Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-07-2017, 15:01   #22
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
Zagubiona księżniczka

Księżniczka od czasu bitwy nie mogła sobie znaleźć miejsca i zwykle, jeśli akurat nie siedziała w kajucie ze swoim opiekunem, dotrzymując mu towarzystwa to snuła się bez celu po różnych częściach statku. Nie wybierała się jednak na powietrzne wycieczki. Nie miała na to po prostu ochoty - jak zawsze kiedy nastrój jej nie dopisywał.
Origa nie zwracała uwagi na nowe twarze, które pojawiły się na pokładzie Wiedźmy, zastępując poległych w bitwie. Nie było się jednak czemu dziwić, skoro błękitnokrwista nie nawykła do interesowania się kręcącą się wszędzie służbą na dworze, gdzie spędziła przecież całe swoje życie.

Od czasu incydentu w jej kajucie z udziałem kapitana, Origa traktowała Mira niczym powietrze ostentacyjnie ignorując jego obecność. Bardzo więc na rękę jej było, że i Tores przestał się nią interesować. Anielica uznała, że zrezygnował on ze swojej dotychczasowej rozrywki widząc, że skrzydlata może nie mieć tyle cierpliwości co pełnej krwi przedstawiciel białoskrzydłej rasy i ludzka natura może sprawić, że w końcu księżniczka zdecyduje się za to odgryźć. Pokaz jaką mocą Origa posiadała mógł tylko bardziej zniechęcić do testowania jaki będzie wynik, gdy młoda się wkurzy.

Ratunek jaki przyniosła Lif i Gwiazda Litworowi sprawiły, że tą pierwszą Origa przestała traktować jak wroga, a tą drugą obdarzyła jeszcze większą sympatią, niż to miało miejsce na początku. Anielica podobnie jak każdy lubiła przebywać w towarzystwie moonrii.

Natomiast o ile z Nichaelem chętnie podjęła naukę, w zastępstwie za jej opiekuna, to wyraźnie było widać, że anielica nie wkłada w te lekcje serca. Origa sama musiała przyznać, że odkąd jej naukę walki prowadził Aigam, to każdy inny nauczyciel wydawał się być nudny, dużo mniej kompetentny i wymagający. Nie miała jednak tego chłopakowi za złe, bo przecież był w tym samym wieku co i ona, więc i nie miała wielkich wymagań. Po prostu było to zajęcie dzięki któremu szybciej mijał jej czas, w oczekiwaniu na polepszenie stanu zdrowia Litwora.
A przez brak treningów z nim i zarazem braku konieczności regenerowania się po nich, czasu miała tak wiele, że nawet zaczęła z nudów zaglądać do ksiąg danych jej na drogę przez brata. A była to idealna lektura do łóżka. Księżniczki nic bardziej nie potrafiło ululać do snu.

Jednego dnia, kiedy Litwor wciąż jeszcze ledwo ciepły dochodził do siebie w swej kajucie, doglądany przez wszystkich znających się na medycynie naturalnej, Origa po treningu z Nichaelem, zdecydowała się podjąć temat, który nurtował ją od dnia walki, kiedy to pierwszy raz mogła bez skrępowania uwolnić swoją magię.
- Zabiłeś kiedyś kogoś? - zapytała chłopaka, gdy podeszła do niego by odebrać ćwiczebny miecz. Jej spojrzenie wykazywało zainteresowanie i ciekawość.

Ten w odpowiedzi wzruszył ramionami, gubiąc przyjazny uśmiech, którym zwyczajowo witał księżniczkę.
- Kilku - rzucił obojętnym tonem, ważąc w dłoni ćwiczebny miecz. - Mój ojciec to w końcu skytobójca, tak jak i wój. Do tego cała rodzina trudni się uprzykrzaniem życia ciemnej stronie. W tej grze albo się zabija albo ginie. Jak widać wciąż żyję - zakończył, delikatnie uderzając w ostrze jej miecza, zachęcając do jego uniesienia i rozpoczęcia sparingu.
Odpowiedź, ta pierwsza, ucieszyła anielicę, bo reszta akurat ją nie interesowała. Nie o to jej chodziło, gdy zadawała pytanie by wymieniać kto z rodziny zabił ile osób. Origa przecież też mogła się tym "pochwalić". Jej natomiast chodziło o co innego.
- I jak się z tym czujesz? - pytała dalej. - Znaczy co czułeś gdy odbierałeś życie drugiej istocie? - dociekała.
Westchnął, opuszczając miecz. Czubek ostrza wydał cichy stuk przy zderzeniu z pokładem.
- Pierwszy raz był ciężki - przyznał, wbijając wzrok w błękit morza. - To było w walce, nawet dość wyrównanej ale wciąż było zgaszeniem iskry życia, którą należało chronić za wszelką cenę. Matka zawsze nam to powtarzała. Zabijajcie gdy musicie i tylko wtedy, życie jest zbyt cenne zarówno by je tracić bez powodu jak i odbierać. To jej słowa - na jego twarzy pojawił się lekki, melancholijny uśmiech. - Pamiętam że porzygałem się zaraz po - przyznał, spoglądając na nią. - Czułem się… winny, pomimo tego że zabiłem w obronie własnej i gdybym tego nie zrobił to facet zabiłby mnie. Ta świadomość jednak niewiele wtedy pomagała, nadal czułem się… brudny? Chyba można to było tak nazwać. Ale to był ten pierwszy raz. Ojciec zawsze nam powtarzał że będzie to dla nas moment przełomowy. To określi jacy się staniemy, jaką ścieżkę dla siebie wybierzemy. Czy będziemy mogli żyć z winą, czy nas nie złamie, czy zakosztujemy w krwi czy też nabierzemy szacunku dla cudzego życia. Miał rację ale… No, po prostu ją miał - zakończył, sprawiając wrażenie nieco zaskoczonego ilością słów które opuściły jego usta.
Origa słuchała bardzo uważnie tego co mówił Nichael. Można było nawet odnieść wrażenie, że anielica traktowała go jak swego rodzaju eksperta w temacie, który podjęła.
- Aha... Dziękuję ci za szczerość - odparła i zamyśliła się intensywnie nad tym co jej powiedział.

Z każdą kolejną chwilą milczenia, księżniczka zdawała się być na coraz bardziej niezdecydowana. Wyglądało na to, że dziewczę zupełnie zapomniało z jakiego powodu się spotkali na pokładzie.
- Moi rodzice mają chyba dość skrajne podejście do tego. Choć oboje nie chcą o tym rozmawiać wprost. Hymm, szczerze to ojciec nigdy nic nie chciał powiedzieć w tym temacie - wzruszyła ramionami i niedbale rozłożyła skrzydła. - Najwięcej mi opowiadały kapłanki. "Jeśli ktoś grozi naszemu bezpieczeństwu lub bezpieczeństwu królestwa to nie należy się wahać, bo wahanie może nas zgubić". Tak mawia ciotka Rhodes, a mama jej nie poprawia, więc ... - uśmiechnęła się lekko do chłopaka. Zaraz jednak jej oblicze nieco spoważniało. - Już kolejny dzień zastanawiam się co sama czuję. Tamtego dnia po raz pierwszy w życiu swobodnie uwolniłam swoją magię. A to było wspaniałe uczucie. Męczące, ale było w tym coś fascynującego - opowiadając o tym rozpromieniła się. - Nawet nie sądziłam, że jestem w stanie wywołać aż takie zniszczenia, nawet w magii. Ha, teraz będę musiała przeprosić nauczycieli magii mojego brata, za to że twierdziła, że przesadzają z bezpieczeństwem - zaśmiała się lekko i jakże niewinnie. - Ale nie zrozum mnie źle, to nie jest tak, że polubiłam zabijać. Ja... - zamyśliła się. - Nie czuję się źle, że tamci zginęli w wyniku działania mojej magii. Chyba po prostu słowa ciotki do mnie najbardziej przemawiają - spojrzała na ćwiczebny miecz. - Chyba dziś jednak odpuszczę trening.
Także spojrzał na jej miecz, następnie na swój. Nie przerywał jej gdy mówiła, tylko słuchał uważnie jakby słowa, które z jej ust padały, miały dla niego niezwykłą wagę. Mogła to być tylko gra, maska kryjąca znudzenie, a mógł faktycznie być zainteresowany jej zdaniem i tym co chciała mu przekazać w trakcie tej przemowy.

Na koniec uśmiechnął się.
- No i zabijanie magią to jednak nie jest wbijanie ostrza w ciało ofiary - stwierdził, odkładając miecz. Głownia stuknęła o drewno. Dźwięk ten był cichy, łatwo wplatający się w szum fal, krzykliwe nawoływania mew, których obecność świadczyła o bliskości jakiegoś lądu i nieco bliższych rozmów marynarzy. Ci ostatni nie zwracali już takiej uwagi na treningi młodej księżniczki, więc wokół dwojga młodych pasażerów nie kręcił się tłumek zainteresowanych. Rzec można było nawet, że wpleceni zostali w zwyczajowy obraz pokładu, stając się jego kolejnym, stałym elementem.
- Inaczej się czuje gdy się patrzy umierającemu przeciwnikowi w twarz, a inaczej gdy się nawet nie ma pojęcia gdzie dokładnie stoi - kontynuował Nichael, obrzucając wzrokiem najbliższe otoczenie, jakby czynność ta pomagała mu zebrać myśli. - Masz potężną magię w sobie i to, że nie czujesz się winna śmierci tamtych istot wydaje mi się niedobre. Nie żebym był świętym czy coś, albo oskarżał cię o bycie bezdusznym potworem, tylko… Tylko że pierwsze odebrane życie, czy nawet życia powinny chyba zostawiać jakiś trwały ślad. Coś jak taki znak, sygnał ostrzegający przed nieodwracalnością czynu. Uśpione zaklęcie, które aktywuje się gdy przekroczysz granicę.
- Nie jestem dobry w te gatki
- dodał po krótkiej chwili milczenia, przenosząc ponownie wzrok na swą rozmówczynię. - Moje siostry lepiej się do tego nadają, a nawet większość z braci. Mówię tylko to co myślę, czego nauczył mnie ojciec i matka. Wuj pewnie by określił ten sygnał za wiadomość o wejściu na właściwą ścieżkę, na której czekała moc i potęga, ale on ma specyficzne podejście do tych spraw. Chyba sama musisz do tego dojść. Do tego czy zabijanie stanie się dla ciebie chlebem powszednim czy jednak będzie powoli rozdzierało ci duszę. I to zarówno zabijanie tych złych jak i dobrych. Iskry życia, tak przynajmniej twierdzi matka, są w każdej istocie takie same. One nie są złe czy dobre. Mogą być silniejsze lub słabsze, ale nie obierają stron. Gasząc je powinno się mieć to na uwadze. Heh… Za dużo gadam - zakończył uniesieniem kącików ust i wzruszeniem ramion. Jego wzrok powędrował w stronę zejścia pod pokład, z którego wyłoniła się właśnie Gwiazda, skupiając od razu uwagę załogi. Pomachał dziewczynie, a ta mu odmachała jednak kroków swych nie skierowała w stronę brata i anielicy. Zamiast tego rozpoczęła powolny spacer, tym powolniejszy, że przerywany co chwilę koniecznością zamienienia paru słów z kolejnymi, napotykanymi marynarzami.

Anielica intensywnie myślała nad monologiem chłopaka. Skrzyżowała ręce przed sobą, ale moonri, na której obecność również zareagowała przyjaznym uśmiechem, odmachała końcówką skrzydła.
- No cóż... - zaczęła niepewnie. - ... Albo u mnie jest to kwestia siły przekonań co do słuszności moich działań, albo zwyczajnie nie mam sumienia - westchnęła odwracając spojrzenie. - Pewnie nie dowiem się póki kogoś nie zabiję bez użycia magi, mieczem czy sztyletem - mruknęła w zamyśleniu i skierowała wzrok ku niebu. Sama nie była w stanie określić jak to było z nią naprawdę. Nigdy wcześniej w swoim życiu nie musiała zmagać się z takimi przemyśleniami. Trzymana za bezpiecznymi murami zamku w Aler była z dala od wszelkich problemów, a na co dzień niczego jej nie brakowało. No może trochę tęskniła za rodzicami, którzy choć obecni to zawsze mieli na głowie dobro królestwa i obowiązki względem niego.
- Sumienie to rzecz względna, bym powiedział - jako że wzrok skierowany miała w innym kierunku, jedynym indykatorem tego, że Nichael się uśmiecha były wesołe nuty brzmiące w jego głosie. Najwyraźniej nie zamierzał traktować całej sprawy na poważnie albo też starał się dla jej dobra zbagatelizować problem posiadania, lub też nie, sumienia.
- Nie zaprzątaj sobie tym teraz głowy, księżniczko. Z czasem dojdziesz do odpowiedzi, a teraz wybacz ale pora bym ruszył siostrze na ratunek - dodał, po czym zostawił ją samą by, jak rzekł, udać się w stronę Gwiazdy, którą jak zwykle zdążyli już otoczyć marynarze.

Origa zazdrosnym spojrzeniem powiodła za rodzeństwem. Gdy ich widziała razem wtedy tym bardziej tęskniła za własnym bratem, który został w Alezji. Anielica była bardziej jak pewna, że on by wiedział jak ona się czuje. W końcu rozumieli się bez słów.

Nie chcąc się dłużej irytować, Origa odwróciła się na pięcie i podeszła do burty, oparła się na niej łokciami i wypatrzyła się w dal. Miała przy tym skwaszoną minę, jak to można było się spodziewać po niezadowolonej księżniczce.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline