Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-07-2017, 14:55   #246
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
~***~

Od razu po skończonym obiedzie Venora zaczęła się szykować do drogi. Duży wóz został zastąpiony lekką dwukółką, przez co Młot miał zdecydowanie mniejszy ciężar do ciągnięcia, więc i droga powinna powinna szybciej minąć. Ojcu rycerka wręczyła worek złota, tłumacząc, że przyda im się teraz to bardziej niż jej. Zaczęła pakować wszystko to co musiała ze sobą zabrać, w tym księgę, którą dał jej Albrecht do uczenia się języka niebiańskiego, a w którą nie dane było jej zajrzeć z powodu tych wszystkich wydarzeń, co się zadziały w międzyczasie. Zaraz też zdała sobie sprawę, że jest w ciągłym biegu odkąd tylko wróciła ze swojej misji w Grumgish.
~ Chyba dopiero po śmierci będę mogła liczyć na odrobinę odpoczynku ~ przyszła jej do głowy ta ponura myśl. Panna Oakenfold czuła zdenerwowanie odkąd zaczęła się pakować. Nie miała ochoty wracać, ale dobrze wiedziała, że musi to zrobić, bo tego wymagała od niej lojalność względem przyjaciół i rodziny, której dobre imię na pewno by ucierpiało, gdyby nigdy nie wróciła do zakonu. Co gorsze podróż w towarzystwie gburowatego smoczydła nie zapowiadała poprawy jej nastroju.

A w świadomości ciągle miała widmo powracającego do "życia" licza, przez którego wciąż czuła obawę o swoich bliskich.
~ Nie minęła jeszcze nawet doba, a one mają zwyczaj wracać w przeciągu dekadnia ~ na chłodno zaczęła oceniać szansę tego czy zakon wyśle kogoś tu, by pozbyć się trupa. Zmartwiła się, bo nie dość, że nie miała gwarancji, że pomoc dostanie to jeśli by faktycznie zakon kogoś posłał, to będzie on już miał problem z walka, gdyż nekromanta tym razem będzie przygotowany i jeszcze bardziej niebezpieczny. A świadomość tego tylko bardziej ją martwiła.
Paladynka rzuciła to co robiła i poszła szukać Balthazaara.
- Wracamy do lasu. Musimy znaleźć ten przeklęty relikwiarz - powiedziała do smoczydła gdy tylko go dostrzegła nieopodal stajni. - Weźmiemy jeszcze jednego konia to powinniśmy dotrzeć na miejsce gdzie go znaleźliśmy w przeciągu godziny. Opiekun tutejszego lasu wspomniał mi gdzie jest krypta licza.

Balthazaar spojrzał badawczo na towarzyszkę zastanawiając się, czy aby dobrze słyszy. W zasadzie to jednak go to nie dziwiło, mimo iż poznał Venorę tak niedawno. Wielkolud wziął głęboki wdech i lekko pokręcił głową, ale przemilczał komentarz, tak jak miał to w swoim zwyczaju. Niedługo później byli już gotowi do drogi. Koń, na którym miał jechać Balthazaar najwyraźniej nie był zadowolony z tego pomysłu. Wierzchowiec prychał nerwowo i tupał nogą, a smoczydło wcale nie pomagało, próbując uspokoić konia warczeniem i szarpaniem za uzdę. Jaszczur nie był typem jeźdźca i wcale tego nie ukrywał.
Venora pokręciła głową na ten cyrk.
- Pojedziesz na Młocie - mruknęła z niezadowoleniem i podeszła do kasztanowego konia pociągowego, który też był przyuczony do jazdy wierzchem. - Pośpiesz się, musimy uwinąć się przed zachodem - ponagliła smoczydło.
Jaszczur był ewidentnie niezadowolony z pomysłu Venory. Pewnie nie chodziło tylko o samą jazdę konno, ale przede wszystkim próby odszukania relikwiarza nekromanty. Przysięga była jednak rzeczą świętą i Balthazaar modląc się o większe zasoby cierpliwości ruszył na kolejną, samobójczą misję za Venorą.


Panna Oakenfold słyszała o tych moczarach. Kilka różnych źródeł informacji wspominało o tym miejscu w przeszłości, lecz nigdy nie były to jakieś przestrogi, lub coś w ten deseń. Rycerka wiedziała jednak, że skoro są bagna to i będzie roiło się od potworów i sam relikwiarz może nie być tak wielkim problemem. Granicę bagien wytyczała linia dzieląca zdrową, zieloną roślinność z wyschniętą lub zgniłą. Chorowite, lub martwe drzewa wystawały z ponad zielonej tafli śmierdzącej wody. W powietrzu roiło się od robactwa.
Balthazaar spojrzał na rycerkę czekając na dalsze instrukcje. Bagna zdawały się nie mieć końca ani na wschodzie, ani zachodzie.
- Zielone Moczary. Teraz tylko zostaje nam szukać żywych drzew - odezwała się Venora, po raz pierwszy odkąd wyruszyli. - Lepiej zostawmy tu konie, będą bezpieczniejsze po zdrowej stronie lasu
Smoczydło spojrzało na opancerzoną towarzyszkę od stóp do głów. Rycerka chciała udać się na bagna w ciężkiej zbroi, lecz jaszczur tego nawet nie skomentował.

Balthazaar ruszył przodem. Jego długie nogi poruszały się lekko i bez problemów. Już po pierwszych, kilku krokach woda sięgała mu do pasa, a Venorze niemal do piersi. Zmącona woda zaczęła śmierdzieć jeszcze bardziej niż dotychczas i rycerka musiała na chwilę zatkać sobie nos i przysłonić usta by nie zwymiotować.
Przedzierali się w ten sposób dobrą godzinę. Woda raz był płytka, a innym razem znów głęboka, ale smoczydło cały czas czujnie badało teren dając Venorze poczucie bezpieczeństwa. Para poszukiwaczy przygód dotarła w końcu do miejsca, gdzie grunt wystawał ponad powierzchnię wody. Przy brzegu leżało wielkie, powalone drzewo, na którym usiadł Balthazaar. Marsz w wodzie bardzo ich zmęczył a ciągle nie wiedzieli ile jeszcze przyjdzie im szukać. Było duszno, śmierdziało, a gęste korona drzew nie dopuszczająca promieni słońca tworzyła półmrok. Przynajmniej człowiek po takim czasie przedzierania się przez te bagna miał okazję zdążyć przywyknąć do wszechobecnego smrodu. Paladynka ze zmęczoną miną usiadła na tym samym konarze co i jaszczuroczłek. Wyciągnęła bukłak i napiła się z niego.
- Odpoczniemy chwilę i ruszamy dalej - oznajmiła tonem, który dawał jasno do zrozumienia, że niedogodności ani trochę nie ostudziły jej zapału by dopaść licza. - Krypta będzie musiała być na jakimś stabilnym terenie. Coś jak tu, tylko większe… - myślała na głos.

Rozglądając się dookoła Venora dostrzegła obserwującą ją z gałęzi sowę. Ptaszysko wpatrywało się w ich kierunku bez mrugnięcia okiem kilka długich chwil, aż w końcu odfrunęło gdzieś w dal. Venora dała sobie jeszcze parę chwil, aż w końcu zebrała się i ruszyli dalej. Marsze w przemoczonym ubraniu, w dodatku pod ciężką zbroją był bardzo nieprzyjemny. Z każdym, kolejnym krokiem rycerka czuła jak jej irytacja rośnie i rośnie, aż w głębi serca zapragnęła zrzucić z siebie zbroję i przemoczone ubranie. Marsz trwał dobre dwie godziny, aż w końcu przypadkiem, kiedy osłaniała twarz przed gałęziami krzaku, dostrzegła dziwne symbole, wyryte na drzewie. Coś w środku jej podpowiadało, że są już blisko.
Tutaj światło dnia nie docierało prawie w ogóle. Na szczęście ziemia pod stopami była w miarę twarda i ubita, przez co nie trzeba było się wysilać przy stawianiu każdego, jednego kroku.
- Chyba zaraz będziemy u celu - powiedziała rycerka, wchodząc dalej na twardy grunt. Venora zaczęła rozglądać się po pniach drzew w poszukiwaniu znaków, podobnych do tych, które wcześniej dostrzegła.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline