|
Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
29-08-2017, 11:14 | #91 |
Reputacja: 1 | Oleg radośnie przeskakiwał między starymi znajomymi, a nowym oddziałem. Choć więcej czasu spędził z Salem oczywiście racząc poinformować go, że dane mu było spotkać tego Flickena z tych Flickenów. Chociaż zawzięty pies odgrażał się Salefikowi z pięścią w powietrzu to na włóczykij był tym bardziej przejęty niż adresat tych gróźb. Brak bezpośredniej kontroli, towarzystwo zaufanych osób i nienadzorowany dostęp do trunków objawiło oddziałowi nową twarz Olega. I nie chodziło o jej coraz to bardziej rumiany blask sugerujący to, że Frietz przestał w pewnym momencie martwić się o to, żeby jedna dwudziesta starczyła dla wszystkich. Salefik był tym widocznie rozbawiony, ale jego ludzie mimo pewnej sympatii trzymali dystans. Zwłaszcza chudy Josef, którego Oleg wyzwał na pojedynek, wbrew jego woli, popisując się nowo nabytymi umiejętnościami. Już samo wymierzenie ostrzem broni w jego kierunku wywołało zdecydowany niepokój, a kiedy Włóczykij zamilkł i uspokoił ruch przed szarżą Josef nawet dotknął rękojeści miecza. Kiedy jednak Włóczykij zmęczony całodzienną aktywnością, słońcem i procentami potknął się o wystający kamień upuścił broń padając na dupsko, jak berbeć po pierwszych w życiu krokach Josef zaniósł się śmiechem i podał mu ramię. Wtedy to Oleg zerwał się i pociągną do siebie chudzielca podkładając mu nogę tak, że po chwili obaj stękając szamotali się na szutrowej drodze wzbijając w powietrze chmurę żółtawego kurzu. - Pokazała mi to taka jedna Sigmarytka! - Wrzasnął radośnie Frietz kładąc się płasko na ziemi i rozkładając ręce. Uwolniony Josef wstał szybko i otrzepał spodnie. - Powaliło Cię Frietz! Weź się opanuj oszołomie! - Mniej rozbawiony Josef odpluł zgrzytający w zębach piach i bezceremonialnie odszedł z chmurną miną od sapiącego Olega wciąż leżącego na krzyż na środku drogi tak, że reszta roześmianej ferajny musiała go przekraczać. Dopiero nadjeżdżający powóz zmotywował go to wstania z ziemi. Łapnął halabardę i ruszył lekkim truchtem do drugiej ulubionej osoby w zbójeckiej bandzie. - Widziałaś? Pokazała mi to taka jedna Sigmarytka - zagadną Marthę łapiąc ciężkie oddechy. - Taaak, niesamowite - Odparła rudowłosa, która ewidentnie nie miała ochoty na rozmowę. Może to z powodu dokuczającej rany, ale wydawała nie odwzajemniać sympatii Olega. - Może byś skończył już błaznować?! - odwróciła swoje blade, naznaczone piegami, markotne lico do rozmówcy i zmarszczyła wąskie brwi widząc to brudne, dyszące i pijane nieszczęście - I nie pij już, masz dosyć. Przynieś Trochę dla mnie, bo mi zasycha w gardle od tego pyłu. - dodała despotycznym tonem gryzącym się z jej łagodną urodą. Oleg z niewinnym uśmiechem wyciągną naczętą flaszkę z plecaka. Martha wzięła ją i zamoczyła usta. - I zawołaj do mnie Sala - Powiedziała odstawiając koło siebie butelkę i pobłażliwie kręcąc głową, kiedy Oleg posłusznie odszedł bez słowa. Resztę trasy Oleg przesiedział spokojnie dając sobie chwilę wytchnienia pod okiem Sala i Marthy, lub Barona i Detlefa, chociaż widać było, że unikał karcącego wzroku tych drugich. Zupełnie, jakby zdawał sobie sprawę z tego, że nie tak powinien się zachowywać członek armii za którego być może już zaczął się postrzegać. Ostatnio edytowane przez Morel : 29-08-2017 o 11:28. |
30-08-2017, 15:57 | #92 |
Reputacja: 1 | Po prawdzie, Abelardowi nie zależało jakość wybitnie na złapaniu elfa. Oczywiście, chciał uniknąć kary i z tegoż wywodził sobie sensowność wykonania rozkazu - jednak gdy długouchy nie wypływał a w pościg za nim ruszyli konni, puścił sprawę w niepamięć. Tym bardziej, że Walter (który z jakiegoś powodu jako jedyny z oddziału nie wahał się zagadywać do cyrulika) przyniósł do zidentyfikowania przetworu zielarskie. Odnalezione flakony należały zapewne do wojska - na szczęście spotkanie przy rozbitej karawanie szybko rozwiązało wątpliwości co do możności użycia znalezisk. |
30-08-2017, 19:24 | #93 |
Reputacja: 1 | Kapral nie uczestniczył w oględzinach pobojowiska, ograniczając się do spluwania na ziemię i sporadycznego kopania jakiś śmieci pozostałych po rozgromionym transporcie. Czym innym było napadanie na kupców lub nawet żołnierzy i grabienie majątku, a czym innym wyżynanie wszystkich w pień, wliczając w to zwierzęta same w sobie stanowiące sporą wartość. Napastnikom nie chodziło o grabież, tylko o sabotaż wissenlandzkiej armii i zakłócenie dostaw zaopatrzenia, bez którego każda armia przestaje stanowić realną wartość bojową. Jeśli mieli być przydzieleni do ochrony transportów, to oznaczało to wyłącznie kłopoty, a nie lekką i przyjemną fuchę jakiej można było się spodziewać. - Kurwa... - warknął niezadowolony. Nieludziom zawsze wiatr w oczy... Dalsza droga biegła bez przeszkód, za wyjątkiem pajacowania Frietza. Zażyłość, jaką darzył leśnych zbójów kazała ponownie pochylić głowę nad desperacją włodarzy prowincji, skoro do armii brano wszystko jak leci. Póki sierżant nic nie marudził i szeregowy nie naprzykrzał się krasnoludowi bezpośrednio, to Detlef wspaniałomyśnie postanowił błaznowanie poborowego Frietza ignorować. Jak to mawiają - "na świecie jest więcej latryn do wykopania, niż ci się wydaje, żołnierzu". Krasnolud uznawszy, że w życiu nachodził się więcej, niż kilku człeków razem wziętych zabunkrował się na jednym z wozów i poświęcił nowo odkrytej w sobie pasji - rusznikarstwie. Z zawziętą miną grzebał przy pistoletach i rusznicy kuriera (upewniwszy się wcześniej, że broń nie była nabita), starając się zrozumieć zasady działania języka spustowego, kurka, panewki, wyciora, stempla i czynności, jakie należy ogarniać umysłem przy obsłudze broni palnej. Dopiero pod koniec następnego dnia ich oczom ukazał się wzbudzający ciekawość kaprala widok. Dwudziestka jeźdźców, z kolejnym dumnym jak kogut szlachciurą na czele prowadziła luzaki. I te właśnie konie zwróciły uwagę khazada. Starając się sprawiać wrażenie znudzonego nudną służbą trepa przyjrzał się dokładnie prowadzonym wierzchom. Interesowało go szczególnie, czy konie nie noszą śladów poparzeń podobnych do tych, które widzieli na trupach na polanie. Już po chwili znał odpowiedź. Jeśli kaprala nie myliło przeczucie mieli przed sobą sprawców ataku na transport, którego resztki widzieli niedawno. Luzaki wyglądające zupełnie jak konie używane do ciągnięcia wojskowych wozów poznaczone były tu i ówdzie śladami oparzeń. Jaka była szansa, żeby na obszarze, na którym nie toczono walk konie znajdujące się na wyposażeniu armii miały takie właśnie obrażenia? Oddział był wyposażony w broń palną, której ślady widzieli na pobojowisku. Thorvaldsson był pewien, że dowodzący oddziałem właśnie ocenia wielkość strat w przypadku ataku frontalnego oraz nocnej zasadzki. Czyżby mieli stać się ofiarami kolejnego ataku? Detlef podniósł się z miejsca, w którym siedział i przeciągnął ziewając przy tym rozdzierająco. W czasie tej niewinnej z pozoru czynności namierzył miejsce, w którym znajdował się sierżant. Bez pośpiechu zlazł z wozu i poczekał, aż rozmawiający o czymś z Małym Karlem Baron się z nim zrówna. - Jest temat, sierżancie. - Zagaił cicho. - Udawajcie, że szukacie tytoniu do mojej fajki, żeby nie nabrali podejrzeń. - Mówiąc to wyciągnął z kapciucha wspomniany przedmiot. - To chyba oni napadli na wojskowy transport... - Powiedział prawie się zapominając i omal nie skinąwszy w stronę jeźdźców. - Luzaki, które ciągną są poparzone jak trupy tych z polany. Do tego wcale nie przypominają tych, na których jadą. To są przebierańcy, jak nic. Jeśli dołączyli do tamtego transportu jako niby eskorta, to nie dziwota, że wymordowali ich we śnie bez strat własnych. Mają samopały, więc dziury po kulach też mogli zrobić. - Powiedział niemal jednym tchem. - Jestem pewien, że ten kutaszon na czele właśnie knuje jak się do nas dobrać. Wydaje mi się, że jest nas zbyt dużo, żeby próbowali teraz, ale albo zaraz postanowią dołączyć, albo pojawią się niby przypadkiem na wieczornym popasie, albo spróbują w nocy. Jak bum cyk. - Przedstawił swoje podejrzenia. - Są na obcym terenie, więc muszą ograniczać straty, żeby jak najdłużej zachować zdolność bojową. - Dodał. - No i my możemy ich teraz z zaskoczenia albo przygotować się na wieczór i zrobić zasadzkę na postoju. W każdym wypadku będzie ciężko, ale jeśli się dobrze przygotujemy, to może zaskoczonych będzie łatwiej pokonać. A tego skurkobańca w oficerskich gaciach trzeba na postronek i do Grubera. Za dywersantów zasłużymy na medal, a tych tam leśnych ludków wezmą za patriotów. - Przedstawił swój ogólny plan. - Możecie z nimi pogadać i wypytać o kilka szczegółów, ale jeśli się zorientują, to zaatakują tutaj, żeby świadków nie było którzy ich rozpoznali. Jeśli dołączą wieczorem pod byle pretekstem, to cyrulik może ich jakoś otumani ziółkami w kolacji i sprawdzimy jakie mają przy sobie rozkazy. A jeśli przyjdą z bronią w rękach, to chyba nie trzeba sprawdzać, co to za jedni, tylko bić jak najmocniej i patrzeć, czy równo puchnie. - Ciągnął dalej. - Będziemy musieli wszystkich wprowadzić w plan, bo nasze szanse jeszcze bardziej zmaleją. - Co wy na to? - Zapytał Barona.
__________________ I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee... Ostatnio edytowane przez Gob1in : 30-08-2017 o 20:46. |
31-08-2017, 08:34 | #94 |
Reputacja: 1 |
|
31-08-2017, 11:19 | #95 |
Reputacja: 1 |
__________________ by dru' Ostatnio edytowane przez druidh : 01-09-2017 o 23:58. |
31-08-2017, 15:45 | #96 |
Reputacja: 1 | Walterowi nie podobał się widok pobojowiska- trupy zabitych, pewnie we śnie, ludzi "zdobiły" trawę polanki. Na szczęście dość szybko z niej odjechali. Cyrkowiec w krótkim czasie zapomniał o zostawionym w tyle miejscu. Szedł obok wozów, wesoło nucąc wissenlandzkie piosenki. Od czasu do czasu brał łyk piwa, znajdujący się w bukłaku elfa. Nie zwracał za bardzo uwagi na otoczenie. Nie obchodziły go popisy Olega. Zaczęli zbliżać się do jakiegoś większego miasta. Woźnica mówił że jest to Wissenburg, lecz Walter nie umiał potwierdzić jego słów- nigdy nie był w okolicy tego miasta. Co prawda zdarzało się być z cyrkową trupą w Meissen czy Pfeildorfie, ale nigdy nie przejeżdżali przez Wissenburg. Rozmyślania cyrkowca przerwało pojawienie się konnych. Walter spojrzał na nich, następnie wypowiedział w myślach modlitwę do Sigmara. Coś mu się nie podobało w tych ludziach. Nie potrafił określić co, ale wolałby się trzymać od nich z daleka. |
31-08-2017, 17:59 | #97 |
Reputacja: 1 | Oficer odpowiedział na salut sierżanta. |
31-08-2017, 20:58 | #98 | ||
Reputacja: 1 | Loftus cały czas był lekko oszołomiony mocą jaką przez chwilę „władał”. Nie był też pewien jak jego towarzysze będą odnosić się do niego po ostatnim pokazie. Z większą nieufnością? Strachem, czy bojaźnią? A może z większym szacunkiem lub po prostu będą go unikać. Dlatego trzymał się lekko na uboczu. Dowódca jednak nie bał się skorzystać z rady ucznia czarodzieja, może i inni przejdą nad tym do porządku dziennego. Gdy nastał czas obozowania uczeń czarodzieja podszedł do niziołka.
__________________ Mistrz gry nie ma duszy! Sprzedał ją diabłu za tabelę trafień krytycznych! | ||
01-09-2017, 04:13 | #99 |
Reputacja: 1 | Jadąc z karawaną Diuk doszedł do porozumienia z szefem wozaków, w zamian za hasło od świętych dostał całkiem nie kiepską kolczugę. Karl ucieszył się z nowego pancerza bo już dwukrotnie oberwał po ramieniu co za trzecim razem mogło skończyć się utratą jebanej kończyny. Kawałek dalej natknęli się na jakiś patafianów w lesie i fortuna chciała, że połowa tych patafianów to były ich patafiany z Baronem na czele. Ale się wtedy działo oj się działo. Oleg, ten cichy leśny ludek najebał się w trzy dupy stratami tak że aż Diukowi zrobiło się głupio i wyjebał jednego bysiorka na hejnał. Postój przyniósł kilka rewelacji. Po pierwsze Sal potwierdził, że hasło jakie Diuk sprzedał woźnicy jest prawdziwe. Po drugie Diuk potwierdził, że Baron nie pierdolił faraonów z amnestią, a i zdaniem Diuka jak na razie na zawszonym łonie armii źle nie mieli. Sam Diuk podsumował służbę słowami. - Co ja ci będę pierdolił Sal, to łatwa kasa. Jasne może chodzę trochę więcej niż jak obijałem mordy dla gangu no i może trochę tego pierdolenia z tymi ranga i tym kto na kogo sra, ale mówię Ci, że korzyści są większe. Po pierwsze żołd stabilny, referować dobra w imię armii też czasem się da. Ludzie cię szanują bo mundur masz a łowcy nagród czy prawilne prawniczki jak ten Flicker to mi mogę lewe jajo possać bo prawo to ja. - Diuk uśmiechnął się szeroko a ręką złapał się za krocze. - A co do tych rozkazów i to rób tak jak ja. Słuchaj co mówi ten malowany baran. - Wskazał na Barona w oddali. - A najlepiej to trzymaj się khazada. Jest pierwszy po Baronem a do tego równiacha. Wódki się napije i w mordę da.- Karl spędził resztę wieczoru w towarzystwie ludzi Sala i Olega najebanego jak kościelny na odpuście. Gdy dotarli do pobojowiska Diuk był w szoku widokiem jaki zastali. To nie miało sensu. Żaden szanujący się złodziej nie dokonałby takiej rzeźni. Być może kodeks złodzei był lub nie był mitem rozpowszechnianym przez Bardów, I być może miał on lub nie miał niewiele wspólnego z owym fachem, ale prawdą było, że w większości zorganizowanych "organizacji" istniały pewne reguły i przepisy. Niektóre karały łamanie pewnych norm nawet śmiercią, jak to miało miejsce w przypadku zabijania dzieci na włamie czy odcinania części twarzy za okradnia najbiedniejszych. Mimo wszystko widok masakry postawił Diukowi włosy na karku. Diuk robił w życiu wiele popierdolonych rzeczy. Raz zajebał typa jego własną drewnianą nogą. Flisak kutas pół roku nie spłacał pożyczki za łódź. Chuje to kogo obchodziło wtedy, że susza i klientów brak. Innym razem na zlecenie nasrał kapitanowi straży miejskiej do komina akurat gdy ten zajadał niedzielny obiad z rodziną. Był jeszcze ten raz gdy porwał psa pewnej szlachcianki dla okupu, a gdy ta zamiast jak porządny obywatel zapłacić nasłała na Diuka prawilnych poszukiwaczy przygód, ten owych awanturników najebał, baronowej wysłał surowiznę z rzeźni, z liścikiem że to jej pupilek a kundla zatrzymał, aż ten nie zdechł jakiś czas temu po walce ze szczurem co z resztą złamało Karlowi serce jak krzesło nos. Niemniej nic co do tej pory robił Diuk nie było tak popierdolonych jak to co właśnie widział. Karl Topher zabrał z miejsca zbrodni kawałek węgla ze zniszczonych wozów i narysował symbol złodzei na wozach jakie transportowali, ot tak, dla pewności. Karawana ruszyła w dalszą drogę a Diuk leczył odciski u Abelarda, przy okazji cyrulik zmienił mu opatrunek. Wtedy zatrzymali ich oni. Konne paniczki którym źle z ryja patrzyło. Chyba nie tylko Diuk to zauważył bo wszystkie chłopy nagle na ich widok posępniały. Nagle dziób otworzył Leo i Diuk uśmiechnął się jedynie i powiedział sam do siebie, ale każdy w zasięgu słuchu mógł go usłyszeć. - To będzie dobre. - Po chwili dodał. - Czy on się kiedyś kurwa nauczy by nie otwierać ryja? Naprawdę. Jak oni kurwa wychowują te bękarty w Tilei. - Zakończył żartobliwie.
__________________ Man-o'-War Część I Ostatnio edytowane przez Baird : 01-09-2017 o 04:27. |
01-09-2017, 07:55 | #100 |
Reputacja: 1 |
|
| |