Chloe powiodła wzrokiem za swoim latającym przyjacielem. Na jej szczęście owa historyjka była zbiorem kolejnych obrazków. Co było wielce pomocne.
-
No to zobaczmy co tu mamy - odparła do Bika i zbliżyła się z latarnią do ściany.
Rzeczywiście, można było się ekscytować. Dzieło wyglądało jakby zaczynało tę podzieloną na kilka części opowieść. Bogato zdobione, dobrze wykonane ilustracje pewnie przez wieki nikomu nie opowiadały swojej historii… Aż do ostatnich czasów…
Pierwsza opowieść traktuje o tym, jak smok leciał nad miastem. Ze strzelistych wieżyc i z murów miasta wielkie machiny miotały ku niemu pociski. Niebo wypełniło się od kilkumetrowych bełtów i płonących ładunków.
-
Pii! - Zadźwięczał towarzysz wskazując na rany jakie odniósł smok.
Panna Vergest zmarszczyła brwi oglądając to. Sięgnęła wolną dłonią do płaskorzeźby i opuszkami palców pogładziła po wyżłobieniach robiących za rany smoka. Przesunęła się dalej, do kolejnego obrazu.
Stwór zarył w poszyciu leśnym gdzieś na uboczu, tuż nad rzeką. Było to jakieś niewielkie wzgórze. Druga opowieść pokazywała jak z niepokojem smok oczekiwał przybycia tych, którzy żądni byli jego krwi. Wcale nie chciał walczyć, ale był do tego zmuszony… Ranny w wielu miejscach, wiedział, że to będzie jego ostatni bój. Walka tak naprawdę o wszystko.
Chloe stała, wpatrzona w to, będąc szczerze zaskoczoną. Wyglądało na to, że to wcale nie smok był tym złym owej opowieści. To nie pasowało do wizerunku jaki miała w głowie. Z rosnącym w niej zwątpieniu przesunęła się dalej.
Trzecia płaskorzeźba to było to, co już Chloe widziała na samym początku. Wielka bitwa i skryty obserwator. Smok odniósł wiele dodatkowych ran. Teraz ta scena wyglądała dla niej zupełnie inaczej niż gdy za pierwszym razem na nią spojrzała.
Gosposia przeszła dalej, a z nia podfrunął Bik. Kolejna ilustracja była pewnie sporym zaskoczeniem. Z tlącego się żarem wzgórza staczały się ciała poległych wojowników. Niektóre niósł prąd rzeczny, w tym konie i wozy. Jednak pośród tej krwawej łaźni, gdzieś pomiędzy truchłami toczyły się jaja. Smocze, wielkie jaja. Niektóre wpadały do rzeki, inne pozostawały na wzgórzu. To nie był smok. To była smoczyca, a ilustracja przedstawiała poród.
Widok był wielce odrzucający. Chloe odsunęła się od ściany. Intensywnie rozmyślała o tym co zobaczyła.
-
Gniazdo - powiedziała do siebie rozglądając się wkoło. Wyglądało na to, że na ścianach wciąż była co najmniej jedna, może dwie ilustracje. Zaraz też podeszła do najbliższej.
-
Vince, jesteś tu gdzieś? - powiedziała głośno, by jej słowa poniosły się przez tajemnicze korytarze.
Dziewczynie odpowiedziała cisza. Nawet nie słychać było dźwięków z korytarza od Eldritcha i ojca Theseusa. Ale skoro nie było odgłosów wybuchów, ani wrzasków dobiegających z tunelu, którym tu przyszła, to na razie nie przejmowała się ciszą. Skupiła się na oglądaniu ścian.
Kolejna ilustracja przedstawia zdawałoby się poród. Smoczyca i mnóstwo jaj. Chloe jednak dostrzegła w tle śmiałka, który skrycie podkrada się do samicy by ugodzić ją śmiertelnie włócznią. Nie czuć w tym bohaterstwa ani czynu chwalebnego. Jedynie niesmak. Chloe skrzywiła się, choć rozumiała, że w uczciwej walce to nikt nie miał szans ze smokiem.
Smoczyca odwinęła się ogonem i choć na ilustracji tego nie było widać, trudno by ktokolwiek przeżył taki cios.
Ostatnia płaskorzeźba przedstawia już wzgórze po walce. Martwa smoczyca i martwy chłopak wspólnie wyzionęli ducha pośród smoczych jaj. Ta płaskorzeźba jest najbardziej uszkodzona i gosposia nie była w stanie odczytać całości. Widać jednak, że wokół tego masowego grobu zbierają się jakieś postacie. Część z nich, która zachowała się na tyle by można było je odczytać stoi plecami do widza. Trudno rozpoznać, kim są…
-
Czyżby jacyś kultyści? - skomentowała pod nosem zakapturzonych. Odwróciła się na pięcie i podeszła do sarkofagu. -
Czyżby tu leżał "bohater", co smoka zgładził? - zapytała, oświetlając sobie widok latarnią i uważnie zaczęła oglądać go.
Pokrywa była odsunięta lekko, a na jej wierzchu widniał wizerunek. Jakby człowieka, który zrósł się plecami z kamiennym łożem. Portret prezentował całą postać. Misternie rzeźbione sandałki, paski i ozdoby. Na piersi, z lewej strony dopięta była brosza, a denat ściskał w ręku połamany miecz.
Ktoś jednak zaglądał ostatnio do tego grobowca. Przy kamiennym podeście widniał zakurzony bukłak wody ze skóry jagnięcej oraz łopata.
Sylwetka na wieku sarkofagu była dziwnie znajoma. Eld miał podobnego kształtu broszę oraz równie zniszczony oręż. Dziewczyna spojrzała na swojego małego towarzysza.
-
Bik poświeć tu - wskazała wnętrze trumny.
Sztuczny owad nie bez lekkiej obawy podleciał nad ciemną wnękę. Zielonkawe światło wpadło do środka ukazując wyschniętą dłoń lub zbrązowiałe kości.
W środku znajdowało się ciało.
-
Wracaj - mruknęła do Bika i przyjrzała się wieku, chcąc na oko ocenić czy byłaby w stanie sama je odsunąć. Ale w końcu uznała, że na tą chwilę nie ma sensu się siłować, bo i po co zakłócać spoczynek martwemu? Przynajmniej się upewniła, że jej głupie myśli jakoby trumna należała do Elda nie potwierdziły się, skoro była ona zajęta. Odsunęła się od sarkofagu i spojrzała w kierunku korytarzy. Podeszła do rozwidlenia i pochyliła się by oświetlić sobie podłoże. Próbowała określić, z którego przybył ten ktoś, który zostawił bukłak z łopatą.
-
Chyba, że przyszedł tu tak jak ja, tyle że tunel się zawalił - wypowiedziała na głos swoje myśli.