Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-07-2017, 22:25   #11
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
Świetlica

Trudno było stwierdzić kiedy to zrobił, lecz elf opróżnił talerz z mięsiwa i właśnie dolewał sobie piwa. Był nawet trochę zadowolony z faktu, że Bertrand i Dolon poszli obejrzeć ciało, sam nie bardzo miał ochotę oglądać martwych.
- Powiedz, cóż sprawiło, że tak piękny kwiat zawędrował w te mroźne krainy? - Zagadnął Ilarię.

Panna Canvas powiodła wzrokiem za tymi, których tak ciągnęło do oglądania trupów. To zdecydowanie nie leżało w jej kręgu zainteresowań więc sama została tam gdzie siedziała.
- Przejazdem jestem - odparła, skupiając na elfie swoją uwagę. - Nudziło mi się, więc zaczęłam rozglądać się po okolicy. Tak natrafiłam na ogłoszenie. A szukanie ghula wydaje się być całkiem dobrą rozrywką, nie sądzisz? - stwierdziła uśmiechając się z beztroską.

Elf usiadł nieco wygodniej, a w tej pozycji dostrzec można było sztylet przy jego pasie.
- Jasne, gdyby nie to, że za drzwiami ptaki w locie zamarzają, no i znam jedną albo dwie znacznie ciekawsze rozrywki. - Powiódł wzrokiem po sali upewniając się, że zostali sami na świetlicy. - Na przykład teraz chętnie bym sprawdził jakie jeszcze skarby dla podniebienia skrywa schowek naszego dobrego gospodarza. - Mówiąc to mrugnął konspiracyjnie, brązowym teraz okiem.
- To magia? Czy cecha rasowa? - zapytała wprost Ilaria. - W sumie jedno nie wyklucza drugiego - mruknęła pod nosem w zamyśleniu. - Znaczy chodzi mi o twoje oczy. Tak zmieniają kolor. Mam znajomego co ma różne tęczówki oczu, ale on to sobie przypadkiem magią zrobił i mu tak zostało - zaciekawiła się.

- Bardziej cecha charakteru niż cokolwiek innego. - Odparł rozbawiony elf a jego oczy stały się jasnozielone. - Nikt z mych krewnych nie przejawia takiej cechy, a nawet jeśli to magia to bynajmniej nie moja. - Po tym stwierdzeniu spoważniał nieco a jego tęczówki zatrzymały się między stalową szarością i zimnym błękitem, jakby same nie mogły się zdecydować. - Myślę też, że o magii lepiej nie mówić w tej osadzie zbyt głośno. Miejscowi zdają się być nieco nerwowi, a nie chciałbym sobie wśród nich robić wrogów.
Ilaria wykrzywiła usta w lekkim, wyzywającym uśmiechu.
- Tak myślisz, że nie lubią tu magii? - zapytała i oparła się łokciami o blat stołu. - Niedobrze, bo jeszcze będą gotowi widłami mnie stąd pogonić - dodała z rozbawieniem, zacierając dłonie. - A może po prostu jakiś nekromanta się tu wdał? Takich to i ja nie lubię - westchnęła lekko.

- Całkiem możliwe, takich zwyrodnialców ciągnie do miejsc odludnych. - Przytaknął elf, jednocześnie szperajac w swej torbie, z której wyjął zawinięty w tkaninę zestaw misternie wykonanych sond, próbników i wytrychów wszelkiego rodzaju.
- No to zobaczmy czym gospodarz może nas jeszcze ugościć. - Uśmiechnął się niewinnie, niemal przepraszająco, i wybrawszy kilka narzędzi z bogatego zestawu, przymierzył się do sondowania zamka broniącego dostępu do magazynu sołtysa. Chwilę przy nim majstrował aż usłyszał satysfakcjonujące kliknięcie.
- Sezamie otwórz się! - Rozkazał cicho, cytując zasłyszaną kiedyś baśń. - Zobaczmy zatem cóż dobrego tu się skrywa. - Otwierał drzwi powoli, a zadowolony był przy tym jak dziecko które wszyscy chwalili za udany występ w teatrzyku.

Komódka była większą spiżarką, lecz zamiast pojemników z zakonserwowaną żywnością czy kiszonkami, od ziemi po sufit leżały beczułki z trunkami.
Nie było ich wiele, a dwa regały z obu stron wystarczały by pomieścić wszystko. Wewnątrz unosił się zapach starego drewna, rozlanego alkoholu i mysich odchodów.

- No cóż, skarbów Melendracha się przecież nie spodziewałem. - Elf był nieco zawiedziony swoim znaleziskiem. Przyjrzał się beczułkom szukając tych z nieco lepszego drewna niż pozostałe, nie noszących śladów wielokrotnego użycia. Potem obwąchał każdą beczułkę uważnie w nadziei, że jego czułe elfie zmysły wychwycą zapach lepszego trunku.
- A to co takiego? - Lugolas zainteresował się niepozorną beczułką która niemal umknęła jego uwadze. Pachniało elfowi lepiej niż pozostałe alkohole, do tego stopnia, że chętnie poszukał odpowiedniego naczynia na ten szlachetniejszy niż pozostałe trunek. Wybrał dwa najładniejsze ze znalezionych ceramicznych pucharów i napełnił je winem. Wychodząc ze spiżarni przymknął za sobą drzwi.
- Czym chata sołtysa bogata. - Rzekł proponując jedno z naczyń swej towarzyszce.

Kobieta zaśmiała się kręcąc głową i przyjęła od elfa naczynie. Powąchała zawartość, zrobiła minę z rodzaju "nie wydaje się złe" i upiła pierwszy mały łyk.
- Dobrze wiedzieć, że przy tobie to lepiej uważać na swój dobytek - mrugnęła do Lugolasa. - Wszechstronnie uzdolniony jesteś - pochwaliła. - Zagrać potrafisz, zamek otworzyć bez klucza... Co jeszcze masz w swym repertuarze? - zapytała na koniec.
- To niesprawiedliwe, sama nie chwalisz się swymi zdolnościami. - Elf odbił piłeczkę. - Awyznam, że to temat ktory zecydowanie bardziej mnie fascynuje.
- No cóż mogę o sobie powiedzieć... Mam kota, kuszę i kilka bełtów - westchnęła jakby jej osoba nie była temat godny jakiejkolwiek uwagi. - Ale skoro mamy pracować razem, to mogę się pochwalić że całkiem dobrze idzie mi z magią, szczególnie, gdy chodzi o ogniste zaklęcia - uśmiechnęła się zadziornie.

- Ha! Wspaniale - Elf szczerze się ucieszył, zaś jego fiołkowe oczy aż zabłyszczały gdy usłyszał słowa czarodziejki. - Zawsze lubiłem ogniste niewiasty, zwłaszcza piękne. - To o czym nie wspomniał to fakt, że przy panujących mrozach ogień był tym czego pragnął najbardziej, no może drugą z rzeczy których pragnął najbardziej.
Bez wyraźnego powodu Lugolas wyjął sztylet i zaczął się nim bawić, przerzucając między palcami. Po chwili cisnął nim. Ostrze ze świstem przecięło powietrze i wbiło się w ścianę, przyszpilając do niej radośnie wędującego karalucha. Wstał z krzesła, wyrwał broń z drewna i bez słowa strzepnął do ognia nabitego na ostrze stawonoga.
- Mam drobne zastrzeżenia co do naszego noclegu. - Skomentował krótko całą sytuację.
Ilaria wzruszyła ramionami i rozejrzała się.
- Nie przeszkadza mi. I tak nic lepszego w tej okolicy nie ma - stwierdziła. - Przynajmniej nie pada na głowę. A w namiocie bywa nieprzyjemnie, bo wiatr może wyszarpać go.

- Też prawda. - Elf wytarł ostrze dokładnie nim schował je do pochwy. - Ale nie obraziłbym się jakby mi wina pluskwiaki nie podpijały. No nic bądźmy wdzięczni za to co jest. Warto też by było rozpytać kiedy zacny najwyższy kapłan nabożeństwa odprawia, błogosławieństwo tego staruszka bardzo by nam pomogło.
- Czy ja wiem czy tak nam pomoże... - mruknęła w zastanowieniu Ila. - Tak bełkocze, że jeszcze czar gotów przeinaczyć i zamiast błogosławieństwa dostaniemy... Ochydny uwiąd - powiedziała z rozbawieniem. - Raz słyszałam opowieść jak jeden kapłan po pijaku rzucał wskrzeszenie… - zaśmiała się.

Elf machnął ręką.
- Nieważne czy naprawdę obdarzy nas boskimi względami, czy tylko skropi piwem. Liczy się by wioskowi zobaczyli całą ceremonię. - Legolas naświetlił towarzyszce swój plan. - Ludzka wiara to potężna siła, nawet bez magii, a ciepłe słowa kapłana mogą szybciej skruszyć lód serc mieszkańców wioski niż nasze najlepsze starania.
- W sumie jak tak stawiasz sprawę to czemu nie - westchnęła. - A cóż to za boga tu wyznają, bo nie zwróciłam na to uwagi.
- Nie mam pojęcia. - Odparł elf z brutalną szczerością i rozbrajającym uśmiechem. - Może Kossutha? To by było nawet miłe.

Canvas roześmiała się na jego słowa.
- Choć byłoby miło to nie sądzę, żeby tu akurat tego boga czczono - stwierdziła. - Ale widzę, że nie tylko mnie nie interesują sprawy boskie. Skąd pochodzisz?
- Z Cormanthoru. - Odparł elf machinalnie. - A o bogach zawsze wypowiadam się tylko z najwyższym szacunkiem… o wszystkich. Nigdy nie wiadomo który akurat słucha ani, jeśli już o tym mowa, który może pomóc w decydującej chwili. - Lugolas należał do tego szczególnego rodzaju wiernych gotowych uwierzyć nawet we wróżkę zębuszkę jeśli tylko ta mogłaby mu pomóc wydostać się z opresji.

- Cormanthor… - powtórzyła po elfie Ilaria. Zamyśliła się przez chwilę - To gdzieś w okolicach Cormyru? Eh, powinnam była bardziej uważać na wykładach z geografii - zganiła się. - Niestety kojarzę dobrze tylko zachodnią linię brzegową Faerunu i wybrzeże Lśniącego Morza - wzruszyła ramionami.
- Myth-Drannor. - Podpowiedział elf. - Każdy słyszał o Myth Drannor..
- Tak tak, o Myth Drannor mówi się chyba w każdej akademii magicznej. Elfy dowiodły jak bardzo można przesadzić z magią. Ponoć teraz tam same czarty zamieszkują - wspomniał jej się wykład z historii magii.

Lugolas westchnął przeciągle, ile to razy słyszał jak historia była przeinaczana w opowieściach. Jeszcze z trzydzieści lat temu pewnie by ostro protestował przeciwko takiemu skracaniu i upraszczaniu wielkiej tragedi jego przodków, lecz teraz tylko cicho sprostował.
- Już nie zamieszkują.
- Możliwe - Ilaria wzruszyła ramionami od niechcenia. - Nieszczególnie zwykłam uważać na zajęciach z historii. Poza kilkoma kilkoma wyjątkami jest ona wyjątkowo nudna - dodała, a kot który siedział jej na kolanach wstał, wskoczył na stół i wygiął grzbiet w łuk, przeciągając się. Usiadł, owinął się własnym ogonem i skierował wzrok na rozmówcę swojej pani. Spojrzenie jakim obdarował elfa przypominało zadufanego w sobie arystokratę patrzącego z wyższością na brudnego plebejusza. - W każdym razie co cię tu sprowadziło z tak daleka? - dopytywała panna Canvas.

- Wiesz jak to mówią, kto ścieżki prostuje… No i ja właśnie chciałem sobie jedną wyprostować a trafiłem tu, a skoro już jestem to pomyślałem sobie, że równie dobrze mogę pomóc miejscowym i przy okazji swojemu mieszkowi.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline