Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-07-2017, 23:00   #244
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
Paladynka natychmiast wyprostowała się i sięgnęła po buzdygan. Przestąpiła krok w kierunku wilka, by spróbować zniechęcić zwierzę do ataku i stanąć mu na drodze do dzieci.
- Nie ruszajcie się, ochronię was przed wilkiem - powiedziała do chłopców. - Won, psie! - krzyknęła do zwierzęcia. Wilk wyszedł zza zarośli patrząc dociekliwie na rycerkę, lecz nie wyglądał na agresywnego. Czworonóg jeżył się co prawda na grzbiecie, lecz było to naturalne w przypadku wystraszonych zwierząt. Wilk nie szczerzył kłów, ani nie warczał, ale nie wyglądał jakby również miał ustąpić i odejść.
Venora powoli, nie robiąc nagłych ruchów, wycofała się do chłopców, by osłonić ich sobą przed zwierzęciem. Prawą rękę z trzymanym w niej buzdyganem nieco opuściła, ale wciąż broń pozostawała w gotowości.

- Złapcie się za ręce i wracamy do wozu - powiedziała do Addiego i Inso, ponaglając ich. Venora nie spuszczała spojrzenia z wilka i tylko kątem oka zerkała na dzieci. Wolną rękę wyciągnęła do nich by ją pochwyciły.
Dzieci posłusznie wykonały polecenie Venory. Wilk spojrzał na nie z ukosa, po czym znów wbił ślepia w rycerkę. Kiedy zrobiła krok w stronę wozu, wilk również wzdrygnął się i zrobił dwa małe kroczki.
Poganiając dzieci paladynka powoli zaczęła za nimi iść. Nie spodobało jej się, że wilk za nią podąża, ale póki był on spokojny to nie miała powodu by go atakować.
- Odejdź stąd - powiedziała do zwierzęcia, ale już spokojniejszym tonem.


-Jest w swoim domu, czemu ma odejść?- usłyszała za plecami gardłowy głos. W półmroku ujrzała umazanego na twarzy i rękach krwią półorka. Zielonoskóry miał czarną, czuprynę i młode rysy twarzy. Jego ciało chroniła skórzana kamizelka, oraz karwasze i nagolenniki z fragmentów chityny, rogów i kości powiązanych sznurkami.
Venora przyjrzała się uważnie obcemu, odruchowo już sprawdzając jego aurę. Okazał się on nie mieć w sobie zła, więc paladynka od razu zrobiła się spokojniejsza. Nie mniej wciąż niepokoiły ją ślady krwi na półorku.
- Nie chcę, żeby za mną szedł, bo wystraszy moje dzieci - odparła do nieznajomego. - My już stąd wynosimy się, szukałam jedynie mojej zagubionej dwójki - wyjaśniła zatrzymując się tak by dzieci stały za nią.
-Chyba niezbyt z Ciebie dobra matka, skoro nocą w lesie gubisz swoje pociechy… zakpił z niej, lecz nie wyglądał jakby chciał ją zatrzymać.
Dopiero wtedy Venora zdała sobie sprawę z gafy jaką popełniła, przez nieznajomy od razu określił ją jako ich rodzicielkę. Już miała to sprostować, lecz nie miało to przecież znaczenia. Przestąpiła kilka kroków, ale znów się zatrzymała.
- Zaatakował nas licz ze swoimi nieumarłymi. Ale na szczęście już go pokonałam - odparła mu. - Czy... Mieszkasz w tych rejonach? - zapytała zaraz, uznając że może jej pomoże w jednej sprawie. - Wiesz może gdzie miał swoją kryjówkę? - dopytała.

-Hm… Ostatnimi czasy coraz częściej pojawiał się tutaj w lesie, by szukać trupów do swej nieumarłej hordy. Miałem z nim pakt. Nie wchodziłem na jego teren, a on nie bezcześcił swoją obecnością tych lasów. Złamał dane słowo, dlatego cieszę się, że go zabiłaś… Niestety jego krypty strzegą straszne istoty- przestrzegł Venorę.
- On wróci i znów będzie nachodził ten teren skoro raz już to zrobił. Możliwe, że w końcu i ciebie zaatakuje - odparła paladynka. - Niestety teraz nic z tym nie zrobię, gonią mnie moje własne obowiązki. Powiedz mi jednak gdzie on ma swą kryptę i co jej strzeże, a spróbuję w inny sposób pomóc.
-Na północ stąd znajdują się Zielone Moczary. Kiedy napotkasz żywe drzewa, będziesz wiedziała, że jesteś na miejscu- półork spojrzał na towarzyszące rycerce dzieci -Tylko nie zabieraj tam malców. Nie spodoba im się na pewno…- zamilknął patrząc na Venorę pozbawionym emocji wzrokiem.
- Nie zamierzam - rzuciła i ruszyła w drogę powrotną do wozu.

Nieznajomy odprowadził Venorę wzrokiem, podobnie jak jego wilczy towarzysz. Rycerka udała się do wozu. Balthazaar zdążył uporać się z problemem i czekał na nią siedząc na koźle z niecierpliwością.
Venora podsadziła chłopców na wóz, po czym sama na niego wsiadła.
- Jedźmy już do celu - odparła do smoczydła. Oparła się o skrzynię i przetarła twarz. Czuła się bardzo zmęczona, bo jeszcze nie miała okazji tej nocy się choćby zdrzemnąć. Smoczydło spojrzało na nią z lekko przechyloną w bok głową, czekając na nieco dokładniejsze wytyczne, co do tego “celu”. Rycerka wytłumaczyła Balthazaarowi jak ma jechać i ruszyli. Dzieci siedziały razem tuląc się do siebie. Noc nie była taka zimna, ale maluchy ciągle były wystraszone tym czego były świadkiem.

Venora pomimo zmęczenia starała się jak mogła by pocieszyć dzieci. Nie było to łatwe, może nawet niewykonalne, lecz na pewno nie poprzestawała na staraniach. Po godzinie drogi jej podopieczni nieco ochłonęli i nawet dali się namówić na zjedzenie czegoś. Na taką czarną godzinę panna Oakenfold miała odłożone odrobinę słodyczy, które kryła przed nimi przez cały ten czas. Po zjedzeniu czekolady dzieci w końcu, jedno po drugim, zaczęły zasypiać. Rycerka miała olbrzymią ochotę pójść w ich ślady lecz poczucie obowiązku chronienia wszystkich na to jej nie pozwalało. Wciąż była zła na Balthazaara i nie zapowiadało się, by prędko to się zmieniło, ale przynajmniej teraz nie przeszkadzało już jej, że smoczydło było takim milczkiem. Dlatego też paladynka zajęła swoje myśli modlitwą do Helma, za tych wszystkich, którzy byli bliscy jej sercu.

25 dzień Przypływu lata 1372 roku rachuby Dolin. Dom rodzinny Oakenfoldów.

W końcu po tak bardzo burzliwych i pełnych przygód, walk i stresu dniach Venora wróciła do domu. Było niedługo po świcie, kiedy w oddali ujrzała chatę. Młot był wykończony szarpaniem wozu i nawet zbytnio nie prychał. Nagle drzwi z domu stanęły otworem i w progu pojawił się Dorner -Na bogów! Wróciła!- krzyknął na całe gardło. Mężczyzna podbiegł pod wóz. Netir i Ergon zbudzili się w między czasie i widząc ojca od razu skoczyły mu z wozu na ręce.
Po chwili w progu zjawiła się żona Dorna, oraz wciąż zabandażowany miejscami Gerwin.
-Córeczko…- ewidentnie się wzruszył widząc Venorę całą i zdrową.
Rycerka zeskoczyła z wozu i nieco zachwiała się, zmęczona wydarzeniami ostatniej doby. Oparła się o wóz i po złapaniu równowagi podeszła do ojca. Uśmiechnęła się szeroko, zadowolona, że się udało. Niestety zmęczenie było bardzo wyraźne na obliczu paladynki.
- Obiecałam, że ich uratuję - powiedziała Venora patrząc na brata i bratową, po czym przytuliła się do swojego ojca.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline