Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-04-2017, 10:33   #18
Lord Cluttermonkey
 
Lord Cluttermonkey's Avatar
 
Reputacja: 1 Lord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputację
Wieczni wojownicy
Obudziliście się tak gwałtownie, jakby wylano na was kubeł zimnej wody. Wokół panowała absolutna ciemność. Przez dotyk czuliście, że leżycie na suchej, kamiennej posadzce. Leżeliście tu nie wiadomo jak długo ani dlaczego, zupełnie nadzy, rzuceni na chłodne kamienie. Jednak byliście cali i zdrowi. Odruchowo zaczęliście zasłaniać swe intymne miejsca, zawstydzeni.

Wszystkie wspomnienia wydawały wam się takie odległe i rozmyte, a niektóre zdawały się nawet do was nie należeć. Oskar pamiętał, jak szkicował rysikiem sfinksa, istotę z legend, a nigdy w życiu nie rysował, choć miał ku temu predyspozycje, bardzo zręczne palce. Katona, jak niewyraźny, nocny koszmar, nawiedzała wizja jego śmierci, śmierci w ognistej czeluści rzeki lawy. Zaś obrazy pojawiające się w umyśle Shillen przepełniały ją jakimś niezrozumiałym poczuciem misji, której znaczenia nie potrafiła wytłumaczyć, choć... Po tym wszystkim, co w życiu przeżyła, musiała przyznać, że nawet tak mglista świadomość własnego przeznaczenia była uczuciem o wiele milszym od dotychczasowej egzystencji, przypominającej błądzenie w ciemności, po omacku.

Shillen, Katon i Algrad (niestety już bez Petry), których oczy były przyzwyczajone do mroku, stanęli przed pomnikiem na środku tego niewielkiego grobowca. Rzeźbą idealnego ludzkiego wojownika, tak bliską doskonałości, jak tylko można sobie wyobrazić. Musiał być w jakiś sposób pobłogosławiony, gdyż sam jego widok napełniał serca śmiertelników niewysłowionym porządkiem, harmonią, poczuciem wspólnoty. Statuę podpisano “Byrny, 2881 BCCC”.

Nie mieliście pojęcia, co stało się ponad półtora tysiąca lat temu (jeśli obecnie wciąż był 4433 BCCC), ale ta nazwa nie była wam obca. Byrny było niewielką społecznością żyjącą z wydobywania i obróbki rudy żelaza, słynącą z kowali, którzy zaopatrywali owocami swej pracy Miasto-Państwo Niezwyciężonego Suwerena i krasnoludzką warownię Thunderhold. Ten pomnik mógł być wzniesiony na cześć założyciela osady. A to miejsce było pewnie jego... Grobowcem.

Biorąc głęboki oddech poczuliście coraz większy niedostatek powietrza. Czyżby... Pochowano was żywcem w jakichś podziemnych katakumbach?! W instynktownym dla awanturników odruchu zjednoczenia się wobec wspólnego zagrożenia zaczęliście nerwowo obmacywać ściany, szukając wyjścia. Wielki głaz blokował te, które dostrzegli elfowie i krasnolud. Co robicie?


Shillen nie do końca wiedziała co się właściwie stało i dlaczego się tu znalazła. Czuła się jakby ktoś wlał jej do głowy wspomnienia zupełnie nieznanej jej osoby. Nie było jednak czasu na zastanawianie co się wydarzyło, wiedziała, że muszą się stąd wydostać. Zauważyła, że Katon i krasnolud też spoglądają na wielki głaz. - Musimy chyba go jakoś przesunąć - wiedziała, że mówi oczywistą rzecz jednak czuła potrzebę przerwania panującej tu ciszy.

Katon niemal czuł ogień z lawy od której miałby zginąć. Paroksyzmy bólu przeszywały ciało, a świadomość docierała powoli do umysłu elfa. Nie pamiętał, jak znalazł się w tym miejscu, jednak jego płuca chłonęły zatęchłe powietrze, a wzrok wyławiał z mroku niewyraźne kontury… grobowca. Jego dawni towarzysze również tu byli... i chociaż kojarzył drowkę, krasnolud wyglądał obco. Katon zauważył leżący na ziemi kamień pokryty mchem błyszczącym w ciemności, który chwycił w obie dłonie… - Arivae… - czarodziej zaintonował najprostszą sztuczkę i patrzył z rozszerzającymi się oczyma na blask wydobywający się z kamyka. Elf wstał, unosząc go wysoko nad głowę, dokładnie oświetlając pomieszczenie. - Grobowiec?



Grobowiec Byrnego, czempiona Prawa

Grobowiec. Z kutego kamienia. Fachowa robota, być może krasnoludzka. Pomnik Byrnego dominował w półokrągłej komnacie. Dwa posągi wojowników w hełmach, podpisane Cuthbert i Diderik, wzniesiono po lewicy i prawicy bohatera. Ciała tej trójki najwidoczniej spoczywały pod rzeźbami od stuleci. Sala ogólnie nie sprawiała wrażenia zapomnianej, zakurzonej ruiny. Musiała być odwiedzana raz na jakiś czas jako miejsce kultu lokalnej społeczności. I, sądząc po wielkim głazie, pilnie strzeżona przed hienami cmentarnymi i innymi nieproszonymi gośćmi. Co was wcale nie dziwiło, biorąc pod uwagę symboliczne znaczenie tego miejsca, jednak niepokoiło, gdyż... W obecnej sytuacji mogliście zostać posądzeni o bycie takowymi. Choć nigdy nie słyszeliście o śmiałkach, którzy odważyliby się plądrować grobowce nago.

Rashad przez chwilę dochodził do siebie w niedowierzaniu i oszołomieniu... ostatnie wspomnienia były niczym sen, ale wydawało mu się że umierał na jakiejś arenie w miejscu, gdzie niebo było rozpalone... Mosiężne Miasto? Czy umarł i jego dusza trafiła do Otchłani, czego się lękał?

Ale to miejsce nie wyglądało na Otchłań, nagle pojawiło się światło przywołane przez osobę którą poznawał. Z niedowierzaniem rozejrzał się dookoła, patrząc na nagie postacie, które również wydawały mu się znajome i z którymi podróżował po Planie Wody i Ognia i jedną osobę, jego krewniaczkę Amirę, która była mu aktualnie najbliższą rodziną, chociaż widok jej pięknego ciała bez ubrania robił wrażenie na każdym mężczyźnie… podobnie jak atletyczne, zgrabne, choć poznaczone bliznami ciało Mrocznej Elfki Shillen, z którą krótko podróżował… sam też powinien się czymś okryć, ale nic stosownego nie widział...

- Nic z tego nie rozumiem, gdzie ja jestem, Katonie, Shillen, Oscarze, przecież wy przepadliście w Tlan, martwi lub zamienieni w posągi… Amiro, myślałem że cię utraciłem i stałaś się niewolnicą ifrytów?

Anlaf powoli otworzył oczy, a mimo to nie widział nic. Usłyszał za to głosy, których usłyszeć już nie powinien. A zaraz potem zobaczył nikły blask zaklęcia rzuconego przez znajomego elfa. - Shillen? Katon? Gdzie my... chwila. Pamiętam jak wpadłem do lawy. Ja... Umarłem. Cholera! Wiedziałem, że ta misja to proszenie się o śmierć! - Nie zdążył jednak dokończyć zdając sobie sprawę, że jego polegli towarzysze jak i on sam są całkiem nadzy. Zmarszczył brwi jakby zastanawiając się gdzie właściwie jest. - Grobowiec... W sumie to adekwatne miejsce dla bandy nieboszczyków co? - Objął wzrokiem komnatę rozglądając się za resztą towarzyszy i rozpoznając Skandyka - Oscar?! Też tu jesteś? Haha! Już myślałem że cię nie zobaczę jak nas ten sfinks przeniósł na Plan Ognia. Zaraz będziemy mieli całą załogę Królowej w komplecie! - zawołał z uśmiechem druid. - No, może poza tą parą - dodał kiwając głową na kuzynostwo. - Ktoś z was pamięta jak się tu znaleźliśmy?

- Przyszli Azerowie, wielu Azerów a potem była już ciemność - odpowiedziała Amira nieświadoma, że jej odpowiedź jest pozbawiona jakiegokolwiek sensu. Następnie kierowana instynktem zbliżyła się do Rashada szukając w jego towarzystwie zarówno otuchy jak i obrony.

Rashad czule położył dłoń na ramieniu Amiry, pozwalając by ona oparła głowę na jego ramieniu, jednocześnie uważając by biorąc pod uwagę ich brak ubrania nie stykali się w niestosowny sposób:

- Nie obawiaj się, zostaliśmy zdradzeni i pohańbieni, ale najwyraźniej bogowie nie mogli pozwolić by prześwietny ród Al-Maalthirów tak skończył, jeszcze zapiszemy się na kartach historii… - Odpowiedział cicho Amirze, następnie zamyślił się na pytanie Anlafa.

- Niestety nie wiem albo nie jestem sobie w tej chwili w stanie przypomnieć… ja i Amira zostaliśmy sprzedani przez smoka Herazibraxa, zdradzieckiego gada, w niewolę ifrytów z Mosiężnego Miasta i tam jak się wydaje zginęliśmy lub byliśmy bliscy śmierci, natomiast ty jak rozumiem zginąłeś w próbie ataku na Wietrzną Kuźnię… zostaliśmy chyba wskrzeszeni przez jakąś potężną siłę powiązaną z tym tutaj miejscem… czy ktoś widział Minervę, nie jest tu chyba z nami a wiem, że nie żyje, zginęła na moich oczach…

Nerwowo złapał oddech, przypominając sobie niczym koszmarny sen okoliczności jej śmierci… dostał wtedy od smoka wspaniały miecz z którym związał się magicznie, czy miał go też w niewoli ifrytów, nie do końca pamiętał? Wyciągnął dłoń w bok, próbując przywołać miecz do ręki swoim mistycznym sposobem. Może nawet w pewnym sensie to lepiej, że nie było tu Minervy, biorąc pod uwagę jego udział w jej śmierci, ale żal mu było też miecza... chociaż jeżeli ceną była jego dusza to wolałby jej nie płacić...

Ku twojemu zaskoczeniu, znajomy oręż - ciężki, długi łuk i wykuty we Wiecznej Kuźni rapier - zmaterializowały się w dłoniach. Szkoda tylko, że nie mogłeś w ten sposób przywołać jakiegoś odzienia. Spojrzałeś ze zgrozą na ostrze, które wciąż szpeciła ciemna plama krwi Minervy. Pewnie dlatego jej tu nie było.

Amira spojrzała na broń z uwagą:

- Masz nowy rapier, i zdaje się, że musisz go wyczyścić, chyba nie za bardzo dbałeś o niego na arenie...

- To magiczny rapier, niestety krew z niego nie schodzi…. - odpowiedział ponuro Rashad nie za bardzo mając ochotę na wdawanie się w szczegóły przy całym towarzystwie. Z wypowiedzi Amiry mógł się domyślić, że też zginęła i raczej nie chciał wypytywać krewniaczki o jej pobyt w haremach ifrytów, gdzie pewnie spotkały ją rzeczy o których wolałaby zapomnieć, zredukowana jak on do roli zabawki tych potworów i zmuszona do spełnienia ich zachcianek, przynajmniej on mógł zginąć z bronią w ręku…..

- Jesteś w stanie rzucić jakieś zaklęcie, które mogłoby pomóc nam odsunąć ten głaz, zaczyna robić się duszno?

- Nie bardzo, chyba że masz kokon gąsienicy najlepiej pełny, ale od biedy zdałby się zasuszony, ale tak to nie… ewentualnie możemy sami odsunąć ten głaz zamiast stać tak i gadać po próżnicy... - to mówiąc skierowała się do wyjścia i zaczęła się bacznie przyglądać głazowi zastanawiając się jak najłatwiej go przesunąć. Nigdy nie była zbyt pruderyjną osobą dlatego osłanianie miejsc intymnych przez towarzyszy w momencie w którym groziła im śmierć z braku powietrza wydawało jej się być śmieszne.

Po oględzinach kamienia Amira stwierdziła, że jego przesunięcie nie będzie wielką filozofią. W kamiennej posadzce można było zauważyć charakterystyczne wyżłobienie. Wystarczyło połączyć wspólne siły. Nie zastanawiając się więc ani chwili przystąpiła do dzieła, miała jednak nadzieję że inni niedługo do niej dołączą.

Dało się wtem usłyszeć cichy, przeciągły jęk, który mimo, iż nie składał się ze słów w żadnym istniejącym języku, zdawał się wprost mówić “jeszcze pięć minut...”. To Skandyk, który mimo, że obudził się już dobrą chwilę temu, ciągle nie potrafił przywołać zmysłów do porządku. Wszystkie ostatnie wspomnienia kotłowały mu się w głowie. Dziwnym uczuciem jest pamiętać własną śmierć - nie mówiąc o dwóch. Najpierw poległ w walce z widmem na latającej wyspie. Później, już w zupełnie innym, gorętszym miejscu, siedząc na rozpalonym, czarnym pyle z obsydianu i otoczony zwłokami martwych ifrytów, wyzionął ostatni oddech wśród czerwonych drzew. Zapisując swoją historię na kartach starannie prowadzonego notesu i uważając, by nie zabrudzić wszystkiego własną krwią, starał się jak najwięcej przekazać komukolwiek, kto znajdzie jego notatki. “Zaraz, zaraz… jakie notatki?!” Szok Oscara pogłębiał fakt, że przez całe swoje życie nigdy nie nauczył się czytać, nie wspominając o kaligrafowaniu. Jedyne do czego Oscarowi mógł przydać się papier, to w najlepszym wypadku do wycierania mieczy. Znajome twarze dodawały mu jednak otuchy.

- Obiecali mi walkirie - zwrócił się w stronę Anlafa i zakaszlał lekko, miał strasznie zaschnięte gardło - A widzę, że dostałem tylko twoją paskudną mordę. Dobrze cię widzieć stary druhu.

Światło Katona z początku go oślepiało, lecz teraz było nieodzowną pomocą. Rozejrzał się i zorientował, że oprócz krasnoluda (którego widok nago nie był najlepszym sposobem na rozpoczęcie dnia), znajdowali się tu tylko jego starzy znajomi. Szczególną uwagę poświęcił Amirze i Mrocznej Elfce, którą znał jeszcze z Królowej.

- Może i nie ma walkirii, ale jednak na widoki nie można narzekać - zaśmiał się Oscar, lecz zauważył, że wszyscy byli bardzo skupieni na próbie odsunięcia głazu, który więził ich w grobowcu. Sam też czuł, że zaczyna mu się oddychać coraz ciężej, więc już bez dalszych komentarzy uniósł się z zimnej posadzki i ruszył pomóc kompanom.

-Widzę, że nawet po śmierci masz długi i niewyparzony język Skandi… - Shillen powiedziała spoglądając w kierunku niebieskookiego wojownika, lustrując go wzrokiem - ale jak się przyjrzeć to chyba na tym się kończy. - rzuciła szyderczo i zachichotała pod nosem.

- Ah, jest i nasza królowa cierni… piękna i niepokorna jak zwykle. Spokojnie, tobie poświęcę tyle samo uwagi, nie ma potrzeby się złościć - odgryzł się Oscar stąpając boso po zimnych kamieniach grobowca.

Amira spojrzała na zbliżającego się barbarzyńcę z politowaniem, po czym pozytywnie oceniając jego muskulaturę ustąpiła mu miejsca przy głazie:

- Widać każdy ma takie walkirie na jakie sobie zasłużył, zresztą co ci szkodzi, zawsze możesz spróbować poskarżyć się kapłanom na niezgodność zamówionego towaru z oczekiwaniami - roześmiała się perliście.

Algrad stał i rozglądał się z początku, ale kiedy usłyszał pierwsze głosy i inkantacje czarów chciał chwycić za topór. Nie znalazł. Był nagi. Rozejrzał się i zobaczył kilka znanych twarzy i kilka nowych. Coś mu się nie zgadzało. Części z nich nie poznał i byli sporo niżsi wcześniej. Czemu? Zastanowił się chwilę i ruszył do głazu by pomóc. Idąc patrzył na pozostałych i lekko się uśmiechnął. Krasnolud miał długą brodę która zasłoniła co trzeba więc rzucił do reszty.

- Ruszta się! Wieczności nie mamy. Pogruchacie sobie jak wyjdziemy.- Naprężył mięśnie i zaparł się. - A wy co? Zaproszenia potrzebujecie?- Warknął do ociągających się.

Głaz zaczął ustępować pod waszym naporem. Czyniliście szuraniem niemiłosierny hałas. Wkrótce zaczerpnęliście świeżego powietrza, zimnego i orzeźwiającego, co było miłą odmianą od duchoty tropikalnych wysp i gryzących pyłów Planu Roztopionych Niebios. Musiało dochodzić z zewnątrz. Przed wami rozpościerał się korytarz utrzymany w podobnej grobowcowi stylistyce, choć krasnoludzkie oko mogło zauważyć, że po obu stronach zaplombowano, zamurowano wiele jaskiniowych tuneli. Krypta musiała zostać wybudowana w centrum kompleksu naturalnych jaskiń wydrążonych wieki temu przez wodę. Na końcu korytarza widzieliście schody prowadzące ku górze, pewnie do wyjścia. Co robicie?

Amira spojrzała na towarzyszy:

- Poszperać po lochach zawsze zdążymy, ale warto byłoby się przekonać jaka jest sytuacja tam na zewnątrz, tak abyśmy w razie czego wiedzieli gdzie uciekać. Swoją drogą jeśli nadal mamy rok 4433 zapraszam was na przyjęcie powitalne u mojego małżonka, to jedynie pięć dni pieszo stąd…

- Druid parsknął głośno śmiechem - Wolne żarty! Zginąłem realizując twój ostatni plan. Katon i Shillen zginęli, bo daliście nogę kiedy tylko zobaczyliście skorpioliszka. Myślisz, że będziesz po tym miała jakiś posłuch? A co z resztą? Elcadią? Mawashim? Co z Minervą?

- Nikt ci nie każe mnie słuchać, ja też nie mam zaufania do druida który nie potrafi przewidzieć jak zachowa się ranne zwierze i idzie wąchać sobie kwiatki z młoda damą, jeśli chodzi o Elcadie i Mawashiego to nie mam pojęcia co się z nimi stało, ale pani Minerva niestety zginęła… zresztą podobnie jak my wszyscy. Jedno jest pewne tu jestem u siebie i myślę, że nawet pierwszy napotkany chłop odprowadzi mnie do mojego małżonka szlachetnego lorda Barakisa więc nie jesteście mi już potrzebni, jeśli więc nie przyjmujecie mojego zaproszenia możecie iść swoją drogą...

Anlaf zaśmiał się jednak jeszcze głośniej. - Dobre! A ile miałaś do czynienia w swoim życiu z chłopami? Wychędożą cię, a potem zabiją. Pójdę swoją drogą i na pewno będzie ona bardziej rozsądna niż kiedy cię ostatnio posłuchałem.

- Po sułtanie ifrytów będzie to miła odmiana, a wychędożyć szlachetną pannę i dostać za to jeszcze nagrodę dobra rzecz, zresztą niechaj cię bogi strzegą i trzymają z dala od moich wrót bo widać, że jako druid nawykłeś więcej do rozmowy ze zwierzętami niż ludźmi - po czym spojrzała na resztę niby spokojna, lecz uważny obserwator dostrzegł pojawiające się na jej ciele drobne łuski, widać śmierć wprowadziła ją lekko z równowagi - a wy róbcie jak chcecie, ja podtrzymuje swe zaproszenie.

Kiedy ucichła rozgorączkowana słowna przepychanka Anlafa i Amiry, rozległ się stukot butów. Ciężkich butów zbrojnych. Na szczycie schodów pojawiła się poświata światła. Ktoś nadchodził.

Rashad z rapierem w ręku czuł się coraz pewniej, spoufalanie się Amiry z bezczelnie przeszywającym ją wzrokiem Oscarem wywołało w nim dezaprobatę, kiedy ostatnio się z nim widzieli nie byli w przyjacielskich relacjach. Pomyślał, że może to jest taktyczne posunięcie ze strony Amiry, która potrafiła dobrze wykorzystywać swoje uroki kiedy było to niezbędne… ale chamskie słowa Anlafa sprawiły że zaczął tracić cierpliwość i groźnie wyciągnął miecz w jego stronę.

- Pohamuj ten bezczelny język, to nie jest Wyspa Grozy gdzie byliśmy równi, tutaj piratów się wiesza, zresztą zauważ że tylko ja mam tu broń.



Grododzierżca Hetalan i Aelorax, rektor świątyni Hefajstosa

- Rzuć to! - ze szczytu schodów dobiegł wrzask rozdygotanego głosu. - Rzuć to, zbóju!

- Hieny cmentarne? Tutaj? - odezwał się ktoś spokojniejszy.


- Tak - odkrzyknęła Amira - a na dodatek perwersyjne, które włamują się do grobów nago, puknij się dobry człowieku w głowę. Jestem Amira al Maalthir i za dostarczenie mnie do mego małżonka lorda Barakisa w mieście Niezwyciężonego Suwerena czeka cię nagroda a to, że znajduję się tu w tak podłej kondycji jest konsekwencją złej przygody o której wolałabym nie wspominać jeśli pozwolicie.

- Dostarczyć cię dostarczymy... Ale co najwyżej na powrozie, smoczy pomiocie. Rzuć broń, gołodupcu - zwrócił się do Rashada.

- Lecieć po ludzi, panie? - szepnął jakiś nerwowy głos.

- Poczekajcie... Aeloraxie, czy to duchy zakłócają spokój mego przodka?

- Nie, panie. Ludzie z krwi i kości - odezwał się postawny mąż w długiej szacie.

- A więc wytłumaczcie się, gdyż stoicie przed grododzierżcą Hetalanem. Błazeństwa i zboczenia nie będą tolerowane.


Anlaf uniósł ręce w geście poddania. Uśmiech nie zniknął jednak z jego twarzy. - Słyszałeś Rashad? - Zapytał drwiąco - Rzuć to.

-Wybaczcie szlachetni panowie zapalczywą reakcję mojego strażnika, gdyż broni jedynie mego dobrego imienia, rzuć broń. - Amira zwróciła się do Rashada.

Rashad wziął głęboki oddech i upuścił miecz, wiedząc że i tak go może swoją mocą przywołać.

Ten, którego nazwano Aeloraxem, Altańczyk, mrugnął kilkakrotnie, zdziwiony. Barbarzyński lud, z którego pochodził, od wieków polował na Orichalańczyków, aż nie została ich zaledwie garstka, żyjąca w wyizolowanych społecznościach. Ten nie okazywał jednak morderczych intencji względem Amiry. Zerknął za to na nagą Shillen, zupełnie bez emocji, i rozkazał:

- Sprawdźcie, czy nie dostali się tu jakimś tunelem. To może być podstęp. Tego plugastwa się ostatnio namnożyło...

Para zbrojnych z pochodniami w ręku zeszła na dół, ominęła was szerokim łukiem i poczęła rozglądać się po grobowcu.

- Czysto, panie! - strażnicy wycofali się z powrotem.


- Wybacz proszę panie Hetalanie, rozumiem, że sytuacja to jest wielce dziwaczna i nasze słowa mogą brzmieć nieprawdopodobnie, ale my wszyscy byliśmy martwi i zostaliśmy przed chwilą przywróceni zza grobu właśnie w grobowcu twego szlachetnego przodka, nie zdążyliśmy jeszcze zrozumieć tej całej niezwykłej sytuacji, więc wybacz nasze zachowanie…

- Oho… w to to nam na pewno uwierzą - dogryzł po cichu Oscar i wystąpił do przodu, by spróbować ratować sytuację. Wyprężył pierś i wskazał na niej ręką na okropną bliznę, której sprawcą nie mógł być ani ogień, ani miecz, ani żadne zwierzę - Oto dowód grododzierżco. Ta rana przyniosła mi śmierć z rąk widma - wynaturzenia nie z tego świata, które nie powinno mieć tu swego miejsca. Lecz nie pytaj panie, jakim cudem stoimy tu przed tobą, skoro podajemy się za trupy. Szczerze powiedziawszy, sam chciałbym to wiedzieć.

- Panie - Aelorax odezwał się do grododzierżcy po długiej ciszy - to tylko banda awanturników, którzy... Poprzekręcali sylaby zaklęcia teleportacji.

- A więc całe to gadanie o powrocie z martwych to bzdura? - Hetalan zmarszczył czoło.

- Ewidentna bzdura - powtórzył kapłan z uśmiechem. - Wymysł, pozbawiona sensu bajęda, tak jak wszystkie te bajki wymyślane przez biednych prostaczków, w których dobre duchy i wróżki spełniają życzenia. No chyba, że... - Aelorax dobył z szerokiego rękawa szaty sztylet, którym począł się bawić - pragną to... Udowodnić - wyszczerzony Altańczyk zerknął na Amirę. - Skoro raz powrócili z martwych, może drugi raz też im się uda?

- Dajcie spokój, Aeloraxie. Ze strachu gadają trzy po trzy, zapomnijmy o tym - podsumował Hetalan. - Imiona jakieś macie? - grododzierżca zwrócił się do tych poszukiwaczy przygód, którzy jeszcze się nie przedstawili. - Mogą być byle jakie, nie pytam z ciekawości, tylko dla ułatwienia rozmowy. Być może przydałaby mi się wasza pomoc. Skoro potraficie się... Teleportować, umiecie też pewnie wiele innych rzeczy.


- pewnie że tak - odezwała się Amira, kłaniając się dworsko - jeśli Waszmościowe pozwolą mogę pokazać próbkę naszych zdolności, upraszałabym jednak o wypożyczenie nam jakiegoś przyodziewku, gdyż zmieniając miejsce naszego pobytu przypadkowo go straciliśmy, a jeżeli chodzi o pozostałych- Amira zawiesiła głos milcząco akcentując- to jest mój kuzyn Rashad, następnie kłótliwy druid Anlaf, elfi czarodziej Katon, dzielna lecz pyskata łowczyni Shillen, wojownik z dalekiej północy Oscar i tam jest jeszcze krasnolud Algrad z Thunderhold, znany mistrz kowalski.

- Dokładniej Algrad Brogdag z klanu Mahakar z Thunderhold.- Dodał wyłaniając się za pleców towarzyszy. Stanął i skłonił się jak przystało.

- Znajdźcie im coś, nie będą nago po warowni paradować - władyka rozkazał strażnikom i cierpliwie czekał na ich powrót. Hetalan wtopił wzrok w podłogę, natomiast Aelorax wolał zawiesić go na kobiecych kształtach.

Rashad najchętniej policzyłby się z tym Altańczykiem, lecz sytuacja nie była w tej chwili do tego idealna… liczba jego wrogów rosła ostatnio w zatrważającym tempie, lecz sojuszników zbytnio nie przybywało (tym bardziej, że nie wiedział czy do tej kategorii może zaliczyć piratów), trzeba było zachować cierpliwość…

- Tak, stracililiśmy oprócz mojego miecza i łuku cały nasz ekwipunek niestety, więc potrzebujemy wsparcia w tym zakresie, jeżeli chodzi o nasze umiejętności to na przykład ja najprawdopodobniej jestem lepszym szermierzem niż najlepszy z twoich ludzi panie. - Odparł dumnie lecz nie arogancko.

- To śmiałe stwierdzenie, ale to dobrze. Parszywe czasy nastały i jeśli brak wam odwagi, lepiej... No wiecie, teleportujcie się gdzie indziej.

- Dumny jak zawsze, to cię kiedyś zgubi…..- mruknął zirytowany, i dotychczas milczący elf - Rashad nie kłamie, panie Aeloraxie. Ostatnie co pamiętam to morda bazyliszka i jego oczy wielkie jak księżyc w pełni. Jestem całkiem pewien, że umarłem gdzieś na bagnie, zamieniony w kamień… tylko dlaczego mam wrażenie, jakbym się spalił? Skóra jeszcze mnie swędzi jak od oparzeń… ale do rzeczy. Jestem czarodziejem i jestem całkowicie pewien, że to co się tu wydarzyło nie jest włamaniem, a raczej kaprysem bogów którzy rzucili nas w te miejsce. Włamywacz nie przychodzi nagi do grobowca, nie mając narzędzi ani broni. Ani nawet najmniejszej sakwy w której mógłby upchać swój złodziejski łup. Nie jesteśmy złodziejami… ale jesteśmy awanturnikami i być może nie bez powodu bogowie rzucili nas do tej krypty. Dysponujemy licznymi umiejętnościami które będą do waszej dyspozycji, o ile udzielicie nam azylu…i odzienia.

Barczysty Altańczyk zachichotał jakby Katon powiedział coś naprawdę głupiego.

- Myślałem, że ten cudaczny wątek mamy już za sobą. A może jednak nie? - skierował sztylet tak, by błysnąć nim w oko Katona.


- Nie widzę problemów… może być jak chcecie - Katon podniósł lekko dłonie do góry w uniwersalnym geście nie robienia problemów. - Chyba wypiłem nieco za dużo wina… kac chyba jeszcze mnie trzyma… - mruknął wyjaśniająco.

- Sam może jesteś awanturnikiem, ja tam jestem uczciwym kupcem - syknęła mu wprost do ucha Amira.

Algrad tylko pokręcił głową niedowierzając z głupoty i arogancji co niektórych, ale stał cicho czekając na łaskę gospodarza.

- W obecnej chwili jedyne, czym możesz kupczyć, jest... Orichalcum, jeśli plotki o waszej krwi są prawdziwe - wyszczerzył się złośliwie czerwonoskóry Aelorax, gadając dla zabicia nudy. Według pewnej legendy zastygająca krew Orichalańczyka zmieniała się w orichalcum, metal drugi pod względem wartości po złocie i ceniony przez czarodziejów za magiczne właściwości. Chętnych do jego pozyskania, najlepiej z sztywniejących ciał Orichalańczyków, nigdy nie brakowało.

- Po tylu tysiącleciach mieszania z ludźmi nie ma już orichalcum w moich żyłach - roześmiała się Amira. - Jeśli jednak mi nie wierzysz z przyjemnością sprzedam ci fiolkę lub dwie mojej krwi za cenę orichacum abyś mógł się sam przekonać, nie przyjmę jednak jej zwrotu ani nie sama nie zwrócę uiszczonej ceny, z uwagi na fakt, że uprzedzam o cechach charakterystycznych towaru.

“Uczciwym jak cholera”, pomyślała elfka. Przyglądała się napotkanej grupie z nieufnością. Przyzwyczaiła się już w “przeszłym życiu”, że mroczne elfy nie są zbyt lubianą rasą i nie liczyła, że teraz będzie inaczej, jednak za nazwanie jej plugastwem miała ochotę wydrapać oczy i wyrwać język Aeloraxowi.

Rozległ się stukot butów. Strażnicy powrócili, rozdając wam ubrania. Grube, zimowe, z gryzących materiałów, rzadko dopasowane. Czuliście się w nich nieswojo, krępowały wasze ruchy.

- Ty - Hetalan wskazał na Shillen - najlepiej zakryj się od stóp do głów. - Rozszarpią cię na strzępy, jeśli rozpoznają w tobie drowkę. Zdaje się, że cały Podmrok wypełzł na powierzchnię i nikt nie rozumie, dlaczego. Ale o tym jeszcze będziemy mieli okazję porozmawiać. Za mną. A wy - złapał jednego ze strażników za kołnierz - ani słowa o tym, co tu widzieliście.


- Mieszkańcy Podmroku na powierzchni? - zainteresował się Oscar zdziwiony. Wiedział, chociażby z przykładu Shillen, że drowy nie przepadają za światłem słonecznym. Po czym nachylił się w stronę elfki i chcąc znów jej dopiec, dodał półszeptem - Choć jeśli inne drowki wyglądają tak jak ty, to może wcale nie być takie złe.

- A właściwie to jaką teraz mamy datę? - zapytał się zaniepokojony nagle Rashad, wpychając się w nie dopasowane stroje -trochę się podczas naszych podróży zagubiliśmy…

- Jedenasty grudnia 4433 roku - odpowiedział Hetalan.

- I mówisz że nastąpiła jakaś inwazja Podmroku na powierzchnię? Czy demony też się może pojawiają albo ci którzy im służą, chociażby władcom zwanym Królowa Chaosu i Mechuiti?

Aelorax splunął, słysząc demoniczne imiona, jednak nie skomentował ani słowem. Szliście korytarzem. Po pytaniu Rashada zapadła długa cisza... Przerwana śmiechem Altańczyka.

- Okrutny to żart - zaczął bawiący się w najlepsze Aelorax - teleportować losową zbieraninę z cyrku, wariatkowa czy galery niewolników. - Viridistańczyk, Orichalanka, drowka i elf, co lubi pociągnąć. Brakuje wam niziołka. Może jeszcze pół-orka, mielibyście wtedy już na pewno gwarantowany łomot w każdej karczmie. Krasnoludzie z Thunderhold, nie wiem z jakiego klanu pochodzisz, ale niech Hefajstos ma cię w opiece. Wybrałeś sobie nie lada towarzystwo...

- Z klanu Mahakar Panie.- Zwrócił się do Aleoraxa. - Niewątpliwie słyszałeś o moim klanie bo współpraca od lat czyniona była. - Dodał po chwili. Ubrał się w dane mu ubranie. Niezbyt pasowało, ale nie spodziewał się lepszego. Było może z lekka wygodniejsze od zbroi jaką dotąd nosił. Żałował, że jej nie ma. Kilka miesięcy ją wykuwał a teraz był w tych łachmanach. Lepsze to jednak niż bycie trupem.

- To tak jakbyś panie grododzierżco wyprawił się na bezludną wyspę z Karno, tym jednorękim ze świątyni Odyna co hoduje grzechotnika. I zabrali do tego Śmieszka Barta...

- Dość! - przerwał Hetalan. - Koniec żartów na dziś. Wróćcie do mnie z rana, Aeloraxie. Zastanowię się, co z nimi począć.

- Jak sobie życzysz, panie - czerwonoskóry kapłan ukłonił się i skierował do wyjścia, a wy w górę po schodach ponurej warowni. Hetalan przyświecał drogę świecznikiem.


Shillen nie miała ochoty na żadne problemy dlatego według rady Hetalana okryła się ubraniami dosłownie od stóp do głów. Po chwili zwróciła się w stronę Skandyka: - Uwierz, że żadna nie byłaby dla ciebie tak miła jak ja - odszepnęła, po czym uśmiechnęła się głupkowato - Mówisz, że chciałbyś poświęcić mi trochę czasu? Nie boisz się? - zaśmiała się po cichu - W sumie lepszej gęby tu nie znajdę. - rozejrzała się po wszystkich dookoła. - Co nie znaczy, że cię lubię. - rzuciła.

Rashad, zadowolony że grający mu na nerwach Aelorax wreszczie ich opuścił, spojrzał na Pana tej warowni:

- Może najlepiej będzie jak na spokojnie gdzieś usiądziemy i odpowiemy na twoje pytania?

- Może najlepiej wyjdźmy wpierw z podziemi - czarodziej wolał nie kusić losu. Ich sytuacja drastycznie zmieniała się na lepsze. Lepiej było nie kusić losu, skoro każdy dodatkowy komentarz mógł albo setnie ubawić ich przyszłych gospodarzy, jak również śmiertelnie ich obrazić. Mądrzej było więc opuścić podziemia i wyjść na powierzchnię, gdzie możliwe byłoby przyjrzenie się otoczeniu, obyczajom tu panującym, czy aktualnej sytuacji politycznej.

- Czuję zapach korzennego miodu i ciemnego piwa - sprowokował czarodziej mając nadzieję, że gospodarze zrozumieją aluzję elfa.

Hetalan wszedł do jednej z sal i skinął głową urzędującym w niej strażnikom.

- Wyjdźcie i przynieście piwa - rozkazał, mimo że nie uśmiechało mu się pozostanie z wami sam na sam. - A wy siadajcie. Nie, nie tu. Tam dalej, jeśli wola.

Grododzierżca podrapał się po brodatym podbródku. Zastanowił się, bawiąc się ciężkim buzdyganem.

- Nie chciałem tego mówić przy Aeloraxie, ale... Chyba wierzę w wasze słowa. No, przynajmniej... Mniej więcej. Mój przodek, Byrny, półtora tysiąca lat temu poprowadził osadników tutaj, nad rzekę Stillring, gdzie oddał życie w walce z plemionami orków o kopalnie żelaza. Żelazo od wieków jest źródłem naszego utrzymania. Jego grobowiec zbudowano w tym miejscu orczego legowiska, gdzie wyzionął ducha, wraz z Cuthbertem i Diderikiem, jego wiernymi kompanami. A nad grobowcem wzniesiono tą warownię. Najdziwniejsze w całej historii jest jednak to, że Byrny zjawił się pośród przyszłych Byrnejczyków... Znikąd. Mówią, że wylazł z magicznego portalu.

- Żelazo od wieków jest źródłem naszego utrzymania. Ta... Ostatnimi dniami w Byrny osiedliły się dziesiątki, jeśli nie setki... Gnomów głębinowych. Zeszli z Gór Majestatycznych. Wykupują każdego kowala, oferują lepsze ceny. Ludzie się gniewają, a gnomy nie złamały przecież żadnego prawa. W dodatku każdy, kto założy u nas działalność, staje się obywatelem Byrny i jest chroniony przez prawo. Podobny proces zaczął się już w Thunderhold - zerknął na Algrada. - Niedługo twoi pobratymcy mogą nie mieć za co wyżywić rodzin.

- A najlepsze w całej historii jest to, że nikt nie wie, dlaczego to się dzieje. Gnomy milczą jak grób.


- Dziękujemy za twoją gościnę i zrozumienie, twoje zdrowie panie - Rashad wzniósł przyniesiony kufel piwa w toaście, próbując jakoś to wszystko poukładać. Sprawy gnomów i kowali nie za bardzo go obchodziły.

- Czy Byrny trapią jeszcze jakieś problemy? Może były jakieś niepokojące znaki? Omeny na niebie? Dziwne zmiany w przyrodzie? Choroby? Potwory w okolicy? - elf zmarszczył brew. Jakkolwiek informacje człowieka były interesujące, nijak nie mógł oprzeć się wrażeniu, że problemy powodowane przez rosnący monopol gnomów jest po prostu kolejnym ekonomicznym procesem, jakich wiele.

Algrim przez chwilę oniemiał słysząc nowiny z domu.

- U moich rodaków też gnomy się rozpychają?- Nie mógł uwierzyć w to co usłyszał. Jak ta gnomia nacja śmie w ten sposób drwić z krasnoludów. Ocknął się jednak i słuchał dalej.

- Zwykle nasze kłopoty ograniczają się do goblinów nadciągających z południa. Król krasnoludów podarował nam nawet miecze pobłogosławione przez patriarchę Thunderhold, które przekazano wojownikom z oddziału Grondmossa. Miały przechodzić przez goblińskie ciała jak nóż przez masło. Jakie było zaskoczenie porucznika Grondmossa, kiedy zamiast goblinów napotkali - popatrzył na Shillen - Mrocznych Elfów. I tych ich pająkoludzi. I wiele gorszego paskudztwa, a wszystkie zaskoczone zimą i walczące o przetrwanie z determinacją dzikich bestii... Grondmoss ledwo uszedł żywy.

- Chyba… że gnomy musiały w pośpiechu opuścić swoje domy. Rozumiem, że nie chcą nawet powiedzieć skąd przybywają? Z której warowni lub siedliska? Może tam należałoby szukać przyczyn… - elf zamyślił się przez chwilę.

- Z północy. Z Gór Majestatycznych, z hal Glimmerfell, jeśli się nie przejęzyczyłem.

- Może przybycie gnomów i pojawienie się drowów to tematy powiązane.. ale wracając może na chwilę do tematu twojego czcigodnego przodka, czy słyszałeś aby od założenia tej osady ktoś się pojawił w tym miejscu w podobny sposób jak my? Przebywając przy posągu Byrniego czułem moc płynącą z tego posągu, czy on był może wyznawcą Mitry? - Rashad zastanawiał się czy ta cała sytuacja ma jakiś związek z Berłem, z obecnych tu tylko on i Amira wiedzieli, co się z nim stało…Czy bogini ciemnych elfów Pajęcza Królowa Llloth nie była przypadkiem demonem, a tej całej Królowej Chaosu służyły przypominające pająki demony, może było między nimi powiązanie?

- Nie wiadomo mi nic o jego religii, jednak z pewnością stał po stronie Prawa, jeśli te niekończące się dysputy o kosmicznych siłach mają dla was jakiekolwiek znaczenie.

Anlaf tak rozkoszował się widokiem piwa podanego przez strażników, że niemal przestał zwracać uwagę na rozmówców. Dopiero po wypiciu połowy kufla włączył się do rozmowy. - Panie Hetalan. Masz pan tu doborową kompanię, która chętnie najmie się jakiejś roboty. Co więcej nikt nas tu nie zna. Myślę, że dotarcie do tego czemu gnomy uciekły ze swoich domów nie leży poza naszymi możliwościami. A może jest coś innego w czym moglibyśmy pomóc? - po czym wziął kolejny łyk. - Cholernie dobre piwo tu macie panie.

- Dokładnie jak powiedziałeś Anlafie - czarodziej przytaknął druidowi. - Jakie są twoje oczekiwania panie? W czym konkretnie mielibyśmy pomóc? Mamy jedynie odkryć przyczynę problemów, czy też może zająć się nimi? - elf czuł, że gdybać o potencjalnych przyczynach problemów trapiących miasto można było w nieskończoność. Jeśli interwencja bogów spowodowała, że znaleźli się tutaj, najprawdopodobniej nie mieli za wiele czasu, i należało działać. “Ciekawe, czy jest tu biblioteka albo jakieś archiwum. Pewnie spisują kroniki albo roczniki...”

Shillen popijała piwo i przysłuchiwała się rozmowie w milczeniu. Wiedziała, że jej gatunek nie jest tu mile widziany i gdyby znaleziono ją tu samą to zabito by ją bez wahania. Uznała więc, że lepiej siedzieć cicho i nie zwracać na siebie uwagi. “Jeszcze kiedyś mnie usłyszą” pogroziła w myślach.

Krasnolud był z lekka roztrzęsiony. Czy to z gniewu czy strachu a może innej przyczyny nikt nie mógł wiedzieć poza nim. Lecz gdy pojawiło się piwo złapał za cztery kufle i duszkiem osuszył dwa pod rząd. Przy trzecim dopiero otarł brodę i wąsy.

- Nigdy nie lubiłem Mrocznych Elfów. Ale jeśli to prawda, że zaczynają się panoszyć u Was jak i u nas to zrobię co w mojej mocy by im napsuć krwi. - Zwrócił się ni to do Hetalana ni do reszty.

- Gnomy także trzeba przepytać. Nie mogą tak bezkarnie pod przykrywką prawa likwidować konkurencji ludzkiej czy krasnoludzkiej. Algrad dopiero poczuł smak piwa. Może nie wyborne ale krasnoludzkie, ale jak na ludzkie całkiem znośne. Do tego od dość dawna nie miał złotego trunku w ustach co mimo informacji poprawiło z lekka mu humor.

Idealnie byłoby - Hetalan odchylił się na krześle i splótł dłonie na brzuchu - znaleźć kogoś, kto zdobędzie zaufanie gnomów głębinowych, zrozumie, co im dolega i rozwiąże ten problem.

Grododzierżca spojrzał na Shillen.

- No chyba, że wygodniej temu komuś będzie pomówić z drowami, ale one najpierw wypruwają flaki, później pytają.

- Ten ktoś nie musi się martwić o nagrodę, bo problem dotyka całego regionu. Sam Suweren powinien być wdzięczny - Hetalan popił piwa, ściszył głos. - To poważna sprawa...


Rashad ożywił się, słysząc, że sprawa jest istotna dla Suwerena, po porażce, jaką okazała się być dla niego i Amiry wyprawa do Tlan (w sumie mógł sobie wyobrazić że jego przyjaciel Lord Barakis, który sfinansował całe to przedsięwzięcie, nie będzie zachwycony rezultatem...), pomoc Suwerenowi w ważnej dla tego sprawie mogła być kluczem dla ich przyszłości.

- Hm, poważna sprawa, czyżby problemy nie dotyczyły tylko twej domeny, czy istoty z Podmroku pojawiły się też gdzie indziej?. Z tego co mówiłeś, Panie, że te istoty były “zaskoczone zimą”, zrozumiałem że te ciemne elfy niekonieczne sprawiały wrażenie dokonujących podboju, czyżby były uciekinierami? - Powiedział szlachcic również ściszając głos. - Myślę, że możemy pomóc w tej sprawie - spojrzał na towarzyszy, mając nadzieję że nie będą protestować…

Niespodziewanie rozległo się skrzypienie. Drzwi do komnaty uchyliły się. Blask płomienia z kominka oświetlił twarz kobiety.



Margery, żona Hetalana

- Hetalanie... - rozejrzała się niespokojnie. - Kim są ci... twoi goście?

- Margery - grododzierżca wstał - wyjaśnię ci później - szepnął coś jej jeszcze na ucho. Zamknął drzwi.

- Wybaczcie. Wracając do naszej rozmowy, no tak. Kłopoty zdają się być wszędzie w okolicy Gór Majestatycznych. Cokolwiek wypełzło z Podmroku, walczy z nami o żywność, odzienie, przetrwanie. Nie byli przygotowani do tak srogiej zimy. My - tak.

 
__________________
[D&D 5E | Zapomniane Krainy] Megaloszek Szalonego Clutterbane’a - czekam na: Lord Melkor, Dust Mephit, Panicz, psionik
[Adventurer Conqueror King System] Saga Utraconego Królestwa - czekam na: Gladin, WOLOLOKIWOLO, Stalowy, Lord Melkor, Pliman

Ostatnio edytowane przez Lord Cluttermonkey : 27-04-2017 o 10:45.
Lord Cluttermonkey jest offline