować z KK
Po wysłaniu wiadomości wpatrywała się w wyświetlacz jakby to miało w czymkolwiek pomóc.
- Zaraz powinni się odezwać - powiedziała by mafiozo nie myślał, że go próbuje zbyć czy oszukać. W każdym razie sama miała tą odrobinę nadziei, że tak właśnie będzie.

“Nadzieja matką głupich”

Skrzywiła się.

“Ale jak każda matka, kocha swoje dzieci… Prawda?” starała się myśleć pozytywnie.

- Czy mogę wiedzieć, która jestem na liście? - zapytała, nie podnosząc wzroku na Rosjanina, zupełnie jakby chcąc zabić czas w oczekiwaniu na kontakt. Sama sądząc po swoim nazwisku i tym, że widniało na pierwszej stronie z trzech to zakładała, że z pewnością nie była to lista ułożona alfabetycznie. Prędzej priorytetem ważności w odstrzale…
“W ogóle nie powinno mnie być na tej liście” wciąż nie mogła zrozumieć o co się tak naprawdę działo…
Zmartwiła się jeszcze bardziej na to co to mogło oznaczać. Przeszedł ją dreszcz.
“Andy zginął i KK nie ma już powodu, żeby się ze mną cackać…” na to stwierdzenie, aż serce ją zakuło, a łzy same napłynęły jej do oczu.

Dzwonek telefonu przerwał jej rozmyślania. IBPI oddzwoniło dokładnie minutę i piętnaście sekund po jej telefonie i wpisie w platformie komunikacyjnej Zbioru Legend.
Przypadkowa badaczka przedstawiła się imieniem Cecil Sigby i podała swój identyfikator.
- Czterech operatorów Portalu zostało zamordowanych - rzekła bez zbędnych ogródek. - Próbujemy ściągnąć kogoś z obcego oddziału, jednak każdy Portal inaczej obsługuje się i wymaga on dostrojenia z nowym operatorem - rzekła pospiesznie. Coś w jej głosie sugerowało, że nie pierwszy raz powtarzała te słowa. - Staramy się jak najszybciej odzyskać władzę nad Portalem, aby ściągnąć wszystkich agentów IBPI do oddziału i w ten sposób zapewnić im bezpieczeństwo. Na szczęście znakomita większość detektywów znajduje się obecnie na śledztwach, więc nie grozi im asasynacja. Jednakże zbyt wielu wciąż pozostaje w Portland - Cecil dodała ze smutkiem. - Wysłaliśmy jednak informacje o niebezpieczeństwie na platformie komunikacyjnej - dodała. - Osoby, które regularnie sprawdzają wiadomości, będą wiedziały o wzmożonym ryzyku - rzekła, jak gdyby wszyscy inni zasługiwali na śmierć. - Czekam obecnie na któregoś z Koordynatorów. Mam zbyt słabe uprawnienia wykonawcze, aby przeprowadzić rozmowę z Bogdanem Gorelevem.

[media]http://www.youtube.com/watch?v=FgBW7xnOypQ [/media]

Imogen patrzyła przerażonym wzrokiem w przestrzeń przed sobą, kręcąc głową z niedowierzaniem w to co słyszy. W Oddziale działa się prawdziwa rzeź. Koszmar sprzed roku rozpętał się na nowo i uderzył z jeszcze większą siłą. To co teraz robił Kościół Konsumentów wyglądało na istną czystkę, jakby chcieli zabić wszystkich ludzi IBPI w Portland...
"To się nie dzieje naprawdę" wmawiała sobie nie chcąc poddać się rozpaczy. Już raz była zdana na siebie, gdy huragan przechodził przez Portland. Rozumiała, że badaczka nie miała kompetencji, może nawet bała się nie mniej niż Imogen w tej chwili, ale nie mogli po prostu czekać na kogoś z wyższego szczebelka władzy. Nie było na to czasu, a i Immy bała się, że od Koordynatora usłyszy dosłownie to samo i wszystko skończy się tylko na tym, że Ruscy się wkurwią i wycofają swoją ofertę.
Blondynka zacisnęła wolną dłoń z całych sił po czym rozprostowała i położyła na swoim udzie.
- Celine... Znaczy Cecil - głos Olander był na granicy załamania się. - Proszę ciebie, błagam... omińmy Koordynatora, on… oni przecież mogą być na liście, martwi, albo czekający na pomoc... przepchnij moją wiadomość na Antarktydę, przynajmniej spróbuj... - Imogen starała się panować nad sobą, ale obawiała się, że za chwile zabraknie jej na to sił. - Jeśli boisz się jakiś konsekwencji z tego powodu to powołaj się na mnie, że Imogen Cobham cię do tego zmusiła czy cokolwiek. Proszę ciebie, zrób to.

- Uhm, tyle że to zajmie pewnie jeszcze więcej czasu - Cecil starała się pomóc, jednak myślała krytycznie. - Jakby to porównać... jak problem jest w mieście, to prędzej pomoże burmistrz, niż rząd kraju. Dlatego Koordynator to mój pewniejszy... Och, proszę poczekać - Cecil rzekła niespodziewanie.

W tym czasie Immy obróciła się nieco do tyłu, chcąc spojrzeć na Bogdana. Mężczyzna świdrował ją wzrokiem. Sama jego obecność wywierała na kobietę niesamowitą presję.

- Dobrze - mruknęła Cecil. - Znalazłam kogoś lepszego. Jest ze mną wykwalifikowana specjalistka z Antarktydy, która monitoruje pracę oddziału w ramach systemu nadzoru.

Imogen o tym słyszała. Po sprawie Russela Hayesa Antarktyda utworzyła drobną jednostkę, która miała za zadanie pozostać na stałe w Portland i monitorować pracę oddziału. W teorii mieli kompetencje wyższe od Koordynatora - co miało uzasadnienie w przypadku, gdyby to Koordynator okazał się wrogiem IBPI.

- Tutaj Katherine Cobham, specjalistka z Antarktydy - w słuchawce rozległ się głośny, kobiecy głos. - Przedstaw się i wyjaśnij swoją sprawę - zdawało się, że Cecil nie zdołała przekazać szczegółów.

- Kate... - nigdy, przenigdy Immy nie spodziewałaby się, że akurat... - Kate... Ja... - Imogen wzięła głęboki oddech, by odzyskać głos. - Imogen... Olander, Detektyw... - gorączkowo próbowała sobie przypomnieć treść wiadomości, którą chwilę temu wysłała do Oddziału. - Rosyjska mafia chce zaoferować pomoc za kasę. 20k za osobę z listy śmierci. Mają tylko pierwszą stronę z trzech jakie istnieją. Jestem teraz pod ich protekcją. Jest przy mnie ich szef.

- O mój Boże, to ta osoba, która wysyłała na mnie oficjalne skargi, ona jest kompletnie szalona - Katherine wyjaśniała Cecil ściszonym tonem, po czym przyjęła dobitny, urzędowy głos. - Rozumiem, agentko, uhm, Olander, że jesteś cała i zdrowa?

- Nie mam na to czasu - mruknął Bogdan, wstając z krzesła.

- Kate, do kurwy nędzy ! - warknęła Imogen do słuchawki z wielką złością. - Czy ty słyszysz co do ciebie mówię?!
- Właśnie o tym mówiłam - pani Cobham szepnęła do Cecil teatralnie zalęknionym głosem.
- Kate, kurwa, oni zrobią krzywdę mojemu dziecku! - głos Imogen załamał się.
- O MÓJ BOŻE, JAKIEMU DZIECKU, IMOGEN COBHAM?!
Imogen była załamana. Była bliska, żeby rzucić telefonem o ścianę, ewentualnie w Ruska. Może wtedy szybciej by ją zabił...
Bogdan w tym czasie podszedł do drzwi, jak gdyby zamierzał wyjść z pomieszczenia.
- Do widzenia - rzekł po rosyjsku.
- Mogę się sama wykupić... - odparła Olander Rosjaninowi nie podnosząc na niego spojrzenia. Odsunęła telefon od ucha, kładąc go na kolanach.
- IMOGEN FUCKING COBHAM, NIE WAŻ SIĘ W TYM MOMENCIE ROZŁĄCZAĆ!!! - krzyki Katherine brzmiały wyraźnie w niewielkim gabinecie.
- Dwadzieścia tysięcy za ciebie, dwadzieścia za dziecko i pięćdziesiąt za marnowanie mojego czasu - rzekł mężczyzna.
Immy pokiwała głową zgadzając się. Co z tego, że nie miała tyle. Może uda jej się coś wymyślić w międzyczasie.
- Dostaniesz swoje marmury z powrotem... - powiedziała Szwedka do telefonu cicho i z żalem w głosie.
- BOGDANIE GORELEVIE - Katherine musiała chyba zduplikować się, aby krzyczeć z taką siłą. A może to jakaś usterka w telefonie? - MASZ ROZMAWIAĆ ZE MNĄ, SKURWYSYNIE!

Olbrzym skrzywił się, podniósł telefon z kolan Olander, dosunął go sobie do ucha i wyszedł z pomieszczenia, zostawiając Imogen samą.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline