Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-03-2017, 12:10   #4
Lord Cluttermonkey
 
Lord Cluttermonkey's Avatar
 
Reputacja: 1 Lord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputację
Upał był porównywalne nie tyle z łaźnią, co z wnętrzem pieca. Leniwie zajmowaliście się wielorakimi obowiązkami obozowego życia po tym jak Orryn i Mawashii dzięki ziołom Anlafa wydobrzeli z zatrucia, ich twarze znowu nabrały kolorów. Jedynym, co pomogło wam zabić przez trzy gorące dni czas, było znalezienie oskubanych do czysta kości czegoś, co mogło być szkieletem krasnoluda i pełnego kurzu bukłaku. Godzinami snuliście absurdalne przypuszczenia, co lub kto mogło stać za śmiercią samotnego wędrowca i wymyślaliście sposoby pokonania owego czegoś.


Czwartego dnia, kiedy wszyscy siedzieliście w chatce Leomunda, liście wysokich, paprociowatych drzew zaczęły nagle szeleścić. Rojące się pośród gałęzi węże i jaszczurki zniknęły w zielonej gęstwinie, ustępując przed czymś, co odbierało mowę grozą. Wielkich jak konie, syczących i sapiących obrzydliwie czterech iguan dosiadały groteskowe, człekokształtne istoty, które najzwięźlej można było opisać jako połączenie mandryla o jasnobrązowym futrze i kłach dzikach z niskim Mgończykiem, których plemiona zamieszkiwaly tropikalne rejony Dzikich Krajów. Czterej jeźdźcy dzierżyli krótkie łuki i włócznie, a odziani byli w grube skóry jakichś stworzeń dżungli - wszystkie te przedmioty świadczyły o inteligencji wyższej niż małpia. Jeden z nich - roślejszy i o lepiej ukształtowanej czaszcze - wysunął się do przodu. Mimo że was nie dostrzegł, pochwycił poszlaki, jakie zostawiają zwykle obozujący, a brązowa kula, w której mieliście schronienie, przykuła jego uwagę. Począł się do niej niebezpiecznie zbliżać. W takim to kłopotliwym położeniu się znaleźliście. Kiedy domniemany przywódca był już blisko i lustrował wasze magiczne schronienie, zauważyliście przy jego przepasce biodrowej fiolkę, glinianą fiolkę podobną do tej, na którą niedawno wpadliście. Ciekawe, czy w niej też znajdowała się krew demona... Zaintrygowani tym odkryciem poczęliście przyglądać się pozostałym małpoludom - każdy z nich miał podobną fiolkę! Co robicie?


- Co robimy? Czekamy na Rashada i Minervę czy wychodzimy do nich? - Orryn liczył na swoich bardziej bojowych towarzyszy. Nie znał się na walce i jego zdolności były mniej niż skromne.

- Siedźmy cicho może sobie pójdą, zanim nasi wrócą - powiedziała Amira mocno przyciszonym głosem.

- Jestem za - powiedziała Elcadia ściszonym, kiwając twierdząco głową w kierunku Amiry. - Nie ma sensu ich zaczepiać, nie wiemy jakie będą mieć zamiary. Martwi mnie jedynie to, że Rashad i Pani Minerva mogą wracając na nich wpaść. - spojrzała zatroskaną miną po swych towarzyszach, nie znała ich jeszcze za dobrze, ale martwiła się o dwójkę, która wybrała się na łowy.

Orryn pokazał dłońmi, że nad nimi krążył jego chowaniec po czym przekazał gestem, że się tym zajmie.

Anlaf również nie chciał ryzykować. Kiwnął głową i przyłożył wskazujący palec do ust sugerując reszcie jak najcichsze zachowanie.

Dominujący w stadzie stwór-mandryl zsiadł z iguany, podszedł w kilku małpich skokach do utkanej z magii kryjówki i wdrapał się na jej szczyt. Drapiąc łeb siedział tak jak na wielkim głazie, rozglądając się po okolicy. Szukał was. I najwidoczniej nie zamierzał prędko odejść. Co robicie?

Orryn na migi zaczął przekazywać towarzyszom instrukcję. Po jego wyjściu chatka natychmiast się rozpraszała, co poskutkować musiało spadnięciem małpiaka w sam środek awanturników. Orryn dał znać Mawashiemu, by wyszykował swoje miecze i przystawił je do gardła małpiakowi jak tylko spadnie na swój kuper. Jednocześnie wysłał impuls do chowańca, każąc mu skrzeczeniem i krążeniem nad ich głowami ostrzec polujących w pobliżu Rashada i Minerwę.

Z głębi czerwonej dżungli doszedł do waszych uszu straszliwy małpi krzyk, w którym pobrzmiewała nuta... Triumfu? Małpoludy, które grasowały po waszym obozowisku, nagle zbystrzały. Wymieniły się kilkoma krótkimi zdaniami w małpim języku, odpowiedziały lasowi podobnym okrzykiem i szykowały się do drogi, pewnie drogi powrotnej. Najokazalszy z nich miał już zamiar zeskoczyć ze szczytu zakamuflowanego magią schronienia. Mieliście ostatnią szansę na wdrożenie w życie swego sprytnego planu...

Amira zamknęła oczy i przywołała wiatr niebios, który otoczył skośnookiego wojownika...


Spędziwszy sporo czasu na bezowocnych polowaniach i pieszych rekonesansach, Minerva i Rashad byli rozgoryczeni, bez śniadania i z rozstrojonymi nerwami, a los gotował wam już kolejny gorzki zawód. Beznadziejne polowanie przerwało pojawienie się potworów, na widok których niejeden mąż ukryłby twarz w dłoniach i zaczął szlochać jak dziecko. Wielkich jak konie, syczących i sapiących obrzydliwie czterech iguan dosiadały groteskowe, człekokształtne istoty, które najzwięźlej można było opisać jako połączenie mandryla o jasnobrązowym futrze i kłach dzikach z niskim Mgończykiem, których plemiona zamieszkiwały tropikalne rejony Dzikich Krajów. Czterej jeźdźcy dzierżyli krótkie łuki i włócznie, a odziani byli w grube skóry jakichś stworzeń dżungli - wszystkie te przedmioty świadczyły o inteligencji wyższej niż małpia. Potwory przystąpiły do krytycznych oględzin waszych osób, spokojnie zakładając strzały na nienapięte cięciwy łuków.

Wysilaliście nadaremno mózgi starając się gorączkowo obmyślić jakiś sposób obrony bądź ucieczki, gdy jeden z nich - roślejszy i o lepiej ukształtowanej czaszce - wysunął się do przodu i zapytał w mowie powszechnej:

- Kim jesteście?!


Rashad przez nieudane polowanie nie był w najlepszym nastroju (najwyraźniej uroki Minervy były dla niego zbyt rozpraszające, następnym razem musi sam zapolować), a pojawienie się tych małp nie poprawiło jego humoru. Jednak oni na razie chcieli rozmawiać, postanowił więc odpowiedzieć na ich pytanie, będąc gotów do przywołania swojego rapiera gdyby sytuacja wymknęła się spod kontroli. Minimalnie skinął głową i odpowiedział, starając się by jego głos brzmiał pewnie i spokojnie.

- Jestem Rashad Al-Maalthir z Viridistanu, a to Minerva Czarna, Pani Pieśni. Jesteśmy wędrowcami z Planu Materialnego, podczas podróży zostaliśmy przeniesieni na Plan Ognia i obecnie podążamy w stronę Mosiężnego Miasta, aby opuścić ten Plan. Polowaliśmy właśnie w celu uzupełniania zapasów żywności. Nie znam waszego ludu.

Zaciekawione małpoludy poszeptały między sobą. Padło kolejne pytanie:

- Co wiecie o magii?


- O magii wiemy wiele, ja sam choć jestem wojownikiem, znam kilka zaklęć, Minerva jak mówiłem włada magią pieśni i słowa, nasi pozostali towarzysze którzy nie poszli polować też władają magią, moja kuzynka Amira jest potężną zaklinaczką której moc pochodzi od smoków, mamy też kapłankę i czarodzieja… - Rashad zdecydował się odpowiedzieć, ciekaw kim są te stworzenia i czemu pytają o magię.

Słowa Rashada sprawiły, że podniecenie Behtu sięgnęło punktu wrzenia. Jeźdźcy pochylili się ku sobie i wymienili kilka słów w dzikim języku. Ekscytacja popychała ich do odruchowego działania. Podsycany ich podszeptami lider rozkazał wam:

- W takim razie idziecie z nami. Żadnych sztuczek - wielkie jaszczurki poczęły się do was zbliżać i otaczać. Zaskrzypiały napinane cięciwy łuków.

Przywódca uderzył się w pierś i wydał z siebie przeraźliwy, małpi okrzyk. Echo rozniosło się po czerwonej dżungli. Odpowiedział mu inny, ale podobny krzyk. I jeszcze jeden. Sygnały, domniewaliście.


Minerva nie była przekonana do małp, dlatego zareagowała w sposób oczywisty. Cały czas uśmiechała się serdecznie do zwierzątek, po czym wtuliła głowę w ramię stojącego obok Rashada i kładąc dłoń na struny zanuciła melancholijnie.

“Na błękicie jest polana, dwa obłoki to hosanna. Jeden chłopak… drugi panna.”

Kiedy mężczyzna “zniknął” kobieta podparła się pod boki i zrobiła grymas jak na herszta piratów przystało.

- No dobra, posłuchajcie mnie wy dzieci garbatych pająków. Ja jestem Minerva Czarna, Wiedźma Stu Mórz… to coś takiego jak morze ognia, tylko bardziej mokre - wyjaśniła po czym kontynuowała patetycznie. - Niech dojdzie do was, że mogę sprawić ot pstryknięciem palców, że każdy z was z osobna zniknie wpizdu! - pogroziła palcem - oczywiście, mogę też być bardzo miła i podzielić się z wami swoją wiedzą i umiejętnościami. pytanie jedynie, czy warto?... - rozejrzała się po małpoludach - skąd mam wiedzieć, że jesteście tutaj najsilniejszą, najliczniejszą bandą hę? pokażcie mi jakieś wota, skalpy, trofea, jesteście silnymi wojownikami czy co? tylko nie próbujcie mnie tu oszukiwać!

Małpoludy popatrzyły po sobie zakłopotane. To jeden, to drugi wzruszył ramionami i rozłożył ręce, jakby nie wiedząc, co powiedzieć. Dla Minervy wyglądali jak banda ciamajdowatych piratów w tawernie, onieśmielonych jej gadką - był to idealny moment na ciętą ripostę...

“Wiedźma Stu Mórz” westchnęła głośno:

- Taaa… dobra, do brzegu - dała nonszalanckim gestem dłoni znak, że ma już gotową odpowiedź na wszystkie problemy i małe główki małpek nie muszą już się trudzić: oto zbawienie nadeszło - słyszę przecież, że jest was tutaj od chuja i trochę - rozejrzała się wymownie dając do zrozumienia, że chodzi jej o głosy które odpowiadały liderowi. - ja się nigdzie nie wybieram bo mnie i tk już dupa obciera, toteż ogarnijcie się, rozmówicie z resztą i wtedy mnie tu spowrotem znajdziecie bo jak widać, daleko to ja nie chodzę, no już, skończyłam z wami na razie - machnęła dłonią - tylko nie łaźcie tam za długo, tak jak mówił ten mężczyzna zanim… zanim nie zmieniłam go w niebyt, mam towarzyszy władających mocami tak przerażającymi, że można srać oczami! ja przy nich to: “nie, nie, nie i jeszcze długo nie”, jak to się mówi… - pokiwała głową, Jak nie każecie im czekać całego dnia, spotkają się z wami, tylko muszę z nimi najpierw sama na osobności zagadać bo obcych nigdy nie spotykają a wiecie czemu?... - bardka wybałuszyła oczy upewniając się, że małpy patrzą na nią i są uważne - bo zmieniają w niebyt wszystko i wszystkich którzy ich denerwują! - no dobra, jak tu wrócicie w kupie i pokażecie, żeście faktycznie silni, to ich z wami umówię.

W międzyczasie Rashad skorzystał z niewidzialności by wymknąć się z okrążenia przez małpich wojowników, starając się zająć pozycję za plecami stworów, jednocześnie mając możliwie dobrą drogę ucieczki. Minerva była przebiegła i urokliwa w zuchwały sposób, godny pirackiej kapitan, kilka upojnych chwil które spędzili podczas obozowania w tej dziwacznej dżungli pozwolił mu ją docenić pod jeszcze innymi względami. Miał nadzieję, że jej bezczelny według niego blef jednak zadziała, w przeciwnym wypadku ucieczka mogła nie być łatwa.

"To mogło się udać", myślała Minerva, dopóki jej uszu nie dobiegł kolejny małpi okrzyk z dżungli, o wydźwięku niemal identycznym jak słowa: "to pułapka!". Niepewne oczka Behtu rozbłysły złośliwie, a na ich pyskach pojawiła się zabójcza determinacja. Potwory niemal jednocześnie, jak na rozkaz, wzięły głęboki wdech, by wypuścić z malutkich płuc już nie powietrze, a... Ogień!

 
__________________
[D&D 5E | Zapomniane Krainy] Megaloszek Szalonego Clutterbane’a - czekam na: Lord Melkor, Dust Mephit, Panicz, psionik
[Adventurer Conqueror King System] Saga Utraconego Królestwa - czekam na: Gladin, WOLOLOKIWOLO, Stalowy, Lord Melkor

Ostatnio edytowane przez Lord Cluttermonkey : 02-03-2017 o 14:14.
Lord Cluttermonkey jest offline