Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-04-2017, 21:41   #152
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
Ta informacja poważnie zmartwiła paladynkę. Nie chodziło oczywiście o fakt, że brat może być nieobecny na uroczystości. Przez ostatnie wydarzenia, Venora zdążyła zapomnieć, że jej drugi brat wraz ze swoim oddziałem, został przydzielony do pełnienia straży gdzieś daleko.
- Masz jakieś informacje od Carsa? - zapytała nie kryjąc zaniepokojenia tą informacją. Kto jak kto, ale pannę Oakenfold w ostatnim czasie życie nauczyło, że zawsze należało spodziewać się, że sprawy mogły przyjąć najgorszy obrót. - Ja... Jutro wyjeżdżam do rodziców. Do czasu tej uroczystości mam wolne. No i... Sir Morimond zmarł - oznajmiła ze smutkiem.
-To smutne wieści…- rycerz zasępił się na chwilę, kładąc siostrze dłoń na ramieniu -Bardzo smutne wieści zaiste. Ale cieszę się, że jedziesz do domu. Ojciec z matką pewnie bardzo się ucieszą. Kiedy tam ostatnio byłaś?- spytał.
- Dawno… - odparła ze wstydem. - Tyle się działo… - zaczęła się tłumaczyć. - Wiesz kiedy cię wyślą? Bo oddałam moją zbroję do naprawy i trochę tak sobie liczyłam na to, że może byś doglądnął czy rzemieślnik sobie radzi z naprawą. Eh, znalezienie rzemieślnika, który w ogóle podejmie się naprawy elfickego pancerza graniczy z cudem - poskarżyła się.

-Ano domyślam się- podzielał zdanie siostry -No mam ruszać pojutrze o świcie. Ale myślę, że Virgo z chęcią opuści swój magazyn i przejdzie się w Twoim imieniu jak to powiedziałaś “doglądnąć” postępów zaproponował inne rozwiązanie.
- Oh, dobry pomysł - przyznała mu, bo sama na to nie wpadła. Była też pewna, że kapłan z chęcią jej w tym pomoże. - No, ale nie odpowiedziałeś mi. Co tam się dzieje gdzie Cars stacjonuje? - nalegała by podzielił się informacjami jakie ma.
-To poufne… Sama regentka zakazała o tym mówić… Ponoć w zbeszczeszczonym mieście pokazały się dziwne i bardzo agresywne stworzenia. Nie znam szczegółów, ale to na pewno nie będzie przyjemna i sielankowa wyprawa…- spojrzał na Venorę z powagą.
Rycerka otworzyła szeroko oczy. Zmartwienie o bezpieczeństwo braci było nader widoczne na jej twarzy.
- To ja poproszę moich przełożonych, żeby i mnie tam wysłali. Pomogę wam - zapewniła gorliwie.
-To robota dla Purpurowych Rycerzy- stwierdził chłodno -Ty masz dość swoich zmartwień- dodał szybko.
- Arthon nie bądź taki! - uniosła głos, ale zaraz się opanowała, nie chcąc robić mu sceny przed rekrutami. Nie mniej poczuła się jakby uważał, że nie da sobie rady. - Ja... Czemu nie chcesz mi pozwolić, żebym oddała ci przysługę za pomoc w Grumgish? - wzięła go pod włos, wbijając w niego przenikliwe spojrzenie swoich błękitnych oczu.

-Dam ci jeszcze nie jedną okazję do odwdzięczenia się za Grumgish. Ale nie w Tilvertoon - odrzekł ze spokojem.

Venora nabrała powietrza w usta szykując się do dalszej dyskusji. Chciała się sprzeciwić, ale zdała sobie sprawę, że przecież jedno zwycięstwo nie uczyni z niej dobrego wojownika, a ostatnio nawet okazało się, że nie poradziła sobie z demonem i gdyby nie boska interwencja to byłaby martwa. Arthon i jej rodzina właśnie by ją opłakiwali. Odetchnęła przeciągle i spuściła spojrzenie wbijając je w ziemię u ich nóg.
- Ale przyrzeknij mi, że wrócicie z Carsem żywi - mruknęła. - Ja jadę do domu. Ale nie po to by spotkać się z rodzicami - przygryzła wargę zastanawiając się czy dobrze robi mówiąc mu o tym. - Będę szukać miejsca, o którym pisał w ostatnim liście do mnie sir Morimond. Muszę znaleźć Wzgórzę Berethina, od niego ciągną się wskazówki do miejsca, które kazał mi odnaleźć. Sądzę, że jest to miejsce ze snów, które zaczęłam mieć po jego śmierci - dopiero po tych ostatnich słowach podniosła wzrok na jego twarz, chcąc zobaczyć czy, tak jak jej przełożeni, będzie myślał, że to tylko bełkot starca z demencją.

-Przysięgam że wrócę żywy- mówiąc to położył dłoń na piersi -Mam nadzieję, że znajdziesz to co cię dręczy i uda ci się zamknąć tę sprawę. Miałabyś jeden problem z głowy. Ile czasu masz zamiar spędzić w domu? dociekał.
Zapewnienie brata nieco ją uspokoiło. Wzruszyła za to ramionami na jego pytanie.
- Mam odgórny nakaz wrócić tu na czas, by uszykować się na uroczystość. Mam nadzieję, że nie każą mi przywdziewać sukni z tej okazji - uśmiechnęła się niepewnie. - No, a wrócę jak tylko znajdę klucz, o którym pisał mój mentor... Albo zabraknie mi czasu.
-Suknia? W świątyni Helma? Oh moja malutka, kochana, słodka siostrzyczko…- pokręcił głową uśmiechając się ciepło -Na pewno będzie wymagany oręż i peleryna - dodał czerpiąc wiedzę z doświadczenia.
-Kiedy wyruszasz? Dzisiaj?-

Zawstydziła się jego komentarzem, lecz nadal wcale nie była pewna, że nie zostanie przymuszona do wyglądania jak "lady", a nie "rycerz".
- Wyjeżdżam jutro z rana, dziś jeszcze chcę być na pogrzebie paladyna, który mi towarzyszył, gdy ruszyliśmy z ratunkiem dla porwanego posłańca sir Rollandsa - wypaliła zanim pomyślała, że może jednak powinna tą sprawę przemilczeć.
-Martwego paladyna?- powtórzył po niej.
- Tak... - to wydarzenie w jej zakonie już było całkiem oficjalne i zwyczajnie zapomniała się, że Arthon przecież do niego nie należy, przez co mogło to spokojnie pozostać dla niego tajemnicą. - Bo widzisz, zdarzyło się tak, że całkiem niedawno walczyłam z gnollami... Ogrem... I tak jakby z demonem... - z każdym kolejnym słowem krzywiła się nieco bardziej. - Niestety nie udało się uratować porwanych, a jeden z moich przypłacił to życiem… I tak też straciłam swój pancerz - “po raz kolejny” dodała w myślach gdy wyznała to bratu.

-Walczyłaś z demonem…- rzekł z dumą w głosie -Moja młodsza siostra staje się prawdziwym bohaterem krain, proszę proszę… uśmiechnął się -Gnolle, ogr i demon. Nie dziwi mnie, że ktoś poległ. Ale taka nasza misja na tym parszywym świecie…- wzruszył ramionami -Od czasu jak założyłem purpurową pelerynę pożegnałem kilkunastu swych kompanów. Ich imiona jednak pozostaną niezapomniane a ich śmierć nigdy nie poszła na marne. Jeśli paladyn ginie w słusznej sprawie, nie wiń się za to- powiedział stanowczym tonem.
W ustach Arthona jej wyprawa brzmiała dużo bardziej bohatersko niż ona sama to odczuwała wspominając ją. Ale tym razem była już na tyle przytomna, by nie tłumaczyć się z tego.
- Wiem, to samo powiedział sir August - skinęła głową. - Dobrze więc… Nie zajmuję ci więcej czasu. Będę się modlić o to by Helm miał was w swojej opiece - zapewniła brata.
Mężczyzna przytulił czule siostrę i pogłaskał ją lekko po głowie -Bądź dzielna - pożegnał ją i wrócił do swoich uczniów.

Tak jak obiecała, Venora bez dalszego przeciągania, zostawiła brata z jego obowiązkami i opuściła teren koszar Purpurowych Smoków. Młot grzecznie czekał przed bramą, tam gdzie go zostawiła. Podeszła do zwierzęcia i poklepała go po szyi.
- Wracamy, jutro czeka nas kawałek drogi do pokonania - powiedziała do rumaka i zaczęła odwiązywać go od palika. W odpowiedzi zwierzę zaczęło ze zniecierpliwieniem szurać podkutym kopytem w ziemi i potrząsać głową, jakby chcąc ponaglić kobietę.
- Już już, spokojnie, nie pomagasz - westchnęła Venora, ale w końcu udało jej się odwiązać go. Pochwyciła go za uzdę. - Przestań się wiercić, nie bądź zły, że zrobiłam z ciebie tragarza.

Krótką chwilę paladynka zastanawiała się czy poprowadzić zwierzę przez ulice, ale w końcu zdecydowała się go dosiąść, bo w ten sposób mogła szybciej dotrzeć do siebie.

~***~



Pogrzeb rozpoczął się tuż po tym jak zegar wybił południe. Na świątynnym cmentarzu zebrało się wiele osób chcących pożegnać Lukę. Najbliżej wykopanego grobu przy którym leżała trumna z ciałem paladyna, znajdowali się jego bliscy. Bracia, siostry, rodzice, kuzynostwo i wszyscy inni. Okazało się, że chłopak był najstarszym synem, pochodzącym z mieszczańskiej rodziny, która od pokoleń zamieszkiwała stolicę i okoliczne wioski. To tłumaczyło tak licznie zebrane grono żałobników.

Venora, odziana w kapłańskie szaty z symbolem Helma stała w towarzystwie Vlada i pozostałych rycerzy, którzy jej wtedy towarzyszyli. Zajmowali miejsce z boku, tak że widzieli trumnę, ale nie przeszkadzali swoją obecnością tym, którzy opłakiwali zmarłego.
Panna Oakenfold miała strapioną minę i to pomimo tego, że Vlad, jako kolejna osoba, zapewniał ją, że nie powinna się winić za śmierć towarzysza. Lecz akurat w tej chwili, to nie o tym myślała paladynka. Venora oczami wyobraźni widziała siebie w tej trumnie. Gdyby nie misja nadana jej przez boga, nie dostąpiłaby łaski wskrzeszenia. Wtedy, na miejscu tych żałobników, byliby jej bliscy. Arthon nie raz nalegał by darowała sobie zbrojną służbę, zajęła się czymś bezpieczniejszym, choćby leczeniem chorych.

Ale ona dobrze wiedziała, że tak by nie potrafiła. Dodatkowo dowiedziała się, że odkrycie w niej paladyńskiego potencjały nie było nawet przypadkiem. Lecz mimo wszystko wcale nie czuła się z tego powodu źle. Nigdy przecież nie czuła by ktoś ją naciskał by obrała tą a nie inną ścieżkę w życiu. Natomiast niebezpieczeństwo i duże ryzyko poniesienia śmierci, jakie wiązały się z takim życiem… Niektórzy rycerze jednak dożywają starości. Jak sir Morimond Rollands, czy choćby jej dziadek, który choć zginął w boju, to jednak doczekał się wnuków. Należało chyba tylko mieć nadzieję na stanie się jednym z tych szczęśliwców, którzy mimo trudów życia rycerskiego, byli w stanie nie zakończyć go zbyt wcześnie.

Obrzędy pogrzebowe zakończyły się, a ludzie rozeszli opuszczając teren cmentarza. Z zadumy wyrwało Venorę szturchnięcie za ramię. Vlad zaproponował jej by wrócić do świątyni, lecz paladynka stwierdziła że chce jeszcze chwilę zostać.

I tak została sama. przysiadła sobie wtedy na małym murku, wpatrując się w świeżo zakopany grób, na którego szczycie widniała kamienna tablica z wykutymi informacjami o nieboszczyku. Dopadła ją straszna melancholia. Poczuła się słaba i nieco zagubiona.
Z rozmyślań wyrwała ją przypadkowa osoba, która pytała czy wie gdzie znajdzie pewien grób. Panna Oakenfold pokręciła głową i uprzejmie oznajmiła, że nie wie. To ocknięcie się przynajmniej sprawiło, że paladynka wyprostowała się i podjęła w końcu decyzję o powrocie.

~***~

Naprawdę nie wiedziała co ze sobą zrobić. Siedziała w swojej celi, uprzątnęła ją tak, jak chyba jeszcze nigdy, oczyściła ostrze miecza tak, że lśniło nie gorzej od lustra, spakowała plecak na podróż, przyszykowała sobie ubranie na kolejny dzień, ale wciąż czas zdawał jej się dłużyć. Nawet jeszcze nie było pory obiadowej, a do tego zmęczenia jak nie było tak nadal na próżno starała się ułożyć w łóżku na choćby krótką drzemkę. To ją zaczynało wręcz irytować, bo tak po prawdzie to Venora była ciekawa czy w kolejnym śnie dowie się czegoś jeszcze...

Po paru chwilach męczenia się, paladynka poddała się. Wstała i prędko opuściła swoją celę kierując się na plac ćwiczebny. Uznała, że na sen najlepszym lekiem będzie zmęczenie, dlatego też zdecydowała pobrać z magazynu sprzęt treningowy i zwyczajnie wyżyć się na manekinie, choćby miało to zająć jej czas do wieczora.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline