Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-06-2017, 23:13   #266
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
Kapłan Wielkiego Budowniczego potrząsnął delikatnie głową i przetarł zabrudzone usta wierzchem dłoni. Wyprostował się, wciągając do płuc powietrze z głośnym świstem. Nie zasłaniał się, ani nie próbował wycofać. Powiódł tylko spojrzeniem po trójce postaci i zerknął na upuszczoną przez siebie pochodnię. Ostateczenie był człowiekiem, więc nie mógł powstrzymać adrenalinowego kopa, który w jednym momencie wypełnił jego żyły, pobudzając ciało do walki bądź ucieczki. I gdyby nie wiek oraz lata medytacji i poskramiania swojego ducha, wybrałby któreś z tych dwu.
- Niech Pan wybaczy waszą porywczość, bo nie wiecie, co czynicie - mruknął Theseus i dłonią rozmasował uderzone miejsce, krzywiąc się przy tym z bólu. Skupił wzrok na przywódczyni zgrai i wziął kolejny oddech, próbując się uspokoić.
- Opanujcie jednak swe żądze, waszym bliskim nic nie grozi - dodał już pewniej, prostując się jeszcze bardziej. - Uratowałem ich od niechybnej śmierci w postaci granatu wystrzelonego przez jednego z ludzi nowego szeryfa. O własnych siłach zniosłem ich na dół i ułożyłem w jaskini nieopodal - tu kiwnął głową na korytarz, z którego przyszedł. - Są ogłuszeni, jednak poza tym nic im nie grozi. - Cicerone spróbował przebić każdego z osobna zdecydowanym spojrzeniem. Nawet jeśli stał w tej chwili jak owca przed watahą wygłodniałych wilków, nie zamierzał dać się zastraszyć.

Panna Vergest tkwiła skulona tak, by nikt jej zza sarkofagu nie dostrzegł. Prawie wyskoczyła gdy usłyszała, że krzywda dzieje się jej ojcu, lecz powstrzymała się w ostatniej chwili, słysząc jego głos. Przymknęła oczy i z pamięci przywołała sobie wygląd tego pomieszczenia, zaczynając od punktu, w którym się znajdowała. Doskonale wiedziała co musi zrobić, potrzebowała tylko odpowiedniego momentu...
Słuchała więc tego co mówili, głównie po to by określić, bez wychylania się, gdzie kto stoi. Lusterko jakby zniecierpliwione, ciążyło jej w dłoni, łaknąc działania. Przeciwników było trzech. Dużych, skupionych na cicerone.
"Bik" przeszło jej przez myśl. Jego powrót byłby wspaniałym rozproszeniem. Chloe otworzyła oczy i spojrzała w ścianę przed sobą. Chciała spróbować dostrzec cienie osób stojących po drugiej stronie sarkofagu.

Anna kiwnęła na Thokkubę, a ten capnął cicerone za szyję mocno.
- Zaprowadzisz nas! - Syknął półork.
- Jeśli mówisz prawdę, włos ci z głowy nie spadnie, ojcze - Zadeklarowała poważnie wielka mama, po czym zwróciła się do półogra: - Ty tu zostań. Wszelkie umowy pan Marchal może wsadzić sobie w swoje krasnoludzkie dupsko. Poczyść ten grobowiec. A nuż są tu jakieś kosztowności…
- Brze mamo -
Kiwnął głową Thimurk i przez chwilę patrzył jak rodzina rusza ku zachodniemu korytarzowi.

Ojciec Glaive nie stawiał większego oporu. Jedyne czego spróbował to wyrwać się z uścisku półogra.
- Macie moje słowo, że zaprowadzę was do miejsca, gdzie zostawiłem waszych krewnych. Nie będę uciekał.

- To idź! Tylko świeć dobrze! - Krzyknął na niego Tokkuba i pchnął do przodu. Pochód rozpoczynał duchowny a na samym końcu szła ociężale Anna. Wszyscy szybko zniknęli w ciasnym korytarzu, zostawiając Chloe sam na sam z półogrem.
Thimurk odstawił lampę z boku i stęknął ciężko przesuwając kamienną pokrywę sarkofagu. Na głowę gosposi posypało się trochę pyłu. Nim zdążyła strzepać go z głowy, obok runęło z hukiem zdobione wieko. Kilka fragmentów rzeźby odprysło gwałtownie i potoczyło się po klepisku. Chmura kurzu wypełniła całą salę. Półogr nabrał powietrza i kichnął strasznie głośno.

Panna Vergest nie zamierzała marnować idealnej okazji danej jej przez przeciwnika. Hałas i kurz doskonale jej sprzyjały. Trzymając pewnym chwytem w dłoni rękojeść sztyletu poderwała się i w pochyleniu podbiegła do mieszańca by w przelocie ciąć go w nogę, a następnie znów skryć się za sarkofagiem by złapać dystans, na czas aż trucizna zacznie działać.
“Lustereczko” rozdarło ze świstem nogawkę, która swobodnie opadła odsłaniając gołe udo półogra. Niestety, ostrze nie sięgnęło mięsa...
- Co do licha?! - Wrzasnął wstrząśnięty Thimurk. Chwycił łopatę z ziemi i walnął nią o tajemniczy grób wzbijając kolejną chmurę kurzu.
- Wyjdź z ukrycia strzygo! Wy… wy… wyzywam! - Tu wielkolud kichnął sromotnie i zatoczył się do tyłu.
- Wyzywam cię! - Powtórzył wycierając gluta w rękaw.
Chloe nie traciła skupienia. Zaczaiła się z drugiej strony, by zaatakować od pleców swojego przeciwnika. Wyczekała moment i ruszyła na półogra kiedy po komnacie rozległ się metaliczny brzęk łopaty uderzającej o kamienny sarkofag. Tym razem celowała w ramię.

I udało się dosięgnąć Thimurka. Precyzyjne cięcie przeszło przez ramię mieszańca, a krew skapnęła na okurzoną podłogę. Piekące uczucie zaczęło promienieć od rany. Dopiero teraz Chloe, widząc posokę przeciwnika na swym ostrzu mogła skryć się i pozwolić truciźnie działać. Po raz kolejny panna Vergest przyczaiła się skryta w cieniu.

- Auć.. ty gnido - Półogr ruszył na środek sali by oddalić się od szkodliwego sarkofagu. Chwycił w dwie ręce łopatę i był gotowy na odparcie kolejnego ataku.
- No chodź ty podła glizdo. Rozłupię ci to serduszko, a potem je zjem.

Dziewczyna nasłuchiwała tego co działo się po drugiej stronie kamiennej trumny. Było jej na rękę, że olbrzym myślał, że to duch zmarłego go prześladuje. Dzięki temu w jakiś tam sposób była bezpieczna kryjąc się za domniemanym winnym jego skaleczenia. Śpieszyło jej się, bo nie mogła zostawić ojca samego z tymi bandytami, musiała jak najszybciej do niego dołączyć. W myślach odliczała sekundy dzielące ją od zadziałania trucizny.
Pomieszczenie rozbłysło zielonkawym światłem i Bik przefrunął tuż pod nosem Thimurka na pełnym gazie.
- Pii! Pi! Pipi!
Szybko, szybko, szybko. Tam, na cmentarzu coś odkrył tamten pan. Powiedział, że mam to przekazać! To ważne, ważne, ważne.


- Takiś mały? - Zdziwił się półogr i zamachnął z całej siły łopatą. Nim Bik zdążył zareagować, sztych uderzył go tak potężnie, że ten poleciał na ścianę, odbił się od niej i runął w gruzowisko. Światło zamigotało i powoli zgasło.
W tym momencie dłoń Chloe zapiekła boleśnie.

Dziewczyna była zaskoczona, nie tyle pojawieniem się Bika, co bólem jaki poczuła gdy mały konstrukt oberwał łopatą. Odruchowo zacisnęła bolącą dłoń i przyłożyła ją do piersi, zagryzając zęby by z jej ust nie wydobył się nawet najcichszy jęk. Chloe wypatrzyła jakiś nieduży kawałek gruzu leżący przy niej i sięgnęła po niego. Wzięła w dłoń. Miała zamiar rzucić nim w kierunku ciemnego korytarza tego z którego wyszła wroga trójka Muriellów, by w tamtym kierunku odwrócić uwagę mieszańca, a samej w tym czasie pobiec ku korytarzowi prowadzącemu do miejsca gdzie zostawiła Eldritcha. Po drodze musiała jeszcze zebrać z podłogi biednego Bika.

Tymczasem Thimurk kucnął by zbadać co tam takiego zielonego spadło na ziemię. Odsunął jakiś fragment płyty z sarkofagu i palcem wygrzebał coś drobnego.
- Świeć! - Powiedział.
Kamień Chloe poleciał w górę i łupnął ciężko na piaszczystą podłogę korytarza. Dźwięk był ledwo słyszalny, ale półogr zareagował.
Dźwignął się podpierając łopatą i zrobił kilka kroków.
- Dźwięki jakieś ciągle.. dźwięki… Uuu-huuu! - Zawołał, a z tunelu odpowiedziało mu echo.
W tym czasie gosposia szybko podkradła się do sterty w której powinien być mechaniczny owad, ale w tym świetle i w tak krótkim czasie nie dało się tam zobaczyć Bika.

Dziewczyna przeklęła w myślach, ale nie marnowała czasu na dalsze szukanie. Ruszyła tak jak wcześniej zaplanowała, do korytarza, by dołączyć do Eldritcha, od którego konstrukt przyniósł jej niepokojącą wieść.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline