Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-03-2017, 02:29   #9
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
Księżniczka otrzymała przestronne wnętrze, w którym dominowało biurko. Była tu także szafa, przytwierdzona na stałe do ścianki działowej i była koja, a raczej łoże, bo z koją to raczej niewiele miało wspólnego.
- Bagaże zostały już rozpakowane - poinformował Mir, opierając się bokiem o framugę drzwi. - O pierwszej jest obiad, kolacja około dwudziestej. Pokład jest do dyspozycji, o ile jej wysokość nie będzie włazić marynarzom w drogę. Wyruszamy za kwadrans - dodał, jednak nie wyglądał na chętnego do oddalenia się. Zamiast tego dalej w najlepsze obserwował półanielicę z tym swoim połowicznym uśmieszkiem pod nosem.


- Za kwadrans? - powtórzyła po kapitanie Origa wchodząc do środka i zrzucając ze stóp pantofle, które upadły pod ścianę. Odetchnęła z ulgą. - Najważniejsze, że już to całe przedstawienie jest za mną - dodała ucieszona i boso podeszła do szafy. Otworzyła ją i zaczęła w niej szukać swojego ubrania, które zwykła nosić na treningach szermierki. W międzyczasie zaczęła zdejmować, a czasem nawet zrywać, elementy swojego obecnego odzienia i rzucać je po kajucie. Ze zniecierpliwienia nerwowo zadrgały jej skrzydła. - Posiłki będą w jakiejś sali wspólnej? - zapytała nie odwracając się do mężczyzny, skupiona na przeglądaniu zawartości szafy.
Ubranie znalazła bez problemu gdyż podobnie jak reszta jej odzienia, wisiało porządnie na wieszaku. Wystarczyło zdjąć i założyć.
- Jeżeli jej wysokość sobie życzy to mogą być nawet w kajucie kapitana - usłyszała odpowiedź, która padła ze znacznie bliższej odległości. Widocznie Mir uznał, że skoro go do tej pory nie wygoniła to może sobie na więcej pozwolić. No i, jakby nie spojrzeć, był on niejako u siebie.
- Zobaczymy - odparła biorąc do ręki to czego potrzebowała i zamknęła szafę. Odwróciła się i spojrzała na kapitana z nieprzekonaną miną wymalowaną na anielskiej buźce. Jakoś tam w jej ocenie nie wyglądał on na osobę znającą się na rozbieraniu księżniczek. Wzruszyła jednak ramionami i podeszła do łóżka rzucając na nie ubranie do zmiany. Odpięła z ramion płaszcz i rzucając go na podłogę, usiadła na brzegu łoża. Rozłożyła na nim wygodnie skrzydła, przez co wydawać by się mogło, że nagle zrobiło się ono znacznie mniejsze.
- Gorsetu nie zdejmie się normalnie - stwierdziła zdejmując biżuterię, którą kładła obok siebie na pościeli. - Trzeba będzie go rozciąć, bo dwórka która to mi wiązała, zrobiła supeł… - dodał w tonie wyjaśnienia uznając, że kapitan sterczy tu tylko po to by wykonać pracę, która należała do jej służek odpowiedzialnych za ubieranie i rozbieranie jej z “paradnych” stroi. Origa spojrzała wymownie na broń Mira.
Ten zaś wyszczerzył się, bynajmniej nie przyjemnie i ruszył powoli w jej stronę.
- Wiem jak się zdejmuje gorset, wasza wysokość - poinformował ją stając przy niej. - Nie jestem jednak pewien czy królowa matka wyraziłaby zgodę na takie zabawy. I nie radziłbym szukać pomocnika wśród załogi. To porządne chłopy, ale baba to jednak baba i nie zawsze zwraca się przy tym uwagę na jej status społeczny czy wiek. Przyślę którąś z syren żeby pomogła jej wysokości - dodał, spoglądając jej w dekolt, a następnie przenosząc spojrzenie na jej oczy. Nie miało ono w sobie nic wspólnego ze spojrzeniami, które okazjonalnie rzucali jej młodzi dworzanie.
Origa zmrużyła gniewnie oczy patrząc na niego, nie rozumiejąc o czym on mówi.
Aż do niej dotarło...
Ojciec kiedyś jej zrobił pogadankę, o której wolałaby zapomnieć, a przez którą przez kilka tygodni podejrzliwie spoglądała na chłopców. Tak, anielica wiedziała skąd biorą się dzieci.
Zaczerwieniła się co było wyraźne na jej jasnej cerze. Odruchowo odsunęła się od niego, a lewym skrzydłem, chcąc się zakryć przed mężczyzną, machnęła tak, że przy okazji uderzyła nim w głowę kapitana.
- Wyjdź! - krzyknęła z oburzeniem.
Ten jednak nie wydawał się zły takim traktowaniem, wręcz przeciwnie - wybuchnął gromkim śmiechem, który wcale dla młodej anielicy przyjemnie nie brzmiał.

- Jak sobie jej wysokość życzy - stwierdził, cofając się o krok i kłaniając nisko, zdecydowanie szyderczo. Potarł dłonią trafione przez skrzydło miejsce i przez krótką chwilę na jego obliczu zagościł nader mściwy wyraz, szybko jednak znikł zastąpiony półuśmieszkiem, który Origa zdążyła już poznać.
- Przyślę ci kogoś - dodał na odchodne, porzucając przy tym tytuł, który należał się jej z racji urodzenia. Już chociażby samo to świadczyło o tym, że nie znajduje się dłużej w bezpiecznym pałacu rodziców, ani nawet w Aler, chociaż wystarczyło wyjść na pokład by ujrzeć stolicę.
Księżniczka jednak nie zareagowała na niewłaściwy zwrot użyty względem jej osoby. Spomiędzy piór spoglądała ku drzwiom by upewnić się, że kapitan opuścił kajutę. Zostając sama wstała z łóżka, wyprostowała się i ułożyła skrzydła na plecach.
- Co za bezczelność - fuknęła z oburzeniem godnym jej błękitnej krwi. Prychnęła niczym zezłoszczona kotka. Zaczęła rozglądać się po kajucie. Było tu ciasno i spartańsko, wedle jej standardów. Podeszła do biurka i wróciła do pozbywania się tych wszystkich ozdób, których tak nie lubiła. Układała je równo na blacie, a gdy już zdjęła wszystkie świecidełka z głowy, szyi, nadgarstków i palców, i już na powrót miała podejść do szafy, by poszukać swojej klingi, ale dostrzegła nożyk do listów. Sięgnęła po niego i zaczęła nim ciąć sznurek wiążący jej gorset. Z każdym kolejnym splotem rozciętym, księżniczka mogła coraz swobodniej oddychać. Uśmiech satysfakcji pojawił się na twarzy Origi po tym morderstwie dokonanym na sukience, zupełnie jakby rozprawiła się ze swoim śmiertelnym wrogiem.
W kilka minut później rozległo się pukanie do drzwi kajuty, a następnie, nie czekając na zaproszenie, drzwi owe zostały otwarte.
- Kapitan wspomniał, że potrzebujesz pomocy, wasza wysokość - stwierdziła Lif, wchodząc do środka i rozglądając się po kajucie. - Ujął to w dość specyficzny sposób dlatego wolałam przyjść sama - dodała, lekko unosząc kąciki ust na widok zdewastowanej kreacji.

Oridze skrzydła opadły, gdy zobaczyła Lif.
- Eh, to ty… - mruknęła z niezadowoleniem i wróciła do rozprawiania się z gorsetem. Chwilę siłowała się, lecz nożyk nie był dostatecznie ostry i wkrótce anielica prychnęła z irytacją, rzucając ostrze na biurko.
- ... Pomożesz mi z tym? - zapytała w końcu Origa z rezygnacją w głosie, gdy znowu zaczęła szarpać się z sukienką.
Lif w odpowiedzi skinęła głową nie pokazując po sobie czy powitanie z jakim się spotkała ze strony księżniczki, ubodło ją w jakikolwiek sposób. Podeszła do origi, wyciągając w międzyczasie sztylet, który krył się w fałdach jej szaty. Nie marnując czasu sprawnie przecięła pozostałe tasiemki mocujące gorset po czym odstąpiła o krok.
- Mogę w czymś jeszcze pomóc? - zapytała uprzejmie, chowając ostrze z powrotem tam, gdzie było jego miejsce.
Księżniczka zrzuciła z siebie to co pozostało z jej sukni i już po chwili stała mając na sobie wyłącznie bieliznę.
- Od razu lepiej - stwierdziła z zadowoleniem i przeciągnęła się niczym struna. Stanęła wyprostowana i odwróciła się na pięcie w kierunku Lif.
- Tak, możesz - dopiero teraz jej odpowiedziała. Origa skrzyżowała przed sobą ręce i wnikliwie przyjrzała się kapłance Tahary. - Na przykład powiedzieć o co chodzi z tobą i moim ojcem - zapytała wprost, bo nie lubiła podchodów, które były zjawiskiem powszechnym na dworze.
- Jego wysokość jest moim opiekunem i mentorem - odpowiedziała kapłanka, spoglądając królewnie prosto w oczy. - Zostałam do niego wysłana, a teraz on wysłał mnie z tobą. Poza przyjaźnią i wiarą w Taharę nie łączy nas nic - zapewniła, kryjąc dłonie w rękawach a następnie składając je ze sobą na podołku.
- Mówią że przybyłaś z twierdzy Taser, stolicy Uster. Czy to prawda? - Origa wyglądała na niezadowoloną tymi ogólnikowymi odpowiedziami Lif. - I kto cię wysłał do mojego ojca? - księżniczka przyglądała się wnikliwie swojej rozmówczyni.
To prawda - potwierdziła, nie spuszczając z Origi wzroku. - Wysłała mnie Tahara, co chyba nie powinno dziwić, wszak obie jesteśmy jej wybrańcami. Dlaczego tak się mną interesujesz, wasza wysokość? - zapytała na koniec.

Anielica skrzywiła się na wspomnienie o boskich planach. Zgrzytnęła zębami.
- Jestem błogosławiona przez Riv - odparła jej powoli wypowiadając słowa. - Sama też wybrałam właśnie jej oddawać cześć, choć nie w takim stopniu jak wy kapłani - mierzyła ją cały czas wzrokiem. - Dlatego wytłumacz mi, dlaczego mimo to, ty nazywasz mnie wybrańcem Tahary? - wypowiadając to złapała się pod boki i rozłożyła nieco skrzydła, przez co wydawała się być dużo większa niż w rzeczywistości.
- Ponieważ to z jej woli znajdujesz się teraz na statku, podobnie jak i ja. I to jej decyzja zawiedzie cię tam, gdzie niewielu miało okazję dotrzeć. Z tego chociażby względu pozwalam sobie nazywać cię jej wybranką, wasza wysokość. Jesteś także córką jej kapłana, anioła, którego bogini darzy wielkimi względami i u której to ma ogromny dług do spłacenia. Może nadszedł czas by go spłacić? - Mimo iż w ostatnich słowach kryła się lekka nutka zapytania, to jednak przede wszystkim były one stwierdzeniem. Lif stała dokładnie w tym samym miejscu co podczas całej rozmowy, zdając się nie zwracać uwagi ani na postawę królewny, ani na jej rozłożone skrzydła.
- Dług? - Origa uniosła brew zaskoczona tymi słowami. - Jaki dług? Przecież to z woli Tahary ojciec udał się on by chronić moją matkę, przyszłą królową. To był jego obowiązek. - anielicy wnet wspomniały się słowa jednej z ciotek Vess, która zawsze powtarzała, że ojciec Origi z pewnością musiał wiedzieć kim jest Glynne i dlatego ją wykorzystał, "zbałamucił" jak to określiła, bo zachciało mu się królewskiego życia. Ori zaraz pokręciła głową chcąc pozbyć się tej myśli.
Lif jednak tylko się uśmiechnęła. To, że od niej odpowiedzi nie uzyska, stało się dla Origi pewne i to szybko. Jakakolwiek tajemnica by się nie kryła za owym długiem u bogini, jej kapłanka nie miała zamiaru jej zdradzać.
- Wypływamy - poinformowała ją za to, w tej samej chwili gdy statkiem szarpnęło. - Może zechcesz pożegnać się z królestwem, wasza wysokość? - zapytała uprzejmie.
Poruszenie się statku jakby o czymś przypomniało anielicy.
- O nie... - mruknęła pod nosem i natychmiast złożyła skrzydła. Dopadła do swojego ubrania i zaczęła je w wielkim pośpiechu na siebie zakładać. Nie zajęło jej to na szczęście wiele, bo strój był prosty i wygodny. Naciągnęła jeszcze skórzane buty o wysokiej cholewce na nogi i prawie biegiem, wypadła ze swojej kajuty, mijając w przejściu Lif, którą prawie szturchnęła skrzydłem. Origa całkowicie zapomniała, że chciała przecież podziwiać miasto z nowej perspektywy, z pokładu statku. Tym bardziej, że sama nigdy się w te rejony nie wybrała.

I ledwo zdążyła je zobaczyć, bowiem statek poruszany wiatrem, którego nie czuła, mknął przed siebie jakby go wszystkie potwory z Margh goniły. Załoga uwijała się pilnowana czujnym okiem kapitana, który stał na dziobie, tyłem do morza na którego wody wypływali. Widząc wychodzącą na pokład Origę, skinął jej lekko głową, jednak był to jedyny znak tego, że w ogóle ją zauważył. Po drugiej stronie, na rufie statku, stał Litwor w towarzystwie kobiety o miedzianych włosach, ubranej w luźny, purpurowy strój.
Anielica przebiegła przez pokład do rufy i rozkładając nieco skrzydła, dla ułatwienia sobie utrzymania równowagi zatrzymała się w miejscu. Niczym huragan minęła Litwora i stojącą przy nim kobietę by zbliżyć się do barierki, o którą oparła się rękami. Origa wbiła spojrzenie w ląd, jakby chcąc zapamiętać ten widok.
- No to teraz Bondar - powiedziała do siebie uśmiechając się szeroko, wyraźnie zadowolona z czekającej ją podróży.
- To się dopiero okaże - usłyszała za sobą rozbawiony, kobiecy głos. Rozbawiony zdawał się także cały statek, o ile statek mógł w ogóle być rozbawiony.
-Gdzie się dotrze, to się dotrze, nie ma się co na razie przejmować. - Zaśmiał się Litwor zbliżając się do księżniczki.
Origa, która za sprawą nowego odzienia wyglądała mniej królewsko, wyprostowała się i odwróciła w kierunku głosu. Spojrzała pytająco na kobietę.
- Ale, że co... - zaczęła niepewnie i spoglądała to na rudowłosą, to na Litwora. Za chwilę znów spojrzała na ląd, by zaraz wrócić wzrokiem na tę dwójkę. Na jej obliczu zaczęła mieszać się niepewność z ciekawością, aż szeroki uśmiech wykwitł na jej twarzy.
- Nie płyniemy do Bondar? - zapytała tonem jakby taka możliwość ją cieszyła.
- Będziemy przepływać w pobliżu - poinformowała ją kobieta, nadal uśmiechając się i “spoglądając” na Origę, a przynajmniej tak to wyglądało bo oczu jej nie było widać.
- No, się zobaczy, na tym statku nigdy nie wiadomo gdzie się dokładnie dopłynie. Także nie przejmuj się za bardzo. - Stwierdził Litwor.
- Ale nie płyniemy tam, żeby mnie wysadzić na ślubie księżniczki jakiejś tam... Prawda? - anielica pytała dalej, tonem jakby sugerowała by właśnie to się nie wydarzyło. Niechęć Origi do wystawnych przyjęć była bardzo wyraźna.
- Nie - padła odpowiedź, ozdobiona łagodnym uśmiechem. - Obawiam się że nie mamy w planach przybijania do portów w Bontar. - dodała towarzyszka Litwora.
- Współczuję twojemu ojcu, ale jakoś sobie chyba poradzi. - Zaśmiał się Aigam.

- Tak! - krzyknęła radośnie Origa i uniosła ręce w triumfalnym geście. Pisnęła jeszcze coś z wielkim entuzjazmem, ale równie niewyraźnie gdy jeszcze podskoczyła uradowana, rozkładając coraz bardziej skrzydła. Opanowała się jednak, zdając sobie sprawę, że jej takie zachowanie nie przystoi.
- To dokąd płyniemy? - zapytała spoglądając po nich z nadzieją, że jej marzenia mają szansę się ziścić.
-Jak na razie, to przed siebie, w kierunku Bontar. - Stwierdził lakonicznie wojownik, rozglądając się za kapłanką. Miał do niej parę pytań.
- Proszę, proszę, powiedzcie mi! - nalegała Origa, tryskając energią, która nagle w nią wstąpiła.
- Płyniemy w kierunku Morza zguby - odpowiedziała jej kobieta, chociaż i ta odpowiedź niewiele mówiła poza tym co zostało już powiedziane.
Litwor, który rozglądał się po pokładzie, dostrzegł Lif stojącą przy prawej burcie. Jej uwaga skupiona była na dziobie, chociaż nie było jasne czy przykuwa ją kapitan czy też bezmiar wody, który rozciągał się przed statkiem.

Origa westchnęła teatralnie okazując swoje niezadowolenie niemożnością zaspokojenia swojej ciekawości. Odwróciła się na pięcie i opierając rękami o barierkę wróciła do podziwiania widoków. Nadal jednak była zadowolona z tego co do tej pory się dowiedziała, więc szczery uśmiech jej nie opuszczał.
- Mam nadzieję, że kapitan nie uraził cię zbytnio - usłyszała za sobą głos niewidomej. - Jest on dość specyficznym człowiekiem.
Anielica spojrzała kątem oka na kobietę, która zdawała się mieć ślepe oczy. Chwilę zastanowiła się nad jej pytaniem by na koniec pokręcić głową.
- Nie - odpowiedziała z uśmiechem. - Tak po prawdzie to zachował się całkiem miło, przypominając mi, na ten swój prosty sposób, że już nie jestem w pałacu - wzruszyła ramionami. - Ale nie sądzę, żeby był bardziej "specyficzny" w zachowaniu niż mój ojciec - dodała z rozbawieniem w głosie Origa. - Pani to Sena? Dusza tego statku? - zapytała. - Słyszałam opowieści, że ten statek jest inny niż pozostałe.
- Możliwe - odparła kobieta, uśmiechając się lekko po czym skinęła głową. - Tak, ten statek bez wątpienia jest inny niż pozostałe i masz także rację, zwą mnie Seną. Między innymi - dodała. - Pamiętam dzień, w którym twoi rodzice wkroczyli na mój pokład. Pamiętam także chaos przygotowań ślubnych. To był dość specyficzny okres w historii “Wiedźmy”.
Anielica zachichotała. Wiele wersji opowieści w tym temacie słyszała, a tą najbardziej barwną, ulubioną przez Origę, usłyszała od pewnej elfiej kapłanki bogini Oren.
- Wyobrażam sobie, że musiało być wesoło - powiedziała jeszcze szerzej się uśmiechając. - Też chciałabym przeżywać takie przygody - dodała z rozmarzeniem w głosie. - Przynajmniej zanim zamkną mnie po wieczność w jakimś zamku… - mruknęła wbijając spojrzeniem w górujący nad miastem Aler pałac królewski.

Który to był już ledwie widoczną, lśniąca w promieniach słonecznych, plamką.
- Powinnaś uważać czego sobie życzysz, dziecko - odpowiedziała jej Sena. Nie brzmiała jednak protekcjonalnie, jak to mieli w zwyczaju nauczyciele czy starsi dworzanie. Ot, udzieliła przestrogi głosem, który godził się na to, że nie zostanie wysłuchany i że adresatka zrobi to co uzna za słuszne, popełniając swoje własne błędy, bowiem miała do tego prawo.
Origa spojrzała na nią, ale nie wyglądało, że ma pretensje o te słowa. Pokręciła głową i wychyliła się nieco za rufę, spoglądając w pianę na wodzie, która tworzyła się za płynącym statkiem.
- Ty naprawdę nie masz pojęcia jak nudne jest życie księżniczki - westchnęła anielica. - A teraz jeszcze te całe bezsensowne gadanie, żeby mnie wydać za mąż - wzdrygnęła się i nastroszyła pióra.
- Od dawna nie miałam z żadną do czynienia, bo raczej Glynne nie mogę w ich poczet wliczyć, chociaż bez wątpienia nią była, przynajmniej z racji urodzenia - usłyszała odpowiedź Seny, która przystanęła obok, nie na tyle blisko jednak by dotknąć swej młodej pasażerki. - Polityka rządzi się własnymi prawami, które często nie mają nic wspólnego z dobrem tych, którzy stoją na owej szachownicy. Jest też jedną z tych rzeczy, za którymi nie zdarzyło mi się zatęsknić. Teraz jednak jesteś wolna. Ciesz się tą swobodą, póki możesz. I zaufaj mi, Origo, gdy powrócisz, nikt nie będzie w stanie zmusić cię do niczego, na co byś nie miała ochoty. O ile powrócisz - dodała Wiedźma, odwracając się na moment przed tym, jak przez statek przetoczyła się fala okrzyków. - No tak, Litwor zawsze znajdzie sposób by wyrwać sekret i pozwolić mu rozbłysnąć w świetle dnia. - Po owych słowach rozbrzmiał jej śmiech. Najwyraźniej dusza statku nie obawiała się o los swych żagli, a przynajmniej nie dała tego po sobie poznać.

- O tak, moja matka jest dość nietypową królową… - wspomnienie o rodzicielce, w końcu przywróciło uśmiech na twarz Origi. - No z tym nie zmuszaniem mnie do niczego... Chyba nie wiesz jaka jest korona - spojrzała na Senę. - Jak ona uzna, że ktoś ma być władcą Alezji to nie ma przebacz. Musisz być królową i już. Niby wybiera "kogoś najodpowiedniejszego", ale jak z bratem sprawdzaliśmy to ja i moje rodzeństwo jesteśmy z poprzednimi "wybrańcami" korony spokrewnieni w prostej linii - stwierdziła jakby była pogodzona z tym losem. - Każde z naszej czwórki może trafić ten "przywilej" - sarknęła. Wtedy Origa spojrzała w niebo, patrząc na sylwetki, które się tam pojawiły. - No tak, w końcu ojciec nie może mieć normalnych znajomych… - burknęła anielica i skierowała wzrok znów na Senę. - Co prawda zakładałam, że moja przyzwoitka jest ... Upadłą... Może aniołem, ale to... Czym ona tak w ogóle jest? - zapytała Duszę statku. - Jakaś zmiennokształtna?
- Można ją tak nazwać, chociaż nie jest to adekwatne do tego, czym jest - odpowiedziała Sena. - Kiedyś było ich więcej, jednak formy które przybierają sprawiły, że wielu zostało wybitych. Teraz zostały już tylko te, które reprezentują sobą gatunek drapieżny, którego formę przybiera twoja… przyzwoitka - Dusza uśmiechnęła się wypowiadając to słowo, które wyraźnie ją rozbawiło. - Zwano je feniksami i nadal jest to najtrafniejsze określenie dla tej rasy. Są wybrańcami Avarona, stworzonymi przez boga by towarzyszyły jemu i Riv na polowaniach. Z czasem zaczęli przybierać formy ptaków, które są często spotykane w Zaris, by móc służyć także za szpiegów. Niestety, owa ewolucja tej rasy nie skończyła się dla nich dobrze. Lif jest najmłodszą przedstawicielką gałęzi sokołów, jednej z ostatnich, która wciąż egzystuje w tym świecie. I tak, bez wątpienia Glynne jest nietypową królową, a korona, która ją wybrała ma swoje zdanie odnośnie tego, komu pozwala się nosić, jednak jest ona artefaktem Denary, który nie może odmówić życzeniu bogini. Tą z kolei można przekonać by los przeznaczony dla jednej księżniczki, oddać w dłonie drugiej.

Origa machnęła lekko skrzydłami, by ułożyć pióra, po czym złożyła je na plecach.
- Tak, szpiegów raczej się nie lubi, więc mnie to nie dziwi - skomentowała informację o Lif, która nie sprawiła by anielica zapałała sympatią do jej osoby. Księżniczka przeczesała palcami pofalowane czarne włosy, zakładając je za ucho.
- To może tłumaczyć czemu matka... - "nie była zadowolona z obecności Lif na dworze" dokończyła w myślach, ale pokręciła głową, bo teraz to nie miało już znaczenia. - Hymm, ciekawe czy moja matka wiedziała o możliwości rezygnacji z korony - dokończyła, przechodząc na temat artefaktów posiadających własną świadomość. - Jeśli nie, to lepiej jej tego nie wspominać teraz - dodała z rozbawieniem, gdy wyobraziła sobie jaką minę by miała jej rodzicielka.

- Z resztą... Tak nie chcecie mi powiedzieć dokąd płyniemy, że zaczynam się zastanawiać czy przypadkiem mnie nie uprowadziliście - mówiąc to Origa wyszczerzyła ząbki w szerokim uśmiechu. - Bo przecież pasuje, mamy szpiega z Uster - skinęła głową na Lif - płyniemy pirackim statkiem - wróciła roześmiany wzrok na Senę. - A z żądaniami okupu poczekacie aż wypłyniemy na wody Bondar, który niby nie wojuje z Alezją, ale też i nieszczególnie się przyjaźni - uśmiechnęła się wyzywająco i skrzyżowała ręce przed sobą.
Sena odpowiedziała jej uśmiechem.
- W sam raz na tekst ballady - pokiwała głową, śmiejąc się cicho. - Źle mnie jednak zrozumiałaś, Origo. Feniksy są szpiegami Avarona, nie uznają przynależności do królestw i ich władców. Ich głównymi wrogami są wrogowie tych, którzy stoją po przeciwnej stronie barykady. Nie zamierzam jednak zmuszać cię byś spojrzała na swoją towarzyszkę przychylnym wzrokiem. Powinnaś jednak mieć do niej zaufanie, przynajmniej w kwestii opieki nad wami. Riv musi cię cenić - dodała, kładąc dłoń na ramieniu anielicy. - Naprawdę chcesz wiedzieć dokąd płyniemy? - zapytała, unosząc zasłonę i odsłaniając swoje świetliste oczy, które wbiły się w młodą królewnę i przeszyły ją na wylot, docierając aż do najgłębszych zakątków duszy.

- No raczej! - anielica znacznie się ożywiła widząc, że ma okazję zaspokoić swoją ciekawość. Wyprostowała się starając się nie dać po sobie poznać, że nieco zaniepokoiło ją zachowanie Seny i to dziwne uczucie jakie pojawiło się gdy ona na nią patrzyła.
- Czemu miałabym nie chcieć wiedzieć? - zapytała w retorycznym tonie. - Chyba tylko w sytuacji, gdybym miała zostać złożona w krwawej ofierze... Albo dostarczona prosto na ślubny kobierzec - ostatnie słowa Origa wypowiedziała w żartobliwym tonie i beztrosko wzruszyła ramionami. - To gdzie płyniemy? - spytała, podpierając się rękami na biodrach.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline