Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-05-2017, 20:25   #18
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
Trzech na jednego
Morska Wiedźma i pirackie statki

- Chcesz je prześcignąć, czy trzeba im będzie spuścić łomot tak profilaktycznie? - Zapytał Aigam przeczesując z roztargnieniem brodę. Abordaż niekoniecznie mu się widział, zwykle wtedy ginęli ludzie, a tego nie lubił. Nie dość że zwykle chodziło o jego zdrowie i życie, to na dodatek, nie bardzo uśmiechało mu się zabijanie myślących istot, o ile nie było to konieczne. Dawno wyzbył się naiwności i wiary w to, że każdy konflikt da się rozwiązać bez rozlewu krwi. - Sena, myślisz że księżniczka powinna sobie poćwiczyć magię z daleka, czy jest za duża szansa, że podpali i Wiedźmę przy okazji? - Zapytał, nie odwracając się do kobiety, będąc pewnym, że ta i tak go usłyszy.
- Ej, wiesz, że stoję tuż obok? - prychnęła do wojownika Origa, oburzona jego komentarzem co do jej zdolności magicznych. - Czekać kiedy wpadniecie na pomysł żeby dać im mnie pojmać w nadziei, że przypadkiem zniszczę statek na który mnie zatargają - dodała z ironią w głosie. - To piraci? - wskazała na trzy jednostki goniące Wiedźmę. - Piraci nie mają jakiegoś kodeksu... piratów o nieatakowaniu się nawzajem?
-Pewnie że mają, całkiem jak niektóre kraje pakty pokojowe. Tak, wiem że stoisz tuż obok, ale to nie do końca twój statek, a dopóki nie dokonają abordażu, chodziłoby raczej o miotanie czegokolwiek na odległość. Więc chodzi o to, czy Sena woli zaryzykować, czy raczej nie i tyle. - Stwierdził Aigam wzruszając ramionami na kwestie poruszone przez półanielicę.
- Myślę, że jak się skupię na jednym punkcie to po drodze nic nie powinno ucierpieć… - stwierdziła Origa nie żywiąc już więcej urazy do wojownika, po czym zaczęła rozglądać się w koło, wyczekując decyzji Seny, czy pozwoli jej użyć magii.
- Po drodze to raczej nie problem, zwłaszcza jeśli staniesz tak, żeby nie mieć przed sobą pokładu Wiedźmy. No, przynajmniej tak sobie myślę. - Powiedział Litwor, nie będąc do końca pewien swoich słów.
Anielica chwilę myślała nad słowami Aigama. W końcu pokiwała głową dochodząc do podobnego wniosku co i on.
- A dla pewności mogę się nieco w locie wychylić poza burtę statku - zaproponowała księżniczka zakasując rękawy i szykując się na rzucanie czarów.
Sena przysłuchiwała się tej rozmowie bez słowa, przynajmniej do momentu w którym plany skorzystania z magii, nie osiągnęły punktu, z którego omal nie było odwrotu.
- Zawsze możesz podlecieć nieco do przodu - zasugerowała Wiedźma, wskazując kierunek, z którego zbliżali się potencjalni napastnicy. - I kod istnieje, oczywiście, dlatego dziwi mnie, że ryzykują starcie. O ile je ryzykują - dodała, spoglądając na trzy jednostki. “Morska Wiedźma” utrzymywała między nimi stały dystans, jej żagle były wypełnione wiatrem, a dziób pruł taflę wody, jakby nie stanowiła dla niej żadnej przeszkody. Zapewne, gdyby tak zechciała, Sena mogłaby owe statki zostawić daleko w tyle. Sądząc po opowieściach, nie powinno to stanowić większego problemu. A jednak okręt bez wątpienia szykował się do walki. Nawet Lif zajęła pozycję niedaleko kapitana. Jej postawa wyrażała skupienie, a dłonie zaciśnięte były na medalionie. Czy jednak zamierzała walczyć czy tylko zająć się rannymi, to dopiero miało się okazać. Póki co czekano na sygnał, na to by “Wiedźma” zwolniła. Sena z kolei przeniosła spojrzenie na Orgię i lekko się do niej uśmiechnęła.
- Zaczynaj - wydała jej polecenie, w którym brzmiały nuty wyczekiwania, niemal głodu. Czyżby dusza statku nie mogła się tej walki doczekać?

Origa zupełnie nie spodziewała się, że pomysł z użyciem jej magii spotka się z jakąkolwiek akceptacją. Wręcz poczuła się dziwnie i niepewnie mając zgodę na działanie i czując na sobie zniecierpliwione spojrzenia co niektórych. Zupełnie nie przywykła by ktoś tak chętnie pozwalał jej na to, bo zwykle czyniono całą masę przygotowań, a i nigdy nie miała okazji używać czarów na otwartej przestrzeni. Spojrzała na Lif, która nie wydawała się jej niczego zabraniać. To również było czymś czego księżniczka się nie spodziewała.
- Dobrze więc... - odparła anielica spoglądając na statki podążające za Wiedźmą. Choć nie chciała tego okazać po sobie, to wyraźnie była stremowana, gdy zaczęła rozmyślać nad tym jakiego czaru użyje, zebrała się jednak w sobie i rozłożyła skrzydła, by tak jak chyba każdy uznał, dla bezpieczeństwa nie dotykać pokładu wiedźmy. Origa uniosła skrzydła i silnie nimi machnęła. Jej drobne i lekkie ciało w mgnieniu oka wzniosło się w powietrze, ponad maszty statku. Księżniczka skierowała się nieco poza obrys Wiedźmy, by zręcznie manewrując skrzydłami, zawisnąć wysoko nad morską tonią. Spojrzała jeszcze przez ramię czy wystarczająco oddaliła się od pokładu, by jeszcze odrobinę się od niego odsunąć. Dziewczyna sama była ciekawa czy i jeśli to jaki efekt dadzą jej czary.

Origa skupiła swoją uwagę na statku, który znajdował się w środku, zogniskowała spojrzenie na jego dziobie i unosząc przed siebie dłonie zaczęła szeptać zaklęcie mające z założenia przynieść rozbłysk ognia, wybuch, rozchodzący się od punktu, na którym była skupiona rzucająca ten czar anielica.

Z kolei Litwor obrzucił całą scenę wzrokiem po raz drugi, potem trzeci i piąty. Rzucanie po raz czwarty sobie odpuścił. Upewnił się tylko, że Origa jest nieco poza zasięgiem głosu. - Sena, mam nieco głupi pomysł, jak na mnie to nawet całkiem przemyślany bym powiedział. Ile masz syren na pokładzie, czy byłyby mi w stanie pod wodą podać oddech i czy masz może spory topór albo kafar do dyspozycji? - Zapytał niewinnie, jak tylko to on potrafił, jednocześnie odgarniając włosy do tyłu.

Zanim Sena zdążyła odpowiedzieć, powietrzem wstrząsnął głośny huk. Czary Origi zadziałały nad wyraz dobrze i szybko, rozrywając nie tylko dziób ale i sporą część kadłuba. Fala, która się przy okazji rozeszła, niemal położyła pozostałe dwa statki. Niestety, anielica poczuła jak siły ją opuszczają. Magia wyrwałą się jej spod kontroli i chociaż nie był to największy wybuch jaki kiedykolwiek powstał za jej przyczyną, to jednak warunków nie kontrolowali ostrożni mistrzowie magii, zatem nie było też nikogo, kto by siły księżniczki podtrzymał. Jej działania jednakże były zarówno widowiskowe co i skuteczne. Bez wątpienia nauczyciele byliby z niej zadowoleni, tym bardziej, że prócz wrogiego statku, który coraz szybciej pochłaniało morze, nie ucierpiał nikt, kto znajdował się w jej pobliżu, a za co z pewnością by jej nie podziękowano.
- Mam - odpowiedziała w końcu Wiedźma, uśmiechając z zadowoleniem, gdy kolejne, drobne sylwetki znikały pod powierzchnią wody. Zaraz też wokół nich zebrało się nieco ponad tuzin mężczyzn i kobiet, chociaż dusza statku ani się nie poruszyła, ani nie dała żadnego znaku by się zebrali. Spoglądali oni z uśmiechami na Litwora, wyraźnie będąc gotowymi do podjęcia działań, jakiekolwiek by te działania nie były.
- No to podrzućcie mi ten topór czy młot, podpłynę pod wodą i zrobię im dziurę w dnie, żeby zaczęli ładnie nabierać wody i szybko. Potem wrócę pod wodą z syrenami, żeby mnie przypadkiem strzałami nie trafili. - Powiedział z zamyśleniem Litwor.
Jego prośbę spełniono w chwilę później.


Litwor otrzymał dość nieprzyjaźnie wyglądające narzędzie, które bardziej się do rozłupywania czaszek nadawało niż do wybijania dziur, ale i z tym zadaniem powinno sobie spokojnie poradzić.
Origa aż się zachwiała w powietrzu z wrażenia jakie zrobił na niej efekt rzuconego przez nią samą czaru. Szybko spojrzała za siebie, na Morską Wiedźmę i odetchnęła po upewnieniu się, że ich statek nie ucierpiał od żadnego rykoszetu. Księżniczka aż poczuła dumę. Lecz na samej dumie nie była w stanie ulecieć. Ten pokaz "umiejętności" mocno zmęczył anielicę. Kilka kolejnych uderzeń skrzydeł wystarczyło, by przestała myśleć nad ponowieniem czaru. Ślizgiem zleciała w dół, lądując na pokładzie statku. Stanęła na deskach statku mając problem by złapać równowagę na nogach, więc na wszelki wypadek podparła się na skrzydle by się nie przewrócić.
- No... Chyba poszło dobrze - westchnęła Origa prostując się. Podeszła prędko do burty i oparła się o barierkę niedaleko Seny, by chwilę odsapnąć. - To powinno ich zniechęcić - dodała zadowolona z siebie.
Sena skinęła jej głową.
- Bardzo dobrze - potwierdziła, nie kryjąc zadowolenia. Tym bardziej, że pozostałe jednostki zwolniły nieco, próbując ratować tych, którzy znaleźli się w wodzie. Zwolniła także i “Wiedźma”, co wyraźnie dawało do zrozumienia, że jej duszy bardzo zależy na tym, by zniszczyć ścigające ich statki. Zaraz też jej uwaga zwróciła się na Litwora, który szykował się by dokończyć dzieła, które rozpoczęła anielica.

- No to komu w drogę, temu… Niech się syreny szykują, już jakiś czas jak z nimi pływałem. - Zaczął się rozbierać szybko, aż został w samych gaciach i z toporzyskiem w ręku. Przez bark przerzucił zwój jednej z cieńszych lin i po krótkim rozbiegu, wskoczył do morza. Kawałek przepłynął sam, a potem zanurzył się głębiej, kiedy zbliżył się do wrogich okrętów i dał się ponieść syrenom prosto pod kadłub jednego ze statków. Plan był prosty, wyrąbać sobie uchwyt na dłoń, a potem, kiedy już będzie miał się czego swobodnie trzymać, obok wyrąbać dużo większy otwór i nie przestawać go powiększać, aż statek nie zacznie tonąć na poważnie.
- Chyba nie musimy ich zatapiać - zasugerowała Senie niepewnie Origa, która ewidentnie uważała że dotychczasowe działania wystarczą by odstraszyć napastników i kontynuować dalej podróż w spokoju. Co do poczynań wojownika miała zmieszaną minę. Zarówno jego pomysł mógł okazać się niezwykle głupi, jak i genialny. - Wystarczy, że uszkodzi im stery i nie będą już nikogo niepokoić, zajęci ratowaniem własnej skóry - dodała anielica, zastanawiając się czy dobrze odczytała zamiary Litwora.
Bohater Alezii miał jednak to do siebie, że zwykle nie czekał na żadne “ale”, a gdy pomysł wpadł mu do głowy to przeważnie go realizował, nie przejmując się czy staje naprzeciw bogom, ludziom czy potworom. Podobnie było i tym razem. W towarzystwie syren, które nie czekając na werbalne pozwolenie ruszyli za nim, dopłynął on do wrogich statków bez większych problemów.

Tam jednak czekała na niego niemiła niespodzianka. Otóż nie tylko na pokładzie “Wiedźmy” znajdowali się przedstawiciele syreniej rasy. Także i piraci z Vole korzystali z ich wiedzy i zdolności. Z tym jednak, że ci wykorzystywali także kajdany. Ponad tuzin syren zaprzężono do kadłubów niczym konie do karoc. Ci, którzy połączeni byli z zatopionym statkiem, a przynajmniej ci, którzy przeżyli jego wybuchowy koniec, próbowali pomagać tym, których łańcuchy wciąż tkwiły w jego resztkach, a które to resztki ciągnęły ich w dół. Pozostali starali się stawić czoła atakującym ich nadzorcom, także do owej rasy należącym, ale że broni żadnej nie posiadali, toteż ginęli na oczach swych braci, którzy nic zrobić nie mogli, przyglądali się temu w ciszy, wciąż będąc więźniami pozostałych dwóch statków.

Na pokładzie “Wiedźmy” księżniczka otrzymała w końcu swą odpowiedź, chociaż poczekać musiała chwilę, bowiem dusza skupiona była na wpatrywaniu się w odmęty morskie.
- Nie zamierzam oszczędzać ani tych statków, ani tych, którzy na nich pływają. Piraci ich pokroju nie zasługują na prawo przebywania na wodach Zarisu - dodała twardo, zdejmując z oczu zasłonę i spoglądając na anielicę swymi rozjaśnionymi blaskiem, ślepymi oczami.
Origa poczuła jak zimny dreszcz przeszedł jej po plecach. Speszyła się pod niewidzącym spojrzeniem Seny.
- Tak... Tak, wiem, że Vole Kes jest złe do szpiku, niewolnictwo jest dozwolone - zaczęła siląc się na pewny siebie ton głosu. - Ale czy nie lepiej byłoby... No nie wiem... - spojrzała na statki. - Spróbować unieruchomić te jednostki, pokonać panów i wtedy uwolnić niewolników, którzy mogą przecież być na pokładzie? - zasugerowała nieśmiało anielica. - No chyba, że piraci nie mają niewolników… - wzruszyła ramionami.

Litwor nie miał zamiaru patrzeć na rzeź zniewolonych. Zmienił kierunek, tak, by najpierw dopłynąć do statku, który zniszczyła Origa. Topór mógł być niezbyt przydatny pod wodą, ale miał jeszcze swoje ręce. Podał topór jednemu z syren i rzucił się do akcji. Plany podobno były tylko tak dobre, jak ich pierwsze spotkanie z rzeczywistością. Nowy plan działania był prosty. Najpierw pozbyć się dozorców, potem uwolnić idące na dno syreny. Potem z pomocą niewolników uwolnić resztę i zatopić pozostałe statki. Miał do dyspozycji swoje ręce, włócznie i trójzęby, które mógł wyrwać pokonanym, oraz łańcuchy, które mógł pozrywać, a chwilowo był wściekły. Syreny, mimo że tutaj były w zasadzie jedną z zamieszkujących Zaris ras, traktował jak magiczne stworzenia, do tych z kolei miał słabość i lubił się nimi opiekować. Zwykle były bardziej tego warte niż ludzie.

- Dla niektórych z nich lepszym losem będzie śmierć - odparła Wiedźma, nie sprawiając wrażenia przejętej losem tych, którzy pójdą na dno. Czy to panów, czy ich niewolników. - Ci zaś którzy przeżyją, zawsze mogą znaleźć miejsce na tym pokładzie - dodała, zakrywając swe oczy i ponownie twarz kierując w stronę dwóch jednostek. Biorąc zaś pod uwagę to, w jaki sposób owe słowa wypowiedziała, można było wręcz pomyśleć że taka opcja jest jej niemiła, że wolałaby by wszyscy zginęli w odmętach morskich toni.

W międzyczasie, w owych odmętach, trwała walka. Dozorcy nie zamierzali bowiem pozwolić by ich ofiary przetrwały. Podobnie jak nie zamierzali dopuścić do uszkodzenia pozostałych jednostek. Musieli być wśród nich także magowie, bowiem Litwor czuł wyraźnie jak otacza go owa specyficzna woń, która wiązała się z magią wody, a która w tym przypadku zalatywała zgniłymi wodorostami - znak, że została skażona czarną mocą. Tylko tylko, że owa magia krzywdy mu nie była w stanie zrobić, w przeciwieństwie do trójzębów, włóczni i ostrych mieczy, które u pasów mieli jego przeciwnicy. Widząc nadciągającego wroga zwarli swe szeregi i ruszyli mu naprzeciw. Wyraźnie przy tym ich uwaga kierowała się w stronę pobratymców, a nie Litwora, który wszak, przynajmniej w ich oczach, był jedynie człowiekiem, a ci niewiele, zazwyczaj, byli w stanie zdziałać pod wodą. Nie znaczyło to jednak, że i w jego kierunku nie zostało skierowane ostrze. Jeden z pilnujących niewolników syren obrał go sobie bowiem za cel, szczerząc swoje ostro zakończone zęby i zbliżając się szybko dzięki silnym ruchom ogona. Ostrze jego włóczni skierowane zostało w trost Aigama. Syren pewien był swego zwycięstwa co widać było na jego twarzy ale i w sposobie w jaki atakował. Bez marnowania czasu na planowanie obrony. Możliwe też że owa pewność pochodziła z wodnej otoczki, która niczym bańka otaczała jego ciało, a która zapewne dziełem była jednego z owych magów, których Litwor wyczuwał.

Litwor nie miał zamiaru cackać się z przeciwnikiem, tylko złapać za włócznię i wyrwać ją przeciwnikowi, a potem na skróconym dystansie, złapać go za szyję i ją zgnieść. Nawet gdyby tamten przypadkiem przeżył, miałby ważniejsze rzeczy na głowie, niż próbowanie zadźgania Aigama. Ignorowanie czy niedocenianie przeciwnika na polu walki było zwykle dość zabójcze. Zwłaszcza jeśli tym kimś był Litwor. Co prawda zazwyczaj zachowywał się bardziej jak rubaszny wujek, lub próbował tylko ogłuszyć przeciwnika, ale nie w momencie, kiedy walczył z poganiaczami niewolników lub spaczoną magią. Nie miał zamiaru się oszczędzać, a tym bardziej przeciwników. Nadeszła pora pokazać swoją prawdziwą siłę.
Plan był prosty i ku ogromnemu zdziwieniu napastnika, okazał się skuteczny. Syren co prawda wykazał się przytomnością umysłu w tych ostatnich sekundach swego życia i próbował sięgnąć do miecza, jednak nie zdążył. Dłonie Litwora zacisnęły się na jego gardle, gładko przechodząc przez ochronną barierę, która wszak powinna go powstrzymać, a następnie z łatwością zgruchotały kręgi. I czy to Aigam swej siły nie wymierzył odpowiednio, czy też syren należał do tych delikatniejszych przedstawicieli swej rasy, efekt owego uścisku okazał się być nad wyraz widowiskowy. Litwor poczuł jak szyja ustępuje coraz bardziej pod jego palcami, a w końcu jak owe palce wnikają w ciało, które pękło pod naporem, wypuszczając strumień krwi, który niczym czarna chmura, otoczył Aigama. Głowa syrena została oddzielona od tułowia i zaczęła opadać na dno w tempie nieco wolniejszym niż reszta ciała.

Litwor zamrugał, rozproszony na ułamek chwili efektami, swojego ataku. Dzięki rozlewającej się krwi, miał przynajmniej całkiem dobrą zasłonę. Wyrwał więc włócznię z martwych rąk syrena i nogami odepchnął się w kierunku najbliższego przeciwnika. Mając zamiar zrobić sobie z nich drabinkę w kierunku maga. Spodziewał się, że niedługo ich uwaga skupi się na nim o wiele bardziej niż dotychczas. W półmroku, jego zęby szczerzyły się w wilczym uśmiechu, zaś włosy ciągnęły niczym parzydełka meduzy, gotowej w każdej chwili porazić swoją ofiarę.
W szale walki zapomniał jednak o jednej, jakże istotnej sprawie. W przeciwieństwie do syren, nie był on istotą żyjąca w wodzie. Potrzebował powietrza, a to w odmętach morskich było towarem nader deficytowym, o czym uświadomił mu ból w piersiach. Zaczerpnięcie owej niewidzialnej ale jakże istotnej substancji stało się nagle dla Aigama priorytetem. Większym nawet niż ostrze trójzębu, które wraz ze swym właścicielem zmierzało w jego stronę.

To był właśnie ten moment, w którym powinien zaczerpnąć oddechu od jednej z syren, byłoby to miłe, przyjemne i co najważniejsze, nie musiałby płynąć aż na powierzchnię, fakt że większość z syren była mężczyznami jednak jakoś psuł cały efekt. Oczywiście chwilowo nie było to też możliwe. Mógł mieć tylko nadzieję, że jego skóra, dodatkowo wzmocniona błogosławieństwem Riv, wytrzyma spotkanie z ostrzami i grotami, które właśnie kierowały sie w jego stronę. Najchętniej zakułby się dodatkowo w zbroję, ale walka w stalowej puszce, pod wodą, była jednym z tych pomysłów, które nawet Litwor uważał za niezbyt udane. Posłał włócznię w stronę zbliżającego się syrena, a sam obiema dłońmi zagarnął wodę, jednocześnie wybijając się nogami, by jak najszybciej znaleźć się na powierzchni. Następnym razem będzie musiał zapytać o skrzela albo skrzydła, jak będzie miał okazję. Póki co jednak, ważniejsze było dla niego powietrze, które znajdowało się nad nim.

W tym czasie, na pokładzie Morskiej Wiedźmy, stojąca przy duszy tego statku Origa, wpatrzona w oddalone jednostki, rozmyślała nad całą tą sytuacją, słowami Seny i... tym co tak właściwie teraz mógł robić Litwor pod wodą z toporem w ręku.
Księżniczka i jej wychowanie tak bardzo nie pasowały do obecnej sytuacji, że anielica czuła się zagubiona, wyrwana ze swojej bajki. Współczuła niewolnikom, ale rozumiała punkt widzenia Wiedźmy. Sama Origa, postawiwszy się w sytuacji niewolników, musiała przyznać rację, że wolałaby odejść do ogrodów niż wieść tak parszywy los.
Skrzydlata daleka była jednak od użalania się nad sobą, trwania w tym stanie niezdecydowania, więc w końcu spojrzała na Senę.
- Chyba będę już w stanie znów rzucić czar - odezwała się w tonie jakby oczekiwała na pozwolenie z jej strony. Nic dziwnego, w końcu na królewskim dworze nie mogła używać magii bez wyraźnego pozwolenia.

Na słowa anielicy, Sena odpowiedziała skinięciem głowy. Nim jednak Oridze udało się ów czar rzucić, pojawiło się ostrzeżenie z góry. Lif dostrzegła coś, co sprawiło, że Wiedźma uniosła dłoń w górę by wstrzymać księżniczkę.
- Litwor - padło tylko jedno słowo z ust niewidomej, która to ze zwiększoną uwagą zaczęła “wpatrywać” się w wodę wokół jednostek wroga.

Litwor zaś zajęty był wtłaczaniem w płuca owej, niezwykle dla życia ważnej substancji, którą zwano powietrzem. Udało mu się bowiem dotrzeć na powierzchnię, chociaż poczuł kilka “draśnięć”, które z pewnością normalnego człowieka posłałyby wprost w ramiona Tahary, jemu zaś jedynie sprawiły drobne niedogodności. Fakt jednak faktem pozostawał, a były nim dwie, krwawiące rany, jedna na prawym udzie się znajdująca, a druga wyżej nieco, tuż nad pasem. Żadna z nich zagrożenia dla życia wojownika nie stanowiła, a jedynie lekką niedogodność. Walka zaś trwała dalej, barwiąc wody otaczające statki szkarłatem. Kolejne życia odchodziły do Ogrodów, te niewinne i te które bez wątpienia trafić zasługiwały do miejsca gorszego niż królestwo Tahary. Litwor jednak zauważył także coś, co zauważyły także trzy kobiety, znajdujące się na “Morskiej Wiedźmie”. Oba okręty, które wciąż utrzymywały się na wodzie, zaczęły zawracać, porzucając tych, którzy pozostali w wodzie. Jeden oddalał się szybciej niż drugi, zapewne korzystając z wciąż przytwierdzonych do kadłuba niewolników. Drugi także próbował jak najszybciej odpłynąć jednak wiatr nagle zmienił kierunek, sprawiając że sztuka ta stała się niemal niemożliwa do osiągnięcia. Aigam poczuł też coś innego. Coś złego, wypaczonego, co zdawało się wnikać mu pod skórę niczym oślizgła pijawka. Magia… Czarna magia, potężna i zła. Coś budziło się w tej krwistej wodzie, przywołane przez plugawą moc. Coś, co żywiło się tymi, którzy wciąż w wodzie się znajdowali, a którzy nie mieli jak się obronić. Czymkolwiek było, nie miało formy cielesnej, co jednak sprawiało, że stanowiło o wiele większe zagrożenie.

- Atakuj - Origa usłyszała głos Seny, w którym obrzydzenie mieszało się z tak czystą nienawiścią, że ta niemal sączyła się przez deski pokładu, wnikając we wszystko i wszystkich. - Zniszcz te statki, księżniczko. Zniszcz je…

Anielica skinęła głową i ponownie wzbiła się w powietrze. Czuła się odrobinę bardziej pewna, gdy Wiedźma tak ochoczo ją zachęcała do działania. Może nawet nastrój duszy statku jej się udzielił. Księżniczka wzniosła się wysoko poza obrys ich statku i przymknęła powieki, skupiając się na magii. Odetchnęła oczyszczając głowę z myśli, a przede wszystkim z wijących się w nich wątpliwości, a następnie otworzyła oczy, wbijając spojrzenie w swój cel. Zapragnęła w tej chwili użyć czaru który na dworze był jej zakazywany. Przez to też intrygował ją.
Origa wypowiedziała pod nosem słowa zaklęcia i wyciągnęła przed siebie rękę, z dłonią skierowaną na uciekające statki, rzuciła na piratów czar dezintegracji obierając za pierwszy cel jednostkę, która najszybciej się oddalała.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline