Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-09-2017, 22:06   #3
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
Z Nowym Jorkiem łączyły ją trudne relacje. Źle jej się tu spało, jedzenie nie smakowało i ciągle miała wrażenie, że skóra ją swędzi. Nawet alkohol wydawał się tu być taki "meh". Wracając tu po raz pierwszy po długiej nieobecności okazało się, że nie potrafi się odnaleźć w tym miejscu. Niby wszystko wydawało się być takie same, a jednak było zupełnie inaczej. Czuła w kościach, że to nie jest już jej dom. Ale mimo to ponownie wróciła. Za pierwszym razem zawędrowała daleko, kilka stanów zostawiając za sobą. Ale niestety wróciła. A dopiero co trochę kilometrów zrobiła, zanim znów ją coś opętało i zawróciła się na pięcie. Oczywiście po raz kolejny nie zrobiła nic z tego co sobie obiecała w drodze powrotnej do swego rodzinnego miasta.

W końcu uznała, że musi sobie znaleźć jakiś kompromis, bo inaczej oszaleje. A nim właśnie były nowojorskie koleje. Niby praca pod nowojorskim sztandarem, a jednak - co wydawało jej się być konieczne - poza granicami Wielkiego Zgniłego Jabłka.
Zgłosiła się do działu rekrutacji licząc, że para rąk potrafiąca zrobić użytek z pistoletu czy karabinu może się przydać. W końcu na takich zawsze wszędzie był popyt, bo celów do strzelania nigdy nie brakowało, a i stanowisko często dożywotnie. Zostawiła papiery, zaproszono ją na rozmowę, która była dla niej trudna, zważywszy na to, że trzeba było o sobie nieco opowiedzieć. W każdym innym mieście mogłaby pościemniać. Tu niestety nie bardzo, bo widniała w pewnych rejestrach. Tak więc szczerze przyznała się rekrutującym do swoich win.
"Tak, owszem przeszłam przeszkolenie"
"Tak, nosiłam mundur"
"No tak, widziałam front, ale szukając szczęścia skierowałam się na południe"


A że tam go nie znalazła to wróciła. Dwa razy.

Musiała się mocno powstrzymywać, żeby nie powiedzieć, że weźmie każdą robotę byle tylko się już wynieść z Nowego Jorku. Gdyby miała być szczera to i mogłaby w wolontariacie robić byle jej jeść dawali i zajęcie miała. Ale przecież za coś trzeba było kupować amunicję i alkohol. Dlatego, dobrym zwyczajem, informacje o płacach skomentowała ciężkim westchnięciem, z miną jakby ktoś proponował jej paczkę fajek w zamian za jej nerkę i na koniec wypowiedziała magiczne "no niech będzie" tonem jakby chciano od niej by własnoręcznie robiła nasypy pod tory.
A tak po prawdzie to zarobki naprawdę były w porządku, nawet zastrzeżenie, że większa część będzie do odebrania po robocie, ucieszyła ją w duchu. Przynajmniej coś jej zostanie i dopiero po powrocie wszystko na raz przebimba.

Pogoda która tego dnia szalała za oknem, nie przeszkadzała jej. Po upałach nawet przyjemnie było poczuć chłód na skórze. Nieprzemakalny szary płaszcz Alice wisiał na wieszaku przy wejściu, a kałuża pod nim robiła się coraz większa. Halsey siedziała na ławie, oparta plecami o ścianę. W dłoniach trzymała rozłożonego "Soldier of Freedom" i pogrążona w lekturze nuciła pod nosem piosenkę.
- Got a real good feelin’ something bad about to happen - i jeśli ktoś się przysłuchał to mógł stwierdzić, że miała całkiem przyjemny głos.

Długie włosy w odcieniu jasnego blondu sięgały połowy pleców Halsey, a w tej chwili były związane z tyłu głowy i kryły się pod czarną, dopasowaną skórzaną kurtką. Na dłoniach miała rękawiczki bez palców, z metalowymi wzmocnieniami na kostkach. Do tego czarne dopasowane bojówki z wieloma kieszeniami i czarne buty z wysoką cholewką, w których na upartego spokojnie można byłoby przemycić myśliwski nóż. Blondynka na oko wydawała się być wiekiem w połowie drogi między 20 a 30 rokiem życia.

Alice stanęła na baczność, gdy tylko Cal Hunter wezwała ją i jeszcze dwie inne osoby do pokoju. Blondynka pochwyciła swój plecak i żołnierskim krokiem, z pewną siebie wyprostowaną postawą weszła do środka. Była raczej wysoka, o szczupłej posturze. W sali rozejrzała się i zajęła miejsce na kanapie, rozsiadając wygodnie. Rękę oparła o podłokietnik i palcami wystukiwała na niej rytm piosenki, którą jeszcze chwilę temu nuciła. W trakcie wstępu Hunter, Halsey przyjrzała się swoim współpracownikom krótko i nienatarczywie. Uśmiechnęła się miło gdy Cal skończyła mówić i pierwsza osoba się przedstawiła.

- Jestem Alice Halsey, strzelec. Nie obrażam się za zwracanie do mnie po nazwisku - powiedziała krótko i konkretnie, bo uznała na dłuższe wywody nie było tu czasu. To przecież będą mogli nadgonić w drodze, bo trochę przed sobą mil mieli. W przeciwieństwie do Emmy, której przyglądała się gdy ta mówiła, blondynkę nie interesowały za bardzo szczegóły. To co było ważne to by jak najszybciej wyruszyć, bo Bóg jej świadkiem, że wścieknie się jeśli w tym tygodniu nie wyniesie się z Nowego Jorku, a spakowana do drogi była już od pierwszego dnia, kiedy złożyła papiery do Kolei. - Poproszę herbatę z cukrem - dodała uprzejmym tonem. - To kiedy ruszamy? - zapytała o zaraz, to co najbardziej ją interesowało. Akcent od razu zdradzał jej nowojorskie korzenie.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn

Ostatnio edytowane przez Mag : 07-09-2017 o 22:08.
Mag jest offline