Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-04-2017, 14:40   #222
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
Gosposia wychyliła się ze swojego pokoju i po upewnieniu się, że nikt nie zainteresował się rozmowami dobiegającymi z jej pokoju prędkim krokiem udała się do świątynnej kuchni.
Tam zaczęła przeszukiwać szafki w poszukiwaniu czystych szmatek. Do dzbana nalała przegotowanej wody i znalazła misę, do której włożyła wszystko to co potrzebowała. Uwinęła się całkiem sprawnie, bo była dobrze już zorientowana gdzie co było pochowane. Już miała wracać, gdy przypomniała sobie że nie wzięła łyżeczki.
- Zawsze tak się to kończy - zaśmiała się pod nosem i dorzuciła do miski sztuciec oraz kubek. Upewniwszy się, że o niczym już nie zapomniała, zabrała misę i ruszyła do pokoju.

W tym momencie z gabinetu wyszedł ojciec Theseus. Zatrzymał się, zamykając za sobą drzwi na klucz i spojrzał na gosposię.
- Dzień dobry, lilium - skinął jej głową, posyłając lekki uśmiech. Sam tego nie zauważył, ale odkąd dowiedział się, że Chloe jest jego córką, zdarzało mu się więcej uśmiechać.
Przyjrzał się dziewczynie z uniesioną brwią.
- Coś się stało? - zapytał stroskany i wskazał spojrzeniem na niesioną przez nią misę.

Dziewczyna odwzajemniła uśmiech.
- Dzień dobry ojcze - odparła, z przyjemnością wypowiadając ostatnie słowo. W pewien sposób było to całkiem zabawne, że mogła otwarcie go tak nazywać i nie wzbudzać najmniejszych podejrzeń. Podeszła bliżej do duchownego. - Mam gościa u siebie, który potrzebuje opatrzenia rany - powiedziała cicho.
Batiseista spojrzał jej w oczy jeszcze bardziej zmartwiony na jej ostatnie słowa.
- Kto to? I co się stało? - zapytał równie cicho, jakby podłapując jej dyskrecję.

- Eldritch - odpowiedziała mu. - Diego nie przewidziało się, on naprawdę został zadźgany wtedy w Chlupocicach. Nie dość, że cios był zadany w sposób śmiertelny, to jeszcze ostrze było zatrute - streściła swoje spostrzeżenia.
Kapłan pokiwał wolno głową.
- Rozumiem. Tak jak opowiadałaś, komuś bardzo zależało na śmierci tego mężczyzny.
- On naprawdę powinien być martwy - weszła mu w słowo Chloe - Z takich ran to nawet najlepszy cyrulik nie wyciągnie - stwierdziła z powagą w głosie. - Powiedziałabym, że on żyje tylko dzięki bogu, ale że jest niewierzący... To tylko magia pozostaje. Na razie obstawiam, że to za sprawą medalionu, który ma. Jest antyczny i ma na sobie pradawne pismo
- A więc znowu magia… - westchnął. - Wybacz, córko, jeśli za bardzo ci nie pomogę w tej sprawie. Ufam jednak w ciebie i twoje zdolności. Po prostu… bądź ostrożna - powiedział trochę strapiony Theseus i pogłaskał Chloe po ramieniu jak ojciec.

- Dziękuję - odparła szczerze ucieszona jego słowami. Choć już przecież była dorosła, to pochwała od rodzica nadal miała dla niej wielką moc. - Widzimy się po pogrzebie Bassarda? - upewniła się.
- Oczywiście, lilium. Muszę się jeszcze przygotować - odparł i zerknął w stronę komnaty gosposi, przygryzając wąsa.
- Siedzicie tam… sami? - upewnił się.
Gosposia skinęła głową.
- Przyszedł niedawno. Chciał się ukryć gdzieś przed ludźmi z Chlupocic, więc zaproponowałam mu, że może tu zostać - wyjaśniła jak do tego doszło. - Udało mi się go namówić, żeby zdjął koszulę, bo byłam ciekawa czy chociaż jakiś ślad ma na plecach. Rana się goi, ale jest nieco opuchnięta
- Zostać… zdjąć koszulę.. - powtórzył bezwiednie kapłan, robiąc jeszcze bardziej zatroskaną minę. Spojrzał na gosposię i lekko się zaczerwienił. Wreszcie odchrząknął.
Zdał sobie sprawę, że jego córka jest tak naprawdę dorosłą kobietą, która gdyby nie zawód, który wybrała, mogłaby mieć już własną rodzinę. Z jednej strony poczuł narastającą falę irytacji, że jakiś mężczyzna mógłby się do niej zbliżyć. Do jego córki, którą automatycznie zaczął postrzegać jako niewinne dziecko. Z drugiej zaś strony już dawno stracił okazję na wychowanie jej. Musiał się pogodzić z tym, kim była i co robiła. Wznoszenie teraz jakichkolwiek pretensji byłoby pozbawione podstaw.
Uśmiechnął się więc tylko boleśnie.
- No to chyba nie będę wam przeszkadzał w takim razie. Wrócę do przygotowań do pogrzebu.

Chloe, która przez cały czas rozmowy uważnie przyglądała się twarzy swojego ojca, zrobiła nieco zaskoczoną minę jego dziwnym zachowaniem. Szybko skojarzyła fakty i uśmiechnęła się, starając skryć rozbawienie jakie ją ogarnęło.
- Nie martw się, potrafię o siebie zadbać - mruknęła starając się opanować wesołość. Zbliżyła się bardziej do niego. - A i w przeciwieństwie do matki, z pewnymi sprawami czekam do ślubu - zapewniła go szeptem, po czym odsunęła się i mrugnęła do niego okiem.
Glaive spojrzał jeszcze na nią niepewnie, jakby upewniając się, że mówi na poważnie. Odetchnął cichutko, jakby z ulgą.
- Cieszy mnie to niezmiernie, córko - odparł z lekkim uśmiechem Cicerone i wyraźnie się rozluźnił. - W takim razie powinniśmy się już zająć swoimi obowiązkami - pokiwał głową.
- Do zobaczenia wkrótce - powiedziała z szerokim uśmiechem panna Vergest i odwróciła się na pięcie. Lekkim i bezgłośnym krokiem udała się z powrotem do swojego pokoju.

- Jestem - odezwała się Chloe od progu i zamknęła za sobą drzwi. Przeszła przez pomieszczenie i postawiła misę z zawartością na stoliku. Następnie zaczęła rozstawiać się ze wszystkim, nawet na chwilę podeszła do koszyka i wyciągnęła z niego butelkę z przeźroczystą cieczą, by na koniec, trzymając w dłoni umoczoną w przegotowanej wodzie czystą ścierką, spojrzeć na gościa. - Usiądź tu - wskazała krzesło, na którym wcześniej zajmował miejsce. - Będzie mi wygodniej cię opatrywać

Eldritch
westchnął i wstał z swojej półleżącej pozycji z łóżka i usiadł na krześle.
- To nawet zabawne, bo znachor nie spostrzegł rany, a w końcu to jego zawód.

- Wybacz mu proszę. Na pewno zielarz nie zrobił tego specjalnie - poprosiła Chloe. - Ostatnio pan Trottier ma zdecydowanie za dużo na głowie. A tobie, to nawet najlepszy znachor by nie pomógł, gdyby nie magia - dodała i pochyliła się nad jego plecami. Dziewczyna przyłożyła mokry materiał do jego skóry. Delikatnie i ostrożnie zaczęła obmywać mu plecy, raz po raz płukając szmatkę w czystej wodzie. Pewność z jaką to robiła zdradzała, że nie była to dla niej pierwszyzna. Panna Vergest w końcu odłożyła miskę i zużytą szmatkę. Wzięła świeży materiał i sięgnęła po buteleczkę. Gdy ją otworzyła, rozniosła się mocna woń spirytusu. Polała nim po płótnie.
- Może zapiec - ostrzegła i kontynuowała. Rzeczywiście zapiekło, ale nawet nie było powodu by się krzywić. Po odstawieniu spirytusu i drugiej ścierki, Chloe wzięła do ręki słoiczek z zielonkawą mazią. Otworzyła go i nałożyła cienką warstwę tego czegoś bezpośrednio na gojącą się ranę. Eldritch mógł poczuć przyjemny chłód na skórze. Na koniec dziewczyna przyłożyła trzecią szmatkę i zakończyła opatrywanie tego, który żywy być nie powinien.

- Możesz się już ubrać - stwierdziła Chloe. Wyprostowała się i podeszła do stolika. Nalała z dzbanka wody do kubka i otworzyła słoiczek z brunatną paćką, w którą wbiła łyżeczkę. Nabrała na sztuciec nieco tego nieapetycznego czegoś i podała Eldritchowi, by to spożył. - Ostrzegam, smakuje paskudnie i posmak będziesz czuł co najmniej dzień - przestrzegła. - Ale będziemy mieli pewność, że żadna toksyna cię nie zabierze

- Gorzki lek najlepiej leczy… - cicho mruknął mężczyzna i odebrał łyżkę z rąk kobiety, by przełknąć jej zawartość. Było to podłe. Delikatnie mówiąc podłe, no ale cóż. Lepiej mieć to z głowy…
- Nie chcę wiedzieć z czego to jest. - stwierdził.
- Zdecydowanie nie chcesz - potwierdziła mu, ale mrugnęła przy tym okiem do niego. - Cicerone nie sprzeciwił się byś tu na jakiś czas został - oznajmiła mu.
Eldritch kiwnął głową, wstał z krzesła i zaczął się nieśpiesznie ubierać.
- Moje podziękowania i uszanowanie - powiedział.
- Staraj się na razie nie opierać na plecach ani tym bardziej na nich spać - powiedziała i zaczęła sprzątać z widoku wszystkie słoiczki i buteleczki. - No i ważne, żeby opatrunek ci się nie zsunął.
- Nie powinno być problemu - odparł z uśmiechem mężczyzna - Coś co powinienem wiedzieć nim się zaszyję?
- Po południu przyjdę do ciebie z Diegiem, zobaczymy czy go poznasz. A do tego czasu staraj się nie zwracać na siebie uwagi. Na piętrze nikogo nie powinieneś zainteresować. Ale też nie wyglądaj przez okna. Mogliby ciebie zobaczyć.

Po zrobieniu porządku w swoim pokoju, gosposia zaprowadziła Ocaleńca na piętro, wskazując mu by zajął wolny pokój.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn

Ostatnio edytowane przez Mag : 14-04-2017 o 18:11.
Mag jest offline