Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-09-2017, 10:23   #322
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
Balthazaar spojrzał na wytrych, a następnie na jego właścicielkę. Kręcąc głową włożył wytrych do dziury na klucz, lecz nic się nie działo.
-Chyba nie działa- skomentował, po czym odsunął się od drzwi i oddał wytrych Venorze.
-Mówiłem, że to nie takie proste…- skomentował krasnolud.
- No trudno, warto było spróbować - stwierdziła zawiedziona rycerka i schowała przedmiot do torby. - To sobie pozwiedzamy najpierw... - dodała i ruszyła ku schodom.
Kamienne schody wyglądały na solidne, choć fragmenty starej zaprawy i ostre krawędzie stopni w wielu miejscach były mocno naruszone lub zwyczajnie ukruszone. Venora zgodnie z własną wolą ruszyła przodem odwracając się jeszcze ostatni raz w stronę zamkniętych na amen drzwi za ich plecami. Schody kończyły się w niewielkim przedsionku, który był częścią sporego holu. Wszędzie tutaj panowała ciemność i paskudna aura złej energii, którą panna Oakenfold wyczuwała bez większego problemu.

Okna pozabijano deskami i tylko przez niewielkie szczeliny słoneczne promienie dostawały się do środka rzucając wąskie pasma na brukowanej podłodze i ścianach. Z każdym krokiem kompani wzbijali w powietrze masy kurzu zalegającego w całym przybytku. Był to niewielki zameczek, baszta, czy warownia. Trudno było określić oglądając miejsce wyłącznie ze środka. Znajdowało się tu kilka opustoszałych komnat, w których na próżno było szukać czegokolwiek wartościowego.
-Wydaje mi się, że tu była kuchnia i stołówka, a tamte trzy pomieszczenia należały do lorda tego miejsca i jego świty- komentował Dundein, których z całej grupki zdecydowanie najlepiej znał się na warowniach. Zatrzymali się pod kręconymi schodami w górę. Wąskie i strome, kręciły się trzy razy wokół grubego, stalowego słupa stanowiącego ich kręgosłup.

-Najpierw Venora- zaproponował brodacz -Jest najlżejsza- wzruszył ramionami. Stalowe schody były w zdecydowanie gorszym stanie niż poprzednie - kamienne. Skrzypiące i niestabilne uginały się pod krokami opancerzonej rycerki. Venora martwiła się, że pod najcięższym Balthazaarem zwyczajnie runą w dół. Gdy dotarła na górę w końcu poczuła powiew świeżego powietrza o intensywnym zapachu górsko - leśnej bryzy. Pomieszczenie, w którym się zjawiła było zdecydowanie największym ze wszystkich, które zbadali. Na ziemi leżały spore fragmenty stropu, oraz dwie kamienne kolumny. Całość ogólnie przypominała wielkie pobojowisko. Przez wielkie, wyważone drzwi do środka wpadało słońce a Venora ujrzała fragment dziedzińca i oddalone górskie szczyty.
-I co?- głos krasnoluda wyrwał ją z zamyślenia. Brodacz w końcu dołączył do niej a smoczydło mogło zacząć wspinaczkę ku górze, do swych kompanów.

Venora powoli opuściła budynek i zasłoniła oczy dłonią, przed oślepiającym słońcem. Niewielki plac musiał robić przyjemne i przytulne wrażenie za czasów swej świetności. Teraz był tylko pustą przestrzenią z masą kamieni i resztek murów walającymi się wszędzie wokół. Byli naprawdę wysoko, o czym zresztą świadczył ból w nogach i plecach. Na skraju stromego urwiska, kiedyś znajdowała się balustrada, a teraz po niej były tylko otwory w kamiennym podłożu. Venora spojrzała w dół i ujrzała schody i ścieżkę do tajemnego wejścia, które wskazał im Gloglo, pomiędzy drzewami. Troll czekał tam cierpliwie obgryzając korę drzewa, a za każdym razem gdy spoglądał na czarnego ogiera, to Młot tupał nogą i groźnie prychał. Venora odwróciła się i rzuciła okiem na całą budowlę.


Na lewo od wielkiego budynku stała prostokątna baszta, która za pewne była zarówno punktem obserwacyjnym okolicy, jak i posterunkiem straży.
-No i co teraz? Jakieś pomysły?- spytał brodacz.
- Jak zawsze przy takich budowlach. Musimy systematycznie wszystko przeczesać. I zrobić to bardzo szybko - odparła mu paladynka. - Jakbym była wampirem to gdzie bym się skryła… - myślała na głos i rozglądała się w koło, stojąc na środku placu. - Musi być zawsze ciemno, więc albo miejsce gdzie okna są szczelnie zabite, tak jak tamten korytarz, co jasno daje nam do zrozumienia, że tam wampiry chodziły... To jeszcze można po prostu wybrać pomieszczenie bez okien, piwnica jakaś. Rozglądajmy się więc za pomieszczeniami, które mają zakryte okna oraz patrzmy pod nogi, by znaleźć jakieś klapy którą można zejść na niższe poziomy - stwierdziła i spojrzała w kierunku z którego przyszli, czekając na Balthazaara. - Myślę jednak, że jesteśmy na dobrej drodze, na pewno ich leże musi być gdzieś tu, by przypadkowym gościom nie chciało się zajść aż tak daleko po tych schodach. Chodźmy więc do baszty i szukajmy tego co wspomniałam już.

-Nie znam się na umrzykach zbyt dobrze, ale jeśli w całej ruinie jest tylko jedno zapieczętowane magicznie miejsce, to domyślam się, że właśnie tam kryje się ich leżę…- brodacz wzruszył ramionami.
- Wiem, ale nie zmienia to faktu, że nie mamy jak się tam dostać - stwierdziła Venora. - Ale całe to miejsce jest nasączone złą energią, nie tylko tamte drzwi - zauważyła. - Chociaż, gdy się tak zastanowisz to wampir nawet jako mgiełka nie przejdzie przed tak szczelnie zamknięte drzwi. Ciekawi mnie też ile czasu zajęło im dotarcie z miejsca gdzie nas zaatakowały by tu wrócić. Bo jeśli świt je zastał to... Problem wampirów rozwiązał się sam. - westchnęła. - Przeszukajmy jeszcze tą basztę i wrócimy do tamtych drzwi. Może znajdziemy sposób żeby je sforsować
Dundein skinął głową towarzyszce i już mieli ruszać gdy we wnętrzu budynku ze schodami dostrzegli jakieś zamieszanie. Balthazaar wymachiwał energicznie mieczem jakby walczył z powietrzem. Rycerka pochwyciła buzdygan i ruszyła biegiem w tym kierunku, a tuż za nią człapał krasnoludzki kapłan, lecz zanim wbiegli z powrotem do środka z kamiennej ściany wyłonił się duch człowieka wojownika.


Duch przypominał półmaterialnego człowieka o szarej skórze. Jego pancerz miał kolor smoły, a twarz była zniekształcona kostnymi wypustkami. Venora dobyła swego świętego symbolu by odegnać nieumarłego, lecz boska moc nie zadziałała. Przeciwnik wyciągnął ku niej rękę i przeniknął jej pancerz. Venora poczuła zimny dotyk dłoni na swojej piersi, a wraz z nim pojawiło się uczucie jakby część jej pewności siebie została jej zabrana przez istotę. Zjawa uśmiechnęła się do niej złowrogo i przybrała materialną postać, a jej kształty przestały falować na wietrze.
- Spróbuj go odegnać! - krzyknęła Venora do Dundeina, a sama szukała sposobności na zamachnięcie się na istotę buzdyganem.
Kapłan Moradina krzyknął coś w mowie krasnoludów manifestując swój święty symbol kowadła i młota, lecz ten rozbłysnął tylko blado, a umrzyk nawet nie zareagował.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline