Jadąc z karawaną Diuk doszedł do porozumienia z szefem wozaków, w zamian za hasło od świętych dostał całkiem nie kiepską kolczugę. Karl ucieszył się z nowego pancerza bo już dwukrotnie oberwał po ramieniu co za trzecim razem mogło skończyć się utratą jebanej kończyny.
Kawałek dalej natknęli się na jakiś patafianów w lesie i fortuna chciała, że połowa tych patafianów to były ich patafiany z Baronem na czele. Ale się wtedy działo oj się działo. Oleg, ten cichy leśny ludek najebał się w trzy dupy stratami tak że aż Diukowi zrobiło się głupio i wyjebał jednego bysiorka na hejnał. Postój przyniósł kilka rewelacji.
Po pierwsze Sal potwierdził, że hasło jakie Diuk sprzedał woźnicy jest prawdziwe.
Po drugie Diuk potwierdził, że Baron nie pierdolił faraonów z amnestią, a i zdaniem Diuka jak na razie na zawszonym łonie armii źle nie mieli. Sam Diuk podsumował służbę słowami.
- Co ja ci będę pierdolił Sal, to łatwa kasa. Jasne może chodzę trochę więcej niż jak obijałem mordy dla gangu no i może trochę tego pierdolenia z tymi ranga i tym kto na kogo sra, ale mówię Ci, że korzyści są większe. Po pierwsze żołd stabilny, referować dobra w imię armii też czasem się da. Ludzie cię szanują bo mundur masz a łowcy nagród czy prawilne prawniczki jak ten Flicker to mi mogę lewe jajo possać bo prawo to ja. - Diuk uśmiechnął się szeroko a ręką złapał się za krocze. - A co do tych rozkazów i to rób tak jak ja. Słuchaj co mówi ten malowany baran. - Wskazał na Barona w oddali. - A najlepiej to trzymaj się khazada. Jest pierwszy po Baronem a do tego równiacha. Wódki się napije i w mordę da.- Karl spędził resztę wieczoru w towarzystwie ludzi Sala i Olega najebanego jak kościelny na odpuście.
Gdy dotarli do pobojowiska Diuk był w szoku widokiem jaki zastali. To nie miało sensu. Żaden szanujący się złodziej nie dokonałby takiej rzeźni. Być może kodeks złodzei był lub nie był mitem rozpowszechnianym przez Bardów, I być może miał on lub nie miał niewiele wspólnego z owym fachem, ale prawdą było, że w większości zorganizowanych "organizacji" istniały pewne reguły i przepisy. Niektóre karały łamanie pewnych norm nawet śmiercią, jak to miało miejsce w przypadku zabijania dzieci na włamie czy odcinania części twarzy za okradnia najbiedniejszych. Mimo wszystko widok masakry postawił Diukowi włosy na karku.
Diuk robił w życiu wiele popierdolonych rzeczy. Raz zajebał typa jego własną drewnianą nogą. Flisak kutas pół roku nie spłacał pożyczki za łódź. Chuje to kogo obchodziło wtedy, że susza i klientów brak. Innym razem na zlecenie nasrał kapitanowi straży miejskiej do komina akurat gdy ten zajadał niedzielny obiad z rodziną. Był jeszcze ten raz gdy porwał psa pewnej szlachcianki dla okupu, a gdy ta zamiast jak porządny obywatel zapłacić nasłała na Diuka prawilnych poszukiwaczy przygód, ten owych awanturników najebał, baronowej wysłał surowiznę z rzeźni, z liścikiem że to jej pupilek a kundla zatrzymał, aż ten nie zdechł jakiś czas temu po walce ze szczurem co z resztą złamało Karlowi serce jak krzesło nos.
Niemniej nic co do tej pory robił Diuk nie było tak popierdolonych jak to co właśnie widział.
Karl Topher zabrał z miejsca zbrodni kawałek węgla ze zniszczonych wozów i narysował symbol złodzei na wozach jakie transportowali, ot tak, dla pewności.
Karawana ruszyła w dalszą drogę a Diuk leczył odciski u Abelarda, przy okazji cyrulik zmienił mu opatrunek. Wtedy zatrzymali ich oni. Konne paniczki którym źle z ryja patrzyło. Chyba nie tylko Diuk to zauważył bo wszystkie chłopy nagle na ich widok posępniały. Nagle dziób otworzył Leo i Diuk uśmiechnął się jedynie i powiedział sam do siebie, ale każdy w zasięgu słuchu mógł go usłyszeć.
- To będzie dobre. - Po chwili dodał. - Czy on się kiedyś kurwa nauczy by nie otwierać ryja? Naprawdę. Jak oni kurwa wychowują te bękarty w Tilei. - Zakończył żartobliwie.
Ostatnio edytowane przez Baird : 01-09-2017 o 04:27.
|