Debatować przed sobie można w nieskończoność, jednak to liczba playtestów świadczy o rzetelności designu, a tych najwięcej było prawdopodobnie w okresie złotych lat TSRu, przed Loreaine Williams. Za playtest kiedyś płacono (brzmi jak dobra fucha), a Gygax rygorystycznie przestrzegał zasady, że nie ma produktu bez playtestu. Po nim już się niestety posypało. Przykład: nieplaytestowana Rules Cyclopedia, w którą ponoć prowadziłeś dwuletnią kampanię, z położonymi zasadami domain-level play. Za wybredny nie jesteś, nie udawaj.
Z racji Internetu to porównanie większego sensu mieć nie będzie, bo do gracza - betatestera łatwiej dzisiaj dotrzeć. Szachów czy Monopoly internetowa społeczność graczy też nie testowała, a twórca nie musiał wykładać, jak wyglądają zasady w pierwszym trymestrze.
Pytanie też, czy to rzetelny playtest, czy ściganie się na liczbę playtestujących jako chwyt marketingowy.
No i po czwarte, nie dyskutowaliśmy przecież o wprowadzonej zasadzie, a o niewprowadzonej koncepcji Gygaxa, wyłożonej zresztą w Dragonie, a nie oficjalnym podręczniku.