Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-04-2017, 01:24   #95
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację

W pierwszej chwili nie zauważyła zmiany muzyki. Wtedy pojawił się jej gość, który z miejsca przykuł jej całą uwagę i zaraz bardzo mocno zaskoczył. Obdarzona wpatrywała się w kwiatek, który dostała od Williama, kiedy znajoma melodia zwróciła w końcu na siebie jej uwagę. Erika rozejrzała się po kawiarni doszukując się innej przyczyny pojawienia się tego właśnie utworu, niż ta o której pomyślała. Ze szczerą radością wymalowaną na twarzy, spojrzała mężczyźnie prosto w oczy.

- Jesteś niesamowity - stwierdziła z szerokim uśmiechem i pokręciła głową z niedowierzaniem. Czuła jak ogarniają ją pozytywne emocje. Erika położyła goździka na stole i zbliżyła się do Williama. Nieśmiało objęła go za szyję i przytuliła się do niego. Serce biło jej jak po długim biegu. Nie była w stanie przestać się uśmiechać.

Jej reakcja go ewidentnie zaskoczyła. Na chwilę zastygł w bezruchu, ale potem też ją delikatnie objął.
- Miło, że ci się spodobało przywitanie - powiedział wesoło.
Erika sama się zawstydziła swoją otwartością, gdy ją objął. Ale jego bliskość była przyjemna i musiała się zmusić, żeby go puścić. Wciąż mocno zmieszana w końcu zajęła swoje miejsce przy stoliku. Było jej nawet z tego powodu głupio, ale spojrzenie którym przyglądała się Willowi miała rozradowane.
- Przepraszam za tamto... Tak mnie jakoś twoja niespodzianka rozczuliła - zaczęła się tłumaczyć.
- Cóż, jakoś to przeżyłem - mrugnął do niej. - Jakie plany na dzisiaj?

Obdarzona sięgnęła do kieszeni po telefon i spojrzała na niego.
- Dam ci dziś odpocząć od zwiedzania - stwierdziła z tajemniczym uśmiechem. - Więc zaczniemy od oceanarium, a po nim Wyspa Małgorzaty. Tam jest przyjemne centrum rekraacyjne - wyjaśniła i odłożyła telefon na stół, po czym wezwała kelnera. - Jesteś już po śniadaniu? Bo ja oczywiście się nie wyrobiłam - swoją drogą nadal nie była w stanie wytłumaczyć fenomenu tego, że syn nigdy nie wychodził bez zjedzenia czegoś, a o sobie notorycznie zapominała.

- Tak, stołówka hotelowa od siódmej była czynna - odparł. - To może skorzystajmy z którejś z okolicznych knajpek, chyba że jedziemy tam gdzie wczoraj byliśmy?
- Myślę, że zjem tu jakieś kilka ciastek, albo pączków i może mi to spokojnie zrobić za śniadanie - odparła z zadowoleniem i spojrzała w kierunku przeszklonej lady, w której wystawione były wszystkie słodkości, zastanawiając się co sobie weźmie.
- Hmm… Też wezmę coś słodkiego do kawy. Tutaj w Budapeszcie jakoś wszystko mi lepiej smakuje.

- Wybiorę ci coś - stwierdziła Obdarzona i od razu wstała od stolika. Podeszła do lady i zaczęła wybierać to na co miała ochotę. Jednym z plusów bycia Obdarzonym było to, że zachowanie dobrej sylwetki nie stanowiło problemu. Nawet jeśli ktoś lubował się w słodkościach.


Ostatecznie Erika zamówiła pięć kolorowych porcji różnych ciast i do tego wzięła dwie kawy - samą czarną gorzką dla Willa, a dla siebie waniliowe słodkie latte. Zamówienie dostała na tacy i wróciła z nim do stolika.
- W sumie to nie wiem, które jest najlepsze - zaczęła siadając na swoim miejscu. - Więc wzięłam każdego po trochu - stwierdziła z zadowoleniem, gdy podawała mu jego kawę.
- Spróbujemy każdego w takim razie - zgodził się z jej decyzją. - Zacznę od tego - odkroił sobie połowę bezowego ciasta z owocami.

***

W oceanarium nie było dużego ruchu o tej porze roku i dnia. Turystów było jak na lekarstwo, a dzieciom dopiero co skończyły się ferie i nauczyciele nie byli zbytnio chętni tracić lekcje na chodzenie poza szkołę. W końcu program sam się nie zrobi.
Dlatego oprócz kilku azjatów Erika i Will byli sami.

[media]https://s-media-cache-ak0.pinimg.com/originals/5a/ba/08/5aba08a70e0550bde59e80a4930f6ba8.jpg[/media]

Chodzili przez dłuższy czas w milczeniu, podziwiając faunę i florę podmorskiego świata. Rushowi bardzo się tu spodobało, miał przyjemnie melancholijną minę. W pewnym momencie po prostu poprosił by usiedli na ławeczce, by jeszcze pooglądać pływające ryby. - Te stworzenie jest chyba najbardziej przerażającą istotą jaką można spotkać w oceanach. Taki panuje stereotyp w każdym razie. Tymczasem spójrz - kiwnął głową na leniwego rekina tygrysiego pływającego sobie blisko szyby.

[media]http://budapesztprzewodnik.eu/wp-content/uploads/265_homoki-tigriscapa.jpg[/media]

- To jest zwykłe stworzenie, starające się przeżyć w takich warunkach w jakich się znalazło. Działa na podstawie instynktów, bo nic innego nie zna. Jest niczym innym jak wrażliwą, przerośniętą rybką akwariową, wobec której po prostu trzeba się odpowiednio zachować, żeby ją oswoić. Nic więcej.

Erika, która pozwoliła sobie oprzeć się o Szkota, powiodła wzrokiem za wskazanym przez mężczyznę rekinem. Uniosła lekko brew na jego słowa, ale zamiast to skomentować zamyśliła się nad jego słowami. Ona sama, mając przy sobie swój żywioł czuła się bardzo swobodnie, nawet jeśli nie było w tym miejscu przestrzeni do przemiany, to otoczenie wody działało na nią kojąco. Przyglądając się rybkom wspomnieniami sięgała do momentów kiedy była w postaci zbroi i pracowała ze swoim żywiołem, jak czuła to wszystko na co pozwalała jej ta moc. Była pewna, że gdyby się mocno skupiła to z zamkniętymi oczami potrafiłaby policzyć wszystkie pływające tu ryby. Byłoby co prawda trudno, bo były w ciągłym ruchu, ale dałoby się.
- Tak, to prawda - przyznała Węgierka, przerywając bardzo długą chwilę milczenia. - Jeśli zwierzątko czuje się bezpiecznie, ma tyle jedzenia ile potrzebuje, jest dobrze traktowane to się uspokaja. W końcu nawet daje pogłaskać, nauczyć konkretnego zachowania.
- Dokładnie. Wszystko jest kwestią odpowiedniego podejścia.
- Zawsze mnie zastanawiało co jest w akwariach że patrzenie na nie tak relaksuje - dodała Erika. - Kiedyś nawet myślałam żeby sobie sprawić jedno do mieszkania. Taką wodną dżunglę z wielką ławicą takich jaskrawych neonowych rybek. Pół ściany bym na nią przeznaczyła... - rozmarzyła się. - Ale niestety nie miałabym czasu się tym zajmować. No i przecież praktycznie nie mieszkam w swoim mieszkaniu - westchnęła z rezygnacją.
- Chodzi o to, że ciągle w wyjazdach jesteś? - zmarszczył brwi. - Jeśli chodzi o akwaria, to im większe to tym mniej przy nim jest pracy. Oczywiście na początku dużo, ale dobrze zorganizowany ekosystem sam pracuje. Rybki karmić też może maszyna. Pozostaje siedzieć i oglądać - uśmiechnął się. - Akwarium na pół ściany… byłoby genialne - westchnął.
- Nom... - mruknęła oczami wyobraźni widząc jak w miejscu regału pojawia się olbrzymie akwarium. - Ale nie wiem czy podłoga by się nie zarwała. Mieszkam w dość starej kamienicy i choć mieszkanie jest po generalnym remoncie to wątpię, że to by wypaliło - zaczęła mnożyć problemy by tylko oddalić od siebie chęć posiadania tego.
- Prawda. Pod taką inwestycję budynek musi być wcześniej przygotowany. Jakieś wzmocnienie stropu czy coś - pokiwał głową. - Może w Niemczech w biurze każesz sobie takie postawić?

Odruchowo chciała zaprzeczyć, bo przecież to zbyteczne, lecz jego sugestia jej podpasował.
- To nie byłby głupi pomysł - uśmiechnęła się szeroko, a zaraz nawet wyglądała na całkiem mocno rozbawioną. Nic dziwnego bo wyobraziła sobie jak pierwszego dnia każe jakiemuś funkcjonariuszowi SPdO załatwiać jej akwarium i przemeblowanie w gabinecie by pomieścić zbiornik. Zaśmiała się. - Zdecydowanie sobie zażyczę akwarium.

***

Rozmowa podobnie jak dnia poprzedniego szła im bardzo lekko. Tego dnia jednak więcej czasu spędzili na siedzeniu w przeróżnych kawiarenkach niż na rzeczywistym zwiedzaniu. Co prawda przeszli się zaśnieżonym ogrodem na Wyspie Małgorzaty, ale zaraz znaleźli sobie powód by zajść do restauracji “by ogrzać się przy herbacie”.
Stamtąd udali się z powrotem do miejsca gdzie spotkali się rano.
Központi Vásárcsarnok, bo tak mówiła o tym miejscu Erika, było wielkim zabytkowym targiem, gdzie można było zaopatrzyć się w przeróżne składniki na potrawy regionalne i światowe. Po hali roznosił się przyjemny zapach przypraw i gotowych dań, gdyż na wyższych poziomach znajdowały się bary i restauracje.

[media]https://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/0/02/Budapest-vasarcsarnok-innen.jpg [/media]

Było to idealne miejsce na zakupy przed obiadem jaki zapowiedziała dnia poprzedniego Węgierka, a że lodówka w jej mieszkaniu nie była najlepiej zaopatrzona to trochę czasu tam spędzili.

Obładowani zakupami, a dokładniej rzecz ujmując, William pełnił tą jakże ciężką rolę tragarza, gdzie Erika jedynie szła przed nim, wrócili do auta. Zapakowali rzeczy do bagażnika i wsiedli do auta. Węgierka odetchnęła, móc w końcu usiąść po tym całym bieganiu po targu. Spojrzała na Willa.
- To jeszcze jeden przystanek i jedziemy do mnie - powiedziała i nie wiedzieć czemu stremowała się strasznie. Nagle zaczęła kwestionować czy to wszystko co teraz mieli zrobić, było aby dobrym pomysłem.
- Czyli… - zamyślił się i spojrzał na zegarek. - Odbieramy Zaka z przedszkola? O której się tam dzień kończy?
- Dokładnie - odparła z uśmiechem Erika. - Co prawda kończy dopiero za godzinę, ale nikt nie będzie miał pretensji jak go wyciągnę stamtąd wcześniej.
- Myślę, że on na pewno nie. Wątpię, żeby przekładał towarzystwo kolegów nad czas spędzony z mamą. Jeszcze nie ten wiek - zaśmiał się.
- No nie byłabym taka pewna. Wczoraj mi prawie awanturę zrobił, że go zaprowadziłam do przedszkola a dziś już sam pobiegł, prawie zapomniał się pożegnać - stwierdziła z rozbawieniem. Po tych słowach zapięła pasy i ruszyli w drogę.

Oprócz nieco dłuższego postoju na jednych światłach, ulice ponownie były raczej pustawe. Niecałe dwadzieścia minut później Lorencz zatrzymała swoją mazdę na parkingu przed prywatnym przedszkolem.
- Wiesz… - zaczął William - czuję lekką tremę - przygryzł wargę.
Węgierka spojrzała na niego i w zdziwieniu uniosła brew, nie rozumiejąc o co mu chodzi. Spojrzała na znajdujące się przed nimi przedszkole i ją olśniło. Roześmiała się rozbawiona.
- No, cóż... Ja ci tylko powiem tyle, że Zak to najtrudniejszy partner w negocjacjach jakiego w życiu miałam - stwierdziła z udawaną powagą w głosie.
- To mnie pocieszyłaś… - westchnął teatralnie, na co kobieta odpowiedziała mrugnięciem oka.

Erika wyszła z samochodu i udała się po syna. Opiekunka grupy była zaskoczona, że przyszła po chłopca wcześniej, ale nie robiła żadnego problemu. Dzieciaki były chwilę po leżakowaniu, więc Izsak nie od razu zareagował gdy go zawołano. Dopiero gdy zobaczył swoją mamę, rzucił zabawki tak jak stał i pobiegł w kierunku drzwi, wpadając w ręce Eriki.
Pani przedszkolanka wtrąciła jednak, że chłopiec powinien najpierw odłożyć zabawki na miejsce. Na to zwrócenie uwagi Zak westchnął jakby kazano mu przekopać nowy kanał panamski przy pomocy złamanego szpadla, ale poszedł i posprzątał dwa resoraki i piłkę. Węgierka z rozbawieniem przyglądała się tej scenie.

Po uprzątnięciu zabawek, Erika już bez asysty przedszkolanki, przeszła z synem do szatni.
- Jest ze mną już nasz gość, o którym ci rano mówiłam - powiedziała z uśmiechem do Izsaka, gdy chłopiec zaczął zakładać buty. Robił to sam, bo uparł się, że jest już duży i mama nie musi mu w tym pomagać. Na razie robił trzecie podejście do wiązania sznurówek.
- Ale nie będziesz mi kazała iść wcześniej spać? - zapytał.
- Rozmawialiśmy o tym przy śniadaniu skarbie - westchnęła ciężko. - Jeśli będziesz grzeczny to nie pójdziesz wcześniej spać - mrugnęła do niego i poczochrała go po głowie.
- To dobrze - odparł zadowolony. - Mogę iść - stwierdził patrząc na zasupłane buty.
- Całkiem dobrze ci tym razem poszło - skomentowała Erika jego sukces. Usiadła obok niego na ławeczce. - Pokaż, zrobimy razem kokardki.
Chłopiec nieco pomarudził ale podciągnął nogę, kładąc stopę na ławce. Jego matce zajęło trochę czasu rozsupłanie jego działań. Na koniec pokazała mu jak ma trzymać sznurówki i po kilku minutach, w końcu byli gotowi by założyć szalik, czapkę, rękawiczki i kurtkę.

Erika trzymając za rękę Izsaka, poprowadziła go na parking. Po drodze zdążyli nawet rzucić w siebie kilka śnieżek.
William stał przy samochodzie, czekając na nich.
- Dzień dobry - syn kobiety przywitał się w języku angielskim.
- Cześć Zak - Rush skinął głową i wyciągnął rękę, którą chłopiec uścisnął z pełną powagą. Poczuł się ważny, że ktoś wita się z nim jak z dorosłym.

Stojąca za plecami syna Erika przyglądała się tej scenie z rozbawieniem, które starała się opanować.
- Dobrze panowie, skoro przywitanie mamy za sobą - zaczęła oficjalnym tonem. - To czas jechać do domu, obiad sam się nie zrobi - to mówiąc podeszła do auta i otworzyła przednie drzwi, od kierowcy, a następnie uchyliła tylne, by na tylnym siedzeniu usadowić syna w foteliku, który tam zamontowała dziś rano.
Chwilę później, kiedy wszyscy byli na swoich miejscach, a kobieta wyjeżdżając z parkingu włączała się do ruchu, Zak zauważył goździk, leżący na tylnej kanapie obok jego fotelika.
- O, ulubiony kwiatek mamy - skonstatował, po czym zwrócił się do Willa. - Dobrze, że pan nie wziął tych czerwonych, bo się mama po nich złości - wyjaśnił.
- Och, naprawdę? - mężczyzna był wyraźnie zaskoczony i spojrzał pytająco na Erikę.
Ta była nie mało zaskoczona reakcją własnego syna. Ale też zrobiło jej się głupio, bo nawet nie wiedziała co o tamtej sytuacji myśleć.
- A to taka tam mało interesującą sprawa… - odparła czując, że spłonęła rumieńcem na policzkach.
Widząc jej zakłopotaną minę Szkotowi w oczach zaświeciły się wesołe ogniki, by podrążyć temat, ale jednak z tego zrezygnował.
- Cieszę się, że trafiłem w gusta - skomentował tylko pierwszą z informacji Zaka.
- Nooo… - chłopak tymczasem kontynuował swoją wypowiedź, zadowolony, że ma do powiedzenia coś, co dorośli uznają za ważne. - Musiałem iść wczoraj wcześniej spać przez to, że tamten przyniósł te czerwone kwiaty i mama się zdenerwowała.
- To rzeczywiście miałeś pecha - odparł małemu William, patrząc w boczną szybę, tak że Erika nie widziała wyrazu jego twarzy.

Węgierka spojrzała na niego kątem oka i przygryzła wargę w zmartwieniu co też musiał sobie on o niej teraz myśleć. W głowie gorączkowo zaczęła rozmyślać co powinna powiedzieć by się wytłumaczyć, bo czuła się z jakiegoś powodu winna tej sytuacji.
- Nie miał​am pojęcia, że podobam się mojemu koledze z pracy - zdecydowała się powiedzieć prawdę jak to z jej punktu widzenia wyglądało. - Zupełnie się tego po nim nie spodziewałam, tym bardziej, że pracujemy od naprawdę wielu lat - westchnęła ciężko. - W każdym razie, nie zmienia to faktu, że on po prostu nie jest w moim typie - podsumowała na koniec swoją wypowiedź Erika. Akurat zatrzymali się na czerwonym świetle, więc niepewnie spojrzała w kierunku Willa.
Ten odetchnął ciężko i odwrócił głowę, a ich spojrzenia się spotkały. Choć dosyć dobrze to ukrywał, to na jego twarzy widniał jednak ślad ulgi.
- Musiałaś mieć mocno niezręczny wieczór, co? - zapytał ze szczerym współczuciem.
- Zdecydowanie - odparła ucieszona, że nie poczuł się urażony. - Na szczęście skończył się szybciej niż się zaczął, bo powiedziałam wprost, że jestem już z kimś umówiona - dodała i uśmiechnęła się do niego ciepło.
Klakson samochodu za nimi, uświadomił Węgierkę, że zupełnie przestała zwracać uwagę na to co działo się poza samochodem. Natychmiast odwróciła się spoglądając w przód i po upewnieniu się, że zielone, nadal jest zielone, wdepnęła gaz, aż wszystkich docisnęło do oparć foteli.
Rush zaśmiał się wesoło, ale w żaden inny sposób tego nie skomentował. Nie musiał.

***

Zaparkowali na miejscu postojowym w garażu podziemnym na który przerobione zostały piwnice kamienicy w której mieściło się mieszkanie Lorencz. Wysiedli z samochodu, a Will wziął w ręce zakupy. Izsak za to pierwszy dopadł do windy i zaczął męczyć guzik przywołania jej.
Dorośli doszli do niego i po chwili drzwi rozsunęły się. Wjechali na ostatnie piętro i wysiedli na korytarz. Chłopiec, chcąc się wszystkim przed Williamem pochwalić, pobiegł przodem do drzwi, mijając jakiegoś mężczyznę, który wyszedł ze swojego mieszkania, a na którego o mały włos, a by wpadł. Erika przyśpieszyła kroku.
- Izsak, ostrożnie - zganiła syna przechodząc na język węgierski.
- Ah, nic się nie stało Eriko, to jeszcze dziecko, musi się wyszaleć - odparł z lekkim uśmiechem mężczyzna, który na oko miał powyżej 50 lat.
Lorencz zatrzymała się przy nim i uprzejmie skinęła mu głową.
- Dzień dobry panie Viktorze, nie spodziewałam się pana tu spotkać - uśmiechnęła się uprzejmie do sąsiada. Ten w odpowiedzi machnął ręką.
- Telefonu zapomniałem, to się wracać musiałem - odparł w tym samym języku co i ona - Życzę miłego dnia - dodał i spojrzał na towarzyszącego jej Williama, by zaraz wrócić do niej wzrokiem. - Pozdrów ojca - powiedział i skinął głową. Ruszył szybkim krokiem do windy, która jeszcze nie zdążyła się zamknąć.
- Choć - odezwała się Erika do Rusha i zaczęła w torebce szukać klucza do drzwi. To na szczęście nie zajęło długo i po chwili weszli do mieszkania.
- Gdzieś już chyba widziałem tego faceta - mruknął pod nosem Rush, wspominając jej sąsiada, ale nie drążył tego tematu.

- Ładne mieszkanie - skomentował Szkot z podziwem kiedy stanął u progu salonu, w tym samym miejscu gdzie dzień wcześniej stał Jack.
- Dziękuję, sporo czasu zajęło doprowadzenie go do tego stanu - odparła Erika, zadowolona z komplementu. Poprowadziła Willa do kuchni mówiąc mu by zostawił zakupy na stole, a w międzyczasie nakazała synu iść do łazienki umyć ręce. Sama podeszła do szafki i wyciągnęła z niej wysoką szklankę, którą zalała zimną wodą i stawiając na blacie włożyła do niej nieco już uwiętniętego kwiatka.

William śmiało wszedł korytarzem dalej i postawił siatki tam gdzie kobieta przykazała.
- Co mam zrobić? - zapytał wprost patrząc na zakupy.
- Zrobimy Porkolt - powiedziała po czym wyjaśniła w miarę dokładnie co to oznacza i zaczęła wyciągać składniki. Wołowina i dziczyzna poszła do krojenia, co Erice poszło całkiem sprawnie. Izsak bawił się przy stole, tocząc po jego blacie mandarynkami, a Will mył i obierał warzywa.
Czas im szybko mijał, a garnek zapełniony składnikami stał sobie na płycie i powoli zaczynał bulgotać. Przyjemny zapach zaczął rozchodzić się po kuchni.
- Jak widzisz, to całkiem proste - skomentowała na koniec Erika, wycierając ręce o ściereczkę. - To teraz musi się udusić. Napijesz się wina? - zaproponowała.
- Poproszę. Masz może coś regionalnego? - zapytał.
- Oczywiście - odparła z zadowoleniem i wyciągnęła butelkę, a zaraz po tym dwa kieliszki i korkociąg. - Czyń honory - dodała i podsunęła do niego wino i korkociąg.

Dwie lampki wina wypite na głowę później obiad był gotowy i Erika podała do stołu.


Najdłużej musieli jednak czekać na Izsaka, który zasiedział się w salonie oglądając kreskówki. W końcu jednak zapach obiadu przekonał go by porzucić kanapę i przyjść jeść.
Potrawa była idealnie doprawiona, a William nie mógł się nachwalić jak bardzo mu smakowało. Za to Zak ograniczył się do oszczędnego “może być”, po czym po opróżnieniu talerza i grzecznym “dziękuję” uciekł z powrotem na kanapę, by załapać się na końcówkę odcinka.
Rush uśmiechnął się widząc pędzącego chłopca, po czym powiedział do Eriki:
- Przepraszam cię na chwilę - również wstał od stołu i poszedł na chwilę do przedpokoju, gdzie ze swojej torby wyciągnął nieduży pakunek. Trzymając go w rękach usiadł obok chłopca w salonie. Węgierka z zaciekawieniem wychyliła się z jadalni by przyjrzeć się co też Rush kombinuje.
- Co oglądasz? - zagaił William.
- Fineasz i Ferb - odparł Izsak nie odrywając wzroku od telewizora.
- A o czym to jest? - Szkot drążył temat.
- A to różnie… Oni mają takie przygody… i budują karuzele…
- W piłkę grają? - wtrącił Will.
- Chyba nie...
- Wiesz… Twoja mama mówiła, że ty dużo grasz.
- Nooo, trenuje w drużynie! - odwrócił się po raz pierwszy do rozmawiającego z nim mężczyzny. - Dziadek mnie zaprowadza.
- To świetnie. Im wcześniej się zaczyna trenować, tym lepszym piłkarzem będziesz jak będziesz już duży - na te słowa, malec pokraśniał z zadowolenia. - W związku z tym, mam dla ciebie to - rozwinął pakunek, ukazując niebieską koszulkę jakiegoś zespołu piłkarskiego w dziecięcym rozmiarze z numerem 10. Erika oczywiście nie rozpoznała tego klubu, ale Izsak zrobił oczy jak dwa talerze.
- To jest… To jest… - z wrażenia aż brakło mu słów.
- Tak, koszulka Chelsea, z autografami zawodników - pokazał na podpisy pod numerem na tyle koszulki.
Zak trzymał teraz koszulkę w rękach z otwartą buzią, głaszcząc wyszyty numer jak największy skarb.

Węgierka przyglądała się tej scenie w zdumieniu. Wtedy dopiero zdała sobie sprawę, że w samolocie rozmawiali o tym. Sama powiedziała Willowi, że jej syn interesuje się piłką nożną, co więcej wspomniała jakiemu klubowi kibicuje. Ale nie spodziewała się, że zrobi Izsakowi aż taki prezent. Skojarzyła też, że zdobycie podpisów to nie jest taka prosta sprawa i mogło mu to zająć nawet kilka dni...
Wszystko wskazywało na to, że Szkot nie dość, że był niezwykle dobrym słuchaczem przez co dobrze wykorzystywał wiedzę o tym co ona lubiła to jeszcze ewidentnie zależało mu na zdobyciu sympatii chłopca. Erika uśmiechnęła się mimowolnie i ruszyła w ich kierunku.
- Jesteś niemożliwy, wiesz? - powiedziała do Willa z rozbawieniem, gdy usiadła na kanapie obok nich.
Nie skomentował tego, tylko szczerze się uśmiechnął. Widać było, że sprawienie prezentu Zakowi jemu samemu również dało wiele radości.

- Mamo pomóż - żeby od razu przymierzyć koszulkę, chłopiec na szybko chciał ściągnąć bluzę i się teraz w niej zaklinował.
- Już idę z ratunkiem - wyciągnęła do niego ręce i rozsunęła suwak pomogając mu wyswobodzić się. - Następnym razem nie ściągaj tego przez głowę - dodała siląc się na poważny ton. - No to teraz założymy to - wzięła do ręki koszulkę-prezent ogladając gdzie ma przód a gdzie tył, a gdy to odkryła to narzuciła ją chłopcu na głowę.
Ten oglądał się dookoła i zaraz pobiegł do przedpokoju by się zobaczyć w lustrze.
- Cóż, teraz musimy pójść na mecz - stwierdził William.
- Tak! - radość chłopca właśnie sięgała zenitu.
Erika zaskoczona spojrzała na Williama.
- Ale, że co, że tu będą grali gdzieś? - zapytała bez większego zastanowienia.
- To znaczy… - Rush się zawahał. - Tutaj niekoniecznie, raczej o… Londynie myślałem, jakbyś mnie tam kiedyś odwiedziła - przełknął ślinę, bojąc się czy nie za daleko posunął.
- Tak tak, mamo! Pojedziemy?! - Zak już zdecydował.

Węgierka była zaskoczona, ale w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Pokręciła głową i spojrzała na syna. Westchnęła i skierowała wzrok na Willa.
- Jeśli nas do siebie zaprosi to czemu nie - stwierdziła w końcu, z szerokim uśmiechem na ustach.
- Czyli tak naprawdę pozostaje nam zgranie terminów - mężczyzna przeszedł do konkretów. - Ustalę kilka dat i zobaczymy kiedy uda wam się do mnie przyjechać.
Izsak popadł w szał radości. Zaczął biegać w koło kanapy, ciesząc się na wycieczkę, która mu się szykowała.

Erika opadła na oparcie kanapy i w rozbawieniu przyglądała się jak jej syn, krążąc niczym elektron, przeplatał słowa angielskie z węgierskimi wyrażając swoją ekscytację.
- Dziękuję - mruknęła do Willa.
- Naprawdę cała przyjemność po mojej stronie - odparł patrząc jej w oczy.
- Nie wiem jak ty, ale ja w tej chwili mam ochotę po prostu polenić się na kanapie - stwierdziła nie odrywając od niego spojrzenia. Poczuła wielką ochotę by go pocałować. Tak po prostu. Bała się jednak czy nie jest na to jeszcze za wcześnie. Dlatego by ukryć zakłopotaną minę, Erika wstała i skierowała się do kuchni.
- Zrobię popcorn i obejrzymy jakiś film - rzuciła propozycję na to popołudnie.
- Dobry pomysł - zgodził się Rush.
- O fajnie, to ja wybiorę co - Zak dorwał się do pilota i bardzo szybko wszedł na HBOonDemand w zakładkę z bajkami. Miał zamiar po raz czterdziesty ósmy obejrzeć Fineasza i Ferba w kosmosie.
Jego matka swoje weto w tej sprawie wyraziła aż z kuchni i nawet strzelanie popcornu w mikrofali nie był w stanie jej zagłuszyć. Zaczęło się więc licytowanie, przerzucanie tytułami, a gdy Erika wróciła do salonu z miską prażonej kukurydzy oraz z napojami, nadal nie osiągnięto konsensusu. Aż w końcu William zaproponował "Toy Story". Węgierka kojarzyła tytuł, ale Izsak jeszcze nigdy tego nie widział, na co Szkot pokrótce mu opowiedział o czym to jest. Erika nie mogła wyjść z podziwu jak Willowi łatwo przychodziło przekonywanie jej syna.
I tak zaczęli oglądać Toy Story, siedząc na kanapie i przegryzając popcorn. Cała trójka dobrze bawiła się. Zak się bardzo wciągnął, a Rush nieopatrznie się wygadał, że są jeszcze dwie kolejne części. W międzyczasie Will pomógł Erice zrobić dla nich wszystkich kanapki, które zjedli już w salonie.

Cztery godziny później chłopiec zasnął. W kilkanaście sekund po napisach końcowych ostatniego filmu. Mężczyzna wziął go na ręce i zaniósł do pokoju, który wskazała mu Erika. Tam położył go, a kobieta przykryła chłopca. Węgierka pocałowała syna w czoło i zaraz dorośli wyszli z pokoju dziecięcego, zamykając ostrożnie za sobą drzwi.

Kobieta nie ukrywała się ze swoim zauroczeniem osobą Williama. Lecz w jej spojrzeniu ciągle widoczna była niepewność. Było jej z nim tak dobrze, że nie chciała by cokolwiek się między nimi zepsuło. Bała się jednak że coś takiego może się stać gdy Szkot dowie się, że jest ona Obdarzoną. A to się miało stać, prędzej niż później, bo z każdą chwilą mężczyzna pociągał ją coraz bardziej… Była tak blisko by go pocałować...

Dopiero po chwili Erika zorientowała się, że przez cały czas swoich rozmyślań oboje wciąż stali w korytarzu, on zapewne czekał gdzie ona ich poprowadzi, a ona przyglądała mu się w milczeniu. Nieco speszona uśmiechnęła się do niego.
- Wiem, że będę się powtarzać… Ale jesteś niesamowity - stwierdziła w końcu Erika lekko się rumieniąc i ruszyła do salonu. Czuła, że zanim dojdzie między nimi do czegoś to powinna mu powiedzieć kim jest. Tylko ile mogła mu zdradzić? Wszystkiego na pewno nie. Przynajmniej jeszcze nie. Ale chyba powinna zacząć od zwykłego wyznania, że ma kryształ…
Erika przygryzła wargę w zmartwieniu.

[media]http://www.youtube.com/watch?v=gKvxLP7TMLI[/media]
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline